Nie wiem co mogę a właściwie co mam teraz myśleć. Valery i
ta jej cała czarna przeszłość. Jak można w ogóle wstydzić się swojego życia?
Jak w ogóle można spychać tak istotne rzeczy na dalszy plan? Nie rozumiałem jej
zachowania. To wszystko było tak zagmatwane i niejasne. Dlaczego ona
zdecydowała się dopiero teraz nam o tym powiedzieć? Dlaczego nie zrobiła tego
wcześniej? Dlaczego udawała przed nami kogoś, kim w ogóle nie była, kim w ogóle
nie jest?
Nie mogłem zrobić inaczej niż zrobiłem. Nie mogłem siedzieć tam ani chwili dłużej. Widząc jej łzy i trud, z jakim nam o tym wszystkim mówiła nie wytrzymałem… W końcu nie była ona dla mnie obojętna…
Prosiła i błagała abym został. No ale jak?! W końcu niecodziennie dowiaduje się, że jedna z bliskich mi osób była ofiarą przemocy domowej i gwałtu. Nie co dzień mam w zwyczaju słyszeć o alkoholizmie w rodzinie, nie co dzień mogę widzieć jak komuś podcinają skrzydła.
Jestem na to zbyt wyczulony.
- Zayn! Zayn! Poczekaj!- krzyczał za mną Louis, ale ja nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Nie chciałem właściwie to nie potrzebowałem tego. Wiedziałem jak to wszystko się skończy ale co ja mogłem na to poradzić? Jestem jaki jestem.
- Lou nie chcę teraz z Tobą rozmawiać, jasne?- powiedziałem do chłopaka, który w końcu mnie dogonił
- Słuchaj nie wiem co sobie ubzdurałeś w tej słodkiej główce ale wiedz, że robisz wielki błąd!- spojrzałem na niego z rozbawieniem- I nie śmiej się jak ten pieprzony, zapatrzony w siebie egoista tylko doceń to co ta dziewczyna zrobiła! Nie widziałeś, że to ją boli?! Nie widziałeś jej łez?! Stary ona się przed nami otworzyła a Ty co?! Pojebało Cię?!- wrzeszczał na mnie chłopak
- Coś jeszcze?- wycedziłem przez zęby trzymając nerwy na wodzy
- Tak, jesteś skończonym kretynem- powiedział i odszedł w stronę naszego domu. Ja? Ja i skończony kretyn? Znalazł się ten, co zawsze dookoła świeci przykładem. Jak ja nie cierpię takich osób. Udają kogoś, kim nie są.. Zupełnie jak Valery……
Nie mogłem zrobić inaczej niż zrobiłem. Nie mogłem siedzieć tam ani chwili dłużej. Widząc jej łzy i trud, z jakim nam o tym wszystkim mówiła nie wytrzymałem… W końcu nie była ona dla mnie obojętna…
Prosiła i błagała abym został. No ale jak?! W końcu niecodziennie dowiaduje się, że jedna z bliskich mi osób była ofiarą przemocy domowej i gwałtu. Nie co dzień mam w zwyczaju słyszeć o alkoholizmie w rodzinie, nie co dzień mogę widzieć jak komuś podcinają skrzydła.
Jestem na to zbyt wyczulony.
- Zayn! Zayn! Poczekaj!- krzyczał za mną Louis, ale ja nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Nie chciałem właściwie to nie potrzebowałem tego. Wiedziałem jak to wszystko się skończy ale co ja mogłem na to poradzić? Jestem jaki jestem.
- Lou nie chcę teraz z Tobą rozmawiać, jasne?- powiedziałem do chłopaka, który w końcu mnie dogonił
- Słuchaj nie wiem co sobie ubzdurałeś w tej słodkiej główce ale wiedz, że robisz wielki błąd!- spojrzałem na niego z rozbawieniem- I nie śmiej się jak ten pieprzony, zapatrzony w siebie egoista tylko doceń to co ta dziewczyna zrobiła! Nie widziałeś, że to ją boli?! Nie widziałeś jej łez?! Stary ona się przed nami otworzyła a Ty co?! Pojebało Cię?!- wrzeszczał na mnie chłopak
- Coś jeszcze?- wycedziłem przez zęby trzymając nerwy na wodzy
- Tak, jesteś skończonym kretynem- powiedział i odszedł w stronę naszego domu. Ja? Ja i skończony kretyn? Znalazł się ten, co zawsze dookoła świeci przykładem. Jak ja nie cierpię takich osób. Udają kogoś, kim nie są.. Zupełnie jak Valery……
Wyciągnąłem drżącymi rękoma paczkę papierosów i odpaliłem
jednego z nich. Dym papierosowy migiem znalazł się w moich płucach i dał błogie
poczucie wewnętrznego spokoju. Nie miałem pojęcia jak działał ten mechanizm,
ale stanowczo działał na mnie kojąco. Ze wściekłego psa przemieniłem się w
łagodnego baranka. To było jak magia
Przemierzałem tak ulice Londynu zupełnie nie wiedząc co chcę osiągnąć. Może to było spowodowane tym, że chciałem ochłonąć ale… Zdecydowanie miało to drugie dno. Nie radziłem sobie z bólem, który czułem gdy o niej myślałem. Ona była dziewczyną, której potrzebowałem jak mało kogo, to właśnie ona była tą dziewczyną, która rozumiała mnie i znała moje oblicze… To właśnie ona była tą dziewczyną, która zawładnęła moim sercem tuż po…. Tuż po Lenie…
Usiadłem na jeden z ławek i oddychałem głęboko. Próbowałem uspokoić moje emocje ale samym myśleniem nie zdołam przecież wyrzucić z siebie wszystkich negatywnych emocji. Wstałem i z największą wściekłością uderzyłem ręką o ławkę. Ból przeszył moją rękę. Gniew przerodził się w ból…
Słowa Louis’a obiły się echem w mojej głowie w której teraz panowała pustynia zbudowana z uczuć. Nie widziałeś, że to ją boli?! Nie widziałeś jej łez?! Stary ona się przed nami otworzyła a Ty co?! A ja co? Ja uciekłem… Uciekłem bo nie mogłem znieść tej myśli, że ona została zraniona w taki brutalny sposób. Nie pojmowałem tego. Nie potrafiłem zrozumieć i nigdy tego nie zrozumiem… Rodzice nigdy nie okazywali sobie negatywnych uczuć więc skąd mogłem wiedzieć czym jest domowa przemoc? Oczywiście, mówi się o tym ale nigdy nie spotkałem takiej osoby…
Chwyciłem za telefon i pośpiesznie wybrałem numer do mamy. Poinformowałem ją, że przyjadę do nich na weekend. Strasznie ucieszyła się bo widywaliśmy się tak rzadko…
Rozłączając się miałem ochotę wybrać numer do Valery i zapytać się czy nie pojedzie ze mną ale przypomniałem sobie, że nie pojedzie… Niestety Zayn po raz kolejny okazał się rozpieszczonym gówniarzem.
Około 18 wróciłem do domu. Bez zwiększysz prób podejmowania rozmów z Louis’em udałem się na górę i zacząłem pakować moja torbę. Nie wiedziałem czego będę potrzebował. Wziąłem kilka najpotrzebniejszych mi rzeczy i wrzuciłem je do torby. Usiadłem na łóżku i spojrzałem na wyświetlacz telefonu… Ogarnęła mnie niesamowita ochota na wybranie do niej numeru, usłyszenie jej jakże dźwięcznego głosu… Chciałem usłyszeć, ze u niej wszystko dobrze…
- Stary, musimy pogadać- do pokoju wpadł Loczek
- Puka się wiesz?- warknąłem
- Nie łamie się serc, wiesz?- zapytał i zamknął za sobą drzwi- Co Ci strzeliło do głowy z tym całym opuszczaniem jej domu? Wiesz jak ona płakała? Skąd masz wiedzieć, przecież nasz kochany Zayn zachował się jak kretyn!- wrzasnął na mnie chłopak. Był poruszony całą tą sytuacją- Czy Ty nie widzisz, że ona coś do Ciebie czuje?!- spojrzałem na niego a on kiwnął głową sprawiając, że burza loków poruszyła się śmiesznie- Czy Ty chcesz powiedzieć, że Ty nic nie widzisz?-
- A co ja mam niby widzieć? Widzę dziwną dziewczynę, która ukrywa wszystko przed nami…- odparłem rozmyślając nad jego słowami- Ona naprawdę coś do mnie czuje?- niepewnym wzrokiem wodziłem po jego twarzy. Znamy się zaledwie tydzień… To niemożliwe aby poczuć coś do kogoś… Brawo Panie Spostrzegawczy… Sam niedawno przyznałeś, że TA dziewczyna nie jest Ci obojętna a teraz mówisz, że nie można nic poczuć do nikogo w tak krótkim czasie? Okłamujesz samego siebie? Proszę bardzo ale przed uczuciami nie uciekniesz….
- Zayn?- spojrzałem mu w oczy jak na komendę- Co Ty wyprawiasz?- rozłożył ręce w geście dezaprobaty
- Nie wiem… Nie potrafię tego pojąć, że ktoś kiedyś ją tak zranił. Boję się tego tak jakbym zrobił to ja… I te jej zapłakane oczy…- odwróciłem twarz w stronę okna- Nie umiem, nie potrafię, nie chce jej zrozumieć…-
- Stary co Ty gadasz?!- dotknął mojego barka- Ja nigdy Ciebie nie widziałem takiego zadowolonego odkąd Lena… No nie ważne… Ale Zayn, jeśli zależy Ci na niej idź i porozmawiaj z nią na spokojnie…-
- Nie mogę… Wyjeżdżam do rodziców- odparłem całkowicie zdziwiony postawą chłopaka
- Na ile?- zapytał
- Kto to wie?- poczułem ogromną chęć okłamania przyjaciele- Może na tydzień, może na dwa.. Nigdy nic nie wiadomo- wstałem i chwyciłem moją torbę- Jakby ona… Jakby ona się pytała o mnie powiedz, że wyjechałem- i opuściłem pokój pozostawiając w nim Hazzę ze wszystkimi obawami co do NASZEJ przyszłości. Potrzebowałem odpoczynku.
- Valery!- malec zrywa się z krzesła i pędzi w moją stronę tylko po to aby na chwilę wtulić się w moje obolałe ciało i powrócić do stołu. Uśmiecham się, być może niezbyt szczerze ale ważne, że uśmiech się pojawia, prawda? Na stole dominują świeże warzywa i owoce, są też tosty i moja ukochana Nutella!
- To dla nas?- pytam ciesząc się niczym Charlie
- Tak, w końcu nie mogę pozwolić abyście poszli spać głodni- chłopak puszcza mi oczko i odsuwa jedno z krzeseł. Gestem ręki zachęca mnie abym usiadła, robię to patrząc się w jego oczy… Chyba jest szczęśliwy…
Chłopak siada obok mnie i zaczynamy prawdziwą ucztę. Co chwilę, któreś z nas wybucha śmiechem powodując tym samym reakcję łańcuchową przy całym stole. Zdaje się, że nawet Korney podłapał o co chodzi bo merda ogonkiem na prawo i lewo. Takich wieczorów właśnie było mi potrzeba, takich wieczorów mi brakowało. Zero przykrych sytuacji, zero kłótni, istna radość i szczęście z obecności poszczególnych osób. Brakowało tu tylko jednej osoby- Meg… Ale… Ale nie warto było psuć tak miłego wieczora przykrymi wspomnieniami…
- Macie cos jutro w planach?- zapytał mnie chłopak gdy smarowałam Tosta czekoladą
- O tak, umieranie w łóżku, spanie do południa i cóż… Pomyślmy… Kochanie- zwróciłam się do brata- Jutro sam pojedziesz z babcią na piknik, dobrze?- chłopiec kiwnął głową
- Piknik?- Liam śmiesznie spojrzał na mnie a ja zaśmiałam się
- Tak- powiedziałam całkiem poważnie- Taka tradycja… Najpierw jeździł ze mną tata a potem jak urodził się Charlie to jeździła z nami babcia… W każdą niedzielę organizujemy mały wyjazd za miasto. Wiesz musimy pooddychać świeżym powietrzem. Potem piknik i do domu. No ale jutro raczej nie dam rady pojechać, sam widzisz w jakim jestem stanie- skrzywiłam się- No ale będę mogła dłużej pospać-
- O tak, to rzeczywiście pozytyw, nawet nie wiesz jak duży. Mógłbym któregoś razu wybrać
się z wami?- zapytał mnie Przemierzałem tak ulice Londynu zupełnie nie wiedząc co chcę osiągnąć. Może to było spowodowane tym, że chciałem ochłonąć ale… Zdecydowanie miało to drugie dno. Nie radziłem sobie z bólem, który czułem gdy o niej myślałem. Ona była dziewczyną, której potrzebowałem jak mało kogo, to właśnie ona była tą dziewczyną, która rozumiała mnie i znała moje oblicze… To właśnie ona była tą dziewczyną, która zawładnęła moim sercem tuż po…. Tuż po Lenie…
Usiadłem na jeden z ławek i oddychałem głęboko. Próbowałem uspokoić moje emocje ale samym myśleniem nie zdołam przecież wyrzucić z siebie wszystkich negatywnych emocji. Wstałem i z największą wściekłością uderzyłem ręką o ławkę. Ból przeszył moją rękę. Gniew przerodził się w ból…
Słowa Louis’a obiły się echem w mojej głowie w której teraz panowała pustynia zbudowana z uczuć. Nie widziałeś, że to ją boli?! Nie widziałeś jej łez?! Stary ona się przed nami otworzyła a Ty co?! A ja co? Ja uciekłem… Uciekłem bo nie mogłem znieść tej myśli, że ona została zraniona w taki brutalny sposób. Nie pojmowałem tego. Nie potrafiłem zrozumieć i nigdy tego nie zrozumiem… Rodzice nigdy nie okazywali sobie negatywnych uczuć więc skąd mogłem wiedzieć czym jest domowa przemoc? Oczywiście, mówi się o tym ale nigdy nie spotkałem takiej osoby…
Chwyciłem za telefon i pośpiesznie wybrałem numer do mamy. Poinformowałem ją, że przyjadę do nich na weekend. Strasznie ucieszyła się bo widywaliśmy się tak rzadko…
Rozłączając się miałem ochotę wybrać numer do Valery i zapytać się czy nie pojedzie ze mną ale przypomniałem sobie, że nie pojedzie… Niestety Zayn po raz kolejny okazał się rozpieszczonym gówniarzem.
Około 18 wróciłem do domu. Bez zwiększysz prób podejmowania rozmów z Louis’em udałem się na górę i zacząłem pakować moja torbę. Nie wiedziałem czego będę potrzebował. Wziąłem kilka najpotrzebniejszych mi rzeczy i wrzuciłem je do torby. Usiadłem na łóżku i spojrzałem na wyświetlacz telefonu… Ogarnęła mnie niesamowita ochota na wybranie do niej numeru, usłyszenie jej jakże dźwięcznego głosu… Chciałem usłyszeć, ze u niej wszystko dobrze…
- Stary, musimy pogadać- do pokoju wpadł Loczek
- Puka się wiesz?- warknąłem
- Nie łamie się serc, wiesz?- zapytał i zamknął za sobą drzwi- Co Ci strzeliło do głowy z tym całym opuszczaniem jej domu? Wiesz jak ona płakała? Skąd masz wiedzieć, przecież nasz kochany Zayn zachował się jak kretyn!- wrzasnął na mnie chłopak. Był poruszony całą tą sytuacją- Czy Ty nie widzisz, że ona coś do Ciebie czuje?!- spojrzałem na niego a on kiwnął głową sprawiając, że burza loków poruszyła się śmiesznie- Czy Ty chcesz powiedzieć, że Ty nic nie widzisz?-
- A co ja mam niby widzieć? Widzę dziwną dziewczynę, która ukrywa wszystko przed nami…- odparłem rozmyślając nad jego słowami- Ona naprawdę coś do mnie czuje?- niepewnym wzrokiem wodziłem po jego twarzy. Znamy się zaledwie tydzień… To niemożliwe aby poczuć coś do kogoś… Brawo Panie Spostrzegawczy… Sam niedawno przyznałeś, że TA dziewczyna nie jest Ci obojętna a teraz mówisz, że nie można nic poczuć do nikogo w tak krótkim czasie? Okłamujesz samego siebie? Proszę bardzo ale przed uczuciami nie uciekniesz….
- Zayn?- spojrzałem mu w oczy jak na komendę- Co Ty wyprawiasz?- rozłożył ręce w geście dezaprobaty
- Nie wiem… Nie potrafię tego pojąć, że ktoś kiedyś ją tak zranił. Boję się tego tak jakbym zrobił to ja… I te jej zapłakane oczy…- odwróciłem twarz w stronę okna- Nie umiem, nie potrafię, nie chce jej zrozumieć…-
- Stary co Ty gadasz?!- dotknął mojego barka- Ja nigdy Ciebie nie widziałem takiego zadowolonego odkąd Lena… No nie ważne… Ale Zayn, jeśli zależy Ci na niej idź i porozmawiaj z nią na spokojnie…-
- Nie mogę… Wyjeżdżam do rodziców- odparłem całkowicie zdziwiony postawą chłopaka
- Na ile?- zapytał
- Kto to wie?- poczułem ogromną chęć okłamania przyjaciele- Może na tydzień, może na dwa.. Nigdy nic nie wiadomo- wstałem i chwyciłem moją torbę- Jakby ona… Jakby ona się pytała o mnie powiedz, że wyjechałem- i opuściłem pokój pozostawiając w nim Hazzę ze wszystkimi obawami co do NASZEJ przyszłości. Potrzebowałem odpoczynku.
- Valery!- malec zrywa się z krzesła i pędzi w moją stronę tylko po to aby na chwilę wtulić się w moje obolałe ciało i powrócić do stołu. Uśmiecham się, być może niezbyt szczerze ale ważne, że uśmiech się pojawia, prawda? Na stole dominują świeże warzywa i owoce, są też tosty i moja ukochana Nutella!
- To dla nas?- pytam ciesząc się niczym Charlie
- Tak, w końcu nie mogę pozwolić abyście poszli spać głodni- chłopak puszcza mi oczko i odsuwa jedno z krzeseł. Gestem ręki zachęca mnie abym usiadła, robię to patrząc się w jego oczy… Chyba jest szczęśliwy…
Chłopak siada obok mnie i zaczynamy prawdziwą ucztę. Co chwilę, któreś z nas wybucha śmiechem powodując tym samym reakcję łańcuchową przy całym stole. Zdaje się, że nawet Korney podłapał o co chodzi bo merda ogonkiem na prawo i lewo. Takich wieczorów właśnie było mi potrzeba, takich wieczorów mi brakowało. Zero przykrych sytuacji, zero kłótni, istna radość i szczęście z obecności poszczególnych osób. Brakowało tu tylko jednej osoby- Meg… Ale… Ale nie warto było psuć tak miłego wieczora przykrymi wspomnieniami…
- Macie cos jutro w planach?- zapytał mnie chłopak gdy smarowałam Tosta czekoladą
- O tak, umieranie w łóżku, spanie do południa i cóż… Pomyślmy… Kochanie- zwróciłam się do brata- Jutro sam pojedziesz z babcią na piknik, dobrze?- chłopiec kiwnął głową
- Piknik?- Liam śmiesznie spojrzał na mnie a ja zaśmiałam się
- Tak- powiedziałam całkiem poważnie- Taka tradycja… Najpierw jeździł ze mną tata a potem jak urodził się Charlie to jeździła z nami babcia… W każdą niedzielę organizujemy mały wyjazd za miasto. Wiesz musimy pooddychać świeżym powietrzem. Potem piknik i do domu. No ale jutro raczej nie dam rady pojechać, sam widzisz w jakim jestem stanie- skrzywiłam się- No ale będę mogła dłużej pospać-
- O tak, to rzeczywiście pozytyw, nawet nie wiesz jak duży. Mógłbym któregoś razu wybrać
- Jasne. A teraz- podsunęłam mu talerz z tostem przyozdobionym owocami- wcinaj-
- Takie smakołyki to ja mogę jeść- roześmialiśmy się i wróciliśmy do jedzenia.
- No potworze, czas się kąpać- powiedziałam do Charliego około 21.00 malec niechętnie wstał z kolan Liam’a i poszedł za mną do łazienki.
- 10 minut i wracam- szepnęłam do chłopaka i znikłam w łazience.
- Prysznic czy długa kąpiel?- zapytałam chłopczyka pomagając się mu rozebrać
- Plysnic, pzecies widzę, ze chces do niego iść- powiedział mały a mnie zatkało…
Że ja niby chcę iść do Liam’a? Dziecko chyba sam nie wiesz co mówisz… Liam jest bardzo dobrym kolegą, dobrze się z nim rozmawia ale nie ciągnie mnie do niego w ten specyficzny sposób.. Liam to nie Zayn….
- Valery…- chłopiec pociągnął mnie za rękę ja chcąc, nie chcąc musiałam wrócić do realnego świata.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taaa daaaa! Nieplanowany rozdział ale jest!
Miła niespodzianka co?? :)
Ej... Mam prośbę... Dowiedziałam się, że Madzia chce wrócić ale boi się tego, że będziecie mieć do niej żal o to, że odeszła ot tak, bez pożegnania. Czy mogłybyście przyjąć ją w jakiś miły sposób? Będę wdzieczna!
Kamila :)
boski!!!
OdpowiedzUsuńjestem, zachwycona :D
może Zayn wreszcie coś zrozumie, albo mama nałoży mu trochę rozumu do głowy ;P
kto wie....
czekam na next ^^
Peace :*
Oczywiście , że przyjmę Magdę w miły sposób ...
OdpowiedzUsuńNie mam do niej żadnych pretensji ..
Ludzi z problemami czasem potrzebują chwili wytchnienia i niech się nie boi, że na nią nakrzyczymy...
Rozdział cudny i nie mogę doczekać się kolejnych ..
Pozdrawiam <3
Madzia? No w końcu, wracaj, wracaj! Co do mnie to raczej nie mam prawa być na kogokolwiek zła, tyle razy nawalałam że szkoda gadać :/ Jedyna rzecz którą w tej chwili mogę zrobić to skakać z radości ;) Świetny rozdział, a no i tamta 91 też jest świetna. A no i gdyby coś przeniosłam się na tumblr, czekam na nexcik!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;) Już się trochę rozpisałam pod tamtym blogiem więc szczerze mówiąc nie wiem co tutaj napisać. No, więc może skupię się na rozdziale...
OdpowiedzUsuńCO JEST Z ZAYN'EM JA SIĘ PYTAM?! xd Czy on rozum postradał??! Zostawiać Val w takim momencie?? Serio??? -.-
No ale i tak mam nadzieję że jak pojedzie do rodziny, to wszystko sobie w tej pięknej główce poukłada i przeprosi Valery i ona mu wybaczy i będą razem i ona będzie szczęśliwa i powie o co chodzi z tą Meg ( bo nie daje mi to spokoju ;p )...ale wtedy okaże się że Liam ją kocha.... i ona nie będzie wiedziała co zrobić.... i wtedy...
Doooobra wybiegłam myślami w przyszłość xD
W każdym bądź razie czekam na nexta i zapraszam do mnie ;3
http://blue-batterfly-one-direction.blogspot.com/ <333
Ten Zayn mnie denerwuje. On nie może zostawić Valery.
OdpowiedzUsuńKurcze... tak bardzo bym chciała, żeby byli razem *_*
Nikt nie będzie miał do Madzi żalu!
Życie jest pełne komplikacji i każdy powinien to zrozumieć, a my jesteśmy zawsze z nią i czekaaaaaaaamy <3
rozdział świety, ale zachowanie Zayna :) ja rozumiem, że on coś do niej czuje i nie potrafi zrozumiec przez co ona przeszla ale w takim przypadku powinnien ja raczej wspierac , prawda? I dalej nie zdradzacie kto to Meg no iii Lena... ??? Czekam na kolejne tak ciekawe rozdziały i Kamilko wcale nie jest tak źle :)) bardzo fajnie piszesz :)) a co do Madzi to huurrra ciesze sie ze wraca i znów bedzie prowadzic tego bloga :)) Przekaż jej, że wcale nie mamy do niej żalu, wręcz przeciwnie cieszymy sie ze odpoczela i poukladala troche swoje sprawy :))) caluje: Hanka :**
OdpowiedzUsuńAwww kocham tego bloga, rozdział super, zresztą jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńCo się stało z Zaynem? No ja się pytam! Egoista jeden! ( oczywiście w tym opowiadaniu) chociaż bardziej do Valery pasuje mi Liam, nie wiem czemu:P Z niecierpliwością czekam na NEXT
http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/