niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 27



Podobno najtrudniej jest zaczynać coś całkiem od początku. Czy to prawda? Tak, stanowcze tak. Musiałam nauczyć się kochać a to wbrew pozorom nie przychodzi samo. Być może była to wina Oliviera ale… Ale to też była moja wina, bałam się zaufać, bałam się pokochać, bałam się, że znów ktoś mnie porzuci, zrani i zmiesza z błotem. No normalnie jak choleryczka…
Każdego dnia zastanawiałam się czy będę w stanie pokochać, czy będę w stanie zaufać komuś z przeciwnej płci. Zaufałam i chyba pokochałam… Dlaczego chyba? Może i byłam w pewnym stopniu pewna swojego uczucia ale gdzieś wewnątrz mnie wciąż była ta cząstka, która chciała mi dać do zrozumienia, że Zayn jest jednym z tych, którzy pobawią się dziewczyną i ją zostawią. Chciałam tego nie brać pod uwagę, chciałam nie zwracać na to uwagi ale nie mogłam… Coś jednak nie dawało mi wewnętrznego spokoju i chciało za wszelką cenę pokazać mi jaki to Zayn jest zły.
- Ziemia do Valery….- Zayn pomachał mi ręką przed oczami- jesteśmy na miejscu- wskazał na małą knajpkę przed nami
- No to chodźmy- powiedziałam i ruszyłam jednak on okazał się być sprytniejszy i zatrzymał mnie ciągnąc mnie za rękę
- Powiedz mi co się stało…-
- Nic Zayn, po prostu zamyśliłam się- uśmiechnęłam się
- Na pewno?- zapytał a ja skinęłam głową dodając do tego uśmiech. On również się uśmiechnął… No i taki uśmiech miałby wskazywać na złe zamiary? Ludzie to nie ten chłopak… Może i mógłby łamać damskie serca ale….
- Zayn mógłbyś mnie skrzywdzić?- zapytałam przed samymi drzwiami
- Skąd to pytanie?- ściągnął brwi
- Odpowiedz mi na nie.- nalegałam
- Nie, nie mógłbym Cię zranić. Jesteś zbyt ważna w moim życiu- powiedział i pocałował moją dłoń. Uśmiechnęłam się i weszliśmy do lokalu w którym pachniało czekoladą.

Pakowałem swoją walizkę gdy w oczy rzuciła mi się biała koperta. Tak, miałem ten list wysłać do niej pocztą ale albo nie było na to czasu albo po prostu zapominałem.
- Mamo zaraz wrócę!- krzyknąłem i wybiegłem z domu pośpiesznie zapinając kurtkę
- Ben za 2 godziny mamy samolot!- krzyknęła kobieta z okna
- Wiem!- odparłem i ile miałem sił w nogach pognałem w kierunku domu Valery.
Wiedziałem, że zrobiłem źle ale nie mogłem jej powiedzieć wszystkiego. No bo niby jakim prawem ta dziewczyna miała cierpieć wraz ze mną? No właśnie, żadnym. Śmierć ojca nie jest niczym aż tak… Ważnym? Wartym opowieści? Wartym wspominania? Ona więcej wycierpiała niźli ja i ten jej Zayn razem wzięci… A to, że ojciec postanowił zabrać nam ten dom i kupić nowy na Florydzie było lekkim… przegięciem. Nagle, po tylu latach przypomina sobie, że jednak ma rodzinę. Ba! Nawet miał siłę i odwagę kupić jej dom a zabrać jej ten w którym czuli się bezpieczni… Byłem na niego wściekły! Jakim cudem mógł się wtrącać w moje życie?!
Otarłem pojedynczą łzę, która ukradkiem wydobyła się z moich oczy i wrzuciłem list do skrzynki. Spojrzałem na jej dom i nagle przypomniałem sobie wieczór z nią gdzie poczułem się naprawdę dobrze. Nie spotkałem nigdy kogoś równie pokręconego i czułego ale ot co. Życie płata nam różne figle a my nie mamy nic do powiedzenia.

- Smaczna?- zapytał mnie chłopak wskazując na mój kubek. Skinęłam głową i zatopiłam usta w słodkim napoju. Było mi z nim tutaj tak dobrze… Trzymał moją dłoń w swojej i spoglądał głęboko w oczy od czasu do czasu prawiąc komplementy. Był przy tym taki szczery i naturalny jakby to wszystko co do tej pory powiedział było najszczerszą prawdą. A może właśnie tak było? Może właśnie na tym polegał mój problem, że bałam się uwierzyć komuś na słowo? Może naprawdę byłam to najładniejszą dziewczyną w całym Londynie? Dlaczego właściwie miałabym obawiać się kogoś kto jest dla mnie taki czuły, taki delikatny, taki opiekuńczy… dlaczego?
- A właśnie… Mam dla Ciebie mały prezent- powiedział i sięgnął do swojej torby. Po chwili postawił przede mną niewielkie pudełeczko.
- Ale Zayn.. Ja… ja nie mam nic dla Ciebie- powiedziałam czując się nieco głupio
- Tutaj nie chodzi o to abyś również mi coś dała. To jest prezent i to się liczy…- uśmiechnął się- Ale jeśli możesz otwórz go w domu- kiwnęłam głową. Pocałował moją dłoń.- Wiesz jak ślicznie wyglądasz? – spuściłam wzrok czując, ze oblewam się rumieńcem- I kocham to w jaki sposób się rumienisz, i kocham Twój sposób mówienia, i kocham Twoje oczy i sposób w jakie je mrużysz gdy myślisz, złościsz się i się uśmiechasz. Jesteś idealna Valery…-
- A Ty sypiesz komplementami jakbyś miał coś na duszy, dziękuję- uśmiechnęłam się
- Po prostu jestem Tobą zauroczony…- rzekł cały czas patrząc na mnie- Jestem w Tobie zakochany po uszy- obszedł dookoła nasz stolik i klęknął przede mną.- Wiem, że boisz się miłości, wiem, że boisz się zaufać po tym co się stało ale… Ale Valery ja nie czułem się nigdy tak szczęśliwy jak z Tobą tutaj, w ten chwili. Jesteś dla mnie nie tylko osobą bliską memu sercu ale też jesteś przyjaciółką. Wiem że mogę na Tobie polegać, wiem, że mogę zaufać i to w Tobie cenię. Zrozumiem jeśli będziesz chciała czasu na zastanowienie się, przemyślenie wszystkiego… ja to zrozumiem.- powiedział chłopak patrzącymi w oczy. Czy to już nie był wystarczający dowód na to, że mnie kocha? Czy to nie był wystarczający dowód na to, że mnie darzy naprawdę wielkim uczuciem? BYŁ.
- Kocham Cię Zayn- szepnęłam z głębi serca. Było to najszczersze wyznanie miłości w moim całym życiu….
- Ja Ciebie również kocham Valery…- szepnął i pocałował mnie z największą czułością.

Około 17.30 opuściliśmy lokal i spacerkiem ruszyliśmy do domu. Humory nam dopisywały, co chwile wybuchaliśmy śmiechem zwracając tym samym na siebie uwagę. W pewnym momencie zaczęłam uciekać przed Zayn’em, który zaczął mnie łaskotać.
- Myślisz, że taka jesteś szybka?- zaśmiał się chłopak i ruszył za mną. Niewiele myliłam się zakładając, że po kilkunastu metrach intensywnego biegu dostanę zadyszki. Tak też się stało.
- A mówiłem!- Zayn dobiegł do mnie i ukrył mnie w swoich ramionach.- Dziś puszczę Cię wolno niewiasto ale zapamiętaj, że przyjdzie dzień, w którym będziesz musiała zapłacić za swoją wolność- wybuchła mu śmiechem prosto w twarz
- Och tak rycerzu Maliku, ale ten dzień musi dopiero nadejść- wtuliłam się w jego bluzę, która raptownie rozgrzała moje policzki. Mimo iż dnie były w miarę ciepłe jednak wieczory nie należały do tych najcieplejszych.
- Nie to, że ja chcę przerywać tę jakże cudowną chwilę ale zaczyna kropić a do domu mamy kawałek drogi- powiedział chłopak
- No to na co czekamy? Łapka w łapkę i do domku marsz!- złapaliśmy się za dłonie i zaczęliśmy iść. W pewnym momencie zaczęliśmy biec ale to nic nie dało- ulewa nas złapała przed ostatnim zakrętem. Zaczęłam się śmiać co spowodowało, że Zayn również zaczął się śmiać. W końcu porządnie przemoczeni dotarliśmy do bramy mojego domu.
- wejdziesz?- zapytałam licząc na przychylną odpowiedź.
- Dzisiaj niestety nie mogę ale jutro na pewno przyjdę- powiedział i zaczął się oddalać gdy krzyknęłam
- A to ładnie tak bez pożegnania odchodzić?- skrzyżowałam ręce na piersi robiąc obrażoną minę
- Och kochanie…- wrócił i pocałował mnie namiętnie
- No i tym sposobem dwa marzenia spełnione. Pocałunek w deszcz i pocałunek z Tobą. Dobranoc- rzuciłam i odwróciłam się. Wyjęłam listy z skrzynki i pobiegłam do domu.

Wbiegłem do domu i natychmiast zdjąłem buty, w których zrobiło się niemałe jezioro.
- Zayn to Ty?- zawołał z salonu Niall
- Tak to ja. Zaraz przyjdę tylko się przebiorę- rzuciłem i pobiegłem na górę. Raz, dwa zdjąłem mokre ubranie i założyłem swoje ulubione szare dresy oraz czerwoną koszulkę. Przeczesałem mokre włosy ręką
- och Panie Malik, jaki Pan przystojny…- powiedziałem do własnego odbicia. Od razu przypomniał mi się uśmiech Valery i jej oczy, które lśniły przy każdym jej uśmiechu. Pogrążony w myślach o niej zszedłem na dół i nawet nie zauważyłem, że było tam niebywale cicho….
- Stało się coś?- zapytałem siadając na pufie
- Dlaczego nie powiedziałeś nam o Valery? Dlaczego nie powiedziałeś tego Paulowi? Wiesz co teraz będzie się działo? Stary ona o nas nie wiem…- rzucił zły Liam
- Ej, ej spokojnie. Nie wie i się nie dowie. Dlaczego wam nie powiedziałem? No przecież dzisiaj to zrobiliśmy… nie wiem o co wam chodzi… A Paul? Paul nie może zabronić mi spotykać się z kim chcę. Nie rozumiecie jak to jest się zakochać? Ona jest dla mnie wszystkim i nie chcę jej stracić…- powiedziałem
- Zayn… W sieci jest mnóstwo waszych zdjęć z dzisiejszego dnia. Fanki szaleją, mówią, że znajdą ją i zrobią jej krzywdę. Nie wiem co masz zamiar z tym zrobić ale zrób coś. Paul już walczy o to aby te zdjęcia zostały usunięte ale jak jakiś fotoreporter ją złapie na ulicy to…. On się wścieknie rozumiesz?- zapytał mnie Lou a ja kiwnąłem głową. Mieli rację, okazałem się być bardzo nierozważną osobą.

Nie zdążyłam dobrze wejść do domu gdy Korney skoczył na mnie powalając mnie na chłodny chodnik. Zaczął lizać mnie po twarzy wesoło merdając ogonem. Zaczęłam się śmiać usiłując nakłonić psa do tego aby zszedł ze mnie ale nie było takiej siły, która by po poskromiła. Po chwili pojawiła się babcia z kawałkiem jakiejś szynki w dłoni i rzuciła ją przed niego co wywołało u niego pożądaną przeze mnie reakcję.
- A Ty moja Panno mogłabyś wracać nieco wcześniej do domu gdy masz jutro szkołę- rzuciła mi wściekłe spojrzenie
- Stało się coś?- zapytałam widząc babcię lekko podenerwowaną
- Charlie ma zapalenie płuc ot co.- zamknęłam za sobą drzwi zostawiając psa na dworze.
- I co ja mam do tego?- zapytałam nie bardzo rozumiejąc żal babci do mnie
- A to, że ja też potrzebuję chwili odpoczynku, pomocy a nawet towarzystwa. Jest mi ciężko Valery i mogłabyś mi jakoś pomóc- zarzuciła mi
- To nie mogłaś mi powiedzieć lub też napisać, ze jest Ci potrzebna pomoc?- weszłam do kuchni z zamiarem wyrzucenia ulotek o kredytach. W koszu zobaczyłam opróżnioną butelkę po winie- Nie… No po prostu w to nie wierzę. Ty piłaś?!- wściekłam się
- Jestem dorosła i mogę sobie od czasu do czasu wypić lampkę wina dla poprawy krążenia-
- Lampkę?! Od kiedy litr wina to lampka?! Ty jesteś kompletnie pijana!- wrzasnęłam- I Ty nazywasz się odpowiedzialną osobą?!- krzyknęłam ściskając listy w jednej dłoni a drugą ciskając mocno drzwiczkami- Zastanów się nad tym co robisz bo Twoje zachowanie nie wskazuje abyś była dojrzałą osobą- spojrzałam na nią i czują przypływ złości ruszyłam na górę.
Jak ona mogła? Jak mogła pić wiedząc co spotkało mnie, co spotkało nas?! Czy ona nie rozumiała jak bardzo brzydzę się osobami pijącymi alkohol? Czy ona nie rozumiała, że nie chcę mieć więcej z tym wszystkim styczności?! Poza tym jak ona mogła pić wiedząc, że na górze leży jej chore dziecko?! Złość rosła we mnie z każdą chwilą. Uderzyłam pięścią o drzwi prowadzące do łazienki. Usiadłam i ukryłam twarz w dłoniach. Uspokój się Valery, uspokój się… Wszystko będzie dobrze. Powtarzałam sobie w duchu co powodowało jeszcze większy konflikt. Jak może być wszystko dobrze? No jak? Chciałam płakać ale łzy jak na złość nie chciały wypłynąć z moich oczu. Chciała aby Zayn był teraz przy mnie i pomógł mi w jakiś sposób rozładować to całe napięcie ale nic takiego nie mogło się stać bo on… on miał swoje życie a ja swoje… Byliśmy z dwóch różnych światów, które w niewiadomy sposób zaczęły się ze sobą ścierać i tworzyć jedność….
Postanowiłam wziąć prysznic a następnie zajrzeć do Charliego. I tak właśnie też zrobiłam. Długi prysznic uśmierzył cały ból a złość spłynęła po mnie jak po kaczce. Przecież człowiek nie staje się alkoholikiem po jednym upiciu się. Może faktycznie poświęcałam za mało czasu rodzinie i babci? Może za mało jej pomagałam i w końcu to wszystko stało się dla niej zbyt dużym obciążeniem? Źle postąpiłam i postaram się to naprawić w jakiś konkretny sposób..
Ubrawszy moją ulubioną piżamę poszłam do pokoju brata. Spał niczym aniołek. Pod oczami pojawiły się delikatnie cienie, które były oznaką gorączki. Przykryłam go kołdrą i całując w czoło wyszłam po cichu z pokoju. Zeszłam na dół i obudziłam śpiącą w krześle babcię:
- Chodź, zaprowadzę Cię na górę.- rzuciłam i wzięłam ją pod rękę. Mruczała coś niezrozumiałego ale nie dbałam o to co mówi. W jej sypialni panował nieskazitelny porządek dlatego też ściągając z niej ubrania poskładałam wszystko w kostkę i ułożyłam na krześle.
- Dobranoc Elizabeth…- rzuciła babcia a mnie ścięło z nóg… Wiedziałam, ze człowiek w stanie upojenia alkoholowego mówi różne rzeczy ale żeby ona powiedziała do mnie Elizabeth? Poczułam się dziwnie i nieswojo…
- Dobranoc- odrzekłam i zgasiwszy światło zostawiłam ją samą w pokoju.
Czyżby babcia jednak tęskniła za mamą bardziej niż mi się wydawało? Może i tak ale jednego byłam pewna- byłam odwzorowaniem mojej matki.

Rachunek, rachunek, reklama, Valery, rekla… Co? Do mnie? Spojrzałam jeszcze raz uważnie na kopertę. Widnieje jak byk: Valery Smith. Chwytam kopertę i przysiadam na łóżku. Otwieram ją drżącymi rękoma. Widzę pismo Ben’a… Nie wróży to nic dobrego.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Taki tam prezencik na smutną i smętną niedzielę :)
Nie piszę dziś zbyt dużo bo czekają na mnie książki ale nie mogłam was tak zostawić!
Dziękuję za wszystkie komentarze i cóż....  Sądzę, że kolejny rozdział zawita w środę:)
Kocham bardzo mocno, Magda

4 komentarze:

  1. Hejka rozdział cudowny ;) Zostałaś nominowana przeze mnie Liebster Award ;) Byłoby miło jak byś odpowiedziała na pytanie, które są na tym blogu:
    http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zayn okazuje się tutaj takim meeeeeega słodziakiem :D
    Szalejesz Magdo! ;)
    Ten blog staje się jeszcze bardziej ciekawszy i fascynujący! *_*
    No to do środy ;)

    Olałke <3

    OdpowiedzUsuń
  3. genialny :) ahhhh. Zayn chłopak idealny tutaj sie byc wydaje :P Ale coś tu nie gra :)) I ona nie wie ze oni sa zespolem 1D. Jakim cudem? :P Kocham twoje pomysły!

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział !! <3 Przepraszam że nie komentowałam wcześniejszych postów, ale klawiatura mi się zepsuła, ale już jestem.
    Love, Diana. <3

    OdpowiedzUsuń