- I jak
się czujesz?- ciepły oddech Will’a omiótł moją szyję. Po chwili poczułam jego
rozgrzane usta na aksamitnej skórze co spotkało się z dreszczem emocji
wywołanym tym prostym gestem.
- A jak
się mogę czuć?- spojrzałam na niego wymownie- Czuję się źle.- przetarłam dłonią
zmęczone oczy.
-
Zaparzę Ci miętę- powiedział chłopak i pognał do kuchni zostawiając mnie samą.
Strasznie nie lubiłam tego uczucia gdy jest mi niedobrze, żołądek raz po raz
fika koziołki a ja przechodzę tortury. Tak dawno nie odczuwałam takiego
dyskomfortu, że musiałam w końcu sobie przypomnieć co to znaczy mieć jelitówkę.
Siedziałam od kilku godzin opatulona grubym kocem i wpatrywałam się w wesoło
tańczące iskierki.
Próbowałam
sobie uzmysłowić co tak naprawdę tutaj robię, co tak naprawdę chcę. Nie
potrafiłam odpowiedzieć sobie na jedno z najbardziej nurtujących mnie pytań: Czy naprawdę byłam na tyle okrutna i
bezwzględna by móc zostawić nie tylko mojego chłopaka oraz przyjaciół ale także
moją rodzinę?
Nie
chciałam dopuścić do swojej świadomości tego, że była to najzwyklejsza w
świecie ucieczka od problemów. Nachalnie próbowałam sobie wmówić, że to było
jedyne wyjście z tej sytuacji ale po pewnym czasie ta wymówka przestała
spełniać swoją funkcję.
Wyparcie
Samozaparcie
Akceptacja
- Napij
się, to powinno Ci pomóc.- chłopak przystawił krzesło i podał mi kubek z
parującą cieczą. Jego wzrok błądził po moim ciele a ja najzwyczajniej w świecie
nie miałam siły by go skarcić. – Nie wyglądasz najlepiej….- powiedział po
dłuższej chwili milczenia
- Jestem
ciekawa jak Ty byś wyglądał gdybyś się czuł tak jak ja.- warknęłam czując
szykującą się kolejną rewolucję. Twarz wykrzywił grymas bólu co nie umknęło
uwadze chłopaka.
- Lenka…
Pojedźmy do szpitala. Przecież to nic Ci nie zaszkodzi a wręcz przeciwnie. Nie
zachowuj się jak małe dziecko…- nie miałam siły by odpowiedzieć więc zanurzyłam
usta w herbacie.
- Co my
tak naprawdę robimy?- zapytałam szeptem czując jak pod powiekami zbierają się
słone łzy. – Czy właśnie w ten sposób wyobrażałeś sobie to wszystko?-
spojrzałam na chłopaka, który był wyraźnie skołowany moimi słowami- Ja nie wiem
Will, może się tylko mylę ale to nie jest to co każde z nas chciało osiągnąć.
Przecież Ty nawet w ogóle nie brałeś pod uwagę tego, że wyjadę z Tobą a co
dopiero wspólne życie.- pierwsza samotna łza spłynęła po rozgrzanym policzku.
Spoglądałam jak znika w fałdach koca przesiąkając każdą z jego warstw.
-
Szczerze powiedziawszy brałem to pod uwagę.- powiedział drżącym głosem.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Zaraz, zaraz. Jak to brał to pod uwagę?- Już
pierwszego dnia gdy tylko się poznaliśmy wiedziałem, że jesteś na tyle
zwariowana by zrobić coś takiego. I jak zaczęliśmy się spotykać…. Lena… Nie
powiesz mi, że nie poczułaś nic do mnie.
- Will…
Ja przecież..
-
Kochasz Niall’a tak? Myślisz, że nie widzę jak siedzisz tutaj godzinami
analizując każdy moment, który spędziłaś z nim? Myślisz, że nie czuję się winny
temu co się stało? Dokładnie wiedziałem co robię zabierając Cię ze sobą, ale
nie przewidziałem tylko jednego- nie przewidziałem tego, że ten chłopak nie da
Ci spokoju. Ja też czuję się skołowany uwierz mi kochana. Nam po prostu
potrzeba czasu…- jego ciepła dłoń chwyciła moją.- Jestem w Tobie zakochany po
uszy, szaleję za Tobą i dokładnie wiem, że to Niall będzie zawsze tym
pierwszym. Nie mam do Ciebie o to żalu ale…. Daj nam szansę Lena, daj szansę by
nowe życie, które zaczęłaś ponad dwa miesiące temu pokazało Ci, że to wszystko
może mieć znacznie więcej kolorów niż dwa.- spojrzałam na niego nie wierząc, że
to wszystko powiedział. Przecież to było to co ukrywałam w sobie tak długo….
Z każdym
dniem wszystkie obawy narastały coraz bardziej a ja dusiłam je w sobie.
- Tak
cholernie się bałam powiedzieć Ci co czuję, co chcę, jak chcę… Wprosiłam się w
Twoje życie z butami a Ty zaakceptowałeś mnie taką jaką byłam i jaka jestem.
Masz rację, musze pozwolić by los chwycił sprawy w swoje ręce.- uśmiechnęłam
się blado lecz ten uśmiech nie trwał zbyt długo i ewoluował w dziwną minę. Po
raz kolejny tej nocy treść żołądkowa postanowiła udać się na spacer rurami
kanalizacyjnymi co wcale nie sprawiało mi takiej przyjemności jak jej.
- Masz
rację moja droga- powiedział Will pojawiając się przy mnie dosłownie znikąd-
Nie wyobrażałem sobie, że moje życie minie na trzymaniu Ci włosów podczas
wymiotowania.- jego wesoły, dźwięczny śmiech uniósł się ponad dolinę wypełnioną
snem i niespełnionymi marzeniami.
Mężczyzna
w białym kitlu pomógł usadowić mi się na kozetce pokrytej białym papierem.
Przyjrzałam się dokładnie jego twarzy, którą pokrywał niewielki zarost i
stwierdziłam, że mężczyzna złudnie przypomina Malika. Czy oni kiedykolwiek
wyjdą z mojej głowy?!
- Was fehlt Ihnen?- zapytał mnie brodaty.
Mój mózg od razu nie przetworzył tego co powiedział chłopak. Niemiecki? Zaraz,
zaraz…. Gdzie moje cudowne zdolności językowe?!
- Ich habe… Ich habe…- powtarzałam w kółko
próbując odnaleźć odpowiednie słowo- Bauchschmerzen
- Bis wann?
- Bis heute.- wyjąkałam. TRYB NIEMIECKI
WŁĄCZONY. Oznajmił mój mózg. Po chwili rozumiałam niemalże wszystko co mówiono
na Sali. Natężenie tysiąca głosek bombardowało moją głową. Czy nie boli ich
język?!
-
Kochanie zaraz przyjdzie Pani, która Cię zbada- oznajmił mi Will i począł się
oddalać gdy mocno złapałam go za dłoń
- O nie.
Masz tu być przy mnie, trzymać mnie za rękę, wspierać duchowo a co
najważniejsze tłumaczyć mi ten dziwny język- powiedziałam kurczowo trzymając
jego dłoń jakby to była jedna deska ratunku.
-
Zaczynam się czuć nie jak Twój chłopak ale jak mąż desperatki.- dałam mu
kuksańca w bok.
- Czyli
my….- nie zdołałam zadać kluczowego pytania bo do Sali weszła starsza kobieta,
która od razu przystąpiła do wywiadu a z kolei do badania.
Znasz to
uczucie gdy cały Twój świat zawala się pod wpływem cudzych słów? Spływają na
Ciebie pełne odrazy słowa a Ty nie jesteś w stanie nic zrobić.
Czekasz…
Czekasz
niczym żniwiarz aż ulewa ustanie i w końcu wyjdzie słońce.
Ale
nagle czujesz ogromne rozczarowanie bo nie jesteś w stanie powstrzymać
kolejności rzeczy. Czasem najgorsze rzeczy, które miały już miejsce w naszym
życiu okazują się błogosławieństwem.
Po prostu nie widzimy tego w danym momencie. Pewnego dnia
możesz spojrzeć wstecz i to odczuć. Z drugiej jednak strony,
pewnego dnia możesz spojrzeć wstecz i uznać, że tym razem twoje
życie naprawdę się rozpieprzyło.
I tak
było w moim przypadku.
Ciąża
rozsadziła cały mój świat niczym granat, który rozszarpuje ciało nieuważnego
żołnierza. To było niedorzeczne. Przecież ja nie dorosłam do takiej
odpowiedzialności a co dopiero do pełnienia roli matki.
Gratulacje
złożone przez starszą kobietę były dla mnie wyrokiem. Czułam, że istota, która
znajduje się we mnie chce stoczyć mnie na dno…
Przecież
to wszystko miało być inaczej. Miał być kochający chłopak, mąż, dom z ogrodem a
dopiero potem dziecko, które byłoby przypieczętowaniem naszego związku.
Jak ja
spojrzę Will’owi w twarz? Jak ja spojrzę na jego matkę?!
Nim
zaczęłam nowe życie byłam już na przegranej pozycji.
Selekcja
naturalna zaczęła pokazywać co potrafi.
- Na co
masz ochotę? Może pojedziemy na jakieś ciastko, kawę lub herbatę?- zapytał mnie
chłopak gdy tylko uzyskałam wypis ze szpitala i mogłam opuścić ten budynek.
Grobowa cisza kłębiła się dookoła nas pozostawiając na naszych twarzach szare
smugi smutku i przygnębienia. – Proszę odezwij się do mnie.
- Możemy
pójść.- wychrypiałam nie spoglądając na niego. Czułam się brudna i zmieszana z
błotem. Każda z myśli, która pojawiała się w moim umyśle była związana z moim
stanem. Jak mogłam do czegoś takiego dopuścić? Jak mogłam być taka nieuważna,
nierozsądna oraz głupia? Przecież to było dziecko Niall’a… Niall’a Horana,
wielkiej gwiazdy One Direction.
Próbowałam
uspokoić swoje nerwy oddychając coraz to głębiej ale nie wychodziło mi to jak
powinno. Zapewne wyglądałam komicznie oddychając jak ryba, która się dusi.
Stało
się co się miało stać… Nigdy do tej pory nie przeszło mi przez myśl, że dzięki
jednej nocy mogę stać się ponownie matką. I to nie jest tak, że ja tą matką nie
chcę już być tylko… Tylko to nie jest odpowiedni czas na zakładanie prawdziwej
rodziny. Nie teraz gdy mam mnóstwo problemów, nie teraz gdy tak naprawdę jestem
bezdomna… Nie teraz…
Z
głębokiego zamysłu wyrwał mnie głos chłopaka oznajmiający iż jesteśmy już na
miejscu. Potulnie zdjęłam płaszcz, którym się opatuliłam wychodząc z domu i
zajęłam jeden z wolnych stolików tuż przy oknie.
Dzień
dopiero wstawał. Słońce leniwie wychodziło zza gór oświetlając zalegający
śnieg.
Tak,
mamy zimę. Klimat alpejski stanowczo różnił się od tego, którym dysponowała
matka natura w Anglii. Nie minęła nawet połowa października a tu już śnieg,
podniecone głosy i wyglądanie z niecierpliwością grudniowych wydarzeń.
-
Napijesz się kawy? Lepiej się już czujesz?
- Tak,
poproszę kawę oraz coś do zjedzenia. Umieram z głodu- wyjąkałam zdając sobie
sprawę, że ostatni posiłek jadałam dawno, dawno temu.
Przyjrzałam
się dokładnie wnętrzu lokalu. Dookoła nas wisiały zdjęcia słonecznej doliny,
którą oglądałam każdego poranka, na pólkach ustawione były masy książek a w
rogu, który wydawał się być całkowicie pochłonięty przez ciemność stała szafa
grająca. Dokładnie taka sama jakie niegdyś można było znaleźć w Londynie w
każdym z barów.
- Nie
przypomina Ci to czasem Londynu?- zapytałam spoglądając po raz pierwszy na
chłopaka. W słabym oświetleniu kawiarni można było dostrzec ślady łez, które
wyżłobiły w jego policzkach głębokie bruzdy. Lśniące oczy zdawały się
rozpaczliwi krzyczeć, ale nikt nie spieszył na pomoc.
- Tak.-
szepnął.- Całkowicie przypomina mi to dom.- wymówił spokojnie. Dom? To
Russenbiel nie jest Twoim domem?!
- Dom?-
zapytałam zdziwiona- Londyn to Twój dom? A co z mieszkaniem tutaj? Co z
ukochanym Monachium?
- Wiesz…
Wiele się zmieniło od mojego ostatniego pobytu tutaj. Praca w Anglii całkowicie
mnie pochłonęła, kulturę Anglików jak i ich zwyczaje wchłonąłem niczym gąbka
wodę i jakoś… Wynarodowiłem się, wiesz? Dziwne uczucie bo spędziłem tutaj
piętnaście cudownych lat, a teraz? Przyjadę raz na rok i to w dobrych porywach…
Płynie we mnie niemiecka krew, ale czuję się anglikiem.- wyjaśnił chłopak. Nie
powiem, że mnie to nie zdziwiło bo sposób w jaki opowiadał mi o tym kraju mówił
co innego. Myślałam, że chce tu wrócić bo tęskni za rodziną, za ojczyzną a
tymczasem to minęło się z moim przekonaniem. W momencie w którym rudowłosa
kelnerka przyniosła nam zamówienie zdałam sobie sprawę z tego, jak niewiele
wiem o życiu tego chłopaka. Poznaliśmy się pracy, to fakt, spędziliśmy trochę
czasu wzajemnie się poznając, ale to on miał przewagę nade mną a nie ja nad
nim. Czułam się z tym dosyć dziwnie, byłam jakby skrępowana… Mieszkam z kimś o
kim nie wiem tak naprawdę wszystkiego. Dziwne, prawda?
-
Wczoraj dzwoniła mama….- zaczął trochę niepewnie.- Wiem, że ta rozmowa nie ma
teraz sensu, ale…
- Skoro
nie ma sensu więc po co ją ciągnąć?- ugryzłam kawałek chleba z serem na co mój
żołądek cicho zamruczał.
- Lena…
Wszystko ma w naszym życiu sens.
- Przed
chwilą powiedziałeś coś innego. Zaprzeczasz sam sobie mój kochany.- zaśmiałam
się cicho pod nosem. Uwielbiam go irytować!
-
Ehhhh….- westchnął.- Co ja z Tobą mam?
- Na
pewno nie dziecko.- szepnęłam uznając, że chłopak tego nie usłyszy.
Myliłam się.
Po raz
kolejny tego długiego dnia się pomyliłam.
- Uwierz
mi chciałbym, aby dziecko które jest w Tobie było moje.- spojrzałam na niego
nie wierząc w to co powiedział.
- Co?!-
-
Chciałbym, aby dziecko….
- Nie no
ja nie wierzę Will. Wiedziałam, że coś do mnie czujesz, wiedziałam! Ale nie
była tego świadoma, że to się dzieje
naprawdę…- chwyciłam swoją torbę oraz płaszcz- Popełniłam błąd przyjeżdżając
tutaj. Nie powinnam była robić tego wszystkiego. I co z tego teraz mam? Będę
matką a dziecko nie będzie miało ojca!- krzyknęłam i wyszłam z baru. Chłodne i
rześkie powietrze omiotło moją twarz. Włosy zlepione w strąki wygięły się pod
dziwnym kątem zasłaniając mi twarz. Skurcz mięśni przywłosowych przypomniał mi,
że nie jestem zmienno cieplna, więc natychmiast opatuliłam ciało płaszczem i
ruszyłam przed siebie.
Głupia
kobieto…
Karciłam
swoją osobę w duchu nie mogąc zrozumieć co we mnie wstąpiło. Hormony?
Całe
życie można uciekać od poczucia winy, ale po co? Ciąża trwa tylko 9 miesięcy a
poczucie winy może tkwić w nas całe lata. Oszukiwałam siebie myśląc przez
chwilę, że dam sobie sama radę. Myślałam, że Will będzie zbędny, ale kilka
minut intensywnego marszu pokazało mi, że jednak bez niego nie dam sobie rady…
- Lena!
Lena!- usłyszałam chwilę później tuż za swoimi plecami. Kamień ważący kilka ton
spadł mi z serca.- Przepraszam…- wysapał chłopak dobiegając do mnie- Nie
powinienem był tak mówić. Przepraszam…
- Will…
Ja… Pomożesz mi?-
- Dobrze
wiesz, że zrobię dla Ciebie wszystko.- powiedział łapiąc mnie za rękę.
- Nie
chcę tego dziecka. Chcę wykonać aborcję.- gdy tylko ciąg słów wypowiedzianych
przeze mnie dotarł do chłopaka jego twarz przybrała dziwny wyraz.
I znowu
popełniłam błąd….
Cześć myszeczki!
Jak minął wam tydzień szkoły? Czy tylko mi te dni mijały stanowczo zbyt długo i boleśnie??
Dziwne uczucie być najstarszą w szkole.... Dziwne uczucie wiedzieć, że masz za 8 miesięcy maturę ale nie wiesz co masz zdawać bo nie wiesz... tak na prawdę co chcesz robić dalej...
Ahhh....
Straszny rok. No ale jestem tu, piszę dla was mimo iż powinnam teraz czytać Chłopów.
Wiem, że została was garstka, opuściłam się w tym co piszę, ale staram się.
Kocham bardzo mocno, Magda
Niech ona nie wykona tej aborcji! To straszne. Niech wróci do Nialla i i i razem wychowają dziecko :(
OdpowiedzUsuńCześć pingwinku!
OdpowiedzUsuńAle się pomieszało...
Nigdy nie pomyślałabym o takim czynie ze strony Val i mam ogromną nadzieję, że cofnie swoje słowa.
U mnie również jest okropnie. Szkoła zupełnie mnie przytłoczyła, już po pierwszym tygodniu.
Nie pozwalam Ci nawet myśleć o tym,że opuściłaś się w tym co piszesz...Uwielbiam czytać wszystko co wypełznie spod Twojej cudownej rączki i nigdy nie zostawiłabym tego bloga. W życiu nie napisałabym czegoś tak cudownego, bo najzwyczajniej w świecie nie umiem.
Jestem przekonana, ze dasz sobie radę w szkole, ale również ze wszystkim innym.
Trzymaj się mocno słoneczko
Ściskam i całuję
Emily<3
Mam nadzieję, że Val nie zabije swojego dziecka. Rozdział zadziwiający i świetny :).
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :**