piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 67 ,, Nie rozumiesz, że to za nami?''




Nie potrafiłam wykrzesać z siebie żadnego słowa. Wszystko zlewało się w jedną całość a jedyną rzeczą na jakiej byłam w stanie się  skupić była zakrwawiona twarz Niall’a oraz ten cały ambaras. Dlaczego nikt mnie nie poinformował o jego zachowaniu? Dlaczego? Od razu wsiadałabym w ten cholerny samolot i mogłoby być dobrze. A teraz? Teraz już wszystko skończone…
- Nie martw się o niego.- usłyszałam ciepły głos Liam’a, który wyrwał mnie z zamyślenia. Chłopak był również tak samo jak i ja lekko zdenerwowany i zaskoczony. Kto by spodziewał się takiego zachowania po słodkim blondynie?
- Jak Liam, jak?! Wiesz jak się czuję?- spojrzałam na jego zatroskaną minę- Czuję się gorzej niżby zdradził mnie z całym tuzinem gorących amerykanek. Nie codziennie dowiadujesz się, że Twój chłopak to ćpun i alkoholik. Czuję się źle Liam. Czuję się bardzo źle.- spuściłam głowę w dół wstydząc się za to co sobą reprezentuje Niebieskooki.
- Mogę sobie tylko wyobrazić co czujesz…- rzekł cały czas patrząc w moją stronę- Spróbuj nie przejmować się tym wszystkim. Postaramy się mu pomóc najlepiej jak będziemy potrafili.- mówił uspokajając mnie swoim spokojnym, melodyjnym głosem.
Nagle cały mój świat legł w gruzach. Może i Harry miał rację? Może nie znałam swojego chłopaka aż tak dobrze? Może nasz związek był jedną wielką pomyłką, która zaczynała dawać o sobie znać? Czułam, że ten jego wyjazd, ta cała trasa koncertowa zaczęła odbijać się zarówno na mojej psychice jak i na jego? Może to wszystko było wynikiem tęsknoty za mną, za domem…. Martwienia się o zdrowie mamy a może po prostu on miał dosyć swojego życia? Może potrzebował zmian i swego rodzaju rozrywki?
- Yhym…- usłyszałam ciche chrząknięcie. Spojrzałam na ekran i ujrzałam cztery twarzyczki patrzące na mnie.
- Mała… Nie martw się. Damy radę,  w końcu jesteśmy przyjaciółmi.- powiedział Hazza jak gdyby między nami nie było żadnego spięcia
- Uwierz, że my też chcielibyśmy być teraz blisko Ciebie a nie tu gdzie nie możemy zdziałać nic.- powiedział Lou dziwnie się poruszając. Po chwili wyjął z kieszeni telefon i po krótkiej wymianie zdań oznajmił iż muszą iść do studia. Musiałam pożegnać ich z wielkim bólem serca, ale swoistym pocieszeniem była czekolada leżąca nieopodal mnie.

I nastał kolejny dzień. Obudziłam się z ogromnym bólem w okolicy serca, który rósł za każdym razem gdy myślałam o wydarzeniach poprzedniego wieczora. Nie potrafiłam zdefiniować bólu, szczęścia a nawet rozpaczy. Wszystko było mi dosyć obojętne i nie dbałabym o swoje zachowanie, wygląd a nawet o to czy wszystko będzie miało szczęśliwe zakończenie gdyby nie Charlie i moje zamartwienia o niego.
Wstałam ściągając z siebie wczorajsze, przepocone ubranie. Wzięłam szybki, chłodny prysznic, który postawił mnie na nogi. Wtarłam w ciało masło kokosowe i związując wilgotne jeszcze włosy w kitkę powiedziałam kilka miłych słów, w które tak naprawdę sama nie wierzyłam.
Za oknem nie było śladu po wczorajszej burzy. Świeciło słońce rozsiewając dookoła siebie cząsteczki pozytywnego podejścia do świata. Ciepłe sierpniowe powietrze omiotło moją twarz i nagle zdałam sobie sprawę, że do szczęścia nie jest potrzebne mi nic innego jak uśmiech barta. Zebrawszy myśli w jeden spójny ciąg ruszyłam na dół by przygotować śniadanie.

Domownicy byli jeszcze pogrążeni we śnie gdy opuściłam dom. Napisałam babci małą karteczkę w której napisałam, że idę pobiegać. Oczywiście było to kłamstwem…
Mijałam wiele osób, które były zamknięte we własnym świecie. Pracoholizm wypisany był na ich twarzy a stres powodował iż działali jak dobrze zaprogramowane maszyny. Rozumiem, strach przed szefem, ważne spotkanie i tak dalej ale żeby aż tak poświęcać się pracy?  Są rzeczy o wiele ważniejsze niż praca chociaż ona też jest ważna. Dla mnie wartością nadrzędna i najświętszą będzie rodzina. W końcu to ona daje nam szczęście i agituje do wielu rzeczy, których Ci ludzie nie są w stanie pojąć….
Zatrzymałam się przy budce gdzie podawali kawę. Chwila rozmowy z człowiekiem, który doskonale mnie rozumiała sprawiała, że nabrałam jakiegoś dystansu, pewności w swoich działaniach. W jednej chwili zrozumiałam co robiłam do tej pory źle.
Co było w moim życiu nie tak?
Nie pokazałam Niall’owi jak bardzo go kocham…

Weszłam do schroniska dla zwierząt położonego nieopodal Hyde Park. Zapach karmy oraz psiej karmy unosił się w powietrzu. Ciche łkania, donośne szczekanie oraz gdzieniegdzie rozmowy ludzi wypełniały to pomieszczenie, które swoim wyglądem przypominało więzienie. Te karty, smutne psie miny i ta nieokreślona radość gdy pochylałam się nad jakąś klatką by pogłaskać jednego ze zwierzaków powodowała, że czułam się niczym bohaterka jakiegoś taniego komiksu. Momentalnie pojawiał się we mnie smutek ponieważ nie mogłam pomóc tym wszystkim zwierzakom. Warunki w jakich żyły były bardzo dobre, ale brak miłości, zainteresowania i ta wieczna nadzieja, która nie miała odwzorowania w rzeczywistości wypełniała to pomieszczenie bólem i smutkiem.
Podeszłam do chłopaka, który stał za ogromnym kontuarem i wypełniał papiery.
- Dzień Dobry- powitałam go niepewnym uśmiechem- Chciałabym zaadoptować szczeniaka. Istnieje taka możliwość?- zapytałam spoglądając na jego dłonie pokryte ranami.
- Tak, oczywiście, że tak- uśmiechnął się zamykając teczkę.- Zapraszam.- wskazał ręką wąski korytarz po lewej stronie.- Proszę wybrać pieska, którego chciałaby Pani zaadoptować. Będę w tym samym miejscu co poprzednio.- rzekł i zaczął się oddalać. Kilkanaście a właściwie kilkadziesiąt par oczu wpatrywało się we mnie z nadzieją. Niepewnym krokiem zaczęłam podążać do przodu uważnie przyglądając się pieskom. Nie miały więcej niż kilka miesięcy życia za sobą. Większość z nich była mieszanką kilku ras a właściwie to wszystkie z nich. Pochodząc do klatki maluchy zaczynały merdać ogonkami i łasić się do moich rąk. Niektóre z nich bały się dotyku co świadczyło tylko o jednym- były bite.
Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy kupują psa, biją go a następnie porzucają nie dbając o nic. Czy naprawdę tak trudno jest oddać zwierzaka do schroniska? Może właśnie tu odnajdzie lepszy dom, lepsze życie niż na ulicy bądź w lesie gdzie będzie skazany na śmierć. Tacy ludzie to bestie i nic ich nie usprawiedliwia…
Podeszłam do jednej z ostatnich klatek i wtedy go ujrzałam. Siedział ze spuszczoną głową, smutne oczy unikały kontaktu ze mną a reakcja na mój dotyk była niespodziewana- drżał ale dał się dotknąć. Spojrzałam na niego i niemalże się zakochałam- wiedziała, że muszę się nim zaopiekować.

- Valery? Co Ty tu robisz?- zapytała mnie rodzicielka wskazując mi wnętrze mieszkania. Kobieta od razu przytuliła mnie i wyszeptała jak to dobrze mnie widzieć.- Herbaty?
- Tak, poproszę.- powiedziałam zdając sobie sprawę, że ostatni raz byłam tu z Niall’em. Fala smutku, rozpaczy i żalu zalała moje ciało. Próbowałam zrobić dobrą minę do złej gry, ale mama od razu zobaczyła, że coś się dzieje.
Gdy kobieta tylko znikła w kuchni pośpiesznie wyjęłam malucha z malutkiej, puchowej klatki i puściłam go wolno. Oczywiście jak na psa przystało najpierw obszedł wszystko dookoła, obwąchał a następnie zaczął badać mnie. Jego wilgotny noc przesuwał się po moich bosych stopach wywołując uśmiech na mojej twarzy.
- A to kto?- uśmiechnięta jak nigdy dotąd mama weszła do salonu niosąc dwa kubki z parującym napojem.
- A to mamo jest jeszcze bezimienny nowy przyjaciel Twojego syna- wzięłam szczeniaka na ręce i zaczęłam go głaskać- Nawet nie wiesz jak Char przeżył śmierć Korney’a. Gdybym mogła wymienić najbardziej bezradne dni w moim życiu to właśnie ten okres po śmierci psa byłby na pierwszym miejscu.- powiedziałam czując jej wzrok na sobie.
- Powiesz mi co się dzieje?- zapytała po chwili milczenia. Fala gorąca oblała moją twarz. W jednym momencie charakterystyczne plamy przyozdobiły skórę moich rąk.
- Nic mamo.- kamień wielkości ogromnej cysterny osiadł na dnie mojego żołądka- Wszystko jest dobrze.
- Nic się nie zmieniłaś. Jak nie umiałaś kłamać- tak nie umiesz. Jak nigdy nie dbałaś o siebie tak i teraz tego nie robisz.- spojrzałam na nią. Jej zatroskana twarz mówiła znacznie więcej niżbym chciała. Pytanie czego tak właściwie chciałam….
- Mamo….
- Nie Vally. Nie, rozumiesz? Spójrz na siebie i na to jak wyglądasz. Schudłaś, zmizerniałaś i w ogóle nikniesz w oczach! Inni poradzą sobie bez Ciebie wiesz?- jej chłodna i koścista dłoń chwyciła moją rękę- Pozwól sobie pomóc.
- Niall się zmienił.- zaczęłam cicho nie będąc pewna czy chcę cokolwiek powiedzieć. Przez ostatnie trzy miesiące spędziliśmy razem całe dwa dni to jednak o wiele za mało… Mamo ja go nie poznaję, rozumiesz?- poczułam ostre pieczenie pod powiekami- On.. On..- jąkałam się- On zaczął pić, brać narkotyki i Bóg jeden wie co jeszcze. Martwię się o niego ale co mogę zrobić wiedząc, że dzieli nas cały Ocean?
- Przede wszystkim uspokój się kochanie.- jej spokojny głos zarazem irytował mnie jak i uspakajał.- Zdarzają się różne sytuacje zresztą sama o tym wiesz. Może on ma jakieś problemy, którymi nie chce Cię obarczać? Może w ten sposób przeżywa wasze rozstanie? Tego nie wiesz skarbie i nie możesz wyciągać zbyt pochopnych wniosków.- spojrzała na mnie i przez chwilę byłam w stanie jej uwierzyć- A tak w ogóle to skąd o tym wiesz? O tym nałogowym piciu i zażywaniu narkotyków?
- Od chłopaków. Oni też są naprawdę dziwni bo zapewne nie wiedziałabym nic o tym gdyby nie Zayn…- pokręciłam smutno głową nie wierząc, że przyjaciele nic mi nie mówili
- Czekaj, czekaj. Ten Zayn?- zapytała kładąc nacisk na słowo ,, Ten’’
- Tak mamo, TEN Zayn.- odpowiedziałam nie wiedząc do czego zmierza
- A zastanawiałaś się kiedyś nad kwestią jego uczuć względem Ciebie? Może on próbuje oczernić w Twoich oczach Niall’a, zniechęcić Cię do niego by ponownie rozkochać Cię w sobie…Nie myślałaś nad tym?
- Mamo… Nie rozumiesz, że to już za nami?
- A może tylko za Tobą?
- Mamo! Wiem co mówię a poza tym widziałam Niall’a w nienajlepszej sytuacji. Był pijany, miał rozkwaszony nos a do tego był chamski. To już nie jest ten sam chłopak, który mnie w sobie rozkochał. On się zagubił w tym całym świecie, tej cholernej rzeczywistości, która ostatnio stała się dla niego rodem z horroru. Tłumaczę to sobie na wszelaki sposób ale czy to właśnie o to chodzi?- ucichłam na chwilę wsłuchując się w ciche bicie serca mamy- Kocham go najmocniej na świecie, ale nie wyobrażam sobie życie z KIMŚ takim. On wróci mamo, spędzimy więcej czasu ze sobą i zobaczymy… Gorzej będzie jeśli nie zechce się ze mną spotkać…
- Hej złotko- zaczęła mama- Spójrz na mnie.- spojrzałam w jej ciemne oczy- On Cię kocha. Wiedziałam was, widziałam jak na Ciebie patrzył. Każdemu z nas zdarza się dosięgnąć dna a Ty jesteś po to, by mu pomóc wzbić się ponad chmury.- uśmiechnęła się do mnie a ja tuląc się do jej piersi zaczęłam ponownie wierzyć w lepsze jutro.

Weszłam do domu kilka minut po 11. Wszędzie panował okropny bałagan więc łatwo można było wywnioskować, że brat wstał. Najciszej jak mogłam zamknęłam za sobą drzwi i przemknęłam niezauważalnie do salonu. Stanęłam za malcem oglądającym kreskówki i znienacka przytuliłam jego kruche ciałko.
- A mam Cię łobuzie!- krzyknęłam zaczynając łaskotać go. Malec śmiał się donośnie próbując uciec przed swoistego rodzaju torturami.
- Powiedz, że mnie kochasz!- mówiłam do malca- Powiedz jak bardzo kochasz swoją siostrę!
- O tak ją kocham!- krzyknął i rzucił się na moją szyję obdarowując moją uśmiechniętą twarz drobnymi buziakami- Jesteś najcudowniejszą siostrą na świecie!- przytulił mnie mocno na co odwzajemniłam jego uścisk.
- Charlie…- zaczęłam odkładając brata na małą sofę- Kocham Cię bardzo mocno i musisz wiedzieć, że Koreny był bardzo stary dlatego od nas odszedł. Oczywiście cały czas istnieje w naszych sercach i patrzy na nas z góry, ale…- chłopiec patrzył na mnie i na moje ruchy. Opuściłam szybko pokój i udałam się po pieska, który stał za drzwiami. Wzięłam maluszka na ręce i wróciłam do brata- Ale pomyślałam, że czas przyjąć kogoś do naszej rodziny.- spomiędzy moich rąk wyłoniła się malutka kuleczka
Mina chłopca? Bezcenna!
Zaczął skakać, biegać, mówić jaką to najlepszą siostrą jestem pod słońcem po czym chwycił psa i mocno go przytulił. W tym momencie zrozumiałam jak bardzo ważna jest dla niego, dla nas więź z przyjacielem. Człowiek bez osoby, której może powierzyć swoje tajemnice, zmartwienia oraz opisy najszczęśliwszych dni w swoim życiu staje się niczym kwiat bez wody. Z każdym dniem staje się coraz słabszy, nieszczęśliwy a na samym końcu usycha bezpowrotnie. Tak też działo się z moim bratem przez ostatnie tygodnie. Powoli usychał by w końcu na nowo odżyć. Patrząc na jego uśmiechnięta od ucha do ucha twarz nie potrafiłam sobie przypomnieć kiedy ostatni raz był taki radosny. To prawda, że nie ma nic cudowniejszego niż uśmiech dziecka!
- Jak go nazwałaś?- zapytał mnie chłopczyk i puścił małą kulkę po salonie
- To Twój piesek więc nazwij go jak tylko chcesz- uśmiechnęłam się do niego
- To może…..Blue?- zapytał a ja ochoczo skinęłam głową
- To bardzo ładne imię no i widać, że pokochał niebieski- zaśmiałam się widząc Blue kładącego się na stosie niebieskich poduch- Zajmiesz się nim? Możecie iść do ogrodu jeśli chcesz.- powiedziałam a malec zaczął szaleć. W końcu poczułam się kochana. W końcu ot tak bardzo dawna miałam ochotę żyć.

Kilka minut po 17.00 rozległ się dźwięk mojego telefonu. Rzecz jasna ktoś musiał dzwonić do mnie dwa razy bym mogła odnaleźć sprzęt grający i rozmówić się z niecierpliwą osobą. Kim była ta tajemnicza postać? Nikt inny jak Will. A tak w ogóle to skąd on ma mój numer?

- Halo?
- Cześć Valery.- przywitał się- Wiem, że ostatnio nasza rozmowa nie zakończyła się najlepiej więc postanowiłem to naprawiać.
- Czekaj. Co?- zapytałam jakbym była wyłączona lub też zszokowana.
- Chcę się z Tobą spotkać.- sprostował
- Skąd masz mój numer?- chwila milczenia. – Alex?
- No nie bądź na niego zła bo to ja nalegałem. Bardzo Cie proszę daj mi szansę na dokładniejsze poznanie mnie.
- A niby dlaczego?
- A może dlatego, że jest Ci źle i potrzebujesz kogoś kto Cię wysłucha?
- Kiedy i gdzie?- westchnęłam zastanawiając się co ja tak naprawdę robię i do czego dążę.
- Spotkajmy się w tym samym miejscu co ostatnio.- powiedział chłopak. W jego głosie wyraźnie słychać było radość i entuzjazm, który dosłownie rozlewał się dookoła mnie- Dasz radę za jakąś godzinę?
- Ale że dzisiaj?!- byłam zdziwiona i wcale tego nie ukrywałam
- Tak, dzisiaj. To co? Za godzinę?
- Tak, jasne.- powiedziałam pośpiesznie się rozłączając. No to mam tylko godzinę na to by wyglądać niczym człowiek a właściwie dziewczyna.

Już dawno nie czułam tak ogromnej chęci wyglądania ładnie, schludnie i atrakcyjnie. W końcu od kilku dni chciałam być niczym dziewczyny z okładek kolorowych pism, w końcu chciałam wyglądać jak kobieta.
 Przebywając z Niall’em nie dbałam o wygląd, nie dbałam o to jak zachowanie bo on był przyzwyczajony do oglądania mnie bez makijażu, w za dużych koszulkach oraz do tego, że włosy na mojej głowie przypominają wronie gniazdo. On rozumiał moje gesty, słowa oraz to, że moje maniery były naganne. Nie przeszkadzało mu to, że jem palcami sałatki, podjadam mu jedzenie z talerza oraz to, że od czasu do czasu beknę przy stole. Jego to śmieszyło a co dopiero mówić o przeszkadzaniu…
W gruncie rzeczy brakowało mi tego uczucia gdy idę ulicą i słyszę komplementy od mężczyzn, ciche pogwizdywanie a czasem czuję na sobie ich wzrok wyrażający pożądanie. Kiedy ostatni raz czulam się pełna wdzięki i seksapilu jak Angelina Jolie? Chyba nigdy…
I znów nawiedziły mnie myśli dotyczące blondyna. Pojawiły się wyrzuty sumienia, coś w rodzaju ,, co ja robię’’ i ogromna, ale to ogromna chęć znalezienia się w jego ramionach.
Dziewczyno, co się z Tobą dzieje?
Niall’a nie ma. On bawi się lepiej beze mnie więc w czym problem?
Idę na pseudo randkę z Will’em.


Kilka słów od autora.
Cóż mogę powiedzieć? Statystyki idą w dół, nie ma was, nie ma komentarzy...
To trochę przykre ale cóż. Zycie
Zostało mi ostatnie zaliczenie w szkole i można zacząć wakacje!!!! 

8 komentarzy:

  1. jejku czemu? co z nimi dalej bd? co się dzieje z Niallem? kiedy NN :)

    OdpowiedzUsuń
  2. strasznie mi przykro bo dawno mnie tu nie było.Ale mam nadzieję, że w tym komentarzu to nadrobię.

    No powiem Ci,że nie podoba mi się ich zachowanie. I Vall i Niall'a.
    Czasami też nie rozumiem Vall i jej zachowania. Myślę, że potrzebna jest jej jakaś terapia (nie że uważam ją za wariatkę, czy coś. To tylko dla jej dobra) może w tedy nie denerwowała by się tak często, byłaby spokojniejsza.

    Dobrze, że ma takie wsparcie w bracie, który teraz dzięki Blue będzie się częściej uśmiechał i wten sposób pomoże Vallery. Bo przecież uśmiech dziecka to najlepsze lekarstwo, nie?

    Myślę, że Vall powinna poleciec do Niall'a i mu w jakiś sposób pomóc. A już na pewno nie może się wyżywac na Harry'm. Wiadomo on też aniołkiem nie jest, no ale bez przesady. (to jest tylko moje zdanie i Ty wcale nie musisz się z nim zgadzac).

    Czy nadrobiłam to wszystko w jednym komentarzu? Sama nie wiem. Najlepiej to Ty to ocenisz.

    Trzymaj się gorąco. Weny życzę i buziaki ślę :* :* <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. o Jezus Maria ... ja też osobiście uważam że Val powinna polecieć do Nialla i jakieś małe bzykanko na zgodę

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahahaha, zgadzam się z komentarzem wyżej ;) Oczywiście czekam na nowy rozdział z niecierpliwością :D


    ~@xnobody_perfect

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde no nie wiem co napisac ; // rodział mega *.* nie moge sie już dokczekać następnego. Wakacje = spokój od szkoły i nowe rodziały ;d ... Buźki kochana trzymaj sie ciepło ;')

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny, czekam na następny. ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet nie wiem kochanie co mam Ci pisać.
    To, że jest wspaniale?-wiesz już to.
    To, że jesteś genialna?- to też już wiesz.
    Sooooo.....
    Czekam na kolejny rozdział? ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. A przede mna niestety jeszcze kilka sprawdzianow :x
    Rozdzial oczywiście cudowny :*

    OdpowiedzUsuń