* 15
stycznia *
- Ale obiecujesz dzwonić, pisać, dzwonić i
jeszcze raz pisać?- chłopak pytał po raz kolejny o te same rzeczy.
- Idź
już.- zaśmiałam się- Jesteś naprawdę niemożliwy!- złożyłam delikatny pocałunek
na jego różanych ustach- Spóźnisz się na odprawę…- pogłaskałam go po ciepłym
rękawie płaszcza
- Nie
mogę Cię tak zostawić.- zaczął rozpinać guziki- Sesja poczeka a Twoja grypa
nie.-
- Nawet
nie ma mowy!- krzyknęłam przestraszona.- Jest Dina, są lekarze na świecie więc
nic mi nie będzie!- zaczęłam go zapinać i wyprowadzać na zewnątrz.- To jest to
na co czekałeś tyle czasu więc nawet nie ma mowy byś tam nie poleciał.-
ściągnęłam brwi w jedną linię
- No już
dobrze, dobrze.- powiedział z lekką nutą zawahania- Ale jak coś by się działo
pamiętaj: jeden telefon i wracam.- spakował rzeczy do taksówki
- Uważaj
na siebie.- powiedziałam mocno go przytulając- To tylko kilka dni kochany.-
dałam mu pstryczka w nos.
- Ty na
siebie również uważaj złotko. Uważaj na was.- uśmiechnął się po czym niemalże
zmusił mnie do romantycznego pocałunku- Kocham Cię.- odsunęłam się od niego
czując rosnącą kluskę w gardle.
-
Samolot- wyszeptałam wskazując niewidzialny zegarek na dłoni- Czas na Ciebie.
Do zobaczenia- rzuciłam szybko chowając się w domu. Pośpiesznie zamknęłam drzwi
na przysłowiowe cztery spusty i pomachałam chłopakowi przez małe okienko w
przedpokoju.
,, Co Ty
dziewczyno robisz?’’ zapytało moje alter ego.
Ten
dzień miał wyglądać nieco inaczej niż chciałam. Miałam iść zobaczyć się z
Zayn’em, miało być sympatycznie a tymczasem co? Kilka godzin przed koncertem
pojawiła się informacja KONCERT
ODWOŁANY.
Cały mój
misterny plan runął w gruzach.
Rzuciłam
zakupiony bilet w kąt. Szlag trafił wszystko. Jedyna okazja by ich ujrzeć.
Jedyna okazja by Zayn poznał prawdę…
Otuliłam
się bawełnianym kocem pijąc gorące mleko. Przeskakiwałam ze stacji na stację
szukając czegoś interesującego, ale jak na złość dookoła mnie słyszałam tylko
informacje o odwołanym koncercie chłopaków.
-
Cholera!- zaklęłam głośno. Cześć żalu i złości ulotniła się wraz z brzydkim
słowem. Czy wszystko w moim życiu musi być naprawdę taki skomplikowane i takie
trudne?
Zastanawiając
się nad swoim losem usłyszałam dźwięk telefonu. Cichy, męczący dzwonek
rozsadzał powietrze. Spojrzałam na wyświetlacz, ale numer się nie wyświetlał.
,, To
zapewne w Will’’ pomyślałam i odebrałam połączenie.
- Ja?- zapytałam przeciągle z lekką dozą
znudzenia.
-
Vally?- niepewny i cichy głos przeciął powietrze
- Z-
Zayn?- wypowiedziałam jąkając się
- Matko
jak to dobrze, że to Ty!- krzyknął chłopak- Gdzie jesteś?!
- Skąd
Ty masz mój numer?- zapytałam ignorując jego pytanie- I w ogóle co chcesz ode
mnie?
- Oj..
Głupiutka Vally. To się w Tobie nie zmieniło- zaśmiał się- W dzisiejszym
świecie można zdobyć wszystko. Co chce od Ciebie? Pomyślmy…- nagle urwał i
zamilkł- A tak! Mieliśmy się zobaczyć czyż nie? Stoję po tą cholerną areną i
Ciebie nie ma!
- Zaraz,
zaraz, zaraz… Przecież koncert został odwołany.
- Tak,
zgadza się
- Więc..
co Ty robisz pod areną?
- Czekam
na Ciebie głuptasie- ponownie zaśmiał się- Nie mogłem zrezygnować z takiej
okazji by Cię zobaczyć i pogadać.
-
Zayn..- wzięłam głęboki oddech- Mam grypę i nie wyjdę.
- Ale
jak to?- wyraźne niedowierzanie wypełniło jego głos- Nie rób mi tego…
- Wiesz
jakie są powikłania nie wyleczonej grypy?- zapytałam. Moje neurony pracowały na
najwyższych obrotach i nagle zapaliła się ogromna lampka- Jestem cudowna!
- No co
tam wymąciłaś?
-
Wpadniesz do mnie. Jestem sama w domu, nie ma Will’a i nie będziemy marznąć na
zewnątrz. Zaraz wyślę Ci adres!- zadowolona ze swojego pomysłu zebrałam się w
sobie- I nie ma że nie!- rozłączyłam się.
Zaczęłam
pośpiesznie porządkować bałagan, który zrobiłam. Szybka kontrola wyglądu,
poprawa makijażu, nie przynoszące efektu ukrywanie brzucha i…. rozległ się
dzwonek do drzwi.
Serce
stanęło w miejscu…
Czułam
się niczym w filmie. Każdy mój krok, każdy mój ruch wydawał się niczym w
zwolnionym tempie. Serce biło z zawrotną prędkością nie pozostawiając miejsce
na jakieś zawahanie. Nie wiedziałam co mam czuć. Nie wiedziałam co jest
właściwe w takiej sytuacji- radość i ogromne szczęście czy też strach i obawa.
Wszystko mieszało się ze sobą tworząc grę emocji, która wywracała do góry
nogami żołądek.
Dotknęłam
chłodnej klamki.
Trzy
głębokie wdechy i ostrożnie przekręciłam klucz.
- Kto
tam?- zapytałam nie wychylając się poza bezpieczną strefę
- To ja,
Zayn.- usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Uśmiech mimowolnie wypełzł na moją
twarz. Otworzyłam drzwi na całą szerokość i wtedy ujrzałam go w całej swojej
nieziemskiej postaci.
- Boże
jak dobrze Cię widzieć!- rzucił uśmiechając się do mnie.- Chodź tu!- i nie
czekając na moją reakcję mocno przywarł do mnie. ,, Czyli nie zauważył kilku
kilogramów…’’ cieszyło się moje alter ego.
- I
wzajemnie- pocałowałam jego policzek- Dobrze Cię widzieć całego i zdrowego.-
odkleiłam się od niego- Nie marznijmy. Wejdź.- wskazałam wnętrze domu.
-
Szczerze? To nie wierzę, że jestem tu i widzę Cię- powiedział rozwiązując buty
i ściągając płaszcz
- Nie
gadaj tylko rozbieraj się- gdzieś we mnie obudziła się stara ja- Kawy? Wina? A
może kakao?
-
Ogromny kubek gorącego kakao poproszę-
- Już
się robi!- rzuciłam i znikłam w kuchni. Ten wieczór odmieni nasze życie na
zawsze…
-
Urosłaś.- powiedział chłopak odnajdując mnie
- To Ty
zmalałeś- zaśmiałam się stawiając przed nim kubek- Nic się nie zmieniłeś…-
spojrzałam na jego twarz i wiecznie szczupłą sylwetkę
- Za to
Ty…- jego wzrok omiótł całą mnie. Nagle zbladł, zrobił większe oczy po czym z
dziwnym i obcym jego mimice wyrazem twarzy spojrzał na mnie- Chyba nie chcesz
mi powiedzieć, że…
- 6
miesiąc- wyrzuciłam z siebie te dwa słowa niczym największe zło
- Że Ty
i on?- wstał z krzesła
- To… To
temat na późniejszą rozmowę- powiedziałam wykręcając się od rozmowy- Najpierw
powiedz mi co u Ciebie, co u chłopaków, co u was.
Mimo iż
atmosfera przesycona była dziwnym uczuciem Zayn skrupulatnie opowiedział mi
wszystko.
Nie
sądziłam, że aż takie zmiany zajdą w ich życiu…
-
Naprawdę aż tak zabalowaliście?- śmiałam się a łzy rozbawienia spływały po
policzkach
-
Kochana! LA to inna rzeczywistość.- mówił chłopak bawiąc się razem ze mną- No a
w końcu znasz nas więc wiesz… Niby dorośli ludzi a tak naprawdę jesteśmy niczym
małe dzieci- wybuchliśmy śmiechem.
- Zayn
koniec tego!- przyłożyłam palec do ust- Nie mogę się tyle śmiać bo bolą mnie
naprawdę wszystkie mieśnie!- i jakby w nagrodę za tortury mojego ciała poczułam
się gorzej. Przeraźliwy dźwięk wydobył się z moich płuc
- Może
się położysz? Nie wyglądasz zbyt dobrze..- powiedział chłopak nastawiając wodę
na kolejną herbatę tego wieczoru
-
Naprawdę nie…- ale to było zbędne. Nagle Zayn wziął mnie na ręce i zaniósł do
sypialni w której panował dziwny porządek
-
Serio?- zapytałam gdy przykrywał mnie kołdrą- Nie przyjechałeś tu po to by się
mną zajmować .- powiedziałam gdy chłopak przyniósł mi gorącą herbatę- Zayn…
- Tak,
tak jestem uparty i okropny ale jeżeli ten palant wyjechał i Cię zostawił to…
- Zayn!-
zrobiła groźną minę- Nie mów tak o kimś kto pomógł mi…
- On Cię
nam zabrał!- powiedział chłopak po kilku chwilach jakby walcząc nad sensem
swoich słów- Nie powiesz mi, że tak nie było Valery…
- Zayn…
Nie Valery.- spuściłam głowę- Valery Smith już nie istnieje… Specjalnie
zmieniłam imię i nazwisko by nie można było mnie znaleźć…
- Co Ty
robisz ze swoim życiem?- złapał moją dłoń- Naprawdę satysfakcjonuje Cie myśl,
że zostawiłaś w Londynie całą swoją rodzinę i wszystkich, którzy Cię kochali?
- Nie
Zayn! Nie ma takiego dnia bym nie pomyślała o was, o Charliem, o mamie albo o
tym co się dzieje z babcią… Nie mów, że to mnie w jakiś sposób zadawala…
- Więc
dlaczego odeszłaś? Dlaczego udawałaś praktycznie martwą? Nie rozumiesz, że
wszyscy odchodzili od zmysłów?
- Wiem,
że tak było. Ale jak sam widzisz, przezwyciężyliście to i żyjecie.
- Nie,
nie żyjemy. On do cholery za Tobą tęskni! On ciągle Cię kocha, ale mimo to
wypiera Cię ze swojej mentalności. Proszę wróć ze mną, zostaw to wszystko i
wróć…
- Nie
mogę Zayn. Nie mogę, rozumiesz?
-
Zapewne nie wiesz, że Twoja babcia… Zmarła…
- Co?-
zabrakło mi tchu w płucach- Co Ty w ogóle mówisz?- zapytałam nie wierząc w jego
słowa
- Stało
się to miesiąc temu. Miała wypadek ktoś ją potrącił. Twoja mama dała nam znać o
przebiegu sytuacji jednakże nie mogliśmy być na pogrzebie…
- To… To
naprawdę przykre… Czuję się tak, jakby była to moja wina..- wyszeptałam
chowając twarz w dłoniach- Ona… Nie mogę w to uwierzyć….
-
Słońce… To nie Twoja wina. Przypadki chodzą po ludziach, naprawdę…
- Nie
rozmawiajmy o tym. Naprawdę nie czas na tę rozmowę.
- W
takim razie powiedz mi co… - wskazał na mój brzuch- Co się wydarzyło.
- Nie
wiesz jak powstają dzieci?- zaśmiałam się
- Ohhh…
Przecież nie o to chodzi!- speszył się- Rozumiem, że to Will jest ojcem?
- To…-
zawahałam się- To nie on jest ojcem.- powiedziałam niemal niesłyszalnie. Nagle
w przedpokoju usłyszałam dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza.
- Przecież
miało go tu nie być!- powiedział przestraszony chłopak
- To
Niall- powiedziałam w pośpiechu
- Co
Niall?- zapytał pośpiesznie się zrywając z łóżka
- Niall
jest ojcem dziecka. A teraz właź pod łóżko i ani się rusz!- nakazałam mu sama
ruszając zobaczyć co się dzieje.
Cześć robaczki :*
Każda z was czekała na ten rozdział kiedy pojawi się 1D, zniknie Will i będzie pięknie ślicznie. Czy tak jest? Tego dowiem się od was ;)
Ogólnie powoli zacznie sie robić tu co nieco 1D więc jako tako wraca to co było myślą przewodnią bloga. Spokojnie, wzięłam sobie do serca wasze uwagi i stosuję się do nich ;)
Czy tylko mnie wykańcza szkoła? Klasa maturalna to jednak wyzwanie...
Już za tydzień piszę pierwsze matury próbne więc trzymajcie kciuki mocno, mocno!
Dziękuję za wszystko :*