piątek, 29 marca 2013

Rozdział 57 ,, Już nikt Cię nie skrzywdzi... "


- Co wy żeście znów wymyślili?- przybiegłam czym prędzej do chłopków tuż po rozmowie z Lou.
Wewnątrz budynku panował chaos, którego moje zmysły nie były w stanie pojąć. Ubrania leżały na podłodze, tysiące talerzy, kubków i sztućców leżało dookoła mnie a biedne kwiaty przeżywały okres suszy, który był dla nich próbą czasu.
Niall leżał na kanapie a jego twarz pokrywał okropnie czerwona i lepka maź. Spojrzałam na niego przerażona i natychmiast podbiegłam do niego uprzednio przebijając się przez dżunglę utworzoną z brudnych ciuchów.
- Co się stało Niall?- dotknęłam jego dłoni a chłopak tylko jęknął i wykrzywił twarz w charakterystycznym dla bólu grymas. Spojrzałam na chłopaków, którzy zgromadzili się dookoła nas i każdy jakby chcąc uniknąć odpowiedzialności za cierpienie biednego blondyna, zaczął spoglądać w bliżej nieokreślone miejsca. Spojrzałam na Hazze, który jako jedyny był na tyle odważny by spojrzeć mi prosto w oczy, ale nie dowiedziałam się niczego, co byłoby przydatne do wyjaśnienia sprawy.
- Co z was za ludzie.- wstałam i poszłam do kuchni by nasączyć kawałek gazy chłodną wodą.
- Misiu…- usłyszałam za sobą głos Hazzy. Mięśnie w całym moim ciele niebezpiecznie się napięły. Poczułam ciepłą dłoń chłopaka na swojej i szybko ją cofnęła. Spojrzałam na niego a ten śmiejąc się wyciągnął gazę z moich dłoni.- Idź przygotuj mu łóżko, ja się wszystkim zajmę- wyszeptał a ja poczułam, że odległość między nami zaczyna się coraz bardziej zmniejszać- Idź- jego usta przy każdej wypowiedzianej głosce muskały moje ucho- Wszyscy na nas patrzą.- speszona spojrzałam w stronę salonu, gdzie chłopacy stali i spoglądali na nas dosyć wymownie. Chwyciłam do ręki swój telefon i czerwona niczym buraczek pognałam do pokoju blondyna.

- Co to miało znaczyć?- do pokoju wszedł Lou na tyle cicho by moje serce zaczęło bić ze zdwojoną siłą.
- To to znaczy co?- zapytałam udając głupiutką blondynkę.
- Dobrze wiesz o co chodzi Valery…- powiedział chłopaka odciągając mnie od poprawiania pościeli na łóżku mojego chłopaka- Co Cię łączy z Hazzą?- spojrzał mi prosto w oczy. Ścisnęłam usta w jedną wąską linię i nie trudząc się odpowiedzią wróciłam do sprzątania pokoju. Czułam palące spojrzenie chłopaka na sobie, ale nie miałam wystarczająco dużo odwagi by móc się odwrócić i porozmawiać z nim jak z przyjacielem, który nie tylko mnie zrozumie ale także doradzi co mam robić. Wygładzałam śnieżnobiałą poduszkę, nie mogąc znieść napięcia, które determinowało moim ciałem
- Vally…. Przecież widzę, że coś się dzieje między wami…- jego ciepłe dłonie spoczęły na moich barkach.- Gdy tylko pojawia się Hazza Ty jesteś spięta, rumienisz się i dodatkowo nie jesteś już pełną życia osobą. Powiesz mi co się stało?- ton jego głosu dawał sporo do myślenia. Wiedziałam, że chłopak nie chce mnie skrzywdzić, wiedziałam, że chce mojego dobra, ale bariera, która wyrosła w tym momencie przede mną była naprawdę ogromna- I już nie gładź tej poduszki bo w końcu dziurę w niej zrobisz- zaśmiałam się lekko rozluźniając napięcie
- Lou… Bo to wszystko to wina Hazzy…- odwróciłam się i spojrzałam w jego oczy, które zaczęły wypełniać się bólem i swojego rodzaju goryczą. Już chciałam powiedzieć, co tak naprawdę jest pomiędzy mną a tym chłopakiem, gdy drzwi pokoju otwarły się z hukiem i ujrzałam zatroskaną twarz mulata.
- Łóżko gotowe?- zapytał mnie Zayn. Pokiwałam głową na tak, i nie mogąc spojrzeć na Niall’a skierowałam się do drzwi w których jak gdyby nigdy nic stał Hazza. Wstrzymałam oddech a on podał mi miseczkę z chłodną wodą i kilka średniej wielkości opatrunków.
- Nie musisz dziękować- powiedział i uśmiechając się stanowczo zbyt pięknym uśmiechem odwrócił się na pięcie i pognał na dół. Wzięłam głęboki oddech, policzyłam do dziesięciu i wyprosiwszy chłopaków z pokoju zostałam sam na sam z blondynem.
- Może teraz powiesz mi co tak naprawdę się stało?- zapytałam mocząc kawałek gazy w wodzie i obmywając twarz chłopaka.
- To nic takiego, poradzę sobie.- powiedział odtrącając moją dłoń. Byłam naprawdę zdziwiona jego gestem, on naprawdę mnie odtrącał….
- Co się z Tobą dzieje Niall? Co ja znów źle zrobiłam?- zapytałam siadając tuż obok niego. Nie chciałam kolejnych bezsensownych kłótni, nie chciałam kolejnych niedomówień, które poróżniłyby nas w znaczący sposób…. – Proszę Cię Niall, bądź szczery ze mną.
- Czujesz coś do Hazzy?- zapytał bez ogródek a ja poczułam, że rumieńce, które powstały na skutek zmęczenia przybierają na sile.
- Skąd Ci to przyszło do głowy? Głuptasku… Kocham tylko Ciebie.- złapałam jego dłoń by móc go bardziej przekonać do słuszności moich słów.- Harry jest moim przyjacielem i naprawdę nie wiem skąd te dziwne pytania- uśmiechnęłam się do niego, ale to nie był szczery uśmiech. Bałam się, tak cholernie się bałam, że ta przyjaźń, że to co powiedział tego pamiętnego dnia brunet zmieni mnie… Bałam się, że któregoś dnia gdy zostanę sama z Loczkiem nie poradzę sobie z presją i ulegnę jego boskim dołeczkom, że ulegnę jego cudownemu uśmiechowi….
Budził się we mnie żal i niepokój. Wiedziałam, że chłopak leżący obok mnie darzył mnie ogromnym uczuciem, ale nie mogłam się oprzeć urokowi Harry’ego. To on zawsze był przy mnie gdy potrzebowałam wsparcia, to on pomógł mi pozbierać się po sprawie z Zayn’em, to on walczył o mnie niczym lew, a ja? Kim ja byłam? Byłam niewdzięczną dziewczyną, która nie chciała go za wszelką cenę pokochać… Czułam, że uczucie z mojej strony byłoby dla niego swoistą nagrodą, czułam, że jestem mu to winna….
- Przepraszam- rozmyślania na temat Hazzy przerwał mi Niall- Wiem, że mnie kochasz. Wiem, że Hazza to tylko przyjaciel, ale kochanie…. Co wydarzyło się tego wieczora gdy powiedzieliśmy chłopakom, że jesteśmy razem?-
- Nic, naprawdę nic. Porozmawiałam z nim i powiedział, że lekko zirytował go nasz związek ale cieszy się z naszego szczęścia- kłamałam niczym z nut. Gdybym była Pinokiem już dawno mój nos wydłużyłby się do ogromnych rozmiarów. Dlaczego tak bałam się powiedzieć mu o wszystkim co wtedy usłyszałam? Może bałam się, że chłopak znienawidzi bruneta i będzie chciał mnie zostawić na pastwę losu? Bałam się ponownego uczucia samotności, które powracało do mnie niczym rzucony bumerang. Nie zważając na konsekwencje swoich słów brodziłam dalej w rzecze kłamstw, w której o dziwo nauczyłam się pływać….

- Mógłby ktoś podrzucić mnie do sklepu?- zapytałam schodząc na dół, tuż po tym jak Niall zasnął niczym małe dziecko. Trzy pary oczu spojrzały na mnie jakby analizując każde moje słowo. Stałam pośrodku ogromnego salonu, który wyglądał jak po przejściu tornada i nie wiedziałam co mam robić. W końcu chwyciłam swoją małą torebeczkę i zaczęłam kierować się do drzwi kiedy ktoś zawołał:
- Poczekaj, zawiozę Cię.- odwróciłam się i nawet z zamkniętymi oczyma wiedziałabym, że to Hazza. Zapach jego perfum uderzył moje nozdrza. Mieszanka lawendy i drzewa sandałowego przyprawiała zapewne nie tylko mnie o ciarki. Ten fakt nie byłby dziwny gdyby na dworze nie było ponad dwudziestu stopni…. Spojrzałam błagalnym wzrokiem w stronę reszty chłopaków i Zayn jako jedyny zrozumiał moją aluzję.
- To może i ja pojadę? Będzie nas więcej więc szybciej zakupy pójdą- uśmiechnął się do mnie a ja bezgłośnie szepnęłam ,, Dziękuję” i skierowałam się do auta tuż za Hazzą.
Podróż mijała nam w rytmie ciszy.  Delikatne pomruki silnika i mocne bicie mojego serca były kojącą moje myśli muzyką. Nie wiedziałam, dlaczego cofałam się do tyłu z własnym życiem, nie wiedziałam dlaczego żałowałam, że nie skorzystałam z zaproszenia chłopaka na wakacyjny wyjazd…. Analizując każdą chwilę spędzoną z chłopakiem o mocno kręconych włosach natrafiłam na przeszkodę w postaci naszego ogniska i jego wzroku, który błądził po mojej twarzy. Czy to naprawdę możliwe? Gdzie mój rozsądek? Gdzie moja miłość do Horana?
Poczułam mocno ściskającą mnie dłoń. Spojrzałam na Zayn’a, który zajmowałam miejsce obok mnie i poczułam, że jest chociaż jedna osoba, której zależy na mnie. Odetchnęłam głęboko i odwzajemniłam uścisk. Krótką wymianę gestów zauważył Harry, który spojrzał na Zayn’a niczym na większego wroga i włączył radio byleby tylko nie zajmować sobie głowy nami. 
Każda kolejna minuta drogi była dla mnie niczym przekleństwo, które nie miało końca. Myłam o tym co będzie, myślałam dlaczego ten chłopak tak szarpie moim życiem to na prawo to na lewo, nie patrząc na to co jest dobre dla mnie. Czy on naprawdę nie wiedział tego, że jestem szczęśliwa z Niall’em? Czy on naprawdę musiał być takim egoistą?!

- Dobra!- krzyknęłam tuż po tym gdy tylko udało mi się przekroczyć próg domu. Wyciągnęłam ogromną kartkę papieru i szybko narysowałam plan parteru.- Zayn!- chłopak spojrzał na mnie- Zajmujesz się salonem wraz z Lou. Ja posprzątam kuchnię a Ty Harry…- głos mi zadrżał- możesz posprzątać w holu i łazience?-
- Tak jest szefowo!- zasalutował i tyle go widziałam. W gruncie rzeczy było mi to na rękę, ale zmienność jego nastrojów wykańczała mnie. Chłopcy rozpierzchli się po domu a ja włączając radio zadomowiłam się w kuchni, w której brakowało kobiecej ręki. Swoją drogą to gdzie była Eleonor i Daniell?
Lodówka świeciła pustkami także byłam niesamowicie zadowolona z tego, że zakupiliśmy taką ilość jedzenia. W końcu, nawet im od czasu do czasu przyda się syty obiad a nie szybki wypad do Nando’s lub innej sieciówki. Zostałam zalana tysiącami talerzy i innych naczyń, których było więcej niż u mnie. Po co piątce chłopaków taka ilość naczyń? Zawsze się zastanawiałam jak oni sobie radzą i teraz swobodnie mogę stwierdzić, że sobie nie radzą! Któraś z ich dziewczyn powinna z nimi zamieszkać i sprawować pieczę nad ich całym, zakręconym życiem.
W salonie Lou wraz z Zayn’em biegali dookoła stołu i rzucali się okurzonymi szmatkami. Zaśmiałam się pod nosem i poprosiłam ich by pozbierali brudne rzeczy i wstawili pranie. Mulat spojrzał na mnie dosyć dziwnie.
- My mamy wstawić pranie?- zapytała
- A co? Może ja mam to zrobić?- zapytałam krojąc pomidory do zupy
- Wiesz, jesteś dziewczyną i znasz się na tych rzeczach, a my niestety… Nawet nie znamy pojęcia pralka- wyjaśnił Lou, który zbierał brudne skarpetki
- Pod schodami sa drzwi, które prowadzą do piwnicy. Tam stoi wielkie białe pudło, które potocznie nazywane jest pralką. Oddziela się rzeczy kolorowe od białych i wrzuca się jedna porcję ubrań do środka. Następnie wsypuje się proszek, nastawia odpowiednią temperaturę i ot cała filozofia!- wyjaśniłam im wszystko jak krowie na miedzy.- Zanieście to na dół. Skończę to zrobię to za was- pokręciłam głową a chłopcy krzycząc i chwaląc mnie jaka to jestem dobra zbiegli na dół.
Postanowiłam ugotować zupę jarzynową a na drugie danie zrobić naleśniki z serem. Wiedziałam, że Niall je uwielbia i chciałam mu w jakiś sposób wynagrodzić trud dzisiejszego dnia. Krzątając się po kuchni i cicho podśpiewując pod nosem usłyszałam kawałek rozmowy Harry’ego, która dobiegała spod kuchennego okna.
- Tak, rozumiem, ale ona teraz jest u nas w domu więc musisz poczekać…. Nie, to wina Lou, Niall chciał abyś tu była. Musisz teraz poczekać. Do zobaczenia.
Coś tu nie grało. Niall czegoś chciał ale Lou na to nie pozwolił? O co w tym wszystkim chodziło? Co oni znowu knują?
Intensywne myślenie przerwał mnie Harry, który wkroczył na teren kuchni. Czułam jego wzrok na sobie, ale nie śmiał odwrócić się i spojrzeć na niego. Był niczym Bazyliszek. Jego wzrok zabijał a w moim przypadku krępował mnie niesamowicie.
- Potrzeba Ci czegoś?- zapytałam odwracając się do niego
- Coś Ty taka niemiła?- zapytał jak gdyby nigdy nic
- Ja? Nie miła? Pomyślmy, mój chłopak leży na górze poturbowany i nikt nie raczy powiedzieć mi co się stało, Liam nie daje o sobie znaku życia a Ty zachowujesz się jak obrażony gówniarz, który nie dostał tego czego chciał, wymieniać więcej?- odwróciłam się by kontynuować gotowanie gdy Hazza położył mi swoje ręce na biodrach
- Odbiło Ci?!- odskoczyłam w bok niczym poparzona- Zachowujesz się jak nie wiem… Jak jakiś zbok!- krzyknęłam
- No weź Valery… Nie udawaj, że to Ci się nie podoba- powiedział chłopak zbliżając się do mnie- Widzę jak na mnie patrzysz, widzę jak się rumienisz i Ty mówisz mi, że nic do mnie nie czujesz?- zapytał rozbawiony- Nie nauczyłaś się, że ja zawsze dostaję to co chcę?- cofając się do tyłu napotkałam ścianę. Chłopak widząc moją dezorientację przygwoździł mi ręce do niej i zaczął składać delikatne pocałunki na szyi.
- Pieprz się gnoju!- wrzasnęłam próbując się wyrwać z tego uścisku
- Zaraz mogę pieprzyć Ciebie- zaśmiał się i jego usta musnęły o moje. Chłopak z każdą chwilą stawał się coraz bardziej natarczywy, siła przygważdżająca mnie do ściany było coraz większa a uczucie skrępowania nie dawało o sobie zapomnieć.
- Harry proszę Cię przestań- błagałam chłopaka krztusząc się własnymi łzami- To boli!- ale chłopak nie słuchał, kierował się chorym instynktem, który nakazywał mu zmienić moje życie w horror. Z każdą sekundą przez moją głowę przepływało milion wspomnień tamtego okropnego dnia, w którym to Olivier okazał się być tym złym. Nie wierzyłam w to, że spotkanie mnie coś takiego i to ze strony zaufanego przyjaciela!
- Harry- łkałam- Dlaczego mi to robisz?- serce biło mi tysiąc razy mocniej. Ciało moje stało się zwykłym warzywem, które nie chciało już walczyć o swoje, nie chciało już niczego. Jedyne czego pragnęłam to znaleźć się w ramionach Horana, czuć jego kojący zapach i móc mu powiedzieć wszystko czego do tej pory nie wiedział.
- Puść mnie draniu!- krzyknęłam wykorzystując ostatki sił. Zaczęłam się szarpać i kopać go po całej długości nóg.- Jesteś najohydniejszą istotą na ziemi!- ugryzłam go w wargę ale to wcale go nie zniechęciło. Ile to jeszcze będzie trwać? Jest tyle osób w domu i naprawdę nikt mnie nie słyszy? Zastanawiałam się gdy nagle uścisk mojego napastnika zelżał. Opadłam na podłogę drżąc i łkając niczym małe dziecko.
- Ty śmieciu!- usłyszałam zasłoniwszy twarz- Jak mogłeś?! Jesteś na tyle podły aby w taki sposób traktować przyjaciół?!- w kuchni rozległ się huk i pomiędzy palcami ujrzałam wykrzywioną twarz Hazzy. Poczułam na sobie czyjś dotyk i wzdrygnęłam się
- Wszystko dobrze kochanie?- To był Niall, to był naprawdę on. Przytuliłam się do niego niczym miś koala do drzewa
- Zabierz mnie stąd. Proszę zabierz mnie jak najdalej od niego- błagałam chłopaka o blond włosach
- Już nikt Cię nie skrzywdzi- powiedział i uniósł mnie do góry. W tym momencie miałam ochotę zapaść się pod ziemię i już nigdy spod niej nie wyjść.

Cześć moje kochane!
Jestem wam ogromnie wdzięczna za te wszystkie komentarze i ogromną cierpliwość!
Jak wam idą przygotowania przed świętami? Szczerze wam powiem, że u mnie rozpętała się śnieżyca 
i nie jest wesoło... To pierwsze święta Wielkanocne, które spędzę w grubej kurtce :D 
Ciasto w piekarniku, kolejne się robi... Zapach jajek w domu przyprawia mnie o mdłości ale źle nie jest ;)
Za dzisiejszy rozdział i jego publikację podziękujcie mojej Olałce- to ona wczoraj podczas na prawdę długiej rozmowy na skajpaju zmusiła mnie do opublikowania tego :) Bardzo ale to bardzo jej dziękuję:*
Czy ten rozdział zapowiada mój powrót na dobre? Nie...
Niestety nie powiem wam kiedy coś nowego się pojawi. Póki co załatwiam swoje sprawy... Obiecuję, że wrócę :*
A tymczasem pragnę wam życzyć zdrowych, spokojnych, pełnych miłości świąt Wielkanocny! Pragnę abyście odnalazły wewnętrzny spokój, zaznały spokoju ducha i przeżyły coś niesamowitego!
Życzę wam również bardzo dużo słonka, którego jak na złość brak! Kochane! Wszystkiego najlepszego :*
 

piątek, 22 marca 2013

Mała niespodzianka!

Cześć wam moje kochane....
Mam dla was być może miłą niespodziankę, która jakoś pozwoli wam zaspokoić ciekawość.
Zrobiłam malutki zwiastun, który coś wam rozjaśni ;)
Niestety muzykę dodałam wam oddzielnie bo nie mogłam dodać...
BUM! 
Mam dla was dobrą wiadomość.
Zaczęłam pisać i miewam się na prawdę dobrze!
Odezwę się przed świętami!
Buziaki :*

sobota, 16 marca 2013

Small information.

Cześć wam moje kochane czytelniczki.
Zapewne wiecie dlaczego pojawia się ten post, zapewne spodziewacie się najgorszego, ale wybrałam mniejsze zło i muszę poinformować was iż zawieszam bloga. Póki co ten okres potrwa do Świąt Wielkanocnych. Być może dodam coś właśnie w tym czasie, ale nie obiecuję czegoś mistrzowskiego, czegoś dobrego bo najzwyczajniej w świecie nie potrafię skonstruować prostego, ładnego zdania. Dzięki bliskiej mi osobie zrozumiałam jak wiele poświęcam dla innych, jak wiele pracy wkładam w tego bloga. Cieszy mnie to bo to na prawdę cudowne móc dla was pisać, otrzymywać te wszystkie cudowne komentarze, ale nie może to być ceną mojego zdrowia.
Wiem, że zapewne większość z was się teraz wykruszy, stwierdzi że to było wiadomo, ale zdrowie mam tylko jedno i musze o nie zadbać. Rozumiecie, prawda?
Troszkę odpoczynku na pewno dobrze mi zrobi, przybędzie mi nowych pomysłów i powrócę do was z nowymi, odmienionymi rozdziałami.
To przykre, że coś, co było dla mnie nagrodą, przyjemnością i całym życiem musi zostać odstawione na bok.... Ahhh.... Nie życzę żadnej z was takiego uczucia pustki jakie towarzyszy mi teraz.
Jeszcze raz was bardzo przepraszam.
Tak bardzo mi głupio....
Magda

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 56 ,, Gdybym mógł cofnąć czas... "

Mój najdroższy…
15 dni lipca już za nami a ja nadal nie wiem, co mogę zrobić by te wakacje zapadły mi mocno w pamięci.
Jest jeden powód, który sprawia, że teraz uśmiecham się niczym malutka dziewczynka- Niall. Ten blondyn zmienił wszystko….
Tak, jestem w końcu z nim i mogę powiedzieć, że jeszcze nigdy nie czułam takiej siły uczucia. To jest naprawdę niesamowite. Przy takiej osobie nie musisz nic mówić, wystarczy, że ona jest i trzyma Cię za rękę. Wystarczy, że czuje zapach jego perfum a ogarnia mnie błogie poczucie bezpieczeństwa i spokoju, którego tak dawno mi brakowało.
Wiele się pozmieniało w tym moim życiu. Wróciła mama, znalazłam Meg, straciłam Oliviera ale zyskałam Niall’a... Kontakt z chłopakami był jak wolno przesuwające się wahadło zegara- raz było lepiej a raz gorzej, raz było pod górkę a raz z górki.
Harry ciągle zadziwiał mnie innowacją w dziedzinie swoich uczuć. Niby czuł cos do mnie ale przez ten czas przewinęło się kilka dziewczyn upodabniających się swoim wyglądem do zagranicznych zwierząt. Czego on tak na prawde chciał? Jego huśtawka nastrojów doprowadzała nie jedną osobę do szału. Był niczym małe rozkapryszone dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki. Zamiast cieszyć się z mojego szczęścia on postanowił je zniszczyć buntując się zarówno przeciwko mnie jak i mojemu życiu.
Wiedziałam, że trudna droga przede mną, ale nie wiedziałam, że będzie ona usłana tylko i wyłącznie rozżarzonym węglem.
Kolejnym zmartwieniem, które postanowiło zasłonić mi maleńkie światełko w tunelu była moja babcia. Jej ingerencja w strefę moich uczuć była czymś, czego do tej pory nie potrafię pojąć. Zayn… Tuż po naszej kłótni i rozstaniu dzwonił, chciał przeprosić, naprawić wszystko, ale na drodze do naszego szczęścia stanęła babcia i zadecydowała za mnie, że nie chcę go znać i mieć z nim czegokolwiek wspólnego. A kto wie? Może taka rozmowa sprawiłaby, że nasze życie odwróciłoby się o kilkanaście a nawet o kilkadziesiąt stopni?
List… Zayn napisał list, który w dziwnych okolicznościach zginął. Dlaczego? Szanowne rączki szanownej babci również zadziałały i list znikł….
Powiedz mi co mam robić? Nie ulega wątpliwości to, że kocham Niall’a i chcę z nim być, ale jest również Zayn, który naprawdę nie jest mi obojętny. Gdy tylko spojrzę w jego stronę nasze spojrzenia krzyżują się wywołując u mnie ogromne rumieńce. To stanowczo powinno nie tak wyglądać. Owszem, powinniśmy darzyć siebie wzajemną sympatią i przyjacielską relacją ale na tym koniec- żadnych podtekstów. Bałam się, że któregoś dnia moje emocje utworzą swojego rodzaju kłębek splecionych nitek i pogubię się w tym co czuję a co chcę czuć….
Nie ma już z nami Korney’a. Ten dzień w którym odszedł od nas był najgorszym dniem w życiu. Po raz pierwszy pozbawiałam żywą istotę życia….

Zamknęłam zeszyt i wciągnęłam powietrze rozkoszując się zapachem koszonej trawy. Słońce chyliło się ku zachodowi roztaczając piękną tęczę barw nad moją głową. Usiadłam na szerokim parapecie i spoglądałam przed siebie wprost na pola pokryte dużą ilością rzepaku. Żółte kwiaty wyglądały niczym małe słońca, w których artysta zamknął całą potęgę i magię tego świata. Przez głowę przepływały mi myśli dotyczące Liam’a i tego jak jego podróż do Irlandii się zakończy. Nie chciał abyśmy dzwonili do niego… Przez dwa dni nie daje znaku życia o sobie a zarówno Daniell jak i ja i zapewne reszta chłopaków odchodziliśmy od zmysłów. Być może była to oznaka zwykłej ciekawości i chęci poczucia, że w końcu coś się nam udało a być może była to zwykła troska i strach przed nieznanym.
- Valery!- dobiegł mnie z dołu melodyjny głos babci. Zeskoczyłam z parapetu potrząsając przy tym malutką doniczkę z kaktusem, ale wyćwiczony refleks zapobiegł katastrofie i kaktus przeżył. Oczyściłam ręce z ziemi i skrzętnie omijając brata siedzącego na schodach zbiegłam na dół.
- Tak?- zapytałam pomagając rozpakować jej zakupy, których było naprawdę dużo.
- Przyszedł do Ciebie listy- poczułam przechodzącą przez moje plecy falę dreszczy a następnie zimny pot, który niczym największy sprzymierzeńca ochłodził moje rozgrzane ciało.- Z sądu- dodała babcia jakby widząc moją minę. Chwyciłam białą kopertę drżącymi rękoma i wyjęłam kartkę papieru, którą zdobiła kursywa i zaczęłam czytać.  
Londyn, 13.07.2012r
Wezwanie do sądu

            W związku z wydarzeniami z dnia 10.05 br. powołujemy Panią Valery Smith na świadka. Sprawa dotycząca zabójstwa Pana Oliviera Sean’a Boo odbędzie się 20.07.2012r. w Sądzie przy Hamilton Street 8.
            Uprzejmie prosimy zgłosić się na najbliższy posterunek policji w celu złożenia zeznań z owego dnia.
Prokurator
Kate Hoffman.

Nie mogłam uwierzyć w żadne z tych słów. Spoglądałam na litery, które zlewały się w jedną całość i przepływały przez moją głowę niczym ciąg słów, których znaczenia nie znam. Usiadłam na krześle próbując złapać oddech i zacząć racjonalnie myśleć, ale w takiej chwili było to wręcz niemożliwe.
- Co się stało Valery? Jesteś taka blada…- babcia spojrzała na mnie troskliwym wzrokiem
- Co się stało?- spojrzałam na nią- Dostałam wezwanie do sądu. Minęły 3 miesiące a oni nagle przypominają sobie, że Olivier nie żyje?! – krzyknęłam poirytowana zachowaniem urzędników- Czy oni nie wiedzą co to znaczy ból po stracie kogoś bliskiego?!
- Valery spokojnie…- ramiona babcia zacisnęły się dookoła mnie. Oddychałam głęboko żeby móc się uspokoić i w końcu zacząć myśleć o tej sprawie.
- Co ja mam teraz babciu zrobić?- zapytałam czując się bezsilna i skołowana.- Jak oni mogą mi to robić?- spojrzałam na nią
- Nie wiem dziecko- pocałowała moje czoło- Naprawdę nie mam pojęcia…- lekko się uśmiechnęła do mnie i zajęła się przygotowaniem kolacji. Spojrzałam za okno i ujrzałam księżyc w formie rogalika, który powoli wspinał się po nieboskłonie. Nie potrafiłam opanować pędzących myśli. Każda z nich gnała w inną stronę i wszystko wydawało mi się być tak bardzo odległym, tak bardzo innym….
- Babciu….- wstałam i podeszłam do kobiety. Teraz albo nigdy pomyślałam stając z nią twarzą w twarz- Gdzie jest list od Zayn’a?- zapytałam lekkim tonem, jakby to było czymś normalnym, że zabiera się i chowa cudze listy
- List? I to od Zayn’a?- spojrzała na mnie a kącik jej ust drgnął- Nie wiem o czym mówisz- powiedziała i wróciła do krojenia pomidorów
- Zayn napisał do mnie list, który wrzucił do skrzynki. Wiem o tym, bo sam mi powiedział. Gdzie on jest i jakim prawem wtrącasz się w sferę moich uczuć?!- krzyknęłam na nią. Kobieta najwyraźniej przeraziła się mojego tonu i tylko wpatrywała się na mnie swoimi zmęczonymi oczami
- Przypominam Ci, że masz przed sobą babcię a nie koleżankę.- powiedziała ściskając usta w jedną linię- Tyle razy powtarzałaś, że nie chcesz go znać więc uznałam że lepiej będzie jeśli nie dostaniesz tego listu..- wyjaśniła
- Babciu! Jak mogłaś?! Wiesz ile ja cierpiałam bo nie dostawałam od niego znaku życia?! Wiesz jak mnie to bolało? I dlaczego nie dałaś mi z nim porozmawiać gdy zadzwonił?! Babciu!-
- List jest na półce pomiędzy książkami- wskazała na półkę wiszącą między dużymi oknami. Podeszłam do niej i po chwili trzymałam w ręce zdeformowany kawałek papieru.
- Nigdy więcej nie ingeruj w sferę moich uczuć dobrze? Muszę się nauczyć sama zwalczać moje problemy…- powiedziałam a ona spojrzała na mnie posępnie- Przepraszam… Po prostu sama gubię się w tym wszystkim…- wyjaśniłam i przytuliłam kobietę
- Może zaprosisz na kolację mamę i Niall’a?- zapytała mnie kobieta a cała złość i napięcie pomiędzy nami tworzyło pasma niewidzialnych wspomnień, które unosiły się do góry opuszczając nasz dom na zawsze….

Wiem, że jest już za późno na słowa: Przepraszam, Wybacz mi, Nie chciałem…. One teraz nie maja najmniejszego sensu, ale musisz wiedzieć Droga Valery jak bardzo jesteś ważna w moim beznadziejnym i okropnym życiu.
Widzieć Twoją zapłakaną twarz, błagającą o to abym został… Najgorsze rzecz w całym moim życiu. Nie mogłem zostać, nie mogłem ująć Twojej twarzy i zobaczyć niegdyś błyszczących oczu bo…. Bo Cie za bardzo kocham Valery. Niedorzeczne, prawda? Kochać kogoś a zostawić go ot tak, po prostu bez żadnych skrupułów… Oczywiście wyrzuty sumienia są, i ten list a właściwie coś podobnego do listu, jest przejawem tego, że posiadam byle jakie ludzie zachowania.
Musiałem Cię zostawić ponieważ, zbyt wiele dla mnie znaczysz a sama myśl, że mógłbym zranić Cię jeszcze mocniej sprawia, że czuje się podłym chamem. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nie powinienem pić, pozwolić Ci odejść, nie powinienem zrobić tego co zrobiłem z Jasmine i tą dziewczyną, której imienia nawet nie znam. Z każdym dniem zbieram siły aby przyjechać bukietem róż i błagać o Twoje przebaczenie, ale nie mogę, nie umiem… I nie chcę. Nie chcę znów Cię zranić, nie chcę już widzieć Twoich łez i nawet mogę powiedziec, ze nie chcę Cię już kochać. Gdy zobaczyłem Cię opartą o ciało Harry’ego zrozumiałem, że odeszłaś ode mnie na zawsze, że już Cię straciłem a wszelkie szanse na polepszenie naszych stosunków zaprzepaściłem. Jedyną rzeczą, której żałuję to to, że zgodziłaś się przyjąć moją miłość…. Może gdyby ten nieudany związek byłoby między nami o wiele, wiele lepiej?
Valery! Wiem, że Twoje serce jest w kawałkach, każdy z nich pała do mnie ogromną nienawiścią, ale proszę Cię… Gdy przyjdzie taki dzień…. Proszę powiedz mi, że mi wybaczasz.. Nie oczekuje od Ciebie tego, ze wpadniemy sobie w ramiona, nadal będziemy się przyjaźnić, ale proszę WYBACZ mi moje błędy, których żałuję!
Byłaś, jesteś i będziesz tą, którą kocham ponad życie….
Wybacz mi.
Nie proszę o nic więcej…
Przepraszam za piekło, które rozpętało się w Twoim życiu za moim pośrednictwem.
Gdybym mógł cofnąć czas….
Podarowałbym Ci całe szczęście świata aby wynagrodzić Ci ból….
Kocham Cię Valery
Nienawidzę Cię Valery…
Zayn.

Ściskałam w ręce pomarszczony kawałek papieru. Rozmazany tusz był dowodem na to, że chłopak płakał a słowa płynęły prosto z jego serca. Siedziałam rozmyślając nad tym co by było gdybym to właśnie ja znalazła ten list, gdybym go przeczytała….
Ale tak nie było. Nie znalazłam go, nie przeczytałam, nie zmieniło się nic… Uczucia do Zayn’a opadły a w ich miejscu urósł nowy kwiat miłości, którego pielęgnował Niall. Nie chcąc ingerować  i rozdrapywać starych ran wyjęłam z szafy czerwony karton i schowałam w nim list.
Kocham Niall’a, jestem z nim szczęśliwa i nic nie jest w stanie odebrać mi tego cudownego uczucia.
Refleksje nad sensem mojej egzystencji przerwał telefon,  który był bardzo dziwny. Dzwonił do mnie Louis a to zdarzało się naprawdę rzadko…

Cześć koteczki :*
I takim oto sposobem za nami już 56 rozdziałów. Szybko leci ten czas, prawda?
Nie wiem jak u was ale u mnie śniegu nasypało po same kolana! W gruncie nadal sypie, do tego dochodzi wiatr i z tego wszystkiego skrócili nam lekcje i byłam w domu przed 13.00 :) Czasami zima jest fajna :D
Pusto się tu zrobiło, nie sądzicie? Jakoś was tak malutko, malutko opinii na temat rozdziałów.... Troszke to przykre ale rozumiem bo sama nieraz jestem na tyle leniwa i nie komentuje....
Niestety zajdą pewne zamiany tutaj. Wydaje mi się, że to jest ten czas kiedy trzeba pożegnać się z tą historią, z nieudolnym pisaniem i cóż.... Jeszcze nie wiem jak to będzie wyglądało. Czy oddam komuś tego bloga, czy szybko wymyślę zakończenie czy też po prostu skończy się to tak szybko jak się zaczęło.
Niestety.... Masa problemów mnie dobija. Dzisiaj np. jedna z kochanych koleżanek wylała na mnie gorącą kawę... Super nie? Wczoraj przeszłam małe załamanie...
Ja już nie mam siły normalnie funkcjonować bo z każdej strony mam rzucane pod nogi kłody.
Ja też mam granice wytrzymałości, ja też jestem człowiekiem i mam uczucia... 
Wiem, że to problem jest we mnie bo normalnie ludzie nie czepiają się nikogo ot tak, bez przyczyny.  
Nie potrafię sobie poradzić z tym wszystkim.
Jestem w kropce i nie potrafię się do przodu poruszyć. Do tego niektóre z was skarżą sie, że to już nie jest to samo, że to opowiadanie się zepsuło....
Co dalej? nie wiem.... Moja historia się już kończy.
Proszę, bądźcie wyrozumiałe.....

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 55 ,, Dlaczego mnie ranisz? "



Rozdział dedykowany każdej mojej czytelniczce
P. S Proszę o przeczytanie notki pod rozdziałem
ZAPRASZAM! 
 
Kojący szum Tamizy uspakajał moje galopujące serce. Z każdym muśnięciem jego ust o moja delikatną skórę na szyi miliony robaczków stymulowały moje serce do biegu. Spokojny, lipcowy dzień rozpuszczał nas dużą dawką słońca i delikatnym powiewem wiatru. Zapach lipy unosił się ponad nami łaskocząc nasze nosy.
Leżeliśmy na kocu, w całkiem nieznanym mi miejscu i korzystaliśmy z tego dosyć niepowtarzalnego popołudnia. W końcu mogliśmy wyrwać się z domów, złapać się za ręce i pójść gdzie nas nogi poniosą. Po tak długiej nieobecności słońca każdy jego promyk był przez nas absorbowany z największą radością.
- To najmilej spędzone popołudnie w Londynie- zamruczał chłopak przekręcając się na brzuch. Otworzyłam zamknięte oczy i spojrzałam na jego oświetloną przez słońce twarz
- Mówisz?- zapytałam przybliżając się do niego
- Ja nie mówię, ja to wiem- uśmiechnął się i musnął moje usta swoimi.- Nawet nie wiesz Valery ile dla mnie znaczyło to, że chłopcy zrozumieli co między nami jest i nawet się ucieszyli…- lekko skrzywił się zapewne przypominając sobie reakcję Harry’ego gdy chłopak ścisnął moja dłoń. Nie rozumiałam go. Przecież tyle rozmów za nami powinno jasno dać mu do zrozumienia, że ja go nie kocham. Było mi go żal… Miłość, miłością, ale minimum odpowiedniego zachowania trzeba zachować. Powoli moje myśli gnały w tył i zaczynały mnie cofać do wydarzeń z przeszłości.

* kilka dni wcześniej*

- (…) No tak to można nazwać- chłopak o blond czuprynie pokiwał głową i spojrzał na brunetkę, która uśmiechała się do niego zza kanapy. Obok niej siedział mężczyzna, którego włosy były silnie zwinięte w sprężynki i opowiadał jej cos z największą zażyłością. Dziewczyna kiwała głową, ale sprawiała wrażenie nieobecnej i nie zainteresowanej wywodem chłopaka. W przeciągu kilku minut dołączył do nich mulat i zmierzwił włosy dziewczyny swoją ogromną dłonią. Dziewczyna zaczęła się z nim przekomarzać tym samym ignorując lokowatego. W końcu w salonie zebrała się pokaźna grupa młodzieży i niczym jedna duża rodzina zaczęli rozmawiać, opowiadać jak mijają im dni wakacji i nawet zaczęli planować wspólny wyjazd, gdy chłopak o blond włosach wstał i wyciągnął w kierunku brunetki drżącą dłoń. Dziewczyna spojrzała na niego a następnie na wszystkich zgromadzonych, którzy nie kryli zdziwienia tą sytuacją. Policzki brunetki przybrały kolor szkarłatu i onieśmielona gestem chłopaka chwyciła dłoń i uśmiechnęła się do niego najszczerzej jak potrafiła. Ktoś z zebranych wydał z siebie jęk zachwytu, ktoś inny zaczął bić brawo, ale pośród fali entuzjazmu i radości, która zaczęła przechodzić z jednej osoby na drugą znalazł się jedna, jedyna niezadowolona z tego faktu osoba- był nią chłopak o brązowych lokach i zielonych oczach. Podczas gdy wszyscy zaczęli wstawać i bić brawo on siedział niczym znużony mops. Brunetka spojrzała na niego i jej uśmiech zgasł.
- Tak, jesteśmy razem- powiedział ucieszony blondyn i pocałował jej policzek. Chłopak, który najwyraźniej wiązał swoją przyszłość z dziewczyną wstał i opuścił salon. Nastała niczym niezmącona cisza, która była krępująca zarówno dla dziewczyny jak i dla reszty.
- Pójdę do niego- odezwał się chłopak ubrany w pasiasta koszulę
- Nie Lou- dziewczyna złapała jego bark- Ja muszę z nim porozmawiać- powiedziała a on tylko skinął głowę. Dziewczyna pośpiesznie wygładziła materiał swojej sukni i ruszyła za chłopakiem.

- Mogę?- zapytała brunetka wskazując na puste miejsce obok chłopaka, który siedział na huśtawce i ruchem nóg wprawiał ją w ruch. Nie odpowiedział jej nic, więc dziewczyna uznała to za pozytywną odpowiedź i zajęła miejsce.- Możesz mi powiedzieć Harry dlaczego tak mnie ranisz?- zapytała w końcu przerywając monotonne skrzypienie metalowych łańcuchów.
- Ja ranię Ciebie?!- zapytał wybuchając nerwowym śmiechem- Dziewczyno! Kto tu kogo rani?! No kto?! To ja jestem w związku czy Ty?!-  w jego oczach przepełnionych nienawiścią do dziewczyny pojawiły się, szklące się łzy
- Harry… - jej łagodny głos wypełnił powietrze- Ja go kocham.- wyszeptała- Przecież nie raz, nie dwa rozmawialiśmy o kwestii naszych uczuć i dobrze wiesz, że ja do Ciebie nie czuje niczego innego prócz braterskiej miłości. Ranisz mnie zachowując się jak pięcioletnie dziecko a nie dorosły mężczyzna! Dobrze wiedziałeś, że w końcu nadejdzie taki dzień, w którym pokocham kogoś i będę chciała być szczęśliwa.- położyła swoją dłoń na jego udzie- Harry nie odpychaj mnie tylko dlatego, że….- zawahała się
- Że Cię kocham?- chłopak spojrzał w jej oczy i ujrzał przerażenie- Tak, kocham Cie Valery i sam się sobie dziwię, że mogę Cię kochać. No bo jak tak można? Kochać dziewczynę przyjaciela? Przecież tak nie można, ale… Serce nie sługa, tak?- brunetka pokiwała głową a chłopak zaśmiał się. – Nienawidzę Cię Smith. Jesteś okropna i wiesz co? Wcale nie chcę aby to uczucie mnie opuściło. Dobrze wiesz, że ja nie spocznę póki nie będziesz moja…..- Chłopak wstał i opuścił brunetkę, nie wyjaśniając jej nic….. Pozostawił ją z tysiącem myśli, które zdawały się niszczyć ją od środka

- Ziemia do Valery!- pomachałem przed dziewczyny oczami ręką.
- Przepraszam, zamyśliłam się- odparła ,, powracając” do mnie.- Przepraszam- spojrzała na mnie i zatopiła swoje palce w moich włosach.
- Mhhh… Valery. Co Ty robisz?- zapytałem gdy dziewczyna zaczęła się śmiać robiąc wronie gniazdo w moich włosach
- Niszczę Cię!- jej wesoły śmiech uniósł się ponad korony drzew
- O nie!- zebrałem siły i jednym zdecydowanym ruchem powaliłem ja na plecy
- Mhhhh… Niall. Co Ty robisz?- zapytała naśladując mnie
- Niszczę Cię!- odparłem podciągając jej bluzkę do góry i zacząłem całować jej brzuch. Moje usta przesuwały się powoli, ale stanowczo. To w górę, to w dół, to na prawo, to na lewo, w każdą z możliwych stron… Dziewczyna cicho śmiała się pod nosem a mięśnie pod powłoką jej skóry delikatnie drżały.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to jest czysta przyjemność dla mnie?- zapytała mnie unosząc delikatnie moja  twarz do góry
- To jest przyjemna tortura- uśmiechnąłem się a ona po chwili zerwała się niczym poparzona gorącą wodą.
- Meg!- wrzasnęła zbierając nasze rzeczy do plecaka
- Valery o co chodzi? Co Meg? Co się stało?- zapytałem próbując uspokoić jej nerwy
- Jak to co Niall?!- spojrzała na mnie pełna złości- Ojciec Liam’a! Zapomnieliśmy o tym!- krzyknęła a ja zrozumiałem tę cała gonitwę
- cholera…- zamruczałem i pomogłem jej składać koc- Ale co my mamy zrobić?- zapytałem szukając jej dłoni, którą po kilku sekundach miałem zaciśniętą w mojej
- Jak to co Niall? Powiemy Liam’owi, że widzieliśmy go!- powiedziała jakby to było czymś oczywistym
- A jak to nie on? Jak to mężczyzna podobny do niego?- zapytałem analizując każdy nasz krok. Chłopak mógł dostać szoku gdy nagle po tylu latach odnajduje się ktoś, kogo przekreśliliśmy.
- A jeżeli to on Niall? Co jeśli to naprawdę on?- zapytała
- Valery, ale…
- Nie ma żadnego ale Niall- powiedziała dziewczyna i pociągnęła mnie w stronę domu. Dziewczyna była naprawdę uparta i wszystko co obrała na swój cel musiało się spełnić.

Kilka minut po 16. dotarliśmy przed bramę naszego domu. Byłem naprawdę zmęczony tą gonitwą przez park i połowę miasta, ale wiedziałem, że to co zaraz wydarzy się za drzwiami tego domu to nic w porównaniu do tego maratonu.
Wewnątrz budynku panował cudowny chłód. Opadłem na schody ciężko dysząc, ale dziewczyna od razu podniosła mnie do góry i prowadząc do kuchni nalała szklankę zimnej wody.
- Odpocznij a ja idę zobaczyć czy jest Liam- powiedziała a ja nie mogłem pojąć skąd w takiej kruszynie tyle siły i taka kondycja.
- Jest ktoś tu?- jej dźwięczny głos wypełnił ciszę
- Jestem tylko ja!- odezwał się Liam z łazienki i po chwili z niej wyszedł. Strach i niepewność zawładnęły moim ciałem na tyle iż próbowałem się wymknąć do ogrodu ale ku mojemu nieszczęściu zauważyła mnie Valery.
- Tchórzu Ty!- skarciła mnie i zaprowadziła do salonu w którym siedział Liam.
- Coś Ty mu zrobiła?- zaśmiał się widząc mnie- Wyglądasz jak burak z białymi liśćmi!-
- Dzięki!- warknąłem i otarłem pot z czoła
- Liam…- zaczęła Valery- Musisz o czymś wiedzieć.-
- Nawet nie mów, że jesteś w ciąży- chłopak przestraszył się nie na żarty a ja zaśmiałem się pod nosem. Niestety, nie było to w żaden sposób możliwe bo nigdy pomiędzy mną a ta brunetką nie doszło do tego typu zbliżenia.
- Nie, Liam, nie. Możesz być spokojny o to- uśmiechnęła się do mnie- Posłuchaj- usiadła obok niego ale po chwili wstała- Będąc w Ballinie u Meg… Jej dziadek… Boże Liam. Niall powiedział, że on… że to Twój ojciec.- wydusiła to z siebie
- Że co?!- chłopak spiął się- Jak to ojciec?!- wstał i przeszedł pokój
- Liam ja wiem, że to jest absurd, ale on naprawdę był do Ciebie podobny.- powiedziałem i wyjąłem telefon- Spójrz na to. Zrobiłem to zdjęcie ukradkiem.- przekazałem przyjacielowi telefon
- To niemożliwe- szepnął opadając obok nas- Tyle lat minęło… Co ja mam teraz zrobić?- spojrzał na nas łapiąc się za głowę. Przemknęło mi przez myśl, że zachowaliśmy się bardzo nierozsądnie...
- To proste, musisz tam pojechać- powiedziała dziewczyna a chłopak skinął głową.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć moje kobitki! 
Z okazji tego pięknego święta, które niestety jest tylko raz w roku chcę wam złożyć najserdeczniejsze życzenie: dużo zdrowia, uśmiechów na twarzy, spełnienia marzeń, cudownych mężczyzn, pięknych przyjaźń, zdanych egzaminów i ogromnego spotkania z CAŁYM fandomem Directioners ;)

Nie wiem jaka pogoda u was, ale dzisiejszy dzień był jednym ogromnym zaskoczeniem. Wczoraj słoneczko dzisiaj ogromny śnieg, który zaczął padać około 2 nad ranem.... Kładłam sie spać i co? Tak mała niespodzianka na to nasze święto :D Nim doszłam do domu wyglądałam jak bałwanek z toną śniegu w szaliku... 
Muszę was bardzo, ale to bardzo przeprosić za to, że rozdział nie pojawił się tydzień temu. To moja pierwsza i mam nadzieję ostatnia tak długa nieobecność. Szkoła mnie przytłacza- dosłownie. W domu nie jest za wesoło, mnóstwo problemów z dziewczynami w szkole a klasówek wcale nie ubywa.  
Jest mi cholernie ciężko i na prawdę.... Rzadko kiedy włączam komputer by cokolwiek napisać... Gdy już uda mi się to zrobić to tylko i wyłącznie po to by odrobić lekcje. Nauczyciele zmuszają nas do podejmowania decyzji odnośnie przedmiotów, które będziemy zdawać na maturze, a to wcale NIE jest takie łatwe. No bo jak mogę o tym decydować nie wiedząc na jakie studia chcę iść?!
Przykładowo teraz muszę przeczytać 3 tomy lektury w ciągu 2 dni... Miło, prawda? Nie wiem jak to zrobię... Znów czekają mnie nieprzespane noce, które odbijają się na moim zdrowiu. Nie chcąc by moja waga drastycznie spadała z 53 kg spadłam do 48 kg... Trafiłam nawet do szpitala bo zasłabłam... Anemia daje o sobie znać.
Dlatego moje kochane dziewczynki nie przemęczajcie się. Ja wiem, że każda z was ma ogrom nauki ale chodźcie spać i normalnej porze... Sen jest bardzo ważny... Wiecie ile spałam przez ten tydzień? Codziennie mój sen nie przekraczał 5 godzin . I weź tu potem żyj...
Za tydzień jadę na maraton taneczny także postaram się dodać wam coś wcześniej...
Proszę was bądźcie wyrozumiałe bo jest mi na prawdę ciężko....

KOCHANE! OGROMNIE POLECAM TEGO BLOGA KLIK 
Wpadł w moje ręce dosyć przypadkiem i już go nie wypuszczę :) Dziewczyna dopiero co zaczyna a same dobrze wiecie jakie to było ciężkie. Pomóżmy jej... Ma talent ;)

I cóż... To chyba tyle na dzisiaj
Zapraszam na ask'a ASK 
Kocham bardzo mocno, Magda :*