sobota, 7 września 2013

Rozdział 71 ,, Nam potrzeba czasu ''


- I jak się czujesz?- ciepły oddech Will’a omiótł moją szyję. Po chwili poczułam jego rozgrzane usta na aksamitnej skórze co spotkało się z dreszczem emocji wywołanym tym prostym gestem.
- A jak się mogę czuć?- spojrzałam na niego wymownie- Czuję się źle.- przetarłam dłonią zmęczone oczy.
- Zaparzę Ci miętę- powiedział chłopak i pognał do kuchni zostawiając mnie samą. Strasznie nie lubiłam tego uczucia gdy jest mi niedobrze, żołądek raz po raz fika koziołki a ja przechodzę tortury. Tak dawno nie odczuwałam takiego dyskomfortu, że musiałam w końcu sobie przypomnieć co to znaczy mieć jelitówkę. Siedziałam od kilku godzin opatulona grubym kocem i wpatrywałam się w wesoło tańczące iskierki.
Próbowałam sobie uzmysłowić co tak naprawdę tutaj robię, co tak naprawdę chcę. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na jedno z najbardziej nurtujących mnie pytań: Czy naprawdę byłam na tyle okrutna i bezwzględna by móc zostawić nie tylko mojego chłopaka oraz przyjaciół ale także moją rodzinę?
Nie chciałam dopuścić do swojej świadomości tego, że była to najzwyklejsza w świecie ucieczka od problemów. Nachalnie próbowałam sobie wmówić, że to było jedyne wyjście z tej sytuacji ale po pewnym czasie ta wymówka przestała spełniać swoją funkcję.

Odrzucenie

Smutek

Wyparcie

Samozaparcie

Akceptacja

- Napij się, to powinno Ci pomóc.- chłopak przystawił krzesło i podał mi kubek z parującą cieczą. Jego wzrok błądził po moim ciele a ja najzwyczajniej w świecie nie miałam siły by go skarcić. – Nie wyglądasz najlepiej….- powiedział po dłuższej chwili milczenia
- Jestem ciekawa jak Ty byś wyglądał gdybyś się czuł tak jak ja.- warknęłam czując szykującą się kolejną rewolucję. Twarz wykrzywił grymas bólu co nie umknęło uwadze chłopaka.
- Lenka… Pojedźmy do szpitala. Przecież to nic Ci nie zaszkodzi a wręcz przeciwnie. Nie zachowuj się jak małe dziecko…- nie miałam siły by odpowiedzieć więc zanurzyłam usta w herbacie.
- Co my tak naprawdę robimy?- zapytałam szeptem czując jak pod powiekami zbierają się słone łzy. – Czy właśnie w ten sposób wyobrażałeś sobie to wszystko?- spojrzałam na chłopaka, który był wyraźnie skołowany moimi słowami- Ja nie wiem Will, może się tylko mylę ale to nie jest to co każde z nas chciało osiągnąć. Przecież Ty nawet w ogóle nie brałeś pod uwagę tego, że wyjadę z Tobą a co dopiero wspólne życie.- pierwsza samotna łza spłynęła po rozgrzanym policzku. Spoglądałam jak znika w fałdach koca przesiąkając każdą z jego warstw.
- Szczerze powiedziawszy brałem to pod uwagę.- powiedział drżącym głosem. Spojrzałam na niego zdziwiona. Zaraz, zaraz. Jak to brał to pod uwagę?- Już pierwszego dnia gdy tylko się poznaliśmy wiedziałem, że jesteś na tyle zwariowana by zrobić coś takiego. I jak zaczęliśmy się spotykać…. Lena… Nie powiesz mi, że nie poczułaś nic do mnie. 
- Will… Ja przecież..
- Kochasz Niall’a tak? Myślisz, że nie widzę jak siedzisz tutaj godzinami analizując każdy moment, który spędziłaś z nim? Myślisz, że nie czuję się winny temu co się stało? Dokładnie wiedziałem co robię zabierając Cię ze sobą, ale nie przewidziałem tylko jednego- nie przewidziałem tego, że ten chłopak nie da Ci spokoju. Ja też czuję się skołowany uwierz mi kochana. Nam po prostu potrzeba czasu…- jego ciepła dłoń chwyciła moją.- Jestem w Tobie zakochany po uszy, szaleję za Tobą i dokładnie wiem, że to Niall będzie zawsze tym pierwszym. Nie mam do Ciebie o to żalu ale…. Daj nam szansę Lena, daj szansę by nowe życie, które zaczęłaś ponad dwa miesiące temu pokazało Ci, że to wszystko może mieć znacznie więcej kolorów niż dwa.- spojrzałam na niego nie wierząc, że to wszystko powiedział. Przecież to było to co ukrywałam w sobie tak długo….
Z każdym dniem wszystkie obawy narastały coraz bardziej a ja dusiłam je w sobie.
- Tak cholernie się bałam powiedzieć Ci co czuję, co chcę, jak chcę… Wprosiłam się w Twoje życie z butami a Ty zaakceptowałeś mnie taką jaką byłam i jaka jestem. Masz rację, musze pozwolić by los chwycił sprawy w swoje ręce.- uśmiechnęłam się blado lecz ten uśmiech nie trwał zbyt długo i ewoluował w dziwną minę. Po raz kolejny tej nocy treść żołądkowa postanowiła udać się na spacer rurami kanalizacyjnymi co wcale nie sprawiało mi takiej przyjemności jak jej.
- Masz rację moja droga- powiedział Will pojawiając się przy mnie dosłownie znikąd- Nie wyobrażałem sobie, że moje życie minie na trzymaniu Ci włosów podczas wymiotowania.- jego wesoły, dźwięczny śmiech uniósł się ponad dolinę wypełnioną snem i niespełnionymi marzeniami.

Mężczyzna w białym kitlu pomógł usadowić mi się na kozetce pokrytej białym papierem. Przyjrzałam się dokładnie jego twarzy, którą pokrywał niewielki zarost i stwierdziłam, że mężczyzna złudnie przypomina Malika. Czy oni kiedykolwiek wyjdą z mojej głowy?!
- Was fehlt Ihnen?- zapytał mnie brodaty. Mój mózg od razu nie przetworzył tego co powiedział chłopak. Niemiecki? Zaraz, zaraz…. Gdzie moje cudowne zdolności językowe?!
- Ich habe… Ich habe…- powtarzałam w kółko próbując odnaleźć odpowiednie słowo- Bauchschmerzen
- Bis wann?
- Bis heute.- wyjąkałam. TRYB NIEMIECKI WŁĄCZONY. Oznajmił mój mózg. Po chwili rozumiałam niemalże wszystko co mówiono na Sali. Natężenie tysiąca głosek bombardowało moją głową. Czy nie boli ich język?!
- Kochanie zaraz przyjdzie Pani, która Cię zbada- oznajmił mi Will i począł się oddalać gdy mocno złapałam go za dłoń
- O nie. Masz tu być przy mnie, trzymać mnie za rękę, wspierać duchowo a co najważniejsze tłumaczyć mi ten dziwny język- powiedziałam kurczowo trzymając jego dłoń jakby to była jedna deska ratunku.
- Zaczynam się czuć nie jak Twój chłopak ale jak mąż desperatki.- dałam mu kuksańca w bok.
- Czyli my….- nie zdołałam zadać kluczowego pytania bo do Sali weszła starsza kobieta, która od razu przystąpiła do wywiadu a z kolei do badania.

Znasz to uczucie gdy cały Twój świat zawala się pod wpływem cudzych słów? Spływają na Ciebie pełne odrazy słowa a Ty nie jesteś w stanie nic zrobić.
Czekasz…
Czekasz niczym żniwiarz aż ulewa ustanie i w końcu wyjdzie słońce.
Ale nagle czujesz ogromne rozczarowanie bo nie jesteś w stanie powstrzymać kolejności rzeczy. Cza­sem naj­gor­sze rzeczy, które miały już miejsce w naszym życiu okazują się  błogosławieństwem. Po pros­tu nie widzi­my te­go w da­nym mo­men­cie. Pew­ne­go dnia możesz spoj­rzeć wstecz i to od­czuć. Z dru­giej jed­nak stro­ny, pew­ne­go dnia możesz spoj­rzeć wstecz i uz­nać, że tym ra­zem two­je życie nap­rawdę się rozpieprzyło.
I tak było w moim przypadku.
Ciąża rozsadziła cały mój świat niczym granat, który rozszarpuje ciało nieuważnego żołnierza. To było niedorzeczne. Przecież ja nie dorosłam do takiej odpowiedzialności a co dopiero do pełnienia roli matki.
Gratulacje złożone przez starszą kobietę były dla mnie wyrokiem. Czułam, że istota, która znajduje się we mnie chce stoczyć mnie na dno…
Przecież to wszystko miało być inaczej. Miał być kochający chłopak, mąż, dom z ogrodem a dopiero potem dziecko, które byłoby przypieczętowaniem naszego związku.  
Jak ja spojrzę Will’owi w twarz? Jak ja spojrzę na jego matkę?!
Nim zaczęłam nowe życie byłam już na przegranej pozycji.
Selekcja naturalna zaczęła pokazywać co potrafi.

- Na co masz ochotę? Może pojedziemy na jakieś ciastko, kawę lub herbatę?- zapytał mnie chłopak gdy tylko uzyskałam wypis ze szpitala i mogłam opuścić ten budynek. Grobowa cisza kłębiła się dookoła nas pozostawiając na naszych twarzach szare smugi smutku i przygnębienia. – Proszę odezwij się do mnie.
- Możemy pójść.- wychrypiałam nie spoglądając na niego. Czułam się brudna i zmieszana z błotem. Każda z myśli, która pojawiała się w moim umyśle była związana z moim stanem. Jak mogłam do czegoś takiego dopuścić? Jak mogłam być taka nieuważna, nierozsądna oraz głupia? Przecież to było dziecko Niall’a… Niall’a Horana, wielkiej gwiazdy One Direction.
Próbowałam uspokoić swoje nerwy oddychając coraz to głębiej ale nie wychodziło mi to jak powinno. Zapewne wyglądałam komicznie oddychając jak ryba, która się dusi.
Stało się co się miało stać… Nigdy do tej pory nie przeszło mi przez myśl, że dzięki jednej nocy mogę stać się ponownie matką. I to nie jest tak, że ja tą matką nie chcę już być tylko… Tylko to nie jest odpowiedni czas na zakładanie prawdziwej rodziny. Nie teraz gdy mam mnóstwo problemów, nie teraz gdy tak naprawdę jestem bezdomna… Nie teraz…
Z głębokiego zamysłu wyrwał mnie głos chłopaka oznajmiający iż jesteśmy już na miejscu. Potulnie zdjęłam płaszcz, którym się opatuliłam wychodząc z domu i zajęłam jeden z wolnych stolików tuż przy oknie.
Dzień dopiero wstawał. Słońce leniwie wychodziło zza gór oświetlając zalegający śnieg.
Tak, mamy zimę. Klimat alpejski stanowczo różnił się od tego, którym dysponowała matka natura w Anglii. Nie minęła nawet połowa października a tu już śnieg, podniecone głosy i wyglądanie z niecierpliwością grudniowych wydarzeń.
- Napijesz się kawy? Lepiej się już czujesz?
- Tak, poproszę kawę oraz coś do zjedzenia. Umieram z głodu- wyjąkałam zdając sobie sprawę, że ostatni posiłek jadałam dawno, dawno temu.
Przyjrzałam się dokładnie wnętrzu lokalu. Dookoła nas wisiały zdjęcia słonecznej doliny, którą oglądałam każdego poranka, na pólkach ustawione były masy książek a w rogu, który wydawał się być całkowicie pochłonięty przez ciemność stała szafa grająca. Dokładnie taka sama jakie niegdyś można było znaleźć w Londynie w każdym z barów.
- Nie przypomina Ci to czasem Londynu?- zapytałam spoglądając po raz pierwszy na chłopaka. W słabym oświetleniu kawiarni można było dostrzec ślady łez, które wyżłobiły w jego policzkach głębokie bruzdy. Lśniące oczy zdawały się rozpaczliwi krzyczeć, ale nikt nie spieszył na pomoc.
- Tak.- szepnął.- Całkowicie przypomina mi to dom.- wymówił spokojnie. Dom? To Russenbiel nie jest Twoim domem?!
- Dom?- zapytałam zdziwiona- Londyn to Twój dom? A co z mieszkaniem tutaj? Co z ukochanym Monachium?
- Wiesz… Wiele się zmieniło od mojego ostatniego pobytu tutaj. Praca w Anglii całkowicie mnie pochłonęła, kulturę Anglików jak i ich zwyczaje wchłonąłem niczym gąbka wodę i jakoś… Wynarodowiłem się, wiesz? Dziwne uczucie bo spędziłem tutaj piętnaście cudownych lat, a teraz? Przyjadę raz na rok i to w dobrych porywach… Płynie we mnie niemiecka krew, ale czuję się anglikiem.- wyjaśnił chłopak. Nie powiem, że mnie to nie zdziwiło bo sposób w jaki opowiadał mi o tym kraju mówił co innego. Myślałam, że chce tu wrócić bo tęskni za rodziną, za ojczyzną a tymczasem to minęło się z moim przekonaniem. W momencie w którym rudowłosa kelnerka przyniosła nam zamówienie zdałam sobie sprawę z tego, jak niewiele wiem o życiu tego chłopaka. Poznaliśmy się pracy, to fakt, spędziliśmy trochę czasu wzajemnie się poznając, ale to on miał przewagę nade mną a nie ja nad nim. Czułam się z tym dosyć dziwnie, byłam jakby skrępowana… Mieszkam z kimś o kim nie wiem tak naprawdę wszystkiego. Dziwne, prawda?
- Wczoraj dzwoniła mama….- zaczął trochę niepewnie.- Wiem, że ta rozmowa nie ma teraz sensu, ale…
- Skoro nie ma sensu więc po co ją ciągnąć?- ugryzłam kawałek chleba z serem na co mój żołądek cicho zamruczał.
- Lena… Wszystko ma w naszym życiu sens.
- Przed chwilą powiedziałeś coś innego. Zaprzeczasz sam sobie mój kochany.- zaśmiałam się cicho pod nosem. Uwielbiam go irytować!
- Ehhhh….- westchnął.- Co ja z Tobą mam?
- Na pewno nie dziecko.- szepnęłam uznając, że chłopak tego nie usłyszy.
 Myliłam się.
Po raz kolejny tego długiego dnia się pomyliłam.
- Uwierz mi chciałbym, aby dziecko które jest w Tobie było moje.- spojrzałam na niego nie wierząc w to co powiedział.
- Co?!-
- Chciałbym, aby dziecko….
- Nie no ja nie wierzę Will. Wiedziałam, że coś do mnie czujesz, wiedziałam! Ale nie była  tego świadoma, że to się dzieje naprawdę…- chwyciłam swoją torbę oraz płaszcz- Popełniłam błąd przyjeżdżając tutaj. Nie powinnam była robić tego wszystkiego. I co z tego teraz mam? Będę matką a dziecko nie będzie miało ojca!- krzyknęłam i wyszłam z baru. Chłodne i rześkie powietrze omiotło moją twarz. Włosy zlepione w strąki wygięły się pod dziwnym kątem zasłaniając mi twarz. Skurcz mięśni przywłosowych przypomniał mi, że nie jestem zmienno cieplna, więc natychmiast opatuliłam ciało płaszczem i ruszyłam przed siebie.

Głupia kobieto…
Karciłam swoją osobę w duchu nie mogąc zrozumieć co we mnie wstąpiło. Hormony?
Całe życie można uciekać od poczucia winy, ale po co? Ciąża trwa tylko 9 miesięcy a poczucie winy może tkwić w nas całe lata. Oszukiwałam siebie myśląc przez chwilę, że dam sobie sama radę. Myślałam, że Will będzie zbędny, ale kilka minut intensywnego marszu pokazało mi, że jednak bez niego nie dam sobie rady…
- Lena! Lena!- usłyszałam chwilę później tuż za swoimi plecami. Kamień ważący kilka ton spadł mi z serca.- Przepraszam…- wysapał chłopak dobiegając do mnie- Nie powinienem był tak mówić. Przepraszam…
- Will… Ja… Pomożesz mi?-
- Dobrze wiesz, że zrobię dla Ciebie wszystko.- powiedział łapiąc mnie za rękę.
- Nie chcę tego dziecka. Chcę wykonać aborcję.- gdy tylko ciąg słów wypowiedzianych przeze mnie dotarł do chłopaka jego twarz przybrała dziwny wyraz.

I znowu popełniłam błąd….

Cześć myszeczki!
Jak minął wam tydzień szkoły? Czy tylko mi te dni mijały stanowczo zbyt długo i boleśnie??
Dziwne uczucie być najstarszą w szkole.... Dziwne uczucie wiedzieć, że masz za 8 miesięcy maturę ale nie wiesz co masz zdawać bo nie wiesz... tak na prawdę co chcesz robić dalej...
Ahhh....
Straszny rok. No ale jestem tu, piszę dla was mimo iż powinnam teraz czytać Chłopów. 
Wiem, że została was garstka, opuściłam się w tym co piszę, ale staram się. 
Kocham bardzo mocno, Magda 

3 komentarze:

  1. Niech ona nie wykona tej aborcji! To straszne. Niech wróci do Nialla i i i razem wychowają dziecko :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć pingwinku!
    Ale się pomieszało...
    Nigdy nie pomyślałabym o takim czynie ze strony Val i mam ogromną nadzieję, że cofnie swoje słowa.
    U mnie również jest okropnie. Szkoła zupełnie mnie przytłoczyła, już po pierwszym tygodniu.
    Nie pozwalam Ci nawet myśleć o tym,że opuściłaś się w tym co piszesz...Uwielbiam czytać wszystko co wypełznie spod Twojej cudownej rączki i nigdy nie zostawiłabym tego bloga. W życiu nie napisałabym czegoś tak cudownego, bo najzwyczajniej w świecie nie umiem.
    Jestem przekonana, ze dasz sobie radę w szkole, ale również ze wszystkim innym.
    Trzymaj się mocno słoneczko
    Ściskam i całuję
    Emily<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że Val nie zabije swojego dziecka. Rozdział zadziwiający i świetny :).
    Zapraszam do mnie :**

    OdpowiedzUsuń