Każdy z kolejnych dni przynosiły mi coraz większe
rozczarowanie. Babcia popadała w jakiś obłęd z powodu utarty pracy, Charlie
chodził smutny z powodu braku przyjaciela do zabaw a ja? Dla mnie świat
skończył się w momencie, w którym Niall opuścił Londyn. Od pamiętnego czwartku
nie dostałam od niego żadnej wiadomości z wyjątkiem tej, w której poinformował
mnie, że zostaje na dłużej w domu. Czyż to nie cudowne? Nie wiem co się z nim
dzieje, nie wiem co dzieje się z Maurą a na dodatek chłopak nie odbierał moich
telefonów. Rozumiałam to, że ma problemy, martwi się o stan mamy ale w tym
wszystkim powinien odnaleźć miejsce na uczucia…
Musiałam przyznać przed sama sobą to, że nie radziłam sobie
z obecną sytuacją. Więc czy było coś dziwnego w tym, że pod koniec jednego z
letnich dni zapukałam do drzwi chłopaków?
- Valery?- w przedpokoju ujrzałam wesołą twarz Louis’a- Co
Ty tu robisz? Przecież nie ma z nami Niall’a…- zdziwił się chłopak zapraszając
mnie gestem ręki do środka
- To już nie mogę odwiedzić moich przyjaciół?- zapytałam
uśmiechając się blado. Chłopak pokiwał przecząco głową i przytulił mnie przyjaźnie.
- Chodź. Jest z nami El i Daniell… Chodź kochana.- wziął
mnie pod rękę i wprowadził do salonu w którym prócz dziewcząt był tylko Zayn.
Szczerze powiedziawszy spadł mi kamień z serca gdy nie udało mi się dostrzec
burzy loków. Nie wiem czy udałoby mi się znieść jego obecność w tym samym
pomieszczeniu co ja….
Przywitałam się z dziewczynami, których naprawdę brakowało
mi przez ostatnie dni. Jak się okazało El miała dużo zajęć na uczelni ( co w
wakacje było dosyć dziwne ) a Daniell całkowicie poświęciła się pracy i na
kilka dni wyjechała z Londynu.
- Nie wiem czy wiesz…- szepnęła mi do ucha Dan- Ale wrócił
Liam- ciepło zgromadzone w sercu rozpoczęło wędrówkę po całym ciele
- Naprawdę?! Gdzie on jest?- zapytałam chcąc jak najszybciej
zobaczyć się z chłopakiem
- Jest w kuchni- uśmiechnęła się do mnie a Lou włączył jakiś
film po czym zgasił w salonie światło. Przeciskając się pomiędzy nimi dotarłam
do kuchni w której stał oparty o blat chłopak.
- Liam…- szepnęłam czując napływające łzy do oczu- Tak się
cieszę, że wróciłeś.- powiedziałam a chłopak równie zadowolony jak ja od razu
mnie mocno uścisnął
- Nawet nie wiesz jak mi Ciebie brakowało- powiedział
uśmiechając się serdecznie do mnie.- Moja kochana Valery- nasze ciała ponownie
znalazły się blisko siebie. Czułam bicie serca chłopaka, czułam zapach jego
perfum i…. w końcu poczułam się dobrze, od tak wielu dni…
- Wiele mnie ominęło?- zapytał brunet wciskając mi do ręki tosta z dżemem. Usiadłam na wysokim krześle bawiąc się jedzeniem.
- Można tak powiedzieć…- powiedziałam przypominając sobie
dramatyczne chwile, które sprowokowały Niall’a do opuszczenia tego domu
- Co się dzieje Valery? Proszę powiedz mi wszystko co się
tutaj działo. Żadne z nich nie chce wyjaśnić mi gdzie jest Niall, gdzie jest
Harry… Nie ukrywaj nic przede mną,- jego dłoń zacisnęła się na mojej dodając mi
tym samym otuchy. Na kim jak na kim, ale na Liam’ie mogłam polegać. Wstydziłam
się tego, że to właśnie z mojego powodu pokłóciło się dwóch najlepszych
przyjaciół…
- Któregoś dnia dostałam telefon od Lou bym jak najszybciej
tu przyszła. Tak też zrobiłam i uwierz mi ten dom był w opłakanym. Niall leżał
na kanapie z zakrwawioną twarzą i do tej pory nie wiem co się stało. Wybrałam
się z Harrym i Zayn’em na zakupy i potem wszystko się zaczęło psuć. Zaczęliśmy
sprzątać, podzieliliśmy się na grupki a potem Harry…- ukryłam twarz w dłoniach-
On zaczął mnie całkować gdy siedziałam w kuchni. Przyparł mnie do ściany i nie
chciał puścić. Płakałam, krzyczałam, ale do niego nic nie docierało. W końcu do
kuchni wpadł Niall, odepchnął go ode mnie i zaniósł do siebie na górę…-
wyjaśniłam nieśmiało patrząc na chłopaka. Na jego twarzy malowało się
zdziwienie, troska i strach..
- Czuję, że to nie wszystko, prawda?- zapytał dosyć cicho
- Późnym popołudniem gdy chcieliśmy iść do mnie Harry znów
się do mnie przyczepił. Niall dał się ponieść emocjom i cóż… Zaczęli się bić. W
końcu Niall nie wytrzymując rzucił albo on albo ja i opuścił ten dom wraz ze
mną. Kolejnego dnia pojechaliśmy pod namiot, pobyliśmy tam kilka dni aż do
czwartku kiedy to musiałam stawić się w sądzie. Potem całą radosną aurę rozwiał
telefon do Niall’a. Jego matka jest w szpitalu, leży w śpiączce a ja nic nie
mogę zrobić. Chłopak zabronił mi przyjechać, zabronił mi być przy nim
rozumiesz? Do tego doszły problemy w domu i nie wiem co mogę zrobić…
- To straszne, naprawdę nie wiem jak mogę Ci pomóc.-
dezaprobatę miał wymalowaną na twarzy. Podejrzewam, że był w szoku po tym co
usłyszał ode mnie.- Chodź do mnie- wyciągnął przed siebie swoje ręce i mocno
zacisnął je na mojej talii. Wdychałam zapach perfum zmieszanych z potem i w
pewien sposób czułam się bezpieczna. Mogłam na nim polegać tak samo jak on mógł
polegać na mnie.
Usłyszałam za plecami ciche
chrząknięcie. Od razu odskoczyłam od bruneta jakbyśmy robili coś zakazanego. Za
nami stała Daniell z pytającą miną.
- Przepraszam Daniell. Nie powinnam była.- czułam zbierającą
się we mnie bezradność. Pieczenie pod powiekami chciało mi za insynuować jaka
beznadziejna jestem w tym co robię, w tym co robię tutaj.- Po prostu wybacz
mi.- rzuciłam i zostawiłam ich w kuchni bez słowa wyjaśnienia. Przechodząc
przez salon słyszałam za sobą pytania dlaczego już wychodzę, co się stało i
wiele podobnych, ale nie odpowiedziałam na żadne z nich. Co tak właściwie
chciałam osiągnąć przychodząc do nich? Niall’a nie było więc nie miałam tutaj
tak naprawdę nikogo. Po raz kolejny w dosyć brutalny sposób uświadomiono mi, że
to nie moja bajka.
- Valery poczekaj.- usłyszałam za sobą ciepły, lekko
zachrypnięty głos. Właścicielem owego głosu był nikt inny tylko sam Zayn. Spoglądałam na
niego pytająco wyczekując czegoś, co dałoby mi do zrozumienia dlaczego stoi on
przede mną tylko w samych bokserkach. Dziwne, że nie rzuciło mi się to
wcześniej w oczy.
- Znów uciekasz? Ile razy zamierzasz jeszcze to robić
Valery?- przenikliwe oczy wpatrywały się we mnie powodując iż miałam ochotę
rzucić się biegiem przed siebie. Wstydziłam się swojego dziecinnego zachowania,
którego nie można było w żaden sposób zrozumieć.
I znów uciekałam od odpowiedzialności… I znów uciekałam od
problemów, które NIGDY same się nie rozwiążą. Stałam się mistrzem liberalnego
rozwiązywania konfliktów, problemów…
Usiadłam na nagrzanej promieniami słońca brukowej kostce i
zaczęłam intensywnie myśleć czego pragnę, czego tak naprawdę potrzebuję.
Potrzebowałam Niall’a. Teraz, tu, w tej chwili. Potrzebowałam jego silnych
ramion, które dodałby mi otuchy, uświadomiłyby mi, że jestem bezpieczna i ważna
dla niego. Był to o tyle trudne gdyż Niall znajdował się ode mnie całe dwie
godziny lotu. Byłam skołowana i zmęczona tym wszystkim. Miałam dość.
- Uciekam bo nie radzę sobie. Po prostu wszystko mnie
przytłacza, jestem sama w tym cholernym świecie, Niall nie daje znać o sobie a
jakby było tego mało sytuacja w domu nie jest najlepsza. Babcia straciła pracę
a ja nie mogę żadnej znaleźć…- wyznałam sama nie wiem po co. Może liczyłam na
cień współczucia? Na pocieszenie, którego nie zaznałam do Liam’a? Może liczyłam
na to, że uczucia, którymi darzyłam kiedyś tego chłopaka pomogą mi w nieznaczny
sposób? Gdzieś w głębi duszy na pewno tego pragnęłam, ale mój rozum postanowił
płatać mi figle.
- Znowu przez to przechodzisz…- odezwał się chłopak
przerywając tysiąc lat milczenia. Usiadł obok mnie nieznacznie obejmując moją
kruchą sylwetkę ramieniem- Znów zostawia Cię ktoś, kto wiele dla Ciebie
znaczy.- oparłam głowę na jego barku nie mogąc znieść dłużej ogromnych sznurów
myśli w swojej głowie. Wieczorne melancholie były dla mnie ogromnym wyzwaniem.
Powracały wszystkie brudy przeszłości… Tysiące niewypowiedzianych słów
powodowało tysiące nie zadanych pytań a to z kolei owocowało w tysiące niewypowiedzianych
myśli.
- Zayn… Czy to naprawdę musi tak wyglądać? Czy naprawdę moje
życie musi być niczym sinusoida? Dlaczego to dotyka właśnie mnie?- pierwsze,
ciężkie niczym groch łzy upadły na kurz ulicy. Tak wielu decyzji zaczęłam
żałować, że nie mogłam pozbierać się i iść dalej przez życie z podniesioną
głową. Ze spełnionej, szczęśliwej i pewnej siebie kobiety stałam się wrakiem
człowieka, który uczył się chodzić po dnie.
- Żeby było lepiej najpierw musi być gorzej. Wiesz… Gdy
byliśmy jeszcze razem zastanawiałem się ile taka osoba jak Ty jeszcze wytrzyma.
Często wieczorami nie mogąc spać myślałem o Tobie i cierpieniu jakie zadają Ci
bliskie Twojemu sercu osoby. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że pewnego dnia
znajdę się pośród nich i zamienię Twoje życie w jedno pasmo nieszczęścia. Nie
potrafię odpowiedzieć Ci na pytanie dlaczego cierpisz. Może taki jest plan, tam
na górze? Może Oni chcą uczynić Cię kobietą silną, niezależną i pewną siebie?
Może w ten sposób wypełniasz część jakiegoś planu? Dzięki Tobie, dzięki Twojej
sile wiem, że nie ma rzeczy, które mogłyby nas pokonać. Jesteś naprawdę silną i
dzielną osobą, którą ogromnie podziwiam. Wiem, ze może wydać Ci się to głupie,
ale tak jest Valery. Zobaczysz wkrótce wszystko wyjdzie na prostą.- uśmiechnął
się do mnie poprawiając moje rozwiane włosy. Uwielbiałam jego delikatne palce,
ciepły głos i cudowne słowa, które niejednokrotnie przyniosły mi ulgę i
kierowały myśli w odpowiednią stronę.
- Boję się, że nadejdzie taki dzień w którym wszystko
przerośnie mnie i nie dam sobie rady…
- Wydaje mi się, że to już za Tobą- spojrzałam na niego
niedokładnie wiedząc o co chodzi- Pamiętasz te dni po balu, śmierć Oliviera i
te dni naszego rozstania?- pokiwałam twierdząco głową- Słyszałem, że wtedy było
z Tobą naprawdę źle…. Chodziły Ci po głowie okropne myśli a to właśnie był
przejaw załamania… Masz to już za sobą wiesz? Udało Ci się przezwyciężyć to
zło, udało Ci się wygrać walkę o szczęście.- rzekł ujmując moją dłoń w swoją-
Dasz radę Valery. Obiecuję Ci, że pomogę Tobie we wszystkim. Wystarczy jeden
telefon a już jestem Twój- zaśmiałam się dziękując w duszy Bogu, że mam takiego
wspaniałego przyjaciela. Dziękowałam za to, że on jako jedyny nie odwrócił się
ode mnie. Mocno przytuliłam go całując jego zarośnięty policzek. Na horyzoncie
błysnęło a następnie udało nam się usłyszeć cichy pomruk.
- To chyba znak, ze pora przestać się smucić i zmykać do
łóżek- rzuciłam wstając.
- Dobranoc Valery. Zadzwonię jutro, dobrze? Sądzę, że mam
dla Ciebie niespodziankę- uśmiechnął się tajemniczo a ja po raz kolejny
przytulając się do mulata dziękowałam mu za to, że jest.
Obudził
mnie dudniący o parapet deszcz. Gdy tylko łóżko straciło połowę swojej siły grawitacji,
która przyciągała mnie do łóżka niesamowicie mocno, wyjrzałam przez okno.
Londyn płakał. Płakała wraz z nim moja dusza rozrywana na
kawałki przez tęsknotę za Niebieskookim. Coraz bardziej brakowało mi jego
uśmiechu, pozytywnego podejścia do życia, ciepłej barwy głosu i pocałunków,
które rozpalały moje ciało w najmroźniejszy dzień. Bałam się o chłopaka. Kilka
dni bez rozmów sprawiły, że czułam się jak roślina wystawiona na parapet w
największy upał. Traciłam siłę i życiodajną wodę, którą była miłość i bliskość
drugiej osoby.
Usiadłam na parapecie, który przykryty był kolorowym kocem.
Brakowało mi tych dni, kiedy moja głowa była wolna od wszelkich problemów,
siadałam na parapecie i wpatrywałam się w punkt na niebie sama nie wiedząc po
co. Brakowało mi tych dni, kiedy słuchałam bez końca The Beatles, śpiewałam i
co w moim przypadku było dziwne- tańczyłam. Brakowało mi życia zwykłej
dziewczyny. Zaczynało mi brakować… starego życia.
Siedziałam tak przyglądając się drzewo targanym przez
bezlitosny wiatr. Kolorowe liście były poddawane testowi wytrzymałości,
kolorowe kwiaty były niszczone a pole rzepaku rozciągające się nieopodal domu
tańczyło w tempie nadawanym przez wiatr. To zabawne…. Jak zwykły podmuch wiatru
może zmieniać krajobraz, otaczający nas świat i nasze życie. Zwykła siła
przyrody a tyle emocji, tyle uczuć…Siedząc tak i analizując najmniejszy ruch
gałęzi, trawy oraz kwiatów w oddali zadzwonił telefon. I znów obudziła się
nadziej…. I znów pojawił się uśmiech na twarzy... I znów przyspieszone bicie
serca wywołało zawroty.
Jednak tym razem było inaczej. Zamiast poczucia
rozczarowania i większego smutku nie potrafiłam opanować emocji. Na
wyświetlaczu widniał napis: Niall dzwoni.
Mimo radości jaka przepełniała moje serce czułam ogromny strach….
Bałam się, że coś się stało.
* rozmowa *
- Halo?-
- Valery… Nawet nie wiesz jak dobrze Cię słyszeć- jęknął
chłopak a serce omal nie wyskoczyło mi z piersi- Jak się czujesz?- wyraźnie
było słychać, że jest weselszy
- Jak się czuje? Pytasz mnie jak się czuje?!- krzyknęłam
lekko zdenerwowana jego egoizmem- Niall! Nie odzywałeś się do mnie praktycznie
cały tydzień i śmiesz się pytać jak się czuję?! Źle Ja się czuję cholernie źle!
Nie wiesz co to znaczy tęsknić? Nie wiesz co to znaczy bać się o kogoś?!- emocje
podnosiły poziom zdenerwowania i złości na tego chłopaka
- Spokojnie. Wszystko da się wyjaśnić Valery..- powiedział
niezwykle spokojnie z lekkim rozbawieniem- Nie dzwoniłem bo chciałem odpocząć
od wszystkiego. Jeździłem do mamy, przyjechała jej siostra i sama wiesz jak to
jest. Czas szybko leci i nim zdołałem zauważyć było późno a późno nie wypada
dzwonić. Nie bój się, nie zapomniałem o moim skarbie- poczułam ciepło
rozchodzące się po całym ciele. I jak go można nie kochać? No jak? Uśmiechnęłam
się do siebie ciesząc się, że w ogóle zadzwonił.
- Jak z mamą?- zapytałam chcąc zmienić temat
- Lepiej. Nie wybudziła się jeszcze, ale lekarze mówią, że
jej organizm wraca do normy.
- A co jest przyczyną tego wszystkiego?
- Jak to było? Zbyt gwałtowna zmiana ciśnienia w mózgu czy
coś takiego. Nie jestem lekarzem kocie…- zaśmiał się. Było w nim coś dziwnego…
Było w nim coś nieporządnego…
- Kiedy wracasz?
- Nie wiem. Zostaję tu póki mama się nie wybudzi. Później
kilka dni zostanę przy niej i wrócę- wyjaśnił
- Niall zdajesz sobie sprawę z tego, ze to może potrwać
tygodnie a nawet lata?!
- To moja mama. Nie mogę…- i nagle połączenie zostało
przerwane. I nagle całe moje szczęście rozsypało się niczym przerwany sznur
pereł.
Mimo prób jakie podejmowałam by móc skontaktować się z
chłopakiem, wszystkie skończyły się klęską. Nie wiedziałam co chłopak chciał mi
przekazać, nie wiedziałam czy żartował mówiąc o tym iż chce zostać w Irlandii
do momentu w który jego mama się nie wybudzi. Przecież to nie było poważne….
Przecież nasz związek jest skazany na porażkę….
Czy on w ogóle jeszcze istniał?!
Kilka minut po 14.00, gdy deszcz i ostry wiatr postanowiły
dać spokój zapłakanemu miastu odwiedził mnie Zayn, mówiąc, że ma dla mnie
niespodziankę. I tak też było. Ową niespodzianką okazała się być propozycja
pracy w jednym ze studiów fotograficznych. Chłopak poznał mnie tam z nijakim Alex’em,
który okazał się być bardzo dobrym i znanym fotografem. Oczywiście chłopak
zgodził się przyjąć mnie do pracy, ale tylko pod warunkiem iż pójdę doszkolić
swój niemiecki. Było to dosyć dziwne, ale zgodziłam się. Naprawdę zależało mi
na tym, aby w końcu zacząć cokolwiek robić w tym kierunku. Jak udało mi się
dowiedzieć, niemiecki to podstawa w tej pracy ponieważ ta firma współpracuje z
niemieckimi firmami.
Nie wiedziałam jak mogę dziękować Zayn’owi dlatego też, tuż
po rozstaniu się z moim pracodawcą zaprosiłam chłopaka na ciastko i kawę.
W końcu udawało mi się sklejać rozsypane puzzle mojego
świata.
Hello!
Dziękuję za tyle cudownych komentarzy! Na prawdę mnie to ogromnie wzruszyło! Kochane wy moje....
Był to pewien akt desperacji z mojej strony bo było cholernie mało komentarzy i myślałam, że już... Już nie chcecie mnie tu, już się wam to znudziło i bla bla bla...
Cholernie miła niespodzianka z waszej strony! :*
Kocham was bardzo mocno słoneczka!
I jak wam mija kolejny tydzień? U mnie gorąc a w szkole gorzej....
Szkoda wręcz gadać....
kolejny rozdział w kolejny piątek ;)
I jak wam się podoba? :D
P.S tysiące buziaków ;)
Aww, rozdział jest świetny! <3
OdpowiedzUsuńNiech Valery pojedzie do Niall'a!
Nie mogę się doczekać tego co się dalej wydarzy.
Czekam na kolejny! x
Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńSuper, mam nadzieje że Niall nie robi nic głupiego ;)
OdpowiedzUsuńMadzia!
OdpowiedzUsuńJeeeny ten rozdział jest niesamowity, wracając do tego co kiedyś mi pisałaś to ja powinnam wziąć u Ciebie lekcje pisania. Wiesz, pomyślałam o tym na poważnie :P Nigdy nie potrafię dobierać takich wspaniałych słów i przede wszystkim nic tak wspaniałego nie chce mi wyjść z głowy. A szkoda, bo kiedyś chciałabym zaskoczyć was czymś takim cudownym jak rozdział na górze. Ohh, nawet nie wiesz jaki ten tydzień być ciężki, ciągle coś i właściwie to raczej sobie nie odpocznę w ten weekend. A w szkole zamiast lepiej to gorzej...Ale nie będę marudzić, bo w końcu słońce, piękna pogoda i do tego niedługo wakacje *.*
Życzę Ci dużo słońca i siły, żebyśmy jakoś przeżyły te niecałe już dwa miesiące ;)
Duuuuuuużo uścisków i przytulasków
Kocham bardzo bardzoo mocno
Emily<3
Jestem cholernie ciekawa co dalej będzie z Valery i Niallem. Wielbię ten rozdział :D. Czekam na kolejny i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńBuziaki :**
Przepraszam, ze mnie dawno tu nie było, ale wiesz czasami jest taki brak czasu. I ja go miałam ostatnio, ale już jestem :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Tylko ciekawi mnie jedna rzecz, a mianowicie dlaczego Nialler przerwał połączenie?
po pierwsze przepraszam, że tyle nie komentowałam, miałam dużo na głowie. Kocham tego bloga i to opowiadanie. Cudowny rozdział, Ty też jesteś cudowna. Masz ogromny talent do pisania. Mam nadzieję, że w przyszłości będę miała okazję czytać Twoje książki :) Czekam na nn
OdpowiedzUsuńŚwietny. tylko proszę nie zepsuj/zniszcz Niallery. Oni są taką piękną parą. czekam na nn i zapraszam do mnie Margaret-imagine.blogspot.com
OdpowiedzUsuń