Nie wiedziałam co się ze mną
dzieje. Nagle moje ciało znalazło się niczym w amoku, swego rodzaju transie,
którego nie potrafiłam zatrzymać. Odczuwałam na raz tysiące różnych emocji
łączących się ze sobą w przeróżne konfiguracje, które w tamtym momencie determinowały
moim zachowaniem a co za tym idzie moim ciałem.
Chciałam, tak bardzo chciałam by ciecz spływająca na dno
szmaragdowej miski była zwykłą wodą zabarwioną odrobiną czerwonego tuszy. Tak
bardzo chciałam by chłopak siedzący obok mnie nie miał takiej zatroskanej miny
i nie spoglądał co chwilę na mnie. Jego wzrok wyrażał współczucie, strach oraz
swego rodzaju dezorientację.
- Zayn, ja…- chciałam go przeprosić za to wszystko, zapytać
się co tak naprawdę miało miejsce ale on tylko pokręcił przecząco głową mocno
ściągając usta w prostą linię. Jego wargi zaczynały się robić białe od siły
nacisku a ja postanowiłam nie wychylać się poza bezpieczną granicę. Ukryłam
twarz poza zasłoną ciemnych włosów, które pofalowały pod wpływem wilgoci.
Spoglądałam na kałuże, które tworzyły wodną ścianę pomiędzy mną a chodnikiem,
który na szczęście był opustoszały. Krople bezbarwnej cieszy spływały po
szybach. Spoglądałam na dwie z nich myśląc, która pierwsza dotrze do mety i
zginie porwana przez wiatr.
Nie chciałam tu być...
Chciałam zniknąć z powierzchni kuli ziemskiej. TERAZ, JUŻ, NATYCHMIAST.
I wtedy po raz pierwszy zapaliła się czerwona lampka nad
moją egzystencją. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam snuć plany, które miały zostać
jak najszybciej wcielone w życie…
Kilka minut wystarczyło byśmy znaleźli się na izbie przyjęć
w szpitalu. Dziewczyną od razu zajął się sztab specjalistów, który skrócił jej
cierpienia. Zostawiono mnie na środku korytarza ze szmaragdową miską wypełnioną
krwią.
- Pan…- mężczyzna w białym kitlu spojrzał na kartę- Zayn
Malik?
- Tak.- pokiwałem głową- Coś nie tak z Valery?- zapytałem
lekko przestraszony jego poważną miną
- Nie, z dziewczyną wszystko w porządku jednakże muszę z
Panem porozmawiać.- rzucił i ruszył jasnym korytarzem- Na co Pan czeka?
I ruszyłem posłusznie za nim niczym piesek za swoim panem. Nie
wiedziałem czego mogę spodziewać się po rozmowie z doktorem. Czy oby na pewno z
dziewczyną jest wszystko dobrze? Czy ona jest zdrowa i… poczytalna?
- Pan jest jej chłopakiem, przyjacielem, bratem, mężem?
- Przyjaciel.- wyjaśniłem
- O to się lepiej składa bo jako przyjaciel odpowie Pan
rzetelniej na moje pytania.- Poprawił się na ogromnym skórzanym krześle i
złożywszy ręce na swoim dosyć wystającym brzuchu począł mnie pytać. Czy Valery
miała ostatnio ogromne wahania nastroju? Czy dziewczyna przeżyła ostatnio jakiś
większy stres? Czy nikt w jej rodzinie nie chorował na depresję? Te i wiele
innych pytań padały z ust grubego doktora. Starałem się odpowiadać na nie
zgodnie z prawdą, ale nagle uświadomiłem sobie, że tak naprawdę… Tak naprawdę
to ja wiem o niej tyle co i nic. Naszą relację stanowczo przykryła zbyt duża
warstwa kurzu, która właśnie w takiej chwili wywoływała ogromną reakcję
alergiczną. I nie chodzi tu o mnie czy o samą dziewczyną. Chodzi tu o nas wszystkich
i nasze podejście do niej. Wyjeżdżając El i Dan obiecały zająć się nią jak
należy i co? Żadna z nich nie przestąpiła progu jej domu…
Jeden za wszystkich?
Wszyscy za jednego!
Nie, to nie ta bajka.
Leżałam w sali segregacji gdy odwiedził mnie Zayn. Wyglądał
na takiego, który wcale nie cieszy się ze swojej obecności tu, ale co zrobić z
umysłowo chorą przyjaciółką? Nic.
Wystarczy okazać odrobinę sztucznego zainteresowania, troski
i wszystko jest OK.
- Jak się czujesz?- zapytał cichym, ochrypłym głosem.
Milczałam. Nie chciałam go widzieć, nie chciałam go słyszeć, nie chciałam by tu
był. Moja nienawiść do całej populacji mężczyzn rosła z każdym spojrzeniem na
jego aksamitną twarz.
Co się ze mną dzieje?! Jeszcze kilka godzin temu wszystko
było niczym w bajce. Cieszyłam się jego przyjazdem, jego opowieściami oraz tym,
że po prostu był a teraz?
- Wyjdź.- wychrypiałam przekręcając się na lewy bok. Czułam
na sobie jego posępny wzrok i rosnącą w nim nienawiść z każdą chwilą. – Wyjdź!-
dodałam nieco głośniej. Chłopak nadal stał i wpatrywał się w moje plecy jakby
były ósmym cudem świata.
To wszystko było dla mnie pewną próbą, która miała zakończyć
się czymś co nazywa się poddaniem. Żałowałam tych mocnych słów, których użyłam
wobec niego. Przecież on nie zrobił mi tak naprawdę nic…
Gdy już miałam się odwrócić i przeprosić mulata za swoje zachowanie
drzwi cicho się zamknęły i po chłopaku nie było już śladu.
Wahania mojego nastroju sprawiały, że wpadałam w szał. To
wszystko doprowadzało mnie do wariacji.
Przez salę segregacji przewinął się sopory sztab
psychologów, psychiatrów, którzy usiłowali udowodnić mi, że mam coś nie tak z
głową, jestem niepoczytalna a ta rana na ręce była próbą samobójczą. Póki co to
byłam najnormalniejszą osobą jaka była na tej sali. Rozumiałam ich strach o
mnie i wiele innych rzeczy, ale dlaczego od razu musiałam cierpieć na depresję,
zaburzenie tożsamości lub inną chorobę o psychiatrycznym podłożu? Fakt faktem,
że ostatnie dni mocno dały mi w kość, schudłam, stałam się bardziej drażliwa a
nerwy niemalże były w strzępkach ale to wszystko w końcu będzie miało swój
koniec.
To wszystko w końcu
się skończy….
A ja….
Ja będę żyć długo i szczęśliwie z…
- Mogę?- usłyszałam za plecami. Nagle moim ciałem wstrząsnął
dreszcz ekscytacji i dopiero po chwili dotarło do mnie, że za mną stoi ON.
- Niall?- wychrypiałam nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Tuż
przede mną stał chłopak o blond włosach i nieśmiało się uśmiechał. Wyglądał
tak… Tak… Tak idealnie, nieskazitelnie i tak cudownie. Oczy zaszły mi łzami,
które były wyrazem głębokiej i ogromnej tęsknoty jaka została przykryta przez
koc nienawiści.
- Zadzwonił do mnie Zayn z prośbą o jak najszybszy przylot…-
zaczął mówić nieśmiało zbliżając się do mojego łóżka. CZY TO OBY NIE JEST
SEN?!- Nie mogłem zostawić Cię po raz kolejny Valery… Nie mogłem usiedzieć w
domu z myślą, że dzieje Ci się krzywda…
- Niall…
- Ja wiem… Ostatnie miesiące były dla nas ogromnym
wysiłkiem, ale…- podniósł nieśmiało wzrok w tym samym momencie co ja.
Niebieskie tęczówki cudownych oczu rozjaśniła iskra nadziei, która przerodziła
się w swego rodzaju radość i ulgę.
Nie mogąc wytrzymać dzielącej nas bariery zerwałam się z
łóżka i wtuliłam się w jego ciało. Ciepło, które emanowało od niego wywołało
gęsią skórkę, jego słodki oddech omiótł moją szyję a ciałem raz po raz
wstrząsały dreszcze. Wdychałam jego zapach niczym powietrze, którego ma za
chwilę zabraknąć.
Zapach, którego nie
potrafiłam zapomnieć…
- Ty naprawdę tu jesteś….- szepnęłam nie mogąc powstrzymać
łez.- Ty naprawdę tu jesteś Niall!- spojrzałam na jego twarz którą przyozdobił
szeroki uśmiech.
- Nie płacz kochanie- rzekł ocierając delikatnym ruchem łzy
z moich policzków.- Już jestem przy Tobie, już wszystko będzie dobrze.-
pocałował moje czoło i mocno mnie do siebie przytulił.
- Tak się cieszę, że jesteś….- szepnęłam i zamknęłam oczy.
Tak cholernie chciałam by ta chwila trwała wiecznie.
Krótko po 19. Niall wsadził mnie
do swojego samochodu, zapiął pasami i powiedział, że chce poważnie ze mną
porozmawiać. Bałam się tej rozmowy, ale wiedziałam, że musi ona nastąpić. Sama
pragnęłam z nim porozmawiać, wyjaśnić to i owo ale nie wiedziałam, że nastąpi
to tak szybko. Wiem, że byłam to forma ucieczki przed prawdziwym życiem, ale…
Czasami wydawało mi się, że nie potrafiłam inaczej.
- To dokąd? Do Ciebie?- zapytał mnie chłopak włączając się
do ruchu ulicznego
- A możemy pojechać do Ciebie? Nie
chciałabym wzbudzać w domu sensacji… Chciałabym móc porozmawiać z Tobą na
spokojnie bez żadnych kontroli co przysłowiowe pięć minut.-powiedziałam dokładnie
znając kolejność wydarzeń gdy tylko pojawię się w domu.
- Zatem niech tak będzie.- zmienił
bieg- Ale nie smuć się słoneczko- jego ciepła dłoń musnęła moją- Muszę wyjaśnić
Ci pewne rzeczy, sama doskonale o tym wiesz.
- Tak, niestety wiem.- odgarnęłam włosy z czoła i próbowałam
się skupić na tym co działo się na drodze.
W domu chłopców jak zwykle
panował przyjemny chłód. To właśnie był ich prawdziwy dom. Dookoła nas leżało
pełno porozrzucanych skarpetek, spodni i brudnych podkoszulków a z góry dobiegały
głośne krzyki typu: Pośpiesz się, długo?! Ile można być w łazience?
Uśmiechnęłam się pod nosem czując, że jakaś cześć mnie
powróciła na swoje miejsce. Czując wzrastające z każdą chwilą napięcie
chwyciłam rękę chłopaka i ukryłam w swojej. Spojrzałam na niego a on tylko
cudownie się uśmiechnął jakby wiedząc, że ma teraz nade mną całkowitą władzę.
- Napijesz się czegoś?- zapytał mnie chłopak prowadząc mnie
bezpośrednio do kuchni.
- Wody, jeśli to nie problem- rzuciłam i rozejrzałam się po
salonie. Oczywiście efekt tornada był dokładnym dowodem na to, że chłopcy są w
domu. Uśmiechnęłam się lekko i weszłam do kuchni. Niall podał mi szklankę wody
i przyglądał mi się z zastanowieniem gdy opróżniałam jej zawartość.
- No co?- zapytałam czując się niebywale skrępowana. Jego
wzrok dosłownie mnie pożerał a ja nie mogłam nic zrobić tylko czuć się
obserwowaną.
- Dzieje się z Tobą stanowczo coś niedobrego. Schudłaś.-
stwierdził okręcając mnie dookoła osi niczym sklepowego manekina.
- Gdybyś się odzywał dokładnie byś wiedział co się dzieje.-
powiedziałam nim zdążyłam ugryźć się w język
- Vally…- westchnął i oparł ręce o blat
- No już… Przepraszam- odłożyłam szklankę do zlewu i
wtuliłam się w jego ciało- Po prostu nie mogę zrozumieć co nas tak okropnie
poróżniło…
- Nie wierzę! Valery!- usłyszałam krzyk za sobą i zobaczyłam
wesołą twarz Lou. Chłopak od razu rzucił się w moją stronę, złożył po pocałunku
na każdy policzek i nawet podniósł do góry co nie spotkało się z przychylnością
El.- Tysiąc lat Cię nie wiedziałem- zaśmiał się odstawiając mnie w bezpieczne
ręce Niallera.
- I wzajemnie. Urosłeś- zaśmiałam się
- I zmężniał- dodała El przejeżdżając palcem po jego torsie-
Miło Cię widzieć kochana- drobna brunetka przytuliła mnie. Mimo wszystko
uśmiech na jej twarzy znikł tak samo szybko jak się pojawił. Czy zrobiłam coś
nie tak?
- Właśnie wychodzimy na kolacje wraz z Liam’em i Dan.
Dołączycie do nas?- zapytał pasiasty
- Wiesz chyba nie tym razem… Mamy kilka spraw do obgadania.-
powiedział Niebieskooki
- Chyba muszę skreślić Cię z listy domowników Panno Smith!-
krzyknął Liam co było dosyć dziwne.- Ale jakby nie patrzeć cholernie dobrze
znów Cię zobaczyć!- podszedł do mnie i jak to miał w zwyczaju zamknął moje
kruche ciało w swoich olbrzymich ramionach.
I właśnie w tym momencie powróciły do mnie te okropne myśli,
które nawiedziły mnie w szpitalu. Wiele godzin leżenia i wpatrywania się w
sufit sprawiło, że dokładnie wiedziałam co muszę zrobić. Czułam ogarniający
mnie ogromny smutek, który rozlewał się na boki niczym woda, która wypełnia
wannę po brzegi a krany nadal są odkręcone. Nagle zrozumiałam, że widzę się z
nimi po raz ostatni…. Że już nigdy nie usłyszę ich wesołych głosów a co
najgorsze już nigdy nie poczuję taka bezpieczna.
- Ciebie również Li jest dobrze widzieć.- odkleiłam się od
niego i przywitałam Daniell- Miło było was wszystkich zobaczyć. Bawcie się
dobrze.- powiedziałam i ruszyłam śladem blondyna do pokoju, który był dla mnie
ostoją.
- Więc zostaliśmy sami, tak?- zapytałam wyciągając się na
łóżku, którego miękkość oraz zapach blondyna przyprawiał mnie o ciarki.
- Na to wygląda.- położył się obok mnie i nasze dłonie
splotły się ze sobą. Był to odruch bezwarunkowy, nasze dłonie działały niczym
magnesy, które się przyciągają. – Nie mam nic na swoją obronę Vally.- powiedział
chłopak przyjmując poważną minę- Zjebałem. Wiem, że zjebałem wszystko na czym
stoi niebo i ziemia ale ja…. Ja nie potrafiłem sobie poradzić z natłokiem
emocji. Każda chwila w Irlandii bez Ciebie, każda myśl, że mama może nie wrócić
już od zdrowia napawała mnie ogromnym żalem i bólem bo nie mogłem nic zrobić.-
tysiące słów wypowiadanych przed chłopaka zalewało mnie niczym letnia deszcz,
który pojawia się niespodziewanie- Nie chciałem angażować Cię w moje problemy
bo dokładnie wiem, że masz wiele swoich. Nie mogłem Ci powiedzieć o tej trasie
bo dokładnie wiedziałem jaka będzie Twoja reakcja. Chciałem, uwierz mi chciałem
powiedzieć Ci wszystko, ale…- w jego lśniących oczach zaszkliły się łzy- Ale
najzwyczajniej w świecie brakowało mi siły i dowagi. Pocieszenia zacząłem
szukać najpierw w alkoholu a potem w dragach, których dostarczała nam nasza
znajoma. Siedziałem w tym gównie tyle czasu i zapewne nadal bym siedział gdyby
nie pomoc Zayn’a i co prawda reszty chłopaków. Ale to właśnie on informował
mnie na bieżąco o Twoich sprawach, to właśnie on uświadomił mi jak bardzo
cierpisz przeze mnie i… Ja to wszystko odstawię. Dla Ciebie kochanie. Nie chcę
Cię stracić…- wyszeptał i załkał niczym małe dziecko, które dostało kilka
klapsów od taty.
- Niall… Przecież ja tu cały czas byłam. Powinieneś mi
zaufać, powinieneś oczekiwać ode mnie pomocy a Ty tymczasem wybrałeś mniejsze
zło… Ja rozumiem, że martwiłeś się o mnie, chciałeś bym nie cierpiała ale
spójrz. To przyniosło więcej łez.- otarłam jego twarz z łez- Proszę nie rób już
tak nigdy więcej. Naprawdę zależy mi na Tobie, zależy mi na…- wstrzymałam
oddech. Nie chciałam tego mówić, nie teraz gdy mój plan już został wcielony w
życie.- Po prostu nie rób już tak, dobrze?- chłopak pokiwał głową dając mi tym
samym wyraźnie do zrozumienia, że jednak mu zależy.
Lśniące od łez oczy wyrażały stanowczo zbyt wiele… A ja po
raz kolejny bawiłam się w znakomitą aktorkę.
Leżeliśmy tak trzymając się za dłonie i patrząc głęboko w
oczy gdy dziewczyna poprosiła bym ją przytulił ponieważ jej zimno. Zrobiłem to
bez najmniejszego oporu ponieważ tak cholernie długo nie mogłem jej dotknąć,
nie mogłem przytulić ani poczuć zapachu jej włosów.
Gdy nasze ciała znalazły się blisko siebie i zaczęły
wydzielać dużą ilość ciepła poczułem to przyjemne mrowienie, które odczuwałem
gdy brunetka składała na mojej szyi delikatne pocałunki.
- Tęskniłem za Tobą.- powiedziałem delikatnie odsuwając nas
od siebie. Jej oczy błyszczały niczym gwiazdy na dzisiejszym niebie a ja nadal
nie mogłem pojąć, że na własne życzenie chciałem zostawić taki skarb.
- Kochaj się ze mną Niall- szepnęła mi do ucha a mnie
dosłownie sparaliżowało. Spojrzałem na nią nie wiedząc jak mam się zachować i
czy jej propozycja oby na pewno nie jest swego rodzaju podpuchą.- Chcę się z
Tobą kochać Niall. Jestem na to gotowa.- widziałem jak jej klatka piersiowa
unosi się z coraz większą częstotliwością do góry. Czyli jednak nie kłamała…
ONA CHCIAŁA SIĘ ZE MNĄ KOCHAĆ.
Brunetka ruszyła do łazienki zostawiając za sobą raz po raz
pewne części garderoby. Utrwaliło mnie to w przekonaniu, że ona tego chce. Chce
zrobić to ze mną tu i teraz.
Ucieszony z jej decyzji ruszyłem za nią. Gdy dostałem ją w
swoje ręce zacząłem całować jej szyję, obojczyki, twarz aż w końcu dziewczyna
zaciągnęła mnie pod prysznic i odkręciła wodę. Ubrania, które mieliśmy na sobie
od razu nabrały ciężkości. Spoglądałem na nią i jej drżące ręce, które
rozpinały małe guziki koszuli w kwiaty.
- Pomogę Ci- powiedziałem i dotknąłem jej skóry, która
przenikała chłodem wody.
- Niall- spojrzała na mnie- Czy Ty również tego chcesz?
- Nie marzę o niczym innym kochanie.- zrzuciłem z niej
koszulę i moim oczom ukazał się biust, który był tym o czym marzy każdy
mężczyzna.
Dziewczyna jakby nie mają żadnych oporów rozebrała mnie do
samej bielizny.
Nasze usta spotkały się w chłodnym pocałunku, który
zapoczątkował cudowny wieczór.
- Zimno Ci, prawda?- zapytałem czując jak jej ciało drży.
Pokiwała głową szczekając przy tym zębami więc wziąłem ją na ręce i zaniosłem
na łóżko, które stało się w niedługim czasie wilgotne. Zamknąłem drzwi pokoju
na klucz, zgasiłem światło i położyłem się tuż obok niej.
- Kocham Cię, wiesz? Chcę byś wiedział, że jesteś miłością
mojego życia.- powiedziała brunetka siadając na mnie okrakiem.
- Ja Ciebie również kocham Vally.- szepnąłem i rozpiąłem jej
biustonosz. W przeciągu kilku chwil byliśmy całkowicie nadzy co potęgowało
uczucie miłości do niej. Czując tak blisko jej nagie ciało dopiero teraz
umiałem zrozumieć jak bardzo ją kocham, jak silnie przywiązany jestem do niej.
Wiedziałem, że dziewczyna boi się więc starałem się być mężczyzną bardzo
delikatnym. Nasze ciała idealnie współgrały ze sobą tworząc jakby idealną
całość. Każdy nasz ruch, każde słowo było jakby dopełnieniem samego aktu, który
był czymś wyjątkowym.
I nie było w tym ani odrobiny wstydu, pogardy lub
zażenowania ponieważ robiliśmy to z miłości a miłość jest jedną z
najsilniejszych emocji.
Była godzina 5.50 na zegarku gdy przebudziłam się wtulona w
nagie ciało Niall’a. Wspomnienie nocnych wydarzeń sprawiło, że olbrzymi
rumieniec okrył moją twarz. Spoglądałam na jego ciało skąpane wśród pierwszych
słonecznych promieni i serce pękało mi z bólu. Mimo wszystkiego co wczoraj
powiedziałam, nie potrafiłam mu wybaczyć.
Moja decyzja była jednoznaczna i nie do odwołania. Nie mógł
jej zmienić nawet sam Niall a co dopiero ktoś z mojej nędznej rodziny.
Podźwignęłam się na łokciach i najciszej jak potrafiłam
wymknęłam się do łazienki by tam ubrać się w szeroką koszulę Niall’a oraz jego
spodnie.
- Tak wygląda twarz egoisty- pomyślałam spoglądając w lustro
i związując splątane włosy w kucyka. Z każdym stawianym przeze mnie krokiem
nachodziły mnie coraz większe wątpliwości, serce bolało coraz bardziej a
roztargnione myśli gnały w każdą stronę. Znalazłam kawałek kartki na nocnym
stoliku i zaczęłam pisać.
Spojrzałam po raz ostatni w swoim życiu na twarz blondyna,
złożyłam pocałunek na jego ustach i zostawiając wszystkie rzeczy odeszłam w
swoją stronę. Ból rozdzierający moje serce był nieznośny, ale tak będzie
najlepiej. Tak będzie lepiej dla Niego.
Obudził mnie głośno dzwoniący telefon. Przetarłem zaspane
oczy i próbowałem dojrzeć, którą godzinę wskazuje wiszący zegar na ścianie.
11.55
Uśmiechnąłem się do siebie i dotknąłem miejsca obok. Było
puste. Zwlokłem się z łóżka i chciałem znaleźć dziewczynę by podziękować jej za
wszystko, ale nie mogłem jej znaleźć.
Wróciłem do pokoju i wtedy rzuciła mi się w oczy mała biała
karteczka.
Poczułem jakby moje nogi ważyły tonę. Coś musiało się stać.
Niall.
Chcę zacząć nowe
życie.
Nowe życie bez Ciebie
i doczesnych problemów.
Nie szukaj mnie,
Valery.
Osunąłem się na ziemię. Nie wiedziałem co to wszystko
znaczy. Każdy zaciągany przeze mnie chust powietrza powodował ogromny ból. Ból
rozsadzający klatkę piersiową.
Zacząłem płakać.
Czy ona mogła odejść na zawsze?
KONIEC
CZĘŚCI PIERWSZEJ.
Hello girls!
Witam was w ten jakże cudownie wesoły piątek, który zapoczątkowuje dwa miesiące istnego szaleństwa i laaaby!
Czy tylko ja jestem tak podekscytowana tymi wakacjami? Czy tylko ja mam to cholerne przeczucie, że będą one niezapomniane?
Jak już same zauważyłyście pod rozdziałem widnieje napis koniec części pierwszej. Tak, to właśnie oznacza dwumiesięczną przerwę w publikacji rozdziałów na blogu, ale nie martwcie się zawita wrzesień i blog rusza pełną parą z DRUGĄ częścią. Co z tego wyjdzie? Mam nadzieję, że coś co posiada ręce i nogi.
Była to trudna decyzja dla mnie ale chciałabym aby to co robię dla was było systematyczne, uporządkowane i totalne zero chaosu. Jako, że nie będzie mnie praktycznie cały lipiec w domu, sierpień to dokończenie kuru prawa jazdy, egzamin ( mam nadzieję, że zdam! ), trochę nauki i sporo powtórek no i co najważniejsze moje ukochane 18. urodziny więc będzie trochę motłochu i braku czasu... Jesteście dla mnie ważne więc nie chcę was zaniedbywać miśki!
Mam nadzieję, że zrozumiecie moją decyzję i przyjmiecie ją niezbyt krytycznie.
A teraz proszę by każda z was, która dotarła do tego znaczącego momentu podpisała się chociaż swoim imieniem w komentarzu.
Pingwinki!
Bezpiecznych wakacji, szalonych, pełnych słońca i radości, dużo przygód, które dodadzą wam wigoru
i wszystkiego co najlepsze! :*
Do zobaczenie we wrześniu! :*
Kocham całym serduszkiem, Magda :*