piątek, 31 maja 2013

Rozdział 65 ,, A czy ktoś powiedział, że jestem normalna? ''



* Miesiąc później *

Wszystkie dni zlewały się w jedną całość. Myśl, że uda mi się przetrwać te pierwsze dni nie uroniwszy  ani jednej łzy była największym błędem jaki mogłam popełnić. Próbowałam zebrać się w całość, iść na przód,  myśleć o tym wszystkim jako kilku dniach, ale… To okazało się być ponad moje siły.
Koniec sierpnia rozpieszczał nas cudowną pogodą, która jak londyński klimat była niczym spełnienie snów. Popołudniowe wędrówki z bratem do parku, na plac zabaw lub na lody stały się nieodłącznym elementem końca lata. W ten sposób mogłam być zarówno blisko brata, jak i móc przemyśleć kilka spraw. Najczęściej wtedy doznawałam alienacji i nie zrozumienia ze strony społeczeństwa. Czułam się po prostu z niego wykluczona a może sama to robiłam? Może sama specjalnie odseparowywałam się od wszystkich by móc przecierpieć wyjazd ukochanego?
Podczas gdy Char dokazywał biegając dookoła mnie ja smętnie spoglądałam na chmury, których jak na złość było mało.
            Swego rodzaju pocieszeniem była możliwość odwiedzenia przeze mnie dziewczyn, które na czas nieobecności chłopaków zamieszkały w ich domu. Oczywiście, było pusto, cicho i brakowało tego głównego elementu, ale czy to nie było wystarczającą nagrodą? Mogłam pójść do sypialni Niall’a, wąchać jego pozostawione koszuli i odliczać dni do ich przyjazdu. Przecież to będzie za niedługo, prawda? Wrócą tak szybko jakby minęło kilka dni…. Poza tym codzienna rozmowa z blondynem rekompensowała mi jego nieobecność.
Praca stała się już nie tylko źródłem dochodów, ale formą ucieczki od doczesnych problemów. Możliwość postrzegania świata przez obiektyw aparatu dawała mi niezwykłą uciechę, niezwykłą radość. W końcu coś wyglądało tak, jak ja to widziałam, W końcu mogłam pokazać innym mój mały, prywatny świat. 
 
            Tego dnia, gdy po ciężkim aczkolwiek pozytywnie zakręconym dniu pracy siedziałam obok placu zabaw na którym dokazywał Char zdarzyło się coś dziwnego. Ten chłopak, który zwykle witał mnie uśmiechem na twarzy usiadł naprzeciwko mnie. Jego siostrzyczka od razu pobiegła by dołączyć do innych dzieci a on usiadł zapatrzony w wyświetlacz telefonu. Słuchawki na jego uszach nie pozwoliły na to, aby usłyszał cokolwiek z zewnętrznego świata. Zagłębiałam się coraz bardziej w słowa książki pozostawionej mi przez Niebieskookiego. Każde kolejne zdanie chłonęłam niczym gąbka wodę. Ta fabuła, konstrukcja książki była dla mnie czymś niewiarygodnym do tego stopnia, że nie usłyszałam dzwoniącego telefonu. Dopiero miła, starsza Pani sprowadziła mnie na ziemię i od razu oddzwoniłam jak się okazało do Blondyna.
Tak dobrze było usłyszeć jego głos. Każde słowo było absorbowane przeze mnie ze zdwojoną siłą. W końcu samotny człowiek przywiązuje się do każdego ciepłego słowa, jakie dane mu będzie usłyszeć…
Dziwiło mnie to, że chłopak dzwonił o takiej porze gdzie zazwyczaj mieli wywiady… Z tego co mi było wiadomo pomiędzy Londynem a Nowym Jorkiem była różnica czterech godzin więc u nich była 15.30. Zazwyczaj właśnie wtedy mieli mnóstwo zajęć… Zazwyczaj Niall dzwonił do mnie wtedy kiedy u nas było grubo po północy.....
Gdzieś wewnątrz mnie kobieca intuicja podpowiadała mi, że ta rozmowa ma drugie dno, że chłopak nie dzwonił by bez żadnego wyraźnego powodu. Czy rządziła nim w tej chwili tylko i wyłącznie tęsknota oraz chęć usłyszenia mojego głosu? Jak się okazało wcale tak nie było.

- Jak się trzymasz? Wszystko dobrze w domu?- pytał chłopak zmieniając raz po raz tematy
- Dobrze. Akurat jestem z Charliem na placu zabaw, w pracy idzie mi bardzo dobrze a co najlepsze pozwolono mi porobić kilka zdjęć, które spodobały się zawodowym fotografom!- powiedziałam zadowolona ze swoich osiągnięć
- Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć Ci, że jestem cholernie z Ciebie dumny- usłyszałam to szczęście w jego głosie, którego tak cholernie mi brakowało- Mamy lekki zamęt w głowie… Nie możemy się wyspać, fani nie dają nam spokoju a jakby tego było mało co chwilę mamy coś nowego do robienia. Dzisiaj obudzono nas o piątej rano bo musieliśmy o szóstej już być w programie śniadaniowym i udawać iż wszystko jest dobrze… Jakby tego było mało od razu po wywiadzie pędziliśmy do studia na próby. Dopiero teraz dano nam małą przerwę i w końcu mogę zjeść- żalił się chłopak. W jego przypadku spędzenie tylu godzin na głodzie graniczyło z cudem…
- Dbaj o siebie kochanie…- powiedziałam z troską w głosie- Nie chcę aby stało Ci się coś złego.- powiedziałam i usłyszałam jakiś huk, szmer i śmiech chłopaków. Po chwili w słuchawce usłyszałam dźwięczny głos Zayn’a, który mówił jak bardzo tęskni i martwi się o mnie. Kolejny szmer, huk i teraz do telefonu dobrał się Li. Był naprawdę szczęśliwy. Widać, że to co robili nadawało sens jego życiu, że sprawiało mu największą radość. Po kilku zdaniach zamienionych z tym chłopakiem Lou dossał się do telefonu niczym mały glonojad i nawijał kilka sekund póki Niall nie wywalczył telefonu. Było mi dosyć przykro iż Hazza nie dołączył do nich ale z tego co było dane mi usłyszeć wybrał się gdzieś z jakąś dziewczyną. I w końcu padło znamienne zdanie Liam’a: Powiedziałeś już jej?
Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że coś musiało się wydarzyć.
- Co miałeś mi powiedzieć Niall?- zapytałam lekko przestraszona. Może coś stało się Hazzie? Może coś stało się któremuś z chłopaków albo co gorsza kolejna fala niemiłych słów od antyfanów zaczynała rozsadzać od środka serduszko któregoś z nich.
- Bo widzisz…- zaczął dosyć drżącym głosem. Chłopak zawsze zaczynał właśnie w taki sposób rozmowę gdy miał mi coś ważnego do zakomunikowania.
- Niall do cholery powiedz mi co się dzieje bo zaraz przestane być taka miła- warknęłam na co chłopak wypalił bez ogródek
- Zobaczymy się dopiero w Święta Bożego Narodzenia.- jego słowa były niczym żyletki, które kaleczyły moje serce.
- Ale jak to? Co Ty mówisz Niall ?- zaczęłam jednak nie potrafiłam być spokojna. Każda cząstka we mnie drżała wywołując uczucie bólu i rozdrażnienia.- Co ten facet sobie wyobraża?!- krzyknęłam nie dbając o to, że jestem w publicznym miejscu. Dopiero przechodzący nieopodal mnie policjant dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie będzie tolerował takiego zachowania.- Jak wy mogliście się zgodzić na to?- zapytałam poprzez łzy.- Jak to ma wyglądać? Wrócisz dopiero za cztery miesiące i będzie dobrze?- otarłam drżącą dłonią policzek- To tak nie może wyglądać Niall. Nie dam rady, rozumiesz?
- Zawsze możesz do nas przylecieć. Od ręki załatwię Ci bilet, pokryję wszystkie koszty…- zaczął- Proszę nie płacz, serce mi się rozpada na kawałki słysząc jak płaczesz i to z mojej winy.- niemalże błagał chłopak
- A co z rodziną? Ja też mam obowiązki, mam rodzinę, pracę…
- Pragnę Ci przypomnieć, że to jest właśnie moja praca.- rzucił. Chwila milczenia przeciągała się w wieczność i w końcu powiedział- Poza tym nikt nie obiecywał, że będzie łatwo
- Wiesz… Zadzwonię do Ciebie później- powiedziałam pośpiesznie się rozłączając. Nie chciałam by słyszał jak płaczę, nie chciałam by słyszał ciąg przekleństw, które wypadały z moich ust niczym groszki z pudełka.
Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Nie potrafiłam inaczej. Nie potrafiłam przecierpieć wszystkiego w samotności, bez łez, bez tego całego cyrku. Czy normalne dziewczyny siedzą w parku na ławce i płaczą?
 A czy ktoś powiedział, że ja jestem normalna?

Wszelka złość, strach i ból uchodziły ze mnie wraz z łzami. Jak można komuś podarować broń wycelowaną prosto w serce? Jak można podarować komuś miłość, która zabija?
Usiłowałam nie myśleć o tym chłopaku, próbowałam wyrzucić z głowy jego cudowny ton głosu i czułe słowa, ale to było niczym bumerang- powracało znacznie szybciej do mnie niż bym tego chciała. Jego słowa odbijały się w mojej głowie niczym echo w pustej studni.
,, Nikt nie mówił, że będzie łatwo.'' Tylko nikt nie raczył mnie uprzedzić, że nie będę widziała ukochanej osoby niemalże pół roku. Wiedziałam, że na tym polegała jego praca, że nie ma wyboru, ale złość i tęsknota musiały zrobić swoje…
Uspakajałam zarówno swoje ciało jak i myśli biorąc coraz głębsze oddechy. W końcu chwyciłam ponownie za telefon i wybrałam numer chłopaka lecz dane mi było porozmawiać z uroczą automatyczną sekretarką.
- Szkoda życia na łzy.- usłyszałam i ujrzałam przed sobą paczkę chusteczek skierowanych bezpośrednio w moją twarz. Spojrzałam na góry i ujrzałam tego chłopaka, który tak bardzo odseparował się od świata.- Śmiało, bierz.- uśmiechnął się energicznie machając paczka. Wyciągnęłam z niej chusteczkę i otarłam oczy.
- Dzięki.- szepnęłam próbując doprowadzić się do porządku.
- Wszystko ok.? Bo z tego co udało się połowie parku usłyszeć nie jest najlepiej- zaśmiałam się i dopiero teraz zdałam sobie sprawę ile zamieszania narobiłam wokół własnej osoby.- Jak mniemam chłopak?- spojrzałam na niego chcąc rzec mu kilka niemiłych rzeczy, jednak powstrzymała się. W wyrazie jego zielonych oczu było coś co dawało mi ukojenie, przynosiło pożądany spokój ducha. Było w nim coś z Hazzy za którym w dosyć dziwny sposób tęskniłam. Pokiwałam twierdząco głową i posadziłam na kolanach brata, który przybiegł do mnie.
- Dlaczego płaczesz?- zapytał patrząc w moje oczy
- Nie płaczę Char… Ja po prostu cieszę się, że spotkałam kolegę- wskazałam na chłopaka. Brat zlustrował go wzrokiem a potem spojrzał na mnie
- A Niall? Nie będzie zły, że nie płaczesz na jego widok?- zapytał a ja zaśmiałam się
- Nie, nie będzie zły. A teraz uciekaj bawić się na plac bo za chwilę idziemy do domu.- delikatnie popchnęłam go w stronę bawiących się dzieci.
W głębi duszy byłam bardzo zadowolona z faktu, że brat dorasta w takim środowisku. Był niemalże tak samo wesoły jak wtedy, kiedy przyjechaliśmy do Londynu. Nie wiem czy mi się tylko wydawało czy też nie, ale ostatnio zmarniał. Być może była to sprawka tego, że był bardzo aktywny. Biegał, bawił się z rówieśnikami, mniej jadł…
- To Twoje…- usłyszałam i przecząco pokręciłam głową
- To mój brat- uśmiechnęłam się widząc strach w oczach bruneta. Chłopak usiadł obok mnie i spoglądał na moją twarz. Próbowałam to ignorować, ale świadomość tego, że tai chłopak spoglądał na mnie, malowała na moich policzkach rumieńce. W końcu ośmieliłam się i spojrzałam na niego.
- Rozstaliście się.- stwierdził bez żadnych oporów.
- Że co proszę?!- powiedziałam podniesionym głosem. Zerwałam się z ławki zbierając z niej pośpiesznie swoje rzeczy.
- Nie chciałem abyś zrozumiała mnie źle.- zaczął się jąkać tłumacząc- Wybacz mi Valery.- powiedział a ja odwróciłam się do niego twarzą.
- Nie znasz mnie. Nie wiesz kim jestem więc życzliwie proszę nie wtrącaj się w moje sprawy!- odwróciłam się i ruszyłam w stronę placu zabaw- Char! Idziemy do domu!- zdenerwowana krzyknęłam na brata. Malec od razu znalazł się tuż przy mnie prosząc o kilka minut zabawy z małą blondyneczką, która miała bardzo odważnego brata.- Bez dyskusji Charlie. Idziemy do domu na kolację.- chwyciłam malca za rękę i rozdzielając go z jego towarzyszką ruszyłam do domu.
Będąc w połowie drogi zdawało mi się słyszeć przyciszony krzyk chłopaka za mną. Nie odwracałam się, nie zwracałam uwagi tylko parłam przed siebie  udając, że w żaden sposób nie poruszyły mnie jego słowa.

Cześć truskaweczki!
 Jak się cieszę, że mogę z wami tu być! :*
Tak, dzisiaj jest ten jeden z lepszych dni, a dlaczego? Nie ma to jak mieć weekend od środy :D W końcu jako tako wypoczęłam, zajęłam się pisaniem, załatwiłam wszystkie sprawy a co za tym idzie uspokoiłam się i w końcu doprowadziłam do porządku. Tak, ścięłam włosy :D 
W szkole ostatni tydzień zawrotów w głowie i luz! Kochane! Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę z tego, że wakacje zbliżają się do nas wielkimi krokami. 
Czy wy też jesteście już wykończone tą gonitwą?
Aspiracje moich nauczycieli względem mojej osoby mnie przerażają... Ostatnio wychowawczyni powiedziała mi, że bardzo by chciała abym miała średnią powyżej 4, 70. Że mnie niby na to stać? Hohoho... Nope, nie jestem geniuszem jak co poniektóre z was :)
Malutkimi kroczkami planuję wakacje i wiecie co? 
Oprócz tego, że będą one spędzone w ruchu będzie big impra z okazji mojej 18 oraz roku gdy ten blog istnieje! 
Nie bójcie się wyrażać swoich opinii!
Czekam na wasze komentarze!
Kocham, Magda :* 


piątek, 24 maja 2013

Rozdział 64 ,, It's tea time! "

Spoglądałam w róg pokoju, który spowiła bezgraniczna ciemność. Strach i imaginacji przybierały rzeczywiste formy, które sprawiały, że mój mózg wariował. W jednej chwili widziałam krwiożerczego potwora a w kolejnej przybierał on postać ogromnego psa, który łudząco przypominał Korney’a. Zakryłam twarz rękoma wmawiając sobie, że to tylko gra światła, że to tylko moja chora wyobraźnia.
Spoglądałam przez palce w miejsce, w którym żył ,, potwór”. Za każdym razem widziałam  ten sam kształt, za każdym razem odczuwałam ten sam strach.  W końcu nie mogąc znieść paraliżującego mnie strachu postanowiłam zapalić światło, ale zamiast tego usłyszałam głośne dobijanie się do drzwi. Całym moim ciałem wstrząsną dreszcz.  Przez myśl przebiegło mi mnóstwo scen rodem z horrorów, w których to do drzwi dobija się seryjny zabójca i gwałciciel.
Uderzenia w drzwi stały się coraz głośniejsze. Przerażona a jednocześnie ciekawa kogo niesie do mnie o tej porze zeszłam na dół zapalając po drodze wszystkie światła. Tuż przy samych drzwiach chwyciłam w rękę nóż do listów i drżącą dłonią otworzyłam drzwi.

- Zayn?- zapytałam zdziwiona widząc skuloną postać chłopaka- Co Ty tu robisz?
- Mogę wejść?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Ruchem ręki wskazałam mu wnętrze domu. Szczerze powiedziawszy odetchnęłam z ulgą gdy ujrzałam jego twarzyczkę – Przestraszyłem Cię?- wskazał na moją dłoń, w której kurczowo ściskałam srebrny nożyk
- Ostrożności nigdy za wiele- uśmiechnęłam się blado. Nagle fala smutku i bliżej nieokreślonego rozgoryczenia zalała moją duszę..- Herbaty?- usiłowałam powiedzieć najbardziej naturalnie jak potrafiłam. Mimo moich starań można było usłyszeć charakterystyczne drżenie w głosie, które było gwoździem do trumny.
Nagle poczułam silne ramiona zaciskające się dookoła mojej talii. Zapach perfum chłopaka uderzył mój nos a spokojny, przepełniony troską głos dodawał mi złudnego poczucia bezpieczeństwa. Nagle wszystko co udało mi się do tej pory ułożyć zostało zdmuchnięte z powierzchni mojej duszy z siłą huraganu. Wszystkie obawy, cały strach i złość powróciły do mnie. To wszystko działo się naprawdę. Oni mieli zaraz wyjechać, Bóg jeden wie na ile a ja? Ja miałam zostać sama w Londynie i robić dobrą minę do złej gry.
- Dlaczego?- wyszeptałam chowając pod ogon wszystkie swoje emocje. Pozwoliłam by pustka i swego rodzaju rozgoryczenie przejęło kontrolę nad moim umysłem.- Dlaczego Zayn?- piekące łzy cisnęły się na zewnątrz. Nie potrafiłam a być może nie chciałam zrozumieć ich postawy. Co to takiego wyjechać niemalże na rok?!
- To naprawdę nie zależy od nas kochanie…- chłopak był opanowany i mówił spokojnym głosem- Gdybyśmy mogli w ogóle nie podjęlibyśmy się tego.- wyjaśnił gładząc mnie po plecach. Jego ogromne ręce obejmowały moje ciało w ten sam sposób w jaki robił to podczas naszych randek, podczas naszych ,, chwil ‘’. Wyszukałam jego ciepłe dłonie błądzące po moim ciele i skrzyżowałam swoje palce z jego. – Już spokojnie…. – szepnął wprost do mojego ucha a jego ciepły oddech wywołał na mojej skórze gęsią skórkę. Delikatnie odsunął mnie od siebie i kciukiem prawej dłoni otarł łzy, które wygrały walkę z moją silną wolą.
- Zayn…- szepnęłam, ale jego kciuk uniemożliwił mi dokończenie zdania. Jego czekoladowe tęczówki wpatrywały się we mnie niczym w obrazek
- To ja zrobię herbatę- uśmiechnął się i czując się niemalże jak u siebie pognał do kuchni i włączył wodę.

- Odzywał się do Ciebie Niall?- zapytałam chłopaka trzymając kurczowo w dłoniach kubek gorącego, ciągle parującego napoju
- Wczoraj dzwonił do nas, by powiedzieć, że przyleci dzień wcześniej do Londynu czyli…- chłopak zaczął myśleć robiąc przy tym śmieszną minę
- Jutro….- wyszeptałam. Nie wiedziałam jak przebiegnie nasze spotkanie i czy w ogóle do niego dojdzie. Nie wiedziałam czy to wszystko ma sens po ,, czymś ‘’ takim
- Ale wrócicie, prawda?- zapytałam ponownie kurcząc się wewnętrznie
- My byśmy mieli nie wrócić? Mów co chcesz Panno Smith ale ja przylecę do Ciebie chociażby z sąsiedniej półkuli- chłopak posłał mi olśniewający uśmiech- Poza tym istnieje coś takiego jak Internet, telefon więc będziemy w stałym kontakcie- jego dłoń musnęła o moją.
- Boję się o niego.- powiedziałam półszeptem. W końcu przyznałam się przed samą sobą, w końcu zrozumiałam przyczynę mojego smutku, w końcu zrozumiałam moje nieszczęście.
- O kogo? O Niall’a?- spojrzałam mu prosto w oczy i pokiwałam przecząco głową- Głuptasie…- chłopak niemal na siłę wyrwał mi dłoń i mocno zacisnął w swojej- On jest z nami bezpieczny-
- Nie chodzi mi o tę trasę koncertową Zayn. Chodzi mi o ten pobyt w Irlandii. Zawsze gdy dzwonił do mnie był taki dziwny, taki rozkojarzony, zbyt obojętny a nawet zbyt chłodny w stosunku do mnie…- wzięłam głęboki wdech zakładając za ucho kilka zagubionych kosmyków włosów- Wydaje mi się, że on w pewien sposób sobie pomaga.- spojrzałam znacząco na niego.
- Myślisz, że on…- zaczął chłopak, ale przerwałam mu kiwaniem twierdzącym głowy- To nie jest możliwe złotko. – uścisk lekko zelżał- Jesteś z nim tyle i nie znasz własnego chłopaka? Dobrze wiesz, że on by Cię nie zranił. Poza tym bierze leki uspakajające bo sprawa z mamą lekko go przerosła- wyjaśnił siadając obok mnie- Jutro się zobaczycie i sama ujrzysz, że jest wszystko dobrze- pocałował moje czoło. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i wsłuchiwałam się w miarowe bicie serca.
- Tak, masz rację. Zbyt pochopnie oceniam innych.- odparłam usilnie wierząc w słowa mulata. Czułam się tak, jakbym stąpała po wyjątkowo cienkim lodzie, który w każdej chwili może się pode mną załamać. Wiedziałam, doskonale wiedziałam o tym, że Niall nie jest sobą, że nie traktuje mnie tak samo jak przed wyjazdem z Londynu, ale uparcie chciałam wierzyć, że to jest tylko wymysł mojej wyobraźni.
I to właśnie mnie zwiodło.
To właśnie stanęło na naszej drodze do szczęścia.

Czarne chmury znów nawiedzają Londyn. Aura jakby chcąc dostosować się do mojego samopoczucia wylewa hektolitry łez. To właśnie ten dzień, który skazuje mnie na wiele miesięcy samotnego życia, na wiele miesięcy tęsknoty za chłopakami, na wiele miesięcy tęsknoty za Niall’em.
Powoli i z dosyć ogromnym smutkiem opuszczam ciepłe łóżko i przemykam do łazienki. Szybki prysznic natychmiast stawia mnie na nogi. Dopiero teraz udaje mi się zauważyć godzinę 11.00 na zegarze wiszącym nieopodal drzwi. Otwieram drzwi szafy i eliminując sukienki, spódnice wybieram zestaw na chłodne dni- w tym mój ulubiony turkusowy sweter. Związuje włosy w niezdarną kitkę, pociągam rzęsy czarnym tuszem i zbiegam na dół. Babcia jak zwykle siedzi z nosem w papierach, Charlie ogląda nie edukacyjne kreskówki a ja mknę do lodówki. Witam członków rodziny pocałunkiem w policzek i pytaniem czy dobrze spędzili noc. Próbując ukryć swój stres i obawy otwieram drzwi prowadzące do ogrodu i wdycham zapach ziemi, życia i deszczu. Chłód muska moje gołe stopy, co wcale nie wywołuje swoistego dla mnie dreszczu.
Szybki, rytmiczny dźwięk oznajmia mi gotowość tostów do spożycia. Jednego smaruje truskawkowym dżemem, drugiego białym serem i patrząc się na leniwie przesuwające się wskazówki zegara wyglądam upragnionej 15., której najwyraźniej nie spieszy się aby zawitać w naszych skromnych progach.

Ból żołądka powiększał się z każdą chwilą. Im bliżej było TEJ godziny tym większy stres odczuwałam. Jak on wygląda? Co powie? Czy będzie chciał mi to wyjaśnić? Jak mam się zachować? Czy mam zrobić mu awanturę? Czy mam go pocałować i powiedzieć, że będę tęsknić? Tysiące różnych pytań przebiegało mi przez głowę wywołując swoisty groch z kapustą.
W końcu nadeszła upragniona godzina… W końcu wybiła 15.00
Szybkim ruchem przeczesałam pofalowane włosy, wciągnęłam na nogi trampki i z ogromnym strachem ruszyłam do domu chłopaków. Czy jest bardziej stresująca sytuacja niż ta? Nie.
W końcu nacisnęłam malutki guziczek i w środku rozległ się melodyjny dźwięk. Usłyszałam po drugiej stronie drzwi ciężko stawiane kroki i ujrzałam wesołą twarz Liam’a.
- Mój Boże, jak ja Cię dawno nie widziałem- rzucił i szybko mnie przytulił.- Urosłaś- stwierdził ze śmiechem
- Tak, chyba wszerz- zaśmiałam się i weszliśmy do salonu w którym prócz chłopaków było kilka nieznanych mi osób. Rozglądałam się bacznie za Niall’erem ale nigdzie go nie dostrzegłam. Podchodziłam kolejno do chłopaków witając się z nimi. Dostrzegłam Daniell i El więc one również stały się adresatkami moich przytulasków. Ku mojej ogromnej radości nie było  domu Hazzy więc uniknęłam dziwnych, krępujących sytuacji.
Zostałam przedstawiona ich ochroniarzom i menagerowi, który kręcił nosem.
- Przyjaciółka Niall’a?- wyszeptałam przez zaciśnięte zęby gdy tylko oddaliłam się od nich. Lou spojrzał na mnie dziwnie, jakby nie wiedział o co mi chodzi.
- On tak musi myśleć Vally. On nie może wiedzieć, że Ty i Niall jesteście razem.
- A tak w ogóle to gdzie on jest?- zapytałam widząc iż nie ma go do tej pory
- Był u siebie.- rzucił obojętnie i odszedł ode mnie.
Niewiele myśląc o ich dziwnym menagerze wdrapałam się na górę i weszłam do pokoju blondyna.
            Panował tu jak zwykle nieprzeciętny bałagan, ubrania walały się po podłodze a stosy brudnych talerzy nadawały temu wnętrzu nowego ducha. Niallery od razu rzuciła się w moje ręce a ja podniosłam wdzięcznego kota i pocałowałam jego ciepłą główkę.
- Niall? Jesteś tu?- zapytałam zamykając za sobą drzwi
- Mnie miałoby nie być?- usłyszałam dokładnie nie wiedząc skąd. Wewnątrz pomieszczenia panował mrok, zapewne przez te zasłonięte rolety.
- Niall gdzie jesteś?- położyłam kota na podłodze i niemalże po omacku próbowałam dostać się do okna. Nagle poczułam jego ręce zaciskające się dookoła mojej talii, ciepłe usta całujące moją szyję a następnie szybki obrót i namiętni pocałunek przepełniony pożądaniem.
- Niall!- niemalże krzyknęłam i mocno przytuliłam się do niego. Dopiero teraz zrozumiałam potęgę swojego uczucia do tego chłopaka, dopiero teraz udało mi się zrozumieć jak bardzo za nim tęskniłam.- Tyle czasu. Boże Niall.- łzy szczęścia poleciały po moich policzkach.- Dlaczego?- ujęłam jego twarz w dłonie- Dlaczego musisz wyjechać?- pocałowałam jego policzki, po których również spływały łzy.
- Przepraszam- delikatnie mnie przytulił.- Przepraszam Cię za wszystko- łkał niczym małe dziecko- To było nieodpowiedzialne, myślałem…- zawahał się- Sam nie wiem co myślałem..
- Niall, już dobrze. Naprawdę nic się nie stało.- kłamałam jak z nut- Wszystko będzie dobrze. To tylko kilka miesięcy, to wzmocni nasz związek.- uśmiechnęłam się do niego. Czy nasz związek w ogóle istniał?- Następnym razem nie rób takich rzeczy, dobrze?- chłopak przytaknął głową- Jak się mama czuje?- zmieniłam szybko temat
- Nie najgorzej. Wybudział się. Co było przyczyną? Nikt nie wie. Póki co spędzi jeszcze w szpitalu trochę ale nie wiem czy coś z tego wyniknie….- wyraźnie posmutniał
- Pojadę do niej. Odwiedzę ją i zobaczysz. Będzie dobrze.- uśmiechnęłam się
- Jezu jak ja się za Tobą stęskniłem- przytulił mnie mocno.- Pomożesz mi się spakować?-
- Oczywiście, po to jestem- pocałowałam go i zabraliśmy się do pracy

* pół godziny później  *
- Ale będziecie dzwonić, prawda?- zapytałam ocierając łzy spływające mi po policzkach
- Jasne- uśmiechnął się Zayn i to on jako pierwszy ruszył by się ze mną pożegnać. W końcu reszta zrobiła to samo z wyjątkiem Hazzy. Podeszłam do niego i uśmiechając się od niechcenia podałam mu dłoń. Chłopak miał nietęgą minę więc przełamując wszystkie swoje lęki, obawy oraz wewnętrzne urazy delikatnie go przytuliłam. Odklejając się od niego widziałam delikatny uśmiech loczka, który dodawał mu ludzkiego wyglądu.
 Ze względu na menagera nie mogłam ani pocałować Niall’a ani dłużej go przytulić co niezwykle by mmi pomogło. Czułam, że te kilkanaście minut, które mogliśmy spędzić sami tuląc się do siebie było jak magia, która stanowczo zbyt szybko znikła. Niemalże rozpadając się wewnętrznie przytuliłam go lekko i czym prędzej oddaliłam się od tego miejsca. Nie zważałam nawet na krzyki chłopaków, którzy prosili bym wróciła. Nie mogłam, nie potrafiłam i nie chciałam. Jedyne czego teraz mi było potrzeba to silnych ramion chłopaka, jego ust i słowa: Kocham Cię.
Wyszłam wprost na największą ulewę, ale szczerze powiedziawszy nie przeszkadzały mi uderzające o mnie krople. Stałam dłuższą chwilę rozglądając się za taksówką, która mogłaby zabrać mnie jak najdalej od lotniska.
Nagle poczułam mocne szarpnięcie u ujrzałam przed sobą twarz Niall’a.
- Co Ty robisz?!- wrzasnęłam patrząc na jego twarz. Tysiące kropel spadające na nas tworzą niewidzialną ścianę, którą przełamuje chłopak. Spuszcza na kilka sekund wzrok a ja zachwycam się kroplami na jego rzęsach, które wyglądają niczym perły wyrzeźbione w bólu.- Wracaj do środka- krzyczę nie potrafiąc zrozumieć jego zachowania.
- Zapomniałem o czymś- powiedział tuląc mnie do siebie
- O czym?- pytam z nutą nadziei w głosie
- O tym- mówi i całuje mnie niemalże tak samo namiętne jak podczas weekendu na polanie.- Kocham Cię Valery. Obiecuję, że zobaczymy się za niedługo- całuje moją dłoń i wciska mi w rękę małą paczkę- Będę tęsknił- rzuca i wbiega do pomieszczenia. Zza szyby widzę desperację w jego oczach i ból, niesamowity ból, który daje mi tak wiele do myślenia.
W tym samym czasie podjeżdża taksówka. Wsiadam do niej opierając mokra dłoń o szybę. To samo robi chłopak, ale nie ma już odwrotu. On leci do Nowego Świata a ja wracam na stare śmieci.
W pośpiechu rozpakowuję paczkę i widzę książkę ,, Jeden Dzień „

Cześć pingwinki! 
Kolejny piątek za nami, kolejny rozdział za nami i mimo iż jest to już 64. rozdział ja ciągle czuję się tak, jakby pisała pierwszy. Czas leci nieubłaganie, co?
Ogólnie bardzo was przepraszam za pewien brak odpowiedzialności jeśli chodzi o bloga ale niestety... Na prawdę mam teraz ciężko. Szkoła- paranoja. Dosłownie! Oceny, klasówki, poprawki, klasyfikacja i mnóstwo innych rzeczy, które tak na prawdę nie są potrzebne ale trzeba je odbębnić. Z kolei kurs na prawko. Ku mojej radości zostały mi dwa ostatnie wykłady i egzamin wewnętrzny! Trzymajcie kciuki :*
No ale wiecie co? Już za miesiąc wakacje! To na prawdę jest takie moje maleńkie światełko w tunelu bo to co teraz się ze mną dzieje to jakieś jedno wielkie nieporozumienie.... 
Tak, lepiej nie podchodzić do mnie bez patyka :D
Ale teraz przechodzę do szczegółów. Co sądzicie o rozdziale? Podoba wam się? Jak sądzicie, jak potoczą się lost Vally i Niall'a? 
Nie wiem jak u was ale u mnie zapowiada się ulewny weekend więc będę miała czas w końcu się czegoś porządnie nauczyć :P 
Życzę wam dużo słoneczka, uśmiechu na twarzy i cóż... Udanego weekendu!
Proszę o komentarze... Każda z waszych opinii  trafia do mojego serducha a nie do kosza....

P.S Proszę każdą uzdolnioną technicznie osóbkę ( chodzi mi o posługiwanie się Gimpem, Photoshopem lub innym cudem techniki ), która ma czas o kontakt ze mną. Potrzebuję waszej pomocy!
Piszcie: enjoy17@wp.pl

Tysiące buziaków :*

piątek, 17 maja 2013

Rozdział 63 ,, Wdech.... Wydech.... "




Kolejny dzień rozpoczęłam z ogromnym uśmiechem na twarzy. W końcu to dziś, po raz pierwszy miałam iść do pracy.
Zwlokłam się z łóżka, pognałam pod prysznic, zjadłam obfite śniadanie i kilka minut przed 9.00 wsiadałam na rower, którego nie używałam dosyć długi czas. Pedałowałam ile sił w nogach by zdążyć na czas. W końcu nie wypadało się spóźnić pierwszego dnia, prawda?
W końcu znalazłam się przed budynkiem studia i poprawiając rozwiane włosy weszłam do środka. Panował tu nieprzyzwoity bałagan, hałas i wszechobecny chaos. Ludzie biegali to w jedną stronę, to w drugą. Kobiety nosiły tysiące stroi i walizek zapewne z kosmetykami a pośrodku tego wszystkiego, całkowicie spokojnie, bez żadnego stresu siedział mężczyzna ubrany w niebieską koszulę i czarne spodnie. Na plakietce gdzie zazwyczaj widnieje imię widniał napisał: William. Uśmiechnęłam się do niego i pytając gdzie znajduje się pracownia Alex’a chwilę porozmawiałam. Był to chłopak naprawdę miły i krótko mówiąc niesamowicie przystojny. Było w nim coś, co powodowało iż miałam ochotę zostać z nim przy tym śmiesznym kontuarze. Jednak zegarek wybił 9.30 i musiałam odbębnić swoje sześć godzin pracy.
Weszłam do studia nr. 34F w momencie, w którym Alex kłócił się z jakąś wysoką blondynką. Spojrzeli na mnie i rozstali się nie wypowiedziawszy ani słowa. Chłopak patrzył na mnie a ja wzruszyłam ramionami wyrażając w ten sposób obojętność wobec jego spraw. Jednak on postanowił nie być obojętny wobec mnie i chwyciwszy mnie za bark odwrócił w swoją stronę.
- To była Milena. Jedna z naszych modelek, które kochają się awanturować.- pokiwałam głową, że rozumiem.- Nie myśl, że coś nas łączy. Po prostu kolejna kłótnia o termin jej sesji-
- Jasne, nie musisz się tłumaczyć. A teraz jeśli pozwolisz zaniosę swoje rzeczy do szafki i zabierzemy się za pracę, ok.?- zapytałam na co chłopak powtórzył wykonany przeze mnie kilka minut temu gest.

W ramach sesji z kłótliwa Mileną wyruszyliśmy nad Tamizę. Żar lał się z nieba co było okropną męką dla mnie. Wczoraj- deszcz, wiatr i Bóg wie co a dzisiaj? Zmiana i to podobno na lepsze. Jeszcze kochana modeleczka wymyśliła sobie, że będę jej służącą.
- Ty- wskazała na mnie podczas przerwy- Przynieś mi latte, tylko ma być waniliowe- odprawiła mnie ruchem ręki. Wpatrywałam się w nią nie wierząc w jej słowa
- Nie rozumiesz? WA- NI – LIO – WE. – przeliterowała wolno i dosyć głośno. Rzuciłam jej wściekłe spojrzenie i nie mówiąc nic odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do najbliższej budki z kawą.
Gdy tylko udało mi się wrócić od razu zostałam skrytykowana za czas, kiedy to biedna Milena nie miała kawy
- Za co Ci płacą?!- wrzasnęła wyrywając mi kawę z ręki
- Przepraszam- wyszeptałam poprzez zęby.- Mogę cos jeszcze zrobić?- usiłowałam być miła ale miałam ochotę wylać jej ten kubek kawy prosto na misternie zaplecionego warkocza
- Zniknij mi z oczu- wyszeptała a ja wykonując jej rozkaz z największą przyjemnością opuściłam to miejsce.
Kilka godzin z tą modelką okazało się być moim przekleństwem. Sądząc iż będzie to lekka, przyjemna praca bardzo się pomyliłam. Weszłam do studia zmęczona i zdenerwowana jej zachowaniem. Udawała diwę, którą w ogóle nie był. I jak tu z kimś takim się dogadać? No jak?!
- Nieźle poradziłaś sobie z nią jak na pierwszy dzień- Alex klepnął mnie po ramieniu uśmiechając się przy tym- Zazwyczaj doprowadza do szału każdą ,, nową” po pierwszych dziesięciu minutach- zaśmiałam się
- Niestety ze mną jej tak szybko nie pójdzie.- zaczęłam ustawiać lampy i przygotowywać aparaty w taki sposób jaki pokazał mi chłopak.
- To nasza ostatnia sesja dzisiaj więc za godzinę będziesz wolna- wyjaśnił mężczyzna. Pokiwałam głową i do Sali wszedł chłopak, którego spotkałam w portierni. Spojrzałam na niego przerażona. Czyli on nie był portierem?! Boże… Co za wstyd…
 Schowałam się za ogromnymi lampami udając wielce zajętą.
- Tak się cieszę, że Cię widzę Will- ujrzałam Alex’a, który witał się z chłopakiem w dosyć dziwny sposób.- co u mamy?- nogi miałam niczym waty. To ten chłopak był jego bratem?!
- Wszystko dobrze, kazała Ci przyjechać na kilka dni bo Ashley wariuje….- wyjaśnił spokojnym głosem
- Znowu?-
- Niestety…..- westchnął głęboko
- Val! Pomóż Wiliamowi się przebrać- dostałam rozkaz, którego nie mogłam NIE wykonać. Wyszłam zza lamp i przerażona spojrzałam na niego
- To Ty…- wyszeptał
- To Ty ja znasz?- zapytał zdziwiony Alex
- Wzięła mnie dziś za portiera- zaśmiał się a ja płonąc ze wstydu zaprowadziłam go do garderoby. Gorzej być nie mogło, prawda?

Późnym po południem wróciłam do domu. Nie dość, że byłam strzępkiem nerwów to jeszcze zostałam zakwalifikowana do ,, lepszej ‘’ grupy na kursie z niemieckiego. Czyż nie cudownie?
Rzuciłam na ziemię torebkę i powlokłam się do kuchni. Znalazłam tam kartkę na której pisało iż babcia wybrała się z małym do mamy i do parku. Odgrzałam jedzenie i usiadłam przy blacie wsłuchując się w ciche pomruki radia. Spokojna muzyka przerodziła się w serwis informacyjny, który w normalnych warunkach byłby przeze mnie zignorowany. Tym razem tak nie było. A dlaczego? Otóż miły Pan obwieścił, że światowej zespół One Direction wskrzesza swoją światową trasę. Już za kilka dni mieli pierwszy występ w Ameryce.
Nie wierząc własnym uszom pod głosiłam radio. Dlaczego nikt nie raczył mnie poinformować o tym? Dlaczego Niall nic nie powiedział?!
Od razu chwyciłam za telefon i wybrałam numer do Blondyna. Czy jeżeli powiem, że normą stało się ignorowanie moich połączeń będzie przesadą?
Oczywiście po chwili włączyła się sekretarka i mogłam z nią chwilę podyskutować. Niech to trafi szlag!
Kolejną osobą, która również postanowiła mnie zignorować był Zayn a w jego ślad poszła reszta boysband’u. Został mi tylko Hazza, ale czy to było dobre rozwiązanie? Czy mogłam ot tak do niego zadzwonić?
Nie miałam wyboru. Drżącymi rękoma wybrałam numer chłopaka. Po chwili usłyszałam jego zachrypnięty głos, który sprowadził mnie dosyć brutalnie na ziemię.
- Harry powiedz mi, że to nie prawda, że za kilka dni wyjeżdżacie do Ameryki- powiedziałam niemal błagalnym głosem.
- Nie lubię kłamać. Za trzy dni jedziemy do Nowego Jorku na koncert- powiedział wyraźnie rozbawiony moim brakiem informacji na temat koncertów zespołu
- Dlaczego mi nic nie powiedzieliście?- zapytałam siadając na uprzednim miejscu wyraźnie załamana.- Dlaczego Harry?
- A co ja mam napisane na czole Informacja Turystyczna?!- krzyknął i odrzuciwszy połączenie zostawił mnie samą z tysiącem myśli, które rozrywały moją czaszkę.

Nie wiedziałam co mam robić. Szukanie przeze mnie wyjścia ewakuacyjnego z życia okazało się zbędne. Myśli gnały z prędkością światła, rozbijając się o kości czaszki powodując tym ogromny ból.
Krople letniej wody uderzały o moje obolałe ciało. Skuliłam się pozwalając by strumień wody bezlitośnie zmywał ze mnie resztki człowieczeństwa. Dlaczego oni wszystko przede mną ukrywają? Dlaczego jest im tak cholernie trudno otworzyć buźkę by powiedzieć, że zaczynają koncertować po całym świecie? Czułam, że fala smutku zalewające moje ciało nie da mi chwili wytchnienia. Czułam, że szala goryczy przelewa się na tę niewłaściwą stronę. Czułam, że gdy upadnę na dno, ono pochłonie mnie niczym ruchome piaski.
Nie potrafiłam zrozumieć postawy Niall’a. Wyjechał z Londynu zostawiając mnie samą jak palec. Rozumiałam, że martwił się o mamę ale ta troska była chorobliwa. Nie mam do niego żalu o to, że tam pojechał, został tam na tak długo… Mam do niego żal o to, że nie odzywa się do mnie. Ignoruje mnie niemalże tak, jakbym była powietrzem, jakbym była jego kolejną dobrą koleżanką. Koleżanką, którą może pocałować, której może powiedzieć wszystko i taką, którą może przytulić. Czułam się niczym dziwka. Może zacznę brać za to opłaty?
Nienawidziłam tego uczucia pustki. Wszystko, dosłownie wszystko było skierowane przeciwko mnie. Ile człowiek może wytrzymać w swoim życiu? Gdzie jest granica jego wytrzymałości? Gdzie jest ten cały cholerny haczyk?
Wpatrywałam się w wodę, która ginęła w odpływie. Chciałabym tak jak ona móc zniknąć… Przecież nikt by tego nie zauważył, prawda?
Dotknęłam głową chłodnych kolan zakręcając wodę. Oddychałam dosyć głęboko by móc uspokoić niepokojone serce.
- Wszystko będzie dobrze Valery. Przecież to nic takiego, prawda? Może oni nie powiedzieli mi nic, bo nie chcieli mnie martwić? Tak, na pewno tak było. No już głuptasie… Uspokój się. Wdech, wydech… Wdech, wydech. Widzisz! Od razu lepiej!- mówiłam do siebie próbując przyswoić to czego nie potrafiłam zrozumieć.
W pewnym momencie moim ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze więc czym prędzej zaczęłam zmywać z siebie brud, kurz i pot. Szorstki ręcznik pobudził krążenie, które pozwoliło moim stopom odzyskać różowy kolor. Założyłam swój ulubiony dres, zmyłam resztki makijażu, który pozwolił mi poczuć się niczym panda i położyłam się pod kołdrą.
Przeglądałam swój pamiętnik, który pamiętał stanowczo zbyt dużo. Pamiętam te dni, które odnalazły swoje miejsce pośród kremowo białych kartek. Musiały być one naprawdę wyjątkowo… Zdecydowałam się je opisać, zdecydowałam się je uwiecznić, zdecydowałam się by smutek tamtych dni wracał do mnie za każdym razem gdy ujrzałam ogromne placki z tuszu.

Czas nie przebierał w środkach. Minęło zaledwie kilka miesięcy a los postanowił być zmienny niczym pogoda na wyspach. Były takie dni, gdy wewnętrzny huragan tęsknoty i smutku za dawnym życie nie dawał za wygraną i niszczył wszystko, co napotkał na swojej drodze. W takich chwilach jak ta zastanawiałam się czy moja osoba znalazła się odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie.
Czy moja osoba miała większe znaczenie dla chłopców? Czy byłam naprawdę tak ważna w ich życiu jak to mówił Niall? Czy to naprawdę była moja bajka? Czy to właśnie było mi pisane? Cienkie nici wspomnienia twarzy Niebieskookiego wypełniły moją głowę. Dlaczego między nami tak jest? Bałam się. Tak cholernie się bałam tego, że jestem nikim.
 
Moje życie stało się niczym wahadło matematyczne. Po prostu nie istniało.

Hej dziewczynki!
Witam was w ten leniwy, gorący dzień gdy nie ma się siły na nic.... :P
Chciałabym was ogromnie przeprosić za to, że czekacie cały tydzień na coś takiego jak powyżej czego spójność z całością i jakąkolwiek logikę można określić poniżej przeciętnej. Z całego tekstu podoba mi się tylko końcówka ale WHATEVER.
Proszę , zrozumcie mnie. Nie mam w ogóle czasu (!) I teraz nie kłamię. Szkoła? Paranoja od kiedy odeszli maturzyści. Klasówka za klasówką, próbne matury już tuż tuż i nie ma, że nie zdaję rozszerzonej chemii.... Dodatkowo zaczęłam chodzić na kurs prawa jazdy a to już kolejna katastrofa bo mam wykłady trzy dni z rzędu i to po trzy godziny więc jestem w domu przed 20. A gdzie czas na relaks że już o czasie na naukę nie wspomnę?
Modlę się by te wakacje przyszły jak najszybciej bo nie mam gdzie łapek włożyć... Tyle rzeczy.
Dzisiaj skoro jest piątek wstawiam rozdział i proszę... Nie bądźcie złe bo ja na prawdę się staram :(
Postaram się nadrobić dzisiaj wszystkie blogi, zaległe rozdziały i cóż... Jakoś to będzie :*
Każdy wasz komenatrz jest dla mnie motywacją...
Dziękuje za każde miłe słowo skierowane z waszej strony do mnie.
Kocham was całym serduszkiem, Magda :* 


piątek, 10 maja 2013

Rozdział 62 ,, Znów uciekasz? ''




Każdy z kolejnych dni przynosiły mi coraz większe rozczarowanie. Babcia popadała w jakiś obłęd z powodu utarty pracy, Charlie chodził smutny z powodu braku przyjaciela do zabaw a ja? Dla mnie świat skończył się w momencie, w którym Niall opuścił Londyn. Od pamiętnego czwartku nie dostałam od niego żadnej wiadomości z wyjątkiem tej, w której poinformował mnie, że zostaje na dłużej w domu. Czyż to nie cudowne? Nie wiem co się z nim dzieje, nie wiem co dzieje się z Maurą a na dodatek chłopak nie odbierał moich telefonów. Rozumiałam to, że ma problemy, martwi się o stan mamy ale w tym wszystkim powinien odnaleźć miejsce na uczucia…
Musiałam przyznać przed sama sobą to, że nie radziłam sobie z obecną sytuacją. Więc czy było coś dziwnego w tym, że pod koniec jednego z letnich dni zapukałam do drzwi chłopaków?
- Valery?- w przedpokoju ujrzałam wesołą twarz Louis’a- Co Ty tu robisz? Przecież nie ma z nami Niall’a…- zdziwił się chłopak zapraszając mnie gestem ręki do środka
- To już nie mogę odwiedzić moich przyjaciół?- zapytałam uśmiechając się blado. Chłopak pokiwał przecząco głową i przytulił mnie przyjaźnie.
- Chodź. Jest z nami El i Daniell… Chodź kochana.- wziął mnie pod rękę i wprowadził do salonu w którym prócz dziewcząt był tylko Zayn. Szczerze powiedziawszy spadł mi kamień z serca gdy nie udało mi się dostrzec burzy loków. Nie wiem czy udałoby mi się znieść jego obecność w tym samym pomieszczeniu co ja….
Przywitałam się z dziewczynami, których naprawdę brakowało mi przez ostatnie dni. Jak się okazało El miała dużo zajęć na uczelni ( co w wakacje było dosyć dziwne ) a Daniell całkowicie poświęciła się pracy i na kilka dni wyjechała z Londynu.
- Nie wiem czy wiesz…- szepnęła mi do ucha Dan- Ale wrócił Liam- ciepło zgromadzone w sercu rozpoczęło wędrówkę po całym ciele
- Naprawdę?! Gdzie on jest?- zapytałam chcąc jak najszybciej zobaczyć się z chłopakiem
- Jest w kuchni- uśmiechnęła się do mnie a Lou włączył jakiś film po czym zgasił w salonie światło. Przeciskając się pomiędzy nimi dotarłam do kuchni w której stał oparty o blat chłopak.
- Liam…- szepnęłam czując napływające łzy do oczu- Tak się cieszę, że wróciłeś.- powiedziałam a chłopak równie zadowolony jak ja od razu mnie mocno uścisnął
- Nawet nie wiesz jak mi Ciebie brakowało- powiedział uśmiechając się serdecznie do mnie.- Moja kochana Valery- nasze ciała ponownie znalazły się blisko siebie. Czułam bicie serca chłopaka, czułam zapach jego perfum i…. w końcu poczułam się dobrze, od tak wielu dni…
- Wiele mnie ominęło?- zapytał brunet wciskając mi do ręki tosta z dżemem. Usiadłam na wysokim krześle bawiąc się jedzeniem.
- Można tak powiedzieć…- powiedziałam przypominając sobie dramatyczne chwile, które sprowokowały Niall’a do opuszczenia tego domu
- Co się dzieje Valery? Proszę powiedz mi wszystko co się tutaj działo. Żadne z nich nie chce wyjaśnić mi gdzie jest Niall, gdzie jest Harry… Nie ukrywaj nic przede mną,- jego dłoń zacisnęła się na mojej dodając mi tym samym otuchy. Na kim jak na kim, ale na Liam’ie mogłam polegać. Wstydziłam się tego, że to właśnie z mojego powodu pokłóciło się dwóch najlepszych przyjaciół…
- Któregoś dnia dostałam telefon od Lou bym jak najszybciej tu przyszła. Tak też zrobiłam i uwierz mi ten dom był w opłakanym. Niall leżał na kanapie z zakrwawioną twarzą i do tej pory nie wiem co się stało. Wybrałam się z Harrym i Zayn’em na zakupy i potem wszystko się zaczęło psuć. Zaczęliśmy sprzątać, podzieliliśmy się na grupki a potem Harry…- ukryłam twarz w dłoniach- On zaczął mnie całkować gdy siedziałam w kuchni. Przyparł mnie do ściany i nie chciał puścić. Płakałam, krzyczałam, ale do niego nic nie docierało. W końcu do kuchni wpadł Niall, odepchnął go ode mnie i zaniósł do siebie na górę…- wyjaśniłam nieśmiało patrząc na chłopaka. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, troska i strach..
- Czuję, że to nie wszystko, prawda?- zapytał dosyć cicho
- Późnym popołudniem gdy chcieliśmy iść do mnie Harry znów się do mnie przyczepił. Niall dał się ponieść emocjom i cóż… Zaczęli się bić. W końcu Niall nie wytrzymując rzucił albo on albo ja i opuścił ten dom wraz ze mną. Kolejnego dnia pojechaliśmy pod namiot, pobyliśmy tam kilka dni aż do czwartku kiedy to musiałam stawić się w sądzie. Potem całą radosną aurę rozwiał telefon do Niall’a. Jego matka jest w szpitalu, leży w śpiączce a ja nic nie mogę zrobić. Chłopak zabronił mi przyjechać, zabronił mi być przy nim rozumiesz? Do tego doszły problemy w domu i nie wiem co mogę zrobić…
- To straszne, naprawdę nie wiem jak mogę Ci pomóc.- dezaprobatę miał wymalowaną na twarzy. Podejrzewam, że był w szoku po tym co usłyszał ode mnie.- Chodź do mnie- wyciągnął przed siebie swoje ręce i mocno zacisnął je na mojej talii. Wdychałam zapach perfum zmieszanych z potem i w pewien sposób czułam się bezpieczna. Mogłam na nim polegać tak samo jak on mógł polegać na mnie.
Usłyszałam za plecami ciche chrząknięcie. Od razu odskoczyłam od bruneta jakbyśmy robili coś zakazanego. Za nami stała Daniell z pytającą miną.
- Przepraszam Daniell. Nie powinnam była.- czułam zbierającą się we mnie bezradność. Pieczenie pod powiekami chciało mi za insynuować jaka beznadziejna jestem w tym co robię, w tym co robię tutaj.- Po prostu wybacz mi.- rzuciłam i zostawiłam ich w kuchni bez słowa wyjaśnienia. Przechodząc przez salon słyszałam za sobą pytania dlaczego już wychodzę, co się stało i wiele podobnych, ale nie odpowiedziałam na żadne z nich. Co tak właściwie chciałam osiągnąć przychodząc do nich? Niall’a nie było więc nie miałam tutaj tak naprawdę nikogo. Po raz kolejny w dosyć brutalny sposób uświadomiono mi, że to nie moja bajka.
- Valery poczekaj.- usłyszałam za sobą ciepły, lekko zachrypnięty głos. Właścicielem owego głosu  był nikt inny tylko sam Zayn. Spoglądałam na niego pytająco wyczekując czegoś, co dałoby mi do zrozumienia dlaczego stoi on przede mną tylko w samych bokserkach. Dziwne, że nie rzuciło mi się to wcześniej w oczy.
- Znów uciekasz? Ile razy zamierzasz jeszcze to robić Valery?- przenikliwe oczy wpatrywały się we mnie powodując iż miałam ochotę rzucić się biegiem przed siebie. Wstydziłam się swojego dziecinnego zachowania, którego nie można było w żaden sposób zrozumieć.
I znów uciekałam od odpowiedzialności… I znów uciekałam od problemów, które NIGDY same się nie rozwiążą. Stałam się mistrzem liberalnego rozwiązywania konfliktów, problemów…
Usiadłam na nagrzanej promieniami słońca brukowej kostce i zaczęłam intensywnie myśleć czego pragnę, czego tak naprawdę potrzebuję. Potrzebowałam Niall’a. Teraz, tu, w tej chwili. Potrzebowałam jego silnych ramion, które dodałby mi otuchy, uświadomiłyby mi, że jestem bezpieczna i ważna dla niego. Był to o tyle trudne gdyż Niall znajdował się ode mnie całe dwie godziny lotu. Byłam skołowana i zmęczona tym wszystkim. Miałam dość.
- Uciekam bo nie radzę sobie. Po prostu wszystko mnie przytłacza, jestem sama w tym cholernym świecie, Niall nie daje znać o sobie a jakby było tego mało sytuacja w domu nie jest najlepsza. Babcia straciła pracę a ja nie mogę żadnej znaleźć…- wyznałam sama nie wiem po co. Może liczyłam na cień współczucia? Na pocieszenie, którego nie zaznałam do Liam’a? Może liczyłam na to, że uczucia, którymi darzyłam kiedyś tego chłopaka pomogą mi w nieznaczny sposób? Gdzieś w głębi duszy na pewno tego pragnęłam, ale mój rozum postanowił płatać mi figle. 
- Znowu przez to przechodzisz…- odezwał się chłopak przerywając tysiąc lat milczenia. Usiadł obok mnie nieznacznie obejmując moją kruchą sylwetkę ramieniem- Znów zostawia Cię ktoś, kto wiele dla Ciebie znaczy.- oparłam głowę na jego barku nie mogąc znieść dłużej ogromnych sznurów myśli w swojej głowie. Wieczorne melancholie były dla mnie ogromnym wyzwaniem. Powracały wszystkie brudy przeszłości… Tysiące niewypowiedzianych słów powodowało tysiące nie zadanych pytań a to z kolei owocowało w tysiące niewypowiedzianych myśli.  
- Zayn… Czy to naprawdę musi tak wyglądać? Czy naprawdę moje życie musi być niczym sinusoida? Dlaczego to dotyka właśnie mnie?- pierwsze, ciężkie niczym groch łzy upadły na kurz ulicy. Tak wielu decyzji zaczęłam żałować, że nie mogłam pozbierać się i iść dalej przez życie z podniesioną głową. Ze spełnionej, szczęśliwej i pewnej siebie kobiety stałam się wrakiem człowieka, który uczył się chodzić po dnie.
- Żeby było lepiej najpierw musi być gorzej. Wiesz… Gdy byliśmy jeszcze razem zastanawiałem się ile taka osoba jak Ty jeszcze wytrzyma. Często wieczorami nie mogąc spać myślałem o Tobie i cierpieniu jakie zadają Ci bliskie Twojemu sercu osoby. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że pewnego dnia znajdę się pośród nich i zamienię Twoje życie w jedno pasmo nieszczęścia. Nie potrafię odpowiedzieć Ci na pytanie dlaczego cierpisz. Może taki jest plan, tam na górze? Może Oni chcą uczynić Cię kobietą silną, niezależną i pewną siebie? Może w ten sposób wypełniasz część jakiegoś planu? Dzięki Tobie, dzięki Twojej sile wiem, że nie ma rzeczy, które mogłyby nas pokonać. Jesteś naprawdę silną i dzielną osobą, którą ogromnie podziwiam. Wiem, ze może wydać Ci się to głupie, ale tak jest Valery. Zobaczysz wkrótce wszystko wyjdzie na prostą.- uśmiechnął się do mnie poprawiając moje rozwiane włosy. Uwielbiałam jego delikatne palce, ciepły głos i cudowne słowa, które niejednokrotnie przyniosły mi ulgę i kierowały myśli w odpowiednią stronę.
- Boję się, że nadejdzie taki dzień w którym wszystko przerośnie mnie i nie dam sobie rady…
- Wydaje mi się, że to już za Tobą- spojrzałam na niego niedokładnie wiedząc o co chodzi- Pamiętasz te dni po balu, śmierć Oliviera i te dni naszego rozstania?- pokiwałam twierdząco głową- Słyszałem, że wtedy było z Tobą naprawdę źle…. Chodziły Ci po głowie okropne myśli a to właśnie był przejaw załamania… Masz to już za sobą wiesz? Udało Ci się przezwyciężyć to zło, udało Ci się wygrać walkę o szczęście.- rzekł ujmując moją dłoń w swoją- Dasz radę Valery. Obiecuję Ci, że pomogę Tobie we wszystkim. Wystarczy jeden telefon a już jestem Twój- zaśmiałam się dziękując w duszy Bogu, że mam takiego wspaniałego przyjaciela. Dziękowałam za to, że on jako jedyny nie odwrócił się ode mnie. Mocno przytuliłam go całując jego zarośnięty policzek. Na horyzoncie błysnęło a następnie udało nam się usłyszeć cichy pomruk.
- To chyba znak, ze pora przestać się smucić i zmykać do łóżek- rzuciłam wstając.
- Dobranoc Valery. Zadzwonię jutro, dobrze? Sądzę, że mam dla Ciebie niespodziankę- uśmiechnął się tajemniczo a ja po raz kolejny przytulając się do mulata dziękowałam mu za to, że jest.

            Obudził mnie dudniący o parapet deszcz. Gdy tylko łóżko straciło połowę swojej siły grawitacji, która przyciągała mnie do łóżka niesamowicie mocno, wyjrzałam przez okno.
Londyn płakał. Płakała wraz z nim moja dusza rozrywana na kawałki przez tęsknotę za Niebieskookim. Coraz bardziej brakowało mi jego uśmiechu, pozytywnego podejścia do życia, ciepłej barwy głosu i pocałunków, które rozpalały moje ciało w najmroźniejszy dzień. Bałam się o chłopaka. Kilka dni bez rozmów sprawiły, że czułam się jak roślina wystawiona na parapet w największy upał. Traciłam siłę i życiodajną wodę, którą była miłość i bliskość drugiej osoby.
Usiadłam na parapecie, który przykryty był kolorowym kocem. Brakowało mi tych dni, kiedy moja głowa była wolna od wszelkich problemów, siadałam na parapecie i wpatrywałam się w punkt na niebie sama nie wiedząc po co. Brakowało mi tych dni, kiedy słuchałam bez końca The Beatles, śpiewałam i co w moim przypadku było dziwne- tańczyłam. Brakowało mi życia zwykłej dziewczyny. Zaczynało mi brakować… starego życia.
Siedziałam tak przyglądając się drzewo targanym przez bezlitosny wiatr. Kolorowe liście były poddawane testowi wytrzymałości, kolorowe kwiaty były niszczone a pole rzepaku rozciągające się nieopodal domu tańczyło w tempie nadawanym przez wiatr. To zabawne…. Jak zwykły podmuch wiatru może zmieniać krajobraz, otaczający nas świat i nasze życie. Zwykła siła przyrody a tyle emocji, tyle uczuć…Siedząc tak i analizując najmniejszy ruch gałęzi, trawy oraz kwiatów w oddali zadzwonił telefon. I znów obudziła się nadziej…. I znów pojawił się uśmiech na twarzy... I znów przyspieszone bicie serca wywołało zawroty.
Jednak tym razem było inaczej. Zamiast poczucia rozczarowania i większego smutku nie potrafiłam opanować emocji. Na wyświetlaczu widniał napis: Niall dzwoni.
Mimo radości jaka przepełniała moje serce czułam ogromny strach…. Bałam się, że coś się stało.
* rozmowa *
- Halo?-
- Valery… Nawet nie wiesz jak dobrze Cię słyszeć- jęknął chłopak a serce omal nie wyskoczyło mi z piersi- Jak się czujesz?- wyraźnie było słychać, że jest weselszy
- Jak się czuje? Pytasz mnie jak się czuje?!- krzyknęłam lekko zdenerwowana jego egoizmem- Niall! Nie odzywałeś się do mnie praktycznie cały tydzień i śmiesz się pytać jak się czuję?! Źle Ja się czuję cholernie źle! Nie wiesz co to znaczy tęsknić? Nie wiesz co to znaczy bać się o kogoś?!- emocje podnosiły poziom zdenerwowania i złości na tego chłopaka
- Spokojnie. Wszystko da się wyjaśnić Valery..- powiedział niezwykle spokojnie z lekkim rozbawieniem- Nie dzwoniłem bo chciałem odpocząć od wszystkiego. Jeździłem do mamy, przyjechała jej siostra i sama wiesz jak to jest. Czas szybko leci i nim zdołałem zauważyć było późno a późno nie wypada dzwonić. Nie bój się, nie zapomniałem o moim skarbie- poczułam ciepło rozchodzące się po całym ciele. I jak go można nie kochać? No jak? Uśmiechnęłam się do siebie ciesząc się, że w ogóle zadzwonił.
- Jak z mamą?- zapytałam chcąc zmienić temat
- Lepiej. Nie wybudziła się jeszcze, ale lekarze mówią, że jej organizm wraca do normy.
- A co jest przyczyną tego wszystkiego?
- Jak to było? Zbyt gwałtowna zmiana ciśnienia w mózgu czy coś takiego. Nie jestem lekarzem kocie…- zaśmiał się. Było w nim coś dziwnego… Było w nim coś nieporządnego…
- Kiedy wracasz?
- Nie wiem. Zostaję tu póki mama się nie wybudzi. Później kilka dni zostanę przy niej i wrócę- wyjaśnił
- Niall zdajesz sobie sprawę z tego, ze to może potrwać tygodnie a nawet lata?!
- To moja mama. Nie mogę…- i nagle połączenie zostało przerwane. I nagle całe moje szczęście rozsypało się niczym przerwany sznur pereł.

Mimo prób jakie podejmowałam by móc skontaktować się z chłopakiem, wszystkie skończyły się klęską. Nie wiedziałam co chłopak chciał mi przekazać, nie wiedziałam czy żartował mówiąc o tym iż chce zostać w Irlandii do momentu w który jego mama się nie wybudzi. Przecież to nie było poważne….
Przecież nasz związek jest skazany na porażkę….
Czy on w ogóle jeszcze istniał?!
Kilka minut po 14.00, gdy deszcz i ostry wiatr postanowiły dać spokój zapłakanemu miastu odwiedził mnie Zayn, mówiąc, że ma dla mnie niespodziankę. I tak też było. Ową niespodzianką okazała się być propozycja pracy w jednym ze studiów fotograficznych. Chłopak poznał mnie tam z nijakim Alex’em, który okazał się być bardzo dobrym i znanym fotografem. Oczywiście chłopak zgodził się przyjąć mnie do pracy, ale tylko pod warunkiem iż pójdę doszkolić swój niemiecki. Było to dosyć dziwne, ale zgodziłam się. Naprawdę zależało mi na tym, aby w końcu zacząć cokolwiek robić w tym kierunku. Jak udało mi się dowiedzieć, niemiecki to podstawa w tej pracy ponieważ ta firma współpracuje z niemieckimi firmami.
Nie wiedziałam jak mogę dziękować Zayn’owi dlatego też, tuż po rozstaniu się z moim pracodawcą zaprosiłam chłopaka na ciastko i kawę.
W końcu udawało mi się sklejać rozsypane puzzle mojego świata. 

Hello!
Dziękuję za tyle cudownych komentarzy! Na prawdę mnie to ogromnie wzruszyło! Kochane wy moje.... 
Był to pewien akt desperacji z mojej strony bo było cholernie mało komentarzy i myślałam, że już... Już nie chcecie mnie tu, już się wam to znudziło i bla bla bla...
Cholernie miła niespodzianka z waszej strony! :*
Kocham was bardzo mocno słoneczka!
I jak wam mija kolejny tydzień? U mnie gorąc a w szkole gorzej.... 
Szkoda wręcz gadać.... 
kolejny rozdział w kolejny piątek ;)
I jak wam się podoba? :D
P.S tysiące buziaków ;)

piątek, 3 maja 2013

Rozdział 61 ,, Jesteś piękny Niall "



Czy to wszystko działo się naprawdę? Czy przed chwilą Val uciekła z namiotu PRZEDE MNĄ?! Czy to wszystko oby nie był sen z którego nie mogłem się wybudzić?
Opadłem na leżącą za mną pościel i zastanawiałem się gdzie popełniłem błąd? Może faktycznie pośpieszyłem się z tym wszystkim? Może ona potrzebuje czasu by pomyśleć czy chce ze mną… współżyć i dzielić się swoim ciałem? Wiedziałem, że jest przeszłość pozostawiała wiele pytań i wiele blizn na jej duszy, ale w końcu trzeba porzucić okrutne wspomnienia i żyć doczesnym życiem. Kochałem ją i szanowałem, ale czasami…. Całkiem nie rozumiałem.
Godzinę później gdy dziewczyny nadal nie było ubrałem koszulkę i ruszyłem by ją znaleźć. Siedziała nad rzeką chowając głowę pomiędzy rękoma. Nagle w moim sercu obudziło się dziwne uczucie współczucia i żalu do samego siebie. Powinienem być stanowczo bardziej wyrozumiały i czuły.
- Mogę?- zapytałem podchodząc do niej i wskazując na miejsce obok niej. Wzruszyła ramionami i spoglądała w kolorowe ryby pływające blisko dna. Końcówki jej palców były niemalże białe od siły z jaką zaciskała je na swoich ramionach. Dotknąłem ją delikatnie a ona wzdrygnęła się.
- Przepraszam Valery.- powiedziałem okazując wewnętrzną skruchę- Nie powinienem Cię zmuszać do czegoś co wywołuje u Ciebie przykre wspomnienia. Doskonale o tym wiem co przechodzisz, ale sadziłem, że jesteś gotowa na to by nasza związek przeniósł się na inny etap…- powiedziałem ciągle patrząc na nią. Jej twarz była pozbawiona wyrazu. Wyglądała tak, jakby ktoś pozbawił ją emocji, uczuć oraz mimiki twarzy.- Musimy Valery nauczyć się rozmawiać na trudne tematy. Nie zyskamy nic tym, że będziemy uciekać od odpowiedzialności i rozmów. Chcesz abyśmy stali się dla siebie niczym obcy ludzie?
- Nie…- wychrypiała w końcu- Chcę z Tobą rozmawiać Niall, ale….- zawiesiła głos i spojrzała na mnie- Ale nie umiem
- Jestem tylko facetem i nie oczekuje pięknych, skomplikowanych słów. Chcę wiedzieć co Cię dręczy, chcę wiedzieć dlaczego tak bardzo unikasz zbliżeń ze mną i czy ja… Czy jestem na prawdę taki odrażający skoro zawsze przede mną uciekasz- brunetka zaśmiała się i jej twarz w końcu dała znać, że nie zapomniała o podstawowych emocjach i wyrazach
- Jesteś piękny Niall- szepnęła i nieśmiało dotknęła mojej dłoni. Nie wahając się ani chwili uścisnąłem ja mocno dając jej w ten sposób do zrozumienia, że wszystko między nami jest dobrze.- Jesteś najpiękniejszą osobą na całej kuli ziemskiej.- delikatnie się uśmiechnęła- Pytasz co mnie dręczy? Zawsze, ale to zawsze gdy dochodzi pomiędzy nami do zbliżenia pojawiają się wspomnienia tego jak gwałcił mnie Olivier. Teraz doszedł do niego Harry i jego okropne łapska na moim ciele i ja wariuje. Boję się Niall, że zrobisz mi krzywdę. Wykorzystasz mnie i porzucisz. Doskonale o tym wiem, że nie mógłbyś mi tego zrobić, ale moja psychika jest tak zniszczona, że sama tworzy obrazy i tak jak dzisiaj z każdym Twoim dotykiem powracał do mnie koszmar tamtych dni. Potrzebuję czasu Niall. Potrzebuję czasu by móc zapomnieć o tym.- powiedziała patrząc ze łzami w oczach na mnie. Przytuliłem ją do siebie
- Moje biedactwo.. Przepraszam, że tak nalegałem na to wszystko… Wiedziałem, ze wciąż Cię to dręczy, ale nie wiedziałem, że do tego stopnia- pocałowałem jej czoło. Dziewczyna cicho zamruczała, że skąd mogłem wiedzieć i spojrzała na mnie. Te ogromne oczy były przepełnione bóle i szkliły się od łez.
- Nie chcę aby przez cos takiego nasz związek się rozpadł. Zależy mi na Tobie Niall, kocham Cię, ale czy Ty również…- nie dałem jej dokończyć bo wiedziałem do czego zmierza
- Myślisz, że jestem z Tobą tylko dla seksu?- zapytałem wprost a ona pokiwała głową niczym piesek w aucie- Głuptasie! Kocham Cię, jesteś dla mnie kim wyjątkowym i dlatego z Tobą jestem. To siła uczucia a nie popędu każe mi z Tobą być. Bez seksu da się żyć.- zaśmialiśmy się
- Powiedz do Hazzie lub innemu seksoholikowi- rzuciła niby obojętnie dziewczyna ale wewnętrznie zapewne drżała z tłumionego śmiechu. Ja już ją znałem.

- No spójrz tylko. No tylko spójrz- wołała dziewczyna leżąca na leżaku. Dzień był naprawdę męczący. W samo południe, kiedy słońce najmocniej prażyło wybraliśmy się na spacer wzdłuż rzeki.
Widoku? Wszystko wyglądało niczym wyjęte z bajek Disney’a. Każdy stawiany przez nas krok pozwalał nam podziwiać piękne pola rzepaku, pszenicy i innych zbóż, które szumiały w rytm wyznaczany przez wiatr. Od czasu do czasu, w oddali udawało nam się ujrzeć srebrnoszare dachy domów, spichlerzy, gospodarstw… Niekiedy muzykę tworzoną przez naturę przerywał warkot maszyn rolniczych.
Zmierzaliśmy przed siebie nie dbając o nic. Nogi niosły nas do przodu, jakby chciały aby te cudowne chwile nigdy się nie kończyły, aby to wszystko trwało jak najdłużej. Tylko ona i ja… Tylko my… Na środku pustkowia, zdani tylko na siłę swoich nóg i uczuć… Mimo zmęczenia, którego skutki odczuwałem teraz, nie mogłem narzekać. Dzięki temu, że udało nam się zbliżyć w dosyć nieznaczny sposób przeżyłem jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.  Piękniejszy był tylko ten, w którym poznałem cudowną brunetkę.
- Kochanie, no chodź na chwilę- błagała mnie dziewczyna.- Nie pożałujesz- zapewniła mnie.  Podniosłem swoje obolałe ciało i wyjrzałem przed namiot. Tak jak myślałem, dziewczyna leżała na leżaku i spoglądała z ciekawością w niebo. Zrobiłem to samo co i ona i… nie mogłem uwierzyć. Dosłownie tuż nad naszymi głowami przelatywało coś na wzór spadającej gwiazdy
- Mówiłam, że nie pożałujesz?- zapytała mnie brunetka i usiadłem tuż obok niej.
Widok był niesamowity. Ponad naszymi głowami, ponad koronami drzew rozgrywało się cudowne widowisko. Ogromny warkocz gwiezdnego pyłu z wolna przesuwał się po niebie aby nasze oczy mogły jak najdłużej cieszyć się tym cudownym widokiem. Zastanawiałem się ile jeszcze razy matka natura zaskoczy nas w tym lesie.
- Wiesz…- zaczęła dziewczyna a jej głos poniósł się echem po pustym lesie- Podobno jak spada jedna z gwiazd gdzieś na świecie odchodzi jeden człowiek- powiedziała z nutą refleksji w głosie- Myślisz, że on cierpiał?- spojrzała na mnie swoimi przenikliwymi oczami.
- Nie kochanie.- ująłem jej dłoń w swoją- Ta osoba po prostu zasnęła w objęciach ukochanej osoby.- powiedziałem pewny siebie i tego co mówię. On pokiwała tylko głową i ponownie opadła na kolorowe oparcie leżaka.
- Jest jeszcze również taka teoria- zacząłem- która zakłada, że jeżeli spada gwiazda i dana osoba ją zobaczy może spełnić swoje jedno marzenie.- uśmiechnąłem się do niej
- O czym marzysz teraz Niall?- zapytała patrząc do góry
- Marzę o tym, aby być z Tobą jak najdłużej- wyszeptałem i przed oczami pojawił się obrazek przedstawiający mnie i brunetkę w podeszłym wieku
- A ja marzę o tym Niall, by umrzeć w Twoich objęciach- spojrzała na mnie po raz kolejny udowadniając mi jak bardzo mnie kocha. – Będzie tak, prawda? Proszę powiedz Niall, że tak będzie chociaż miałoby się to nie spełnić.- prosiła mnie dziewczyna ściskając mocniej moją dłoń
- Właśnie tak Valery będzie. Będziemy razem do końca naszych dni, będziemy mieć cudowny domek i cudowną gromadkę dzieci. Obiecuję Ci, że będziesz szczęśliwa.- wstałem i objąłem ja swoimi ramionami
- Ja już jestem szczęśliwa Niall- szepnęła i namiętnie mnie pocałowała.
I ta dobiegł ostatni dzień naszej wolności. Właśnie tak zakończył się ostatni ze szczęśliwych dni w naszym życiu.

Piątek, 20 lipca
Kochany Pamiętniku!
           
            Stanowczo zbyt wiele dzieje się w moim życiu.
Kilka dni rozkoszy i szczęścia kosztowały mnie zbyt wiele nerwów i łez, które właśnie wylewam na Twoje śnieżnobiałe strony. W czym tkwi mój problem? Czy naprawdę muszę płacić za każdą chwilę szczęścia w moim życiu? Czy naprawdę to kosztuje AŻ tak wiele?
            Sprawa w sądzie przebiegła idealnie. Nie musiałam być obecna na rozprawie, nie musiałam patrzeć temu człowiekowi w twarz, ale odczuwam satysfakcję ponieważ dostał on najwyższy wymiar kary. W końcu mogę spać spokojnie, nie drżąc o życie swoje i najbliższych mi osób.
            Ahhh… Co to był za cudowny wyjazd. Tylko ja i on. Polana pośrodku pustkowia… Byliśmy zdani tylko na siebie i swoją siłę… To był swojego rodzaju trening dla naszego uczucia, który zakończył się pozytywnym wynikiem. Cieszyłam się, że z każdym dniem coraz bardziej kochałam blondyna. Budziłam się w jego objęciach, w jego objęciach zasypiałam… Mogłam przyglądać się jego poczynaniom i cudownemu ciału, które prężył dzień w dzień przede mną. Ale co z tego skoro teraz już go nie ma?
Tuż po tym jak wyszliśmy z sądu zadzwonił jego telefon. To był jego brat, który oznajmił iż ich mama jest w krytycznym stanie. Chłopak niewiele myśląc odwiózł mnie do domu, zabrał swoje rzeczy i ruszył na lotnisko. Przed tym jak ruszył prosił mnie, bym nie robiła żadnych głupich rzeczy i czekała na jego telefon. Miał odezwać się tuż po tym jak sam się czegoś dowie. Tymczasem na zegarku jest już 23.00 a on nadal nie daje oznak życia.
Czy stan ich matki jest aż tak krytyczny?

Próbowałam dodzwonić się do chłopaków, ale przecież nie pamiętają jak odbiera się telefon. Gdyby nie fakt, że jest już późno od razu ruszyłabym do nich na zwiady.
Było mi okropnie przykro, że chłopak nie zabrał mnie ze sobą. Byłam jego dziewczyną, JEGO dziewczyną o która powinien dbać, ale…. Rozumiem go i szanuję tę decyzję. Sa takie sprawy o których ani on ani ja nie musimy wiedzieć.
Ale czy na tym powinien polegać związek?

Przerwałam pisanie w momencie gdy usłyszałam irytujący głos Lenona. Rzuciłam się w kierunku telefonu i odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam imię Niebieskookiego na wyświetlaczu.
- Zwariowałeś? Miałeś dać znać jak najszybciej się dało!- nakrzyczałam od razu na niego
- Przepraszam kochanie… Dopiero wróciliśmy ze szpitala- jego głos był przepełniony smutkiem, goryczą i zmęczeniem
- Co z mamą? Co się stało?- usiadłam na rogu łóżka bawiąc się pluszową zabawką
- Sam nie wiem Vally… Greg znalazł ja nieprzytomną na podłodze, wezwał karetkę a teraz ona…. Ona leży w śpiączce.- wyszeptał. Serce stanęło mi na kilka chwil.
- Jak to w śpiączce?- wyszeptałam nie wierząc- Przecież to niemożliwe- nie mogłam uwierzyć, że kochana, pełna życia Maura leży podpięta do tysiąca kabelków i nie reaguje na bodźce.
- Sam w to nie mogę uwierzyć- chłopak zaszlochał a serce ścisnęło się z bólu.
- Przylecę do Ciebie Niall, nie możesz być teraz sam- powiedziałam analizując w głowie każdy mój krok jutrzejszego dnia
- Nie Valery. Masz zostać w Londynie- powiedział twardo chłopak- Zostanę tu kilka dni i w końcu wrócę. Nie chce mieszać Cię w problemy mojej rodziny. Wybacz mi to, ale na prawde będzie lepiej gdy zostaniesz tam gdzie jesteś.-
- Rozumiem.- Skłamałam. Tak naprawdę nie rozumiałam jego decyzji. No bo jak można być takim samotnikiem?!
- Wybacz mi ale jestem zmęczony. Lecę spać.- ziewnął
- Dobranoc, śpij dobrze. I daj mi znać jak tylko coś będzie wiadomo o mamie.
- Jasne. Kocham Cię, dobranoc- rzucił zupełnie bez uczuć i w słuchawce rozległ się charakterystyczny dźwięk.
Opadłam bez życia na łóżko.

            Kolejny dzień mojego marnego życia z którego z każdą chwilą ulatniało się zbyt wiele szczęścia, zaczęłam filiżanką mocnej, czarnej kawy. Usiadłam jak gdyby nigdy nic na huśtawce za domem i delektując się zapachem napoju myślałam co dalej. W takie dni jak ten nie potrafiłam jednoznacznie i racjonalnie myśleć. Starałam się ukrywać swój smutek pod grubą zasłoną uśmiechu, ale nic nie uszło uwadze brata.
Przybiegł do mnie tuz po tym jak się obudził. Śmieszny był to widok małego szkraba, który biegnie po trawie w piżamce w kotki. Chłopiec był uosobieniem radości na całym świecie, zawsze potrafił poprawić mi humor.
- Moja kochana siostra!- krzyknął i rzucił się na mnie. Zawartość kubka niebezpiecznie się zachwiała przez co omal nie dostałam małego zawału serca.
- Rozumiem Twoją radość i entuzjazm Char, ale musisz uważać. Mogłam poparzyć Cię kawą- powiedziałam kładąc kubek na ziemie. Brat natychmiastowo wtulił się we mnie nie pozostawiając ani cienia złości. Brakowało mi takich poranków podczas których mogłabym pobyć z bratem i cieszyć się z jego obecności. Byliśmy rodzeństwem i powinniśmy trzymać się razem niezależnie od sytuacji, niezależnie od dnia i godziny. Poświęcałam mu stanowczo zbyt mało uwagi, stanowczo zbyt mało zainteresowania co mogło sprawić, że nasze dobre relacje będą tylko wspomnieniem.
- Babcia mówiła, że byłaś na wycieczce z Niall’em… Fajnie było?- zapytał a w jego dłoniach pojawił się Pan Biedronka
- Tak, było bardzo fajnie- uśmiechnęłam się całując go w czoło. Cieszyło mnie to, że chłopiec interesuje się mną, moimi sprawami…
- A gdzie jest Niall? Ostatnio był u nas i już go nie ma…- spojrzał na mnie ze smutną miną- Obiecał mi poczytać…
- Jego mama zachorowała więc musiał do niej pojechać- wyjaśniłam mu pośpiesznie
- Tak jak nasza mama?-
- Podobnie kochani, podobnie- odparłam wstając z huśtawki- To co jemy na śniadanie?-
- Jajecznicę!- krzyknął chłopiec i rozpoczął bieg do kuchni.
 Kochałam tego malca najbardziej na świecie!
Kilka minut po tym jak zegarek wybił godzinę 12.00 usłyszałam szczęk zamka w drzwiach. Aktualnie zajmowałam się budowaniem bratu portalu do podziemi więc nie mogłam zobaczyć kto wchodzi. Po chwili dźwięk babcinych obcasów odbił się od ścian więc łatwo było zgadnąć kto wkroczył do domu
- Babcia!- krzyknął malec biegnąc do staruszki psując tym samym moją misterną budowę z poduszek i prześcieradeł. Kobieta serdecznie uściskała chłopczyka po czym usiadła na krześle. Nie miała zakupów, na twarzy malował się wyraz przerażenia… Coś było nie tak
- Charlie idź zobacz czy nie ma Cię w pokoju- powiedziała na co głupiutki chłopczyk pobiegł na górę
- Co się stało babciu?- zapytałam siadając obok niej. Od razu w jej oczach pojawiły się łzy. Mocno przytuliłam kobietę lecz to wywołało ogromny szloch.
- Zwolnili mnie z pracy- wydusiła z siebie pomiędzy szlochem a niemożnością złapania oddechu. Po raz kolejny w przeciągu dwóch dni moje serce stanęło na kilka chwil. Dlaczego teraz wszystko się wali?!
- Ale dlaczego?- zapytałam czując smutek. Co teraz będzie? Jak będzie wyglądało nasze życie?
- Redukcja etatów kochanie.- powiedziała babcia biorąc głęboki oddech.- Spokojnie…- ujęła moja dłoń w swoją jakby widziała moje przerażenie- znajdę nową pracę. O ile mi się uda znajdę nową- niepewnie uśmiechnęła się i rozpięła guziki w swojej koszuli
- Babciu… Z całym uszanowaniem, ale masz już swoje lata i mało kto będzie chciał Cię zatrudnic…- powiedziałam zdając sobie sprawę z tego, że mogłam urazić kobietę
- Właśnie tego się boję kochanie. Boję się, że nie będę potrafiła zapewnić wam godziwego życia- westchnęła- Obiecałam sobie, że odmienię wasze życie i co? Dokładam wam kłopotów…-
- Jakich kłopotów? A kto zapewnił nam ciepły dom? A kto zapewnił nam tyle miłości? Nikt inny tylko Ty i Ty mówisz, że mamy przez Ciebie kłopoty?- uśmiechnęłam się do niej. Po chwili dołączył do nas Charlie, który był oburzony swoją nieobecnością w pokoju. Usadowiłam go na swoich kolanach i mocno przytuliłam zarówno babcię jak i jego
- Ciesze się, że was mam. A o pracę babciu się nie bój. Jutro za czymś się rozejrzę- powiedziałam czując, że to co dzieje się dookoła mnie to tylko wierzchołek lodowej góry. 

Hej!
Jestem absolutnie zła za to, że już tak na prawdę nie ma tu nikogo :(
Jeżeli nie ma was to czy jest sens dalej pisać?