piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 4 ,, Nie wierzę! Dziewczyna od liści!''

Godzina 6.30 i włącza się radio- budzik. Muzyka zostaje przetworzona przez mózg i nagle dociera do mnie, że leci moja ulubiona piosenka The Beatles- All I Need Is Love. Wprawia mnie to w bardzo dobry nastrój. Natychmiast podnoszę się z łóżka i zaczynam grzebać w szafie aby poszukać czegoś sensownego do ubrania się. W końcu decyduje się na coś w ciepłych kolorach tym bardziej, że pogoda za oknem nie jest rewelacyjna. Jak na Londyn przystało- pada deszcz.
Wychodząc z pokoju słyszę babcię krzątającą się w kuchni. Smaży naleśniki a zapach pobudza mój żołądek do pracy. Po drodze szoruję do pokoju brata i budząc go szukam mu rzeczy do ubrania. Gdy już poradziłam sobie z tym jakże trudnym zadaniem ( nie wiem po kim on jest taki wybredny) schodzę na dół do łazienki oczywiście wcześniej potykając się o jedną z zabawek Charliego na co on reaguje głośnym śmiechem.
- A kto to się tam tak cieszy?- z doły dobiega głos babci. Nie zwracam na nic uwagi tylko zamykam się w łazience by mieć chociaż 5 minut dla siebie. Dokładnie było to 5 minut z zegarkiem w ręku. Do drzwi dobijała się nie kto inny jak mały, upaprany w czekoladzie potwór.
- Koniecznie jest potrzeba druga łazienka- powiedziała siadając i nalewając sobie soku do szklanki
- Nie możesz korzystać z tej, która jest u Ciebie w pokoju? Nie byłoby Ci wygodniej?- pyta mnie babcia znad gazety
- Ale o czym Ty mówisz? Przecież ja nie mam łazienki w pokoju- mówię przełykając kawałek naleśnika
- Masz. Uwierz mi masz. Ale Ty jak zwykle nic nie potrafisz dojrzeć- mówi staruszka śmiejąc się ze mnie. Koniecznie muszę to sprawdzić po powrocie ze szkoły. Spoglądam na zegarek i widzę 7.15. No to gdzieś tak za 15 minut musimy wyjść aby zdążyć. Na szczęście szkoła nie jest daleko więc nie musze się martwić o nic.
- Łobuzie wychodzimy!- wołam zakładając buty. Po chwili zjawia się chłopiec z Panem Biedronką w ręku.- Pożegnaj się z babcią i wychodzimy- mówię a malec daje babci całusa w policzek i mówi jej jak bardzo ją kocha. Robię to samo i już mam wychodzić gdy babcia mnie zatrzymuje
- Valery! Tutaj masz kartę na której są pieniądze. Po szkole weź małego i idźcie coś zjeść. Mnie niestety nie będzie. Dopiero od następnego tygodnia będę kończyć pracę tak abyście mieli obiad w domu. – nie wiem co powiedzieć więc tylko przytulam kobietę i wychodzę z domu. Czas na czołowe zderzenie z bogatymi gnojkami.

- Tylko pamiętaj masz być grzeczny, nie dokuczać innym i dzielić się wszystkimi zabawkami- mówię do brata po czym ściskam  go i całuje w czoło. Po chwili widzę jak podchodzi do jakiś chłopców i zaczyna się z nimi dogadywać. Kamień spada mi z serca, chociaż jemu się uda przetrwać ten dzień
- Pani jest mamą czy siostrą?- pyta mnie opiekunka grupy
- Siostrą, nazywam się Valery Smith- mówię i podaję jej kartkę z numerem mojego telefonu- Tak na wszelki wypadek, jakby się coś działo proszę dzwonić- mówię
- Spokojnie. Mały jest pod dobrą opieką- żegnam się z kobietą i idę do szkoły. Jak ona w ogóle mogła pomyśleć, że ja jestem mamą? Przecież widać, że jestem młoda i szczupła. Ach… te starsze kobiety. Biorę głęboki wdech i pcham ciężkie drzwi całą siłą.
Wewnątrz budynku panuje chaos. Niby nie jest tu dużo uczniów ale każdy z kimś rozmawia więc robi się głośno. Czuję na sobie wzrok innych, nie czuję się z tym dobrze. Odkąd pamiętam źle znosiłam bycie w centrum uwagi. Ignorowałam to poprzez wsłuchiwanie się w słowa piosenki, która akurat zaczęła lecieć w moim telefonie.
Gdy w końcu udało mi się odnaleźć moją szafkę wpakowałam do niej wszystkie książki i chwyciłam tylko te potrzebne. Gdy zamknęłam szafkę nie było już nikogo na korytarzu. Czyli było już po dzwonku. Trzymałam przed sobą plan lekcji i za nic nie mogłam go rozszyfrować. Gdy odwróciłam się i zaczęłam iść przed siebie wpadłam na kogoś. Książki poleciały na podłogę. Zaczęłam je szybko zbierać mówiąc pośpiesznie
- Przepraszam ale gapa ze mnie- gdy zauważyłam na kogo wpadłam zamurowało mnie. Przede mną stał ów tajemniczy chłopak, z którym zderzyłam się wczoraj w parku
- Nie wierzę. Dziewczyna od liści! A mówiłem że się zobaczymy jeszcze- posłał mi uśmiech i podał mi zeszyt. Szlag jasny by to wszystko trafił pomyślałam przestępując nerwowo z nogi na nogę
- Pomóc Ci w czymś? – zapytał mnie i gdy już miałam odpowiedzieć, że nie przypomniałam sobie o planie zajęć
- Właściwie to tak- podałam mu plan- możesz wyjaśnić mi co oznacza ten skrót o tutaj?- zapytałam wskazując mu palcem
- To są zajęcia z wychowawcą. Z tego co widzę jesteśmy razem w klasie więc chodź, zaprowadzę Cię- powiedział a ja poszłam za nim. Miałam coraz to większe wątpliwości odnośnie tego co miało się zaraz wydarzyć. Miałam stanąć twarzą w twarz z kompletnie nieznanymi mi ludźmi
- Zajmę Ci miejsce obok siebie. Nie będziesz się tak stresować- powiedział chłopak do mnie a ja skinęłam głową na znak zgody. Staliśmy pod klasą a ja wzięłam głęboki oddech i policzyłam do trzech. Raz.. Dwa… Trzy…
Ostry blask żarówek zalał moją twarz. Poczułam okropny zapach kredy a w klasie zapadła głucha cisza. Wszyscy spoglądali na nas.
- Bo ja pomogłem nowej koleżance trafić do klasy i wie Pani….- chłopak zaczął się tłumaczyć po czym zrozumiał, że to bez sensu i zajął wolne miejsce na samym końcu Sali. Ręką wskazał mi, że miejsce obok niego trzyma dla mnie a ja podeszłam do biurka młodej kobiety.
- Nazywam się….- zaczęłam ale kobieta przerwała mi. Czy nikt jej nie nauczył, że nie przerywa się komuś w pół zdania?
- Valery Smith, przeniosłaś się z Liceum im. W. Sheakspeara? Północy Londyn tak?- kiwnęłam głową na znak zgody- To może powiesz nam coś o sobie?- wszystkie oczy były w tym momencie skierowane na mnie
- Cześć wam- powiedziałam lekko drżącym głosem- Jestem Valery ale wolę jak się na mnie mówi Val lub po prostu Valery.
- Dlaczego się do nas przeniosłaś z tak dobrego liceum?- zapytał ktoś spod okna
- Los tak chciał- ucięłam krótko nie chcąc się tłumaczyć
- Na czym grasz?- zapytała dziewczyna w włosach koloru zgnitego jabłka
- Preferuję pianino chociaż nie pogardzę skrzypcami- powiedziałam a w klasie uniosły się dziwne pomruki
- Śpiewasz?- zapytała owa dziewczyna po raz drugi. Czy śpiewam? Cóż… Nie wiedziałam co powiedzieć. W tamtym roku na szkolnym apelu śpiewałam kilka piosenek ale żeby zaraz…
- Tak, śpiewam- powiedziałam
- Dobra starczy to nie przesłuchanie- powiedziała nasza jakże zainteresowana moją osobą wychowawczyni a ja usiadłam obok nieznajomego.
- Hej, nie było tak źle- powiedział chłopak uśmiechając się do mnie pogodnie. Tak, nie było źle. Było do kitu. Wyjęłam mój ukochany notes z torby i zaczęłam pisać.

Wtorek, 25 kwietnia
Pierwszy dzień w szkole dla bogatych gnojków uważam za otwarty. Musiałam publicznie przemawiać co, jak wiesz, wiąże się ze zmianą koloru policzków u mnie. Pierwszą lekcję jaką przyjdzie mi odbębnić jest Godzina Wychowawcza. Jaka jest nowa wychowawczyni? Ma wszystko i wszystkich w dupie. Ludzie robią co chcą a ona siedzi i…. aktualnie piłuje sobie paznokcie.
Znów wpadłam na tego chłopaka. Jakiego chłopaka? A no tego na którego wpadam od trzech dni. Pierwszego dnia przywitał się ze mną gdy podnosiłam gazety, wczoraj znokautował mnie w parku a dzisiaj to ja znokautowałam go w szkole na zbyt długim korytarzu. 1:1 Panie Ładny!
Czy ja napisałam Panie Ładny? Dziwne. Nie wydaje mi się aby był aż nadto ładny ale…. Jego profil wydaje się być ekscytujący wręcz pociągający. Może uda mi się z nim zaprzyjaźnić? Całkiem miło mi się z nim rozmawiało.
Klasa liczy niecałe dwadzieścia indywidualnych umysłów. Jest tu mieszanka ludzi o różnych poglądach. Są azjaci, murzyni nawet kilku chińczyków, są punki, zakochane w sobie dziunie i kila normalnych osób. Mówiąc normalnych mam na myśli takich, które wyglądają tak jak ja. Nie mają tony kolczyków w ciele, tony pudru na twarzy, który kruszy się i sypie przy każdym ruchu no i… i ten chłopak…
Stanowcze nie! Co ja robię??
Zastanawiam się co u rodziców. Jak im mija życie bez nas no i czy w ogóle zauważyli, że nas nie ma. W końcu matka pozbyła się problemów i może pić dowoli.
Nasz dom, w którym teraz mieszkamy jest spełnieniem moich snów. Mam własny pokój i podobno własną łazienkę w nim, która schowała się przede mną o.O Dziwne..
Rano, żegnając się z Charliem w żłobku kobieta opiekująca się jego grupą zapytała mnie czy jestem jego matką WTF?!
Ja mam dopiero szesnaście siedemnaście lat no i nie….
Zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec lekcji a ja schowałam mój magiczny czerwony notes głęboko do torby.
Kolejną lekcją miała być Edukacja Seksualna. Już mnie sama nazwa tego przedmiotu pociąga niesamowicie. Kto w ogóle wymyśla te przedmioty. Zapewne ludzie w tej klasie wiedzą więcej o tych sprawach od nauczycielki.
Z klasy wyszłam jako ostatnia. Nie czułam się dobrze wśród tych ludzi. Na każdym kroku dziewczyny prowokują chłopaków swym wyglądem za krótkie spódnice i za obcisłe bluzki w których wyglądają jakby miały się zaraz udusić. Dziwne, że tak się jeszcze nie stało…
- Valery tak?- zapytała mnie jakaś dziewczyna odsuwając mnie na bok. Kiwnęłam głową a ona kontynuowała- Nie wiem skąd się urwałaś ale na pewno nie pozwolę Ci zając mojego miejsca w szkole a no i od mojego chłopaka lepiej trzymaj się z daleka jeśli… jeśli chcesz spokojnie zakończyć semestr tutaj. Jasne?- zapytała
- Przepraszam Cię ale zupełnie nie wiem o co Ci chodzi. Nawet nie znam imienia tego chłopaka i nie zamierzam w żaden sposób się nim interesować. Poza tym nie przyszłam tu po to aby zajmować Twoje miejsce. Wiesz tak patrząc na Ciebie to…- spiorunowałam ją wzrokiem- to nie zamierzam być nikim w tej szkole- dokończyłam i odeszłam. Słyszałam pomruki świadczące o tym, że już pierwszego dnia pokazałam klasowej laluni gdzie jest jej miejsce. Skierowałam się pod klasę w której miały odbyć się zajęcia i spokojnie czekałam na dzwonek słuchając muzyki.
- Zapraszam klaso, zapraszam- kobieta w wieku mojej babci otworzyła drzwi klasy i wszyscy zaczęli wchodzić. Ku mojemu niezadowoleniu były tuta jednoosobowe ławki więc mogłam się pożegnać z tym chłopakiem. Och.. Zapomniałam, miałam się nim nie interesować.
Zajęłam jedyne wolne miejsce z przodu tuż przy biurku nauczyciela i powtórka z rozrywki. Kolejna nudna lekcja.
- Musisz wiedzieć Valery, że u mnie na lekcji panuje swoboda. Mówimy to co myślimy- powiedziała kobieta a ja skinęłam głową, że rozumiem.
- Dzisiaj porozmawiamy o tym jak uniknąć niechcianej ciąży- oświadczyła staruszka, wyjęła koszyczek i podała dziewczynie siedzącej tuż obok niej. – Niech każdy weźmie tyle ile potrzebuje i poda dalej- ponownie zakomunikowała kobieta i przyglądała się każdemu do kogo docierał koszyczek. W środku były prezerwatywy. Byłam lekko przerażona metodami, które się tu stosuje. W mojej poprzedniej szkole seks był tematem tabu, był zakazany. Z jednej strony dobrze, że rozmawia się o zabezpieczeniu ale z drugiej jakby nie patrzyć oni w pewien sposób zachęcają młodzież do współżycia.
Gdy dotarł do mnie owy koszyczek od razu podałam go dalej nie sięgając ręką w jego głąb.
- Valery to obowiązuje każdego- nauczycielka skarciła mnie wzrokiem. Od razu wszyscy spojrzeli na mnie
- Ja nie potrzebuję- oświadczyłam
- Ale jak to?- zapytała zdziwiona kobieta
- Po prostu, nie potrzebuję się zabezpieczać- odpowiedziałam. Przecież to było oczywiste
- Czyli preferujesz stosunek bez zabezpieczenia mam się rozumieć?- w Sali poniosły się pomruki po raz kolejny tego dnia. Ile jeszcze?
- Ostra laska z Ciebie! Może wpadniesz do mnie?- usłyszałam z końca Sali a potem był tylko istny rechot
- Nie. Nie potrzebuję się zabezpieczać bo nie uprawiam seksu. To wszystko- chwyciłam torebkę i wyszłam bez słowa z klasy. Tego było za wiele jak na jeden dzień. W przeciągu dwóch godzin zyskałam wroga i tysiące nieprzyjaciół. No tak, nie potrzebnie afiszuje się z tym, że uważam seks zbędny do normalnego funkcjonowania. Przecież tutaj nie liczy się nic innego tylko to.
Usiadłam na ławce na zewnątrz budynku. Słońce lekko przygrzewało ale stanowczo za często chowało się za chmurami. Wcisnęłam w uszy słuchawki i całkowicie zapominając o Bożym świecie odpaliłam The Beatles cicho podśpiewując.
Niedane było mi nacieszyć się słoneczną pogodą. Zaczął padać deszcz więc czym prędzej wbiegłam do szkoły cicho przeklinając londyńską pogodę.
- Panno Smith! Panno Smith!- usłyszałam za sobą. Wyjęłam słuchawki z uszu i odwróciłam się. W moja stronę biegła dyrektorka.- Dlaczego nie jesteś na zajęciach?- zapytała
- Ymmm.. Źle się poczułam i wyszłam. Mogę w czymś Pani pomóc?-
- Tak, jeśli możesz to chodź za mną- jej twarz wykrzywił uśmiech stanowczo zbyt serdeczny.
- Matyldo znalazłam Ci brakujące ogniwo- oświadczyła dyrektorka jakiejś kobiecie i wskazała na mnie.
- Genialnie! Dopisz to do jej zajęć- rzuciła
- Zaraz! To, to znaczy co?- zapytałam nie rozumiejąc
- No śpiew dziecko śpiew!- wykrzyknęła uradowana kobieta- zajęcia we wtorki i piątki o 14- oświadczyła i zarówno jedna jak i druga odeszły w swoją stronę.
- To jakiś horror- szepnęłam
- Też tak sądzę- odezwał się ktoś za mną a ja gwałtownie się odwróciłam. Nie wierzę, najzwyczajniej nie wierzę.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiecie, że mam na drugie wredota? :P
Musicie sie uzbroić w cierpliwość i poczekać na tajemniczego chłopaka :)
W ogóle co myślicie o Valery i jej zachowaniu w szkole? Myślicie, że coś ukrywa?
Pozdrawiam, Magda:)
A!  No i dziękuję za tyle komentarzy! Kocham was! :*

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 3 ,, Przepraszam ale jesteś cała w liściach"

Obudziłam się kilka minut po 7. Na dworze było, szaro, buro i nijako. Rozejrzałam się po pokoju i na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
Nowe życie czas zacząć pomyślałam i wybrałam najładniejsze ubrania jakie miałam. Była to skromna sukienka, do tego lekko rozciągnięty beżowy sweter i zniszczone półbuty. Wzięłam szybki prysznic i wypuściłam psa na podwórko. Podeszłam do skrzynki na listy ale była pusta. Schyliłam się po dwie gazety leżące pod furtką gdy usłyszałam:
- Dzień Dobry!- podniosłam wzrok ku górze. Nade mną stał uśmiechnięty, młody chłopak
- Dzień Dobry- uśmiechnęłam się niepewnie
- Nowi sąsiedzi. Miło wiedzieć, że chociaż jedna normalna osoba będzie tu mieszkać- powiedział i pobiegł dalej
Dziwak pomyślałam i poszłam do domu.

- Okay, plan dnia wygląda następująco- kobieta dała mi kartkę
9.00 wizyta w szkole Valery
około 10.00- wizyta w jednym ze żłobków dla Charliego
11.00- szał zakupów z dzieciakami
14.00- 19.00- praca
20.00- kolacja
- Idziesz dziś do pracy?- zapytałam lekko smutna
- Niestety. Zaczynamy nowe życie moi drodzy
Nie chciałam iść do tej szkoły. Przenosić się w środku roku i to w miejsce kompletnie inne niż do tej pory. Spoglądając na te wszystkie domu łatwo można było się domyślić z kim do szkoły będę chodzić. Bogate gnojki, które o życiu nic nie wiedzą. Oceniają ludzi po tym co mają na sobie a nie po tym jacy są.

Staliśmy w korku. Tak.. Świetna zaleta jeżdżenia samochodem. Jeśli do szkoły nie będzie daleko obiecuję, że będę śmigać na piechotę lub rowerem. Nigdy samochodem. Nie dość, że benzyna jest droga to jeszcze te toksyny niszczące i tak cienką warstwę ozonu…
W końcu chcąc nie chcąc musiałam zmierzyć się z brutalną rzeczywistością, babcia zaparkowała przed szkołą.
Szliśmy chodnikiem wyłożonym czerwoną kostką brukową prowadzącą prosto do środka budynku. Na schodach siedziało kilka osób głośno dyskutujących nad balem, który z tego co zobaczyłam na jednej z ulotek miał się odbyć za 2 tygodnie ,, Marzenia czasem się spełniają’’
kto  ogóle wymyśla taki motyw na bal? Naprawdę nie wiem….
- Jak mniemam Pani i Panna Smith?- zapytała przy drzwiach młoda kobieta
- Tak, zgadza się- odparłam
- Proszę za mną- powiedziała i skierowała się w jeden z długich korytarzy. Na ścianach wisiały zdjęcia uczniów z chemicznych olimpiad, zawodów sportowych oraz przeglądów Młodych Pianistów Zaraz…. Nie wierzę, że babcia mi to zrobiła, po prostu nie wierzę.
Weszliśmy do jednego z gabinetów gdzie kobieta zajęła miejsce za biurkiem. Czyli była dyrektorką. Pierwsze koty za płoty.
- Mają Panie potrzebne dokumenty?- zapytała kobieta. Podałam jej teczkę wypełnioną papierami. Czego tam nie było. Karty zdrowia, świadectwa, zaświadczenia i mnóstwo różnych papierów zapełnionych pochyłym pismem byłego wychowawcy.
- Z przyjęciem Cię do szkoły nie będzie problemu. Jesteś bardzo zdolna, świadectwo mówi samo o sobie. Podoba mi się to, że wygrałaś ten konkurs Pianistyczny. Pamiętam Cię byłaś wtedy taka precyzyjna….- kobieta zamyśliła się i szybko dodała- Więc… tutaj masz plan zajęć, kluczyk do szafki i cóż. Witam w mojej szkole. Jak coś to nie obowiązują mundurki- puściła mi oczko i zaśmiała się. Sama to zrobiłam bo to wszystko tak zabawnie wyglądało.
- Przepraszam mam jedno małe pytanie. Jaka to w ogóle szkoła jest? To jest liceum czy coś takiego?- zapytałam
- To babcia Ci nic nie mówiła? To jest liceum dla uzdolnionej muzycznie młodzieży. Takich osób jak Ty nam tu potrzeba- posłałam jej niepewny uśmiech czując zbierającą we mnie złość.
- Do zobaczenia jutro-
- Tak, do zobaczenia- odpowiedziałam i opuściłam pomieszczenie. Szłyśmy w milczeniu przez ten stanowczo zbyt długi korytarz.
- Dlaczego mnie tu zapisałaś? Przecież dobrze wiesz, że dawno skończyłam z muzyką- zapytałam a raczej stwierdziłam
- Zapisałam Cię tu tylko i wyłącznie dlatego, że Twój Świętej Pamięci ojciec tego chciał-
- Babciu on już nie żyje, jego nie ma. Nie będę się przenosić bo wiem, że Ci zależy ale proszę nie rób nic więcej bez mojej zgody- powiedziałam i zapięłam zarówno sobie jak i bratu pas. Ruszyliśmy w kierunku żłobka Charliego.
Kobieta, która zarządzała tym miejscem od razu zdecydowała się przyjąć malca. Wczuła się i zrozumiała naszą sytuację. Byłam jej wdzięczna za to bo naprawdę nie chciało mi się jeździć po Londynie i szukać miejsca dla małego. Żłobek był blisko szkoły wiec spokojnie mogłam odbierać go po lekcjach, babcia będzie miała trochę czasu dla siebie, no a poza tym ona będzie w pracy więc nie miałaby go jak odebrać.
I w końcu przyszedł czas na zakupy. Jedyny przyjemny aspekt dzisiejszego dnia. Gdy weszliśmy do galerii poczułam się szczęśliwa jak mało kto. Wchodziliśmy do każdego sklepu i szukaliśmy jakiś ubrań zarówno dla mnie jak i dla brata. Najwięcej czasu spędziliśmy w sklepie z kosmetykami. Poczułam się jakby babcia nie była moją babcią tylko moją BFF. W końcu zmęczeni i obładowani torbami wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do domu.
Babcia wysadziła nas tuż przy bramie, bardzo spieszyła się do pracy i nie mogła z nami zostać.
Powoli, naprawdę powoli zniosłam wszystko do domu, wypuściłam psa i przygotowałam dla nas tosty z masłem orzechowym. Charlie pognał do siebie i bawił się nowymi zabawkami a ja słuchając muzyki oglądałam wszystkie nowe rzeczy i układałam w szafie. Tamte od razu wyrzuciłam bo przywoływały złe wspomnienia.
Książki ułożyłam i potrzebne zapakowałam na jutro do szkoły. Korney kręcił się z góry na dół wesoło podszczekując.
- Chce siku- wparował do pokoju Char
- To idź. Wiesz gdzie jest łazienka- powiedziałam nie odrywając wzroku od książek
- Valery chodź ze mną, boję się- pociągnął mnie za rękaw. Wstałam i poszłam z nim do łazienki. Na dworze świeciło słońce i wydawało się, że jest naprawdę przyjemnie.
- Co Ty na to abyśmy poszli na spacer? Weźmiemy Korney’a porzucamy mu patyki- zapytałam brata
- Taaaak! Do parku, do parku, do parku!- krzyczał chłopiec uciekając z łazienki. Ubrałam go w ładny sweterek i nowe spodnie. Sama również się przebrałam i nawet zrobiłam lekki makijaż. Wzięłam NOWĄ! Torebkę pakując do niej potrzebne rzeczy czyli telefon, portfel i chleb dla gołębi i wyszliśmy z domu.

W parku było pusto. Gdzieniegdzie siedziały pojedyncze osoby z kubkiem kawy w ręku i czytały a to gazety a to książki. Na ziemi leżało dużo liści, które zapewne były z uprzedniej jesieni.
Charlie już biegał z psem po parku rzucając mu patyki a ten wiernie mu je przynosił na co malec podskakiwał.
- Patrz Valery! Patrz jak on biegnie! Patrz jak skacze!- krzyczał chłopiec. Zajęłam jedną z ławek i przyglądałam się nieznanemu mi dotąd miejscu. Wiem, że za wcześnie na takie spostrzeżenia ale wydawało mi się, że Charlie jest jakiś inny. Więcej się śmieje, cieszy się ze wszystkiego i cóż.. Więcej wariuje. Po prostu rozsadza go energia.
Po chwili usłyszałam krzyk brata. Korney przewrócił go. Zerwałam się z ławki i czym prędzej podbiegłam podnosząc brata do góry.
- Nic Ci nie jest? Nic Cię nie boli?- zapytałam otrzepując jego beżowy sweterek z liści
- Nic mi nie jest. Wszystko dobrze- chłopiec odgarnął włosy z czoła i pobiegł dalej bawić się z psem. Zauważyłam, że po drugiej stronie alejki idzie grupka chłopaków mniej więcej w moim wieku. Po chwili zatrzymali się i położyli swoje rzeczy na ławce na której wcześniej siedziałam. Odeszłam kilka kroków w poszukiwania brata, który biegał za Korney’em w tą i z powrotem. Zaśmiałam się cicho i poczułam uderzenie w plecy. Po chwili leżałam na ziemi twarzą do ziemi. Uniosłam głowę lekko do góry i pierwsze co ujrzałam to Charliego, który śmieje się ze mnie.
- Tak bardzo mi przykro! Naprawdę nie chciałem!- usłyszałam za sobą jakiś głos. Po chwili poczułam silne dłonie na mojej tali i znów stałam w pionie. Przede mną stał chłopak, który witał się ze mną dzisiejszego poranka. Stał przede mną i się śmiał
- Przepraszam ale jesteś cała w liściach- chłopak parsknął a ja poczułam, że złość rośnie we mnie z każdą chwilą. Szybko usunęłam zarówno z ubrania jak i włosów liście po czym zawołałam brata i szybkim krokiem odeszłam z tego miejsca.
Po kilku metrach drogi chłopak dogonił mnie i ziejąc niczym nasz pies wydyszał:
- Gdybyś nie była taka zła nie zapomniała byś tego- pokazał mi moją torbę, którą trzymał w dłoni. Instynktownie dotknęłam się ramienia i nie wyczułam paska torebki. Wyciągnęłam po nią rękę ale chłopak się cofnął
- Dasz się zaprosić na kawę?- zapytał a ja skinęłam głową na nie
- To może powiedz jak masz na imię?- nie dawał za wygraną
- Valery- odparłam i chwyciłam moją zgubę.
- Do zobaczenia Valery- powiedział chłopak gdy byliśmy kilka kroków przed nim. Raczej Twoje niedoczekanie pomyślałam i ruszyliśmy na wielki plac na którym roiło się od gołębi.
Poinstruowałam brata jak się karmi gołębie i podeszłam do budki w której miły, starszy Pan sprzedawał gorącą czekoladę. Kupiłam nam po kubeczku i czekałam aż chłopiec skończy karmić ptaki. Gdy podszedł do mnie jego policzki były całe czerwone.
- Wracamy, robi się chłodno a ja nie chcę abyś zachorował- podałam mu kubek i chwyciłam za rękę. Idąc do domu podziwiałam stare budowle, liczne kamienice i obserwowałam ludzi. Każdy się gdzieś spieszył, każdy gdzieś pędziła a my szliśmy spacerkiem nie zważając na zapadający mrok. W końcu gdy dotarliśmy przed dom ujrzałam zapalone w kuchni światło. Pierwszą myślą było to, że pewnie matka wróciła pijana do domu ale natychmiast tę myśl zastąpiłam czymś znacznie weselszym. Na progu stała babcia i wesoło się uśmiechając tuliła do piersi Charliego.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nadaje się? :) Proszę wyrażajcie swoje opinie bo to jakoś mnie motywuje.
Jeśli nadal blog będzie tak źle funkcjonował to albo go usunę albo zawieszę. Wiem, że te rozdziały nie są dobre bo ja chyba już wychodzę z wprawy...
No i jak myślicie kogo spotkała Valery? :) Co w ogóle o niej sądzicie i o jej braciszku?

niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdział 2 ,, To już nigdy nie wróci"

Kilka minut po 16.00 obudził mnie wesoły głos babci oświadczający, że jesteśmy na miejscu. Przetarłam zaspane oczy i wrzuciłam do torby leżący na moich kolanach czerwony notes. Powoli otworzyłam drzwi samochodu i wyszłam na zewnątrz wciągając świeże dosyć chłodne powietrze.
- Valery! Valery! Spójrz jaki piękny jest nasz nowy dom!- czterolatek skakał wokół mnie lekko potrząsając moją dłonią. Leniwie ziewnęłam i odwróciłam się w stronę domu. Moja mina chyba mówiła wszystko.
- Ale babciu… Jak to możliwe? Jakim cudem?- mówiłam nie wierząc własnym oczom. Przetarłam je nie mogąc uwierzyć, że będę mieszkać w takim domu. – Jakim cudem tak szybko?- wciąż do mnie to nie docierało. Staliśmy przed piętrowym, żółtym domem z malutkim ogródkiem
- Chodźcie zobaczycie swoje pokoje- powiedziała babcia nie wyjaśniając skąd wytrzasnęła taki dom. Charlie zaczął ciągnąć mnie za rękę bo ciągle przyglądałam się budynkowi.- Tak, tutaj jest kuchnia połączona z jadalnią, tam dalej taki mały salon, łazienka, pralnia a na górze są pokoje: Pierwszy od lewej to Twój Valery, kolejny to małego rozrabiaki a na samym końcu jest mój. Lećcie na górę no- zadowolona babcia wskazała nam schody a ja niczym malutki dziecko, ciesząc się wbiegłam na górę. Pierwszy raz w całym moim życiu miałam mieć własny pokój. Zgodnie z tym co powiedziała Penelopa pierwsze drzwi od lewej należą do mnie. Ok. Głęboki wdech i…. Cudo!! Zaczęłam skakać, piszczeć, krzyczeć z radości i nie wiadomo co jeszcze. Był piękny! Nawet o takim nigdy nie marzyłam.
- To znak, że chyba się podoba- powiedziała babcia wchodząc do pokoju.
- Och babciu jest spełnieniem moich snów- ucałowałam kobietę w policzek.
Gdy lekko ochłonęłam poszłam obejrzeć pokój brata, który również zrobił na mnie ogromne wrażenie. W ogóle cały dom był zrobiony tak aby na każdym kroku mnie zadziwiać.
- No a teraz babciu czas na spowiedź- siadłam w kuchni na krześle i spoglądałam jak przyrządza posiłek- Jakim cudem miałaś tyle pieniędzy na taki dom, na meble i tak dalej?- spojrzałam na nią, była cały czas uśmiechnięta
- Valery… Nie jesteś już dzieckiem więc mogę z Tobą szczerze porozmawiać.- upiła łyk wody ze szklanki stojącej obok niej- Ja już od dawna się starałam o was. Widziałam jak cierpisz i tak naprawdę mogłam was zabrać od niej dwa miesiące temu ale nie zrobiłam tego. Chciałam abyś swoje urodziny zapamiętała jako te, które zmienią Twoje życie. Więc skąd miałam na to pieniądze co? Dostałam. Musiałam i muszę wam zapewnić godne warunki życia. Mój znajomy miał akurat do sprzedania ten dom a, że się bardzo dobrze znamy opuścił troszkę cenę ze względu na sytuację w której jesteśmy. Nic się nie martw słonko. Teraz będzie dobrze. Obiecuję, że nie będzie wam nic brakować- kobieta ucałowała moje czoło- Aleś wyrosła… Sama nie wiem kiedy stałaś się taką piękną kobietą-
- Babciu bez przesady- poczułam, że czerwienię się więc wstałam i powiedziałam- idę po nasze rzeczy. Trzeba się rozpakować i w ogóle- na dworze mogłam obejrzeć dom w pełnej krasie. Był imponujący. Z tego co widać nie mieszkaliśmy w dzielnicy ludzi przeciętnych, było tu coś znacznie więcej. Uporawszy się z walizkami wpuściłam Korney'a na posiadłość i zamknęłam za sobą furtkę. To mój dom. To naprawdę mój dom.

- Valery! Charlie! Kolacja!- zawołała babcia z domu a ja leniwie podniosłam się z łóżka. Ten dzień był naprawdę wykańczający.
- Jutro pojedziemy do Twojej szkoły- babcia spojrzała na mnie nakładając mi spory kawałek zapiekanki warzywnej. Pachniała przecudnie- No i jeszcze poszukamy dla małego miejsca w żłobku. Nie może zostać sam w domu- dokończyła i usiadła
- Sam w domu? To Ciebie nie będzie?- zapytała lekko zdziwiona
- Ja pracuję nie pamiętasz? Między innymi dlatego wybrałam tę dzielnicę, będę miała bliżej do pracy-
- Och, tak zapomniałam- powiedziałam i wpatrywałam się w talerz. Babcia nie była zwykłą babcią. Pracowała jako sekretarka w jednej z bardzo ważnych firm w Londynie. Nie była na to za stara, miała  55 lat. Jak na babcię to mało prawda? Cóż.. Miała zaledwie 19 lat gdy urodziła mamę a ta w tym samym wieku urodziła mnie. Charlie przyszedł na świat nieco później bo już miałam wtedy 13 lat i wiedziałam, że nie może on być synem mojego ojca- ten już nie żył. Jednak kocham go całym sercem, to mój największy skarb.
- Babciu… Bo ja chciałam się Ciebie zapytać.. Wiem, że nie wypada ale…- zaczęłam się jąkać
- Nie, posłuchaj. Teraz Ci wszystko wolno. Pytaj o co chcesz. Nie traktuj mnie jak babcię tylko jak mamę. Słucham Cię- posłała uśmiech, który dodał mi odwagi
- Bo chodzi o to, że ja chciałam sobie kupić kilka rzeczy. Nie chcę się pokazać w takich ubraniach w nowej szkole. I czy byłaby taka możliwość? Kilka, dosłownie kilka rzeczy- czułam się strasznie naciągając ją na coś takiego.
- To ja nic nie powiedziałam? Jutro idziemy na wielkie zakupy! I uwierz mi nie skończy się na kilku rzeczach. Kupimy spodnie, bluzki, sweterki, koniecznie chociaż jedną marynarkę, kilka cieplejszych bluz, koszulę bo wiem, że je uwielbiasz, oczywiście buty i masę kosmetyków. No i musimy zamienić tę torbę na nieco nowszy model także nie martw się o nic. A Tobie- spojrzała na malucha- też trzeba wymienić garderobę- chłopczyk uniósł ręce do góry i zaczął skakać.
- Chodź słodziaku, idziemy się kąpać- wzięłam go na ręce a ten krzycząc jakieś anegdotki odnośnie wody wygłupiał się na moich rękach.
- Valery… A Pan Biedronka?- zapytał mnie Chłopiec gdy zdążyłam zdjąć mu bluzkę
- Leć po niego. Ja naleję wody- rzuciłam a chłopiec wybiegł z łazienki o mało nie potrącając babci. Ile on miał w sobie energii. Ja bym tak nie mogła. O co chodzi z Panem Biedronką? Jest to ulubiona zabawka mojego brata. Dostał ją kiedyś ode mnie i od tej pory wszędzie ją ze sobą zabiera. Kąpie się z nią, śpi, zabiera na spacery i mnóstwo innych rzeczy.
Gdy chłopiec wrócił włożyłam go do ciepłej wody i zaczęłam przeglądać rzeczy znajdujące się w łazience. Po 40 minutach słuchania opowieści brata o podwodnym świcie Pana Biedronki, jego przygodach i różnych zmyślonych historiach powiedziałam:
- Charlie spójrz jak się pomarszczyłeś. Wychodź z wody bo Ci tak zostanie- musiałam w jakiś sposób zastraszyć go bo inaczej nie wyszedłby z wanny.
opatuliłam go ręcznikiem i założyłam ciepłą piżamkę. Zabraliśmy Pana Biedronkę i udaliśmy się do jego sypialni. Powiedział babci dobranoc całując jej różowy policzek i kazał mi przeczytać bajkę. Siedziałam na rogu łóżka i czytałam do momentu w którym usnął. Przykryłam go kołdrą, pocałowałam w czółko i przygaszając światło opuściłam pokój.
Następnie sama poszłam wziąć prysznic i zmęczona położyłam się w nowym łóżku. Cieszyłam się, że po raz pierwszy będę mogłam spokojnie zasnąć nie martwiąc się o swoje i mojego brata życie. Mieszkanie z matką i jej fagasem było dosyć ryzykowne. Nigdy nie wiadomo co może przyjść pijanemu mężczyźnie do głowy. Najbardziej bałam się tego momentu w którym słyszałam jak on ją bije. Modliłam się w duszy aby jej nic nie zrobił. Gdy odgłosy walki ustały matka wpadała do nas i biła mnie dopóki nie rozładowała całej agresji. Nie pozwoliłam na to aby uderzyła Charliego. On nie był winny. On był bezbronny i mały. Zawsze zasłaniałam go własnym ciałem i czekałam aż sobie pójdzie. Kilka razy zdarzyło się, że Tim podniósł na mnie rękę i wtedy rany były znacznie dotkliwsze. Siniaki były na porządku dziennym. Nieraz dochodziły do nich rany na łuku brwiowym, policzkach lub rękach.
To już nie wróci. To już nigdy nie wróci….
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I oto jest, dwójeczka. Podoba się? Sadząc po liczbie komentarzy i odwiedzin nie bardzo...
Piszcie co sądzicie, to ważne dla mnie.
Pozdrawiam, Magda

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 1. ,, Wielkie nadzieje"

,,Ten dzień wprowadził do mojego życia wielkie zmiany. Ale tak dzieje się w życiu każdego człowieka. Przypomnijcie sobie taki jeden dzień, który zaważył na Waszym życiu. Przerwij na chwilę Ty, który to czytasz, i pomyśl o długim łańcuchu złotych czy żelaznych ogniw, cierni czy kwiatów, które by nigdy Ciebie nie oplątały, gdyby nie było jakiegoś jednego ważnego i pamiętnego dnia w Twoim życiu...’’
                                                                     Charles Dickens, Wielkie Nadzieje

Tak, ten dzień był niewątpliwie dniem wielkich zmian w moim życiu. Można zaryzykować stwierdzenie, że to  wczorajszy dzień- dzień moich 17. urodzin- był tym dniem, w którym wszystko się zmieniło, wywróciło do góry nogami.
Otóż wczoraj gdy wraz z moją rodziną ( czytaj babcia, brat, pies) celebrowaliśmy ten jakże wyjątkowy dzień babcia podarowała mi najwspanialszy prezent na świecie- podarowała mi nowe życie. Ale jak to nowe życie? Przecież mnie powtórnie nie urodziła… Mówiąc nowe życie mam na myśli nowy dom, całkowicie inną dzielnicę Londynu i całkowicie innych rodziców. To właśnie ona stała się moją papierową mamą- adoptowała mnie i mojego brata. Co prawda raz, zeszłej wiosny, jakaś kobieta przeprowadzała ze mną rozmowę w szkole ale nie sądziłam, że babcia walczy o to aby odebrać mamie prawa rodzicielskie.
Nie żałowałam, że muszę opuścić tę ruderę. To miejsce zawsze będzie mi się kojarzyło z bólem i wieczną meliną. Nie mogłam do tego dopuścić aby mój bart dorastał w takim środowisku.  Marzyłam o tym aby któregoś dnia wyjść stąd i tu więcej nie wrócić. Mówisz masz…
- Charlie pośpiesz się! Zaraz babcia po nas przyjedzie- poganiałam brata w pakowaniu rzeczy. Co prawda nie miałam ich zbyt wiele ale brat nie mógł się obejść bez wszystkich maskotek i różnych zabawek. – Zostaw to. Tam kupimy nowe. Zobaczysz wszystko się ułoży- przytuliłam chłopaka i zaczęłam płakać. Gdzieś w głębi serca kochałam matkę i żałowałam, że to kończy się w takim sposób ale ona nie była dla nas już matką. Otarłam łzy i weszłam do pomieszczenia, które miało służyć jako kuchnia.
Matka leżała na ziemi z opróżnioną butelką po wódce. Była brudna, śmierdząca i wyglądała niczym bezdomna osoba. I ktoś taki miałby wychowywać dwójkę dzieci?! Uczuć ich co jest dobre a co złe? Uczuć i wrażliwości i pozytywnego nastawienia do świata?!
Nie chcąc dłużej przesiadywać w tym domu podniosłam do góry obluzowaną deskę w podłodze. Było to jedyne bezpieczne miejsce w tym domu, było to jedyne bezpieczne miejsce na przechowywanie oszczędności. Swoje miejsce znalazły tu pieniądze z urodzin, pierwszej komunii, zdania egzaminów a nawet za wygrany konkurs. Odkładałam tu każdy grosz z nadzieją na to, że uda mi się znaleźć jakiś kont dla mnie i dla brata. Wyjęłam pieniądze i pośpiesznie włożyłam je do zniszczonej torebki. Może babcia kupi mi nową?

- Chodź szkrabie. Jedziemy do nowego domu- chwyciłam za rękę stojącego w drzwiach kuchni chłopaka
- A co z mamą? Będziemy ją odwiedzać?- zapytał. Chciałam mu powiedzieć co o niej sądzę ale to jeszcze dziecko i nie zrozumie…
- Charlie… - kucnęłam aby móc spojrzeć bratu w oczy- Mamusia Cię kocha ale ona już nie może się nami opiekować. Jest chora i jeśli tylko wyzdrowieje to od razu przyjedziemy i ją odwiedzimy, dobrze?- zapytałam
- Dobrze. – chłopiec przytulił się do mnie i ku mojej radości opuściliśmy raz na zawsze to okropne miejsce.

Niedziela, 23 kwietnia
Ten dzień powinien być najszczęśliwszym dniem w moim życiu. Właśnie tak sobie go wyobrażałam. Porzucę dotychczasowe życie i wyruszę na drugi koniec Londynu w poszukiwaniu szczęścia. Czuję się rozbita, przerażona i zagubiona.
Jedziemy już od dwóch godzin i każde moje pytanie o to czy długo jeszcze będziemy jechać kończy się zawsze tak samo:
Już niewiele nam zostało.
Ciekawość miesza się z ekscytacją. Zastanawiam się jak teraz moje życie będzie wyglądać. Ciekawi mnie to do jakiej szkoły zapisała mnie babcia, jak będzie wyglądać mój pokój i czy w ogóle go będę mieć no i… Zastanawia mnie to jak mama będzie żyła bez nas. Wiem, że taki człowiek jest w stanie zabić za butelkę wódki ale to właśnie ona dała mi życie i to właśnie ona pozwoliła mi żyć…
Ale co to za życie…
Pamiętam jak na moich 9. urodzinach przyszła do domu kompletnie pijana i rzuciła się na tatę. Wszyscy, którzy przyszli do mnie na przyjęcie urodzinowe uciekli z piskiem i płaczem. Od tamtej pory nikt się do mnie nie odzywał. Wszyscy mnie unikali i naśmiewali się ze mnie. Gdy dostałam się do liceum myślałam, że jakoś ludzie mnie zaakceptują a ja w końcu znajdę osobę, której będę mogła powiedzieć co czuję… Jednak i tu życie postanowiło mnie rozczarować i zesłało na mnie grupkę dziewczyn, które znęcały się nade mną. Gdy w końcu nie wytrzymałam i opowiedziałam o tym wychowawcy ten machnął na to ręką i wyszedł z klasy podając mi tylko chusteczkę abym nie zapaskudziła mu biurka krwią.
Mam nadzieję, że teraz gdy wszystko w jakiś dziwny sposób zaczęło się układać spotkam osobę godną zaufania.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podoba się? Proszę powiedzcie coś bo jeszcze nie jest za późno na to aby to wszystko usunąć....
Pozdrawiam, Magda xx

środa, 15 sierpnia 2012

Prolog.

Sobota, 22 kwietnia
                                                  Drogi Pamiętniku
To właśnie dzisiaj jest ten dzień w którym podobno spełniają się marzenia. Ale czy ja takie mam? Mam przecież wszystko co do życia ma potrzebne. Mam dom, rodziców, nawet brata oraz psa. W ten sposób jestem bogatsza o 80% od dzieci z Afryki. Zaraz pojawi się tort, będą prezenty. Mama wróci z pracy i powita tatę pocałunkiem w policzek. Będę najszczęśliwszą siedemnastolatką pod słońcem. Nie muszę zapraszać przyjaciół do siebie bo oni wiedzą, że świętowanie z rodziną urodzin jest dla mnie naprawdę ważne.
Zawsze marzyłam o takich urodzinach jak powyżej.
Moje życzenie urodzinowe? Wziąć brata i uciec jak najdalej stąd.
Matka już dawno zapomniała o moich urodzinach zresztą zapomniała również o mnie.
Od kiedy pamiętam każdy grosz wydawała na wódkę. Jak był tata jeszcze jakoś było. Dbała o siebie, pilnowała aby nie pić na naszych oczach i nie przychodzić pijana do domu. Wtedy nie było mowy o podniesieniu na nas ręki. A gdy tata umarł wszystko się zmieniło. Piękne niegdyś mieszkanie zamieniło się w ruinę, pieniądze zbyt szybko się rozeszły a ta sprowadziła sobie nowego faceta. I wtedy się zaczęło. On bił ją a ona nas. Nie raz tak było, że uciekałam z płaczem z domu tylko po to aby uniknąć starcia z nimi. Ale to minęło.
Teraz jest już lepiej.
I znów oszukuję samą siebie. Siedzę i czekam aż kościelny zegar wybije 17.30. Wtedy, siedemnaście lat temu w jednym z londyńskich szpitali urodziłam się ja, jako owoc miłości Elizabeth i Simona Smith. Nazwali mnie Valery ku pamięci mamy mojego taty. Niestety nie było mi dane jej poznać. Zmarła krótko po moich narodzinach. Cieszę się, że chociaż została mi jedna z nich. Mama mojej mamy- Penelopa.
Zegar wybija moją godzinę a ja zdmuchuję świeczkę z babeczki. Oczywiście nie zapominam pomyśleć życzenia. Chciałabym pewnego dnia móc obudzić się w całkowicie innej dzielnicy i stwierdzić, że jestem szczęśliwa. Chciałabym śmiało powiedzieć, że moje dotychczasowe życie było przepełnione miłością i dobrocią ale niestety tak nie zrobię. Do końca szkoły będę musiała…. (…)
Dzwoniła babcia. Ona jako jedyna pamięta o moich urodzinach i stara się wraz ze mną cieszyć tym dniem. Zabieram brata i psa i uciekam jak najdalej od rzeczywistości.

Nie mogę w to uwierzyć! Nie mogę w to uwierzyć! Marzenia jednak się spełniają!!! I tak jak powiedział niegdyś Paulo Coelho:
,,Kiedy się cze­goś prag­nie, wte­dy cały wszechświat sprzy­sięga się, byśmy mog­li spełnić nasze marzenie...’’


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak? Daje radę czy nie bardzo ? :P

Bohaterowie



Velery Smith.
Wiek: 17 lat
Rodzina: ~ matka~  Elizabeth- pielęgniarka, która wstąpiła na złą drogę. Obecnie bezrobotna, z nałogami- alkoholiczka
~ ojciec~ Simon- biochemik. Kochające ojciec i mąż. Zginą gdy Valery miała 12 lat.
~ ojczym~ Tim- przyjaciel matki, traktuje ją jak worek treningowy. Tak naprawdę nie przyznaje się do Valery i jej brata. Bezrobotny, alkoholik.
~ brat~ Charlie- ma 4 latka ale jak na swój wiek jest bardzo dojrzały. Dla Valery jest całym światem, jej oczkiem w głowie i chce aby miał całkowicie inne życie niż ona. Mimo iż nie mają tych samych ojców dziewczyna kocha go ponad życie.
Charakter: Valery jest uparta i dąży do wytyczonych przez siebie celów. Mimo iż życie niejednokrotnie pokazało jej co to znaczy bieda i ból ona nie poddaje się i walczy o jak najlepsze warunki dla siebie a przede wszystkim dla brata. Jest zraniona przez swojego byłego chłopaka- Oliviera. Nie potrafi otrząsnąć się po tym związku ale z czasem powoli zaczyna rozumieć, że on był dla niej  nieodpowiedni.
Jest czuła, troskliwa i pogodna. Uśmiech towarzyszy jej przez (prawie) całe życie. Nie akceptuje swojej matki, wstydzi się jej. Chce jak najszybciej wydostać się z tego domu i żyć z dala od takich ludzi jak jej rodzice. Nie ma przyjaciół bo każdy uważa, że jest gorsza. Jest bardzo zdolna. Prymuska w szkole.
Nie akceptuje alkoholu i trzyma się z daleka od ludzi spożywających go. Jest delikatna i wrażliwa na ludzką krzywdę. Jeśli kogoś pokocha to naprawdę. Nie bawi się ludzkimi uczuciami jak to robią dziewczyny w jej wieku. Szuka kogoś komu może bezgranicznie zaufać i powiedzieć co tak naprawdę myśli.
Zainteresowania: Gra na pianinie oraz skrzypcach, śpiew. Uwielbia grać w kosza i czytać literaturę piękną. Jej ulubioną książką jest ,, Rozważna i romantyczna”. Astronomia
Fobie: boi się wody i pająków.
Zwyczaje: Jest wegetarianką. Gdy się stresuje idzie biegać niezależnie od pogody. W wolnej chwili słucha The Beatles . Codziennie opisuje swój dzień w pamiętniku. Taki zwyczaj zaszczepił w niej jej ojciec więc kontynuuje to do dziś. Gdy się czegoś obawia lub boi idzie odwiedzić grób ojca z białą różą. W ten sposób chce poczuć jego obecność. Zazwyczaj je białą czekoladę z rodzynkami.


Charlie Smith
Młodszy brat Valery. Jest bardzo dorosły jak na swój wiek. Kocha swoją siostrę najmocniej na świecie i bardzo szybko przywiązuje się do ludzi. Czasem zbyt szybko.
.
One Direction
Brytyjsko- irlandzki zespół.
Tworzą go: Louis Tomlison, Zayn Malik, Harry Styles, Niall Horan oraz Liam Payne. Każdy z nich na swój sposób jest uroczy i przyjazny. Nie lubią słowa ,,sławny’’ więc zachowują sie jak normalni chłopcy w ich wieku
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Moi kochani! To już mój drugi blog:) Tak nie mogłam się powstrzymać i musiałam dodać bohaterów.
To mój prezent urodzinowy ode mnie da was. Toż to ja już mam 17 lat!
Piszcie co sądzicie!
Prolog i pierwszy rozdział dodam o normalnej godzinie :)
Kocham, Magda xxx