piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 69 ,, Are you sure it is not a dream? ''




Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nagle moje ciało znalazło się niczym w amoku, swego rodzaju transie, którego nie potrafiłam zatrzymać. Odczuwałam na raz tysiące różnych emocji łączących się ze sobą w przeróżne konfiguracje, które w tamtym momencie determinowały moim zachowaniem a co za tym idzie moim ciałem.
Chciałam, tak bardzo chciałam by ciecz spływająca na dno szmaragdowej miski była zwykłą wodą zabarwioną odrobiną czerwonego tuszy. Tak bardzo chciałam by chłopak siedzący obok mnie nie miał takiej zatroskanej miny i nie spoglądał co chwilę na mnie. Jego wzrok wyrażał współczucie, strach oraz swego rodzaju dezorientację.
- Zayn, ja…- chciałam go przeprosić za to wszystko, zapytać się co tak naprawdę miało miejsce ale on tylko pokręcił przecząco głową mocno ściągając usta w prostą linię. Jego wargi zaczynały się robić białe od siły nacisku a ja postanowiłam nie wychylać się poza bezpieczną granicę. Ukryłam twarz poza zasłoną ciemnych włosów, które pofalowały pod wpływem wilgoci. Spoglądałam na kałuże, które tworzyły wodną ścianę pomiędzy mną a chodnikiem, który na szczęście był opustoszały. Krople bezbarwnej cieszy spływały po szybach. Spoglądałam na dwie z nich myśląc, która pierwsza dotrze do mety i zginie porwana przez wiatr.
 Nie chciałam tu być... Chciałam zniknąć z powierzchni kuli ziemskiej. TERAZ, JUŻ, NATYCHMIAST.
I wtedy po raz pierwszy zapaliła się czerwona lampka nad moją egzystencją. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam snuć plany, które miały zostać jak najszybciej wcielone w życie…

Kilka minut wystarczyło byśmy znaleźli się na izbie przyjęć w szpitalu. Dziewczyną od razu zajął się sztab specjalistów, który skrócił jej cierpienia. Zostawiono mnie na środku korytarza ze szmaragdową miską wypełnioną krwią.
- Pan…- mężczyzna w białym kitlu spojrzał na kartę- Zayn Malik?
- Tak.- pokiwałem głową- Coś nie tak z Valery?- zapytałem lekko przestraszony jego poważną miną
- Nie, z dziewczyną wszystko w porządku jednakże muszę z Panem porozmawiać.- rzucił i ruszył jasnym korytarzem- Na co Pan czeka?
I ruszyłem posłusznie za nim niczym piesek za swoim panem. Nie wiedziałem czego mogę spodziewać się po rozmowie z doktorem. Czy oby na pewno z dziewczyną jest wszystko dobrze? Czy ona jest zdrowa i… poczytalna?
- Pan jest jej chłopakiem, przyjacielem, bratem, mężem?
- Przyjaciel.- wyjaśniłem
- O to się lepiej składa bo jako przyjaciel odpowie Pan rzetelniej na moje pytania.- Poprawił się na ogromnym skórzanym krześle i złożywszy ręce na swoim dosyć wystającym brzuchu począł mnie pytać. Czy Valery miała ostatnio ogromne wahania nastroju? Czy dziewczyna przeżyła ostatnio jakiś większy stres? Czy nikt w jej rodzinie nie chorował na depresję? Te i wiele innych pytań padały z ust grubego doktora. Starałem się odpowiadać na nie zgodnie z prawdą, ale nagle uświadomiłem sobie, że tak naprawdę… Tak naprawdę to ja wiem o niej tyle co i nic. Naszą relację stanowczo przykryła zbyt duża warstwa kurzu, która właśnie w takiej chwili wywoływała ogromną reakcję alergiczną. I nie chodzi tu o mnie czy o samą dziewczyną. Chodzi tu o nas wszystkich i nasze podejście do niej. Wyjeżdżając El i Dan obiecały zająć się nią jak należy i co? Żadna z nich nie przestąpiła progu jej domu…
Jeden za wszystkich? Wszyscy za jednego!
Nie, to nie ta bajka.

Leżałam w sali segregacji gdy odwiedził mnie Zayn. Wyglądał na takiego, który wcale nie cieszy się ze swojej obecności tu, ale co zrobić z umysłowo chorą przyjaciółką? Nic.
Wystarczy okazać odrobinę sztucznego zainteresowania, troski i wszystko jest OK.
- Jak się czujesz?- zapytał cichym, ochrypłym głosem. Milczałam. Nie chciałam go widzieć, nie chciałam go słyszeć, nie chciałam by tu był. Moja nienawiść do całej populacji mężczyzn rosła z każdym spojrzeniem na jego aksamitną twarz.
Co się ze mną dzieje?! Jeszcze kilka godzin temu wszystko było niczym w bajce. Cieszyłam się jego przyjazdem, jego opowieściami oraz tym, że po prostu był a teraz?
- Wyjdź.- wychrypiałam przekręcając się na lewy bok. Czułam na sobie jego posępny wzrok i rosnącą w nim nienawiść z każdą chwilą. – Wyjdź!- dodałam nieco głośniej. Chłopak nadal stał i wpatrywał się w moje plecy jakby były ósmym cudem świata.
To wszystko było dla mnie pewną próbą, która miała zakończyć się czymś co nazywa się poddaniem. Żałowałam tych mocnych słów, których użyłam wobec niego. Przecież on nie zrobił mi tak naprawdę nic…
Gdy już miałam się odwrócić i przeprosić mulata za swoje zachowanie drzwi cicho się zamknęły i po chłopaku nie było już śladu.
Wahania mojego nastroju sprawiały, że wpadałam w szał. To wszystko doprowadzało mnie do wariacji.
                                                                       ~*~
Przez salę segregacji przewinął się sopory sztab psychologów, psychiatrów, którzy usiłowali udowodnić mi, że mam coś nie tak z głową, jestem niepoczytalna a ta rana na ręce była próbą samobójczą. Póki co to byłam najnormalniejszą osobą jaka była na tej sali. Rozumiałam ich strach o mnie i wiele innych rzeczy, ale dlaczego od razu musiałam cierpieć na depresję, zaburzenie tożsamości lub inną chorobę o psychiatrycznym podłożu? Fakt faktem, że ostatnie dni mocno dały mi w kość, schudłam, stałam się bardziej drażliwa a nerwy niemalże były w strzępkach ale to wszystko w końcu będzie miało swój koniec.
 To wszystko w końcu się skończy….
A ja….
Ja będę żyć długo i szczęśliwie z…
- Mogę?- usłyszałam za plecami. Nagle moim ciałem wstrząsnął dreszcz ekscytacji i dopiero po chwili dotarło do mnie, że za mną stoi ON.
- Niall?- wychrypiałam nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Tuż przede mną stał chłopak o blond włosach i nieśmiało się uśmiechał. Wyglądał tak… Tak… Tak idealnie, nieskazitelnie i tak cudownie. Oczy zaszły mi łzami, które były wyrazem głębokiej i ogromnej tęsknoty jaka została przykryta przez koc nienawiści.
- Zadzwonił do mnie Zayn z prośbą o jak najszybszy przylot…- zaczął mówić nieśmiało zbliżając się do mojego łóżka. CZY TO OBY NIE JEST SEN?!- Nie mogłem zostawić Cię po raz kolejny Valery… Nie mogłem usiedzieć w domu z myślą, że dzieje Ci się krzywda…
- Niall…
- Ja wiem… Ostatnie miesiące były dla nas ogromnym wysiłkiem, ale…- podniósł nieśmiało wzrok w tym samym momencie co ja. Niebieskie tęczówki cudownych oczu rozjaśniła iskra nadziei, która przerodziła się w swego rodzaju radość i ulgę.
Nie mogąc wytrzymać dzielącej nas bariery zerwałam się z łóżka i wtuliłam się w jego ciało. Ciepło, które emanowało od niego wywołało gęsią skórkę, jego słodki oddech omiótł moją szyję a ciałem raz po raz wstrząsały dreszcze. Wdychałam jego zapach niczym powietrze, którego ma za chwilę zabraknąć.
 Zapach, którego nie potrafiłam zapomnieć…
- Ty naprawdę tu jesteś….- szepnęłam nie mogąc powstrzymać łez.- Ty naprawdę tu jesteś Niall!- spojrzałam na jego twarz którą przyozdobił szeroki uśmiech.
- Nie płacz kochanie- rzekł ocierając delikatnym ruchem łzy z moich policzków.- Już jestem przy Tobie, już wszystko będzie dobrze.- pocałował moje czoło i mocno mnie do siebie przytulił.
- Tak się cieszę, że jesteś….- szepnęłam i zamknęłam oczy. Tak cholernie chciałam by ta chwila trwała wiecznie.

Krótko po 19. Niall wsadził mnie do swojego samochodu, zapiął pasami i powiedział, że chce poważnie ze mną porozmawiać. Bałam się tej rozmowy, ale wiedziałam, że musi ona nastąpić. Sama pragnęłam z nim porozmawiać, wyjaśnić to i owo ale nie wiedziałam, że nastąpi to tak szybko. Wiem, że byłam to forma ucieczki przed prawdziwym życiem, ale… Czasami wydawało mi się, że nie potrafiłam inaczej.
- To dokąd? Do Ciebie?- zapytał mnie chłopak włączając się do ruchu ulicznego
- A możemy pojechać do Ciebie? Nie chciałabym wzbudzać w domu sensacji… Chciałabym móc porozmawiać z Tobą na spokojnie bez żadnych kontroli co przysłowiowe pięć minut.-powiedziałam dokładnie znając kolejność wydarzeń gdy tylko pojawię się w domu.
- Zatem niech tak będzie.- zmienił bieg- Ale nie smuć się słoneczko- jego ciepła dłoń musnęła moją- Muszę wyjaśnić Ci pewne rzeczy, sama doskonale o tym wiesz.                                                             
- Tak, niestety wiem.- odgarnęłam włosy z czoła i próbowałam się skupić na tym co działo się na drodze.
W domu chłopców jak zwykle panował przyjemny chłód. To właśnie był ich prawdziwy dom. Dookoła nas leżało pełno porozrzucanych skarpetek, spodni i brudnych podkoszulków a z góry dobiegały głośne krzyki typu: Pośpiesz się, długo?! Ile można być w łazience?
Uśmiechnęłam się pod nosem czując, że jakaś cześć mnie powróciła na swoje miejsce. Czując wzrastające z każdą chwilą napięcie chwyciłam rękę chłopaka i ukryłam w swojej. Spojrzałam na niego a on tylko cudownie się uśmiechnął jakby wiedząc, że ma teraz nade mną całkowitą władzę.
- Napijesz się czegoś?- zapytał mnie chłopak prowadząc mnie bezpośrednio do kuchni.
- Wody, jeśli to nie problem- rzuciłam i rozejrzałam się po salonie. Oczywiście efekt tornada był dokładnym dowodem na to, że chłopcy są w domu. Uśmiechnęłam się lekko i weszłam do kuchni. Niall podał mi szklankę wody i przyglądał mi się z zastanowieniem gdy opróżniałam jej zawartość.
- No co?- zapytałam czując się niebywale skrępowana. Jego wzrok dosłownie mnie pożerał a ja nie mogłam nic zrobić tylko czuć się obserwowaną.
- Dzieje się z Tobą stanowczo coś niedobrego. Schudłaś.- stwierdził okręcając mnie dookoła osi niczym sklepowego manekina.
- Gdybyś się odzywał dokładnie byś wiedział co się dzieje.- powiedziałam nim zdążyłam ugryźć się w język
- Vally…- westchnął i oparł ręce o blat
- No już… Przepraszam- odłożyłam szklankę do zlewu i wtuliłam się w jego ciało- Po prostu nie mogę zrozumieć co nas tak okropnie poróżniło…
- Nie wierzę! Valery!- usłyszałam krzyk za sobą i zobaczyłam wesołą twarz Lou. Chłopak od razu rzucił się w moją stronę, złożył po pocałunku na każdy policzek i nawet podniósł do góry co nie spotkało się z przychylnością El.- Tysiąc lat Cię nie wiedziałem- zaśmiał się odstawiając mnie w bezpieczne ręce Niallera.
- I wzajemnie. Urosłeś- zaśmiałam się
- I zmężniał- dodała El przejeżdżając palcem po jego torsie- Miło Cię widzieć kochana- drobna brunetka przytuliła mnie. Mimo wszystko uśmiech na jej twarzy znikł tak samo szybko jak się pojawił. Czy zrobiłam coś nie tak?
- Właśnie wychodzimy na kolacje wraz z Liam’em i Dan. Dołączycie do nas?- zapytał pasiasty
- Wiesz chyba nie tym razem… Mamy kilka spraw do obgadania.- powiedział Niebieskooki
- Chyba muszę skreślić Cię z listy domowników Panno Smith!- krzyknął Liam co było dosyć dziwne.- Ale jakby nie patrzeć cholernie dobrze znów Cię zobaczyć!- podszedł do mnie i jak to miał w zwyczaju zamknął moje kruche ciało w swoich olbrzymich ramionach.
I właśnie w tym momencie powróciły do mnie te okropne myśli, które nawiedziły mnie w szpitalu. Wiele godzin leżenia i wpatrywania się w sufit sprawiło, że dokładnie wiedziałam co muszę zrobić. Czułam ogarniający mnie ogromny smutek, który rozlewał się na boki niczym woda, która wypełnia wannę po brzegi a krany nadal są odkręcone. Nagle zrozumiałam, że widzę się z nimi po raz ostatni…. Że już nigdy nie usłyszę ich wesołych głosów a co najgorsze już nigdy nie poczuję taka bezpieczna.
- Ciebie również Li jest dobrze widzieć.- odkleiłam się od niego i przywitałam Daniell- Miło było was wszystkich zobaczyć. Bawcie się dobrze.- powiedziałam i ruszyłam śladem blondyna do pokoju, który był dla mnie ostoją.

- Więc zostaliśmy sami, tak?- zapytałam wyciągając się na łóżku, którego miękkość oraz zapach blondyna przyprawiał mnie o ciarki.
- Na to wygląda.- położył się obok mnie i nasze dłonie splotły się ze sobą. Był to odruch bezwarunkowy, nasze dłonie działały niczym magnesy, które się przyciągają. – Nie mam nic na swoją obronę Vally.- powiedział chłopak przyjmując poważną minę-  Zjebałem. Wiem, że zjebałem wszystko na czym stoi niebo i ziemia ale ja…. Ja nie potrafiłem sobie poradzić z natłokiem emocji. Każda chwila w Irlandii bez Ciebie, każda myśl, że mama może nie wrócić już od zdrowia napawała mnie ogromnym żalem i bólem bo nie mogłem nic zrobić.- tysiące słów wypowiadanych przed chłopaka zalewało mnie niczym letnia deszcz, który pojawia się niespodziewanie- Nie chciałem angażować Cię w moje problemy bo dokładnie wiem, że masz wiele swoich. Nie mogłem Ci powiedzieć o tej trasie bo dokładnie wiedziałem jaka będzie Twoja reakcja. Chciałem, uwierz mi chciałem powiedzieć Ci wszystko, ale…- w jego lśniących oczach zaszkliły się łzy- Ale najzwyczajniej w świecie brakowało mi siły i dowagi. Pocieszenia zacząłem szukać najpierw w alkoholu a potem w dragach, których dostarczała nam nasza znajoma. Siedziałem w tym gównie tyle czasu i zapewne nadal bym siedział gdyby nie pomoc Zayn’a i co prawda reszty chłopaków. Ale to właśnie on informował mnie na bieżąco o Twoich sprawach, to właśnie on uświadomił mi jak bardzo cierpisz przeze mnie i… Ja to wszystko odstawię. Dla Ciebie kochanie. Nie chcę Cię stracić…- wyszeptał i załkał niczym małe dziecko, które dostało kilka klapsów od taty.
- Niall… Przecież ja tu cały czas byłam. Powinieneś mi zaufać, powinieneś oczekiwać ode mnie pomocy a Ty tymczasem wybrałeś mniejsze zło… Ja rozumiem, że martwiłeś się o mnie, chciałeś bym nie cierpiała ale spójrz. To przyniosło więcej łez.- otarłam jego twarz z łez- Proszę nie rób już tak nigdy więcej. Naprawdę zależy mi na Tobie, zależy mi na…- wstrzymałam oddech. Nie chciałam tego mówić, nie teraz gdy mój plan już został wcielony w życie.- Po prostu nie rób już tak, dobrze?- chłopak pokiwał głową dając mi tym samym wyraźnie do zrozumienia, że jednak mu zależy. 
Lśniące od łez oczy wyrażały stanowczo zbyt wiele… A ja po raz kolejny bawiłam się w znakomitą aktorkę.

Leżeliśmy tak trzymając się za dłonie i patrząc głęboko w oczy gdy dziewczyna poprosiła bym ją przytulił ponieważ jej zimno. Zrobiłem to bez najmniejszego oporu ponieważ tak cholernie długo nie mogłem jej dotknąć, nie mogłem przytulić ani poczuć zapachu jej włosów.
Gdy nasze ciała znalazły się blisko siebie i zaczęły wydzielać dużą ilość ciepła poczułem to przyjemne mrowienie, które odczuwałem gdy brunetka składała na mojej szyi delikatne pocałunki.
- Tęskniłem za Tobą.- powiedziałem delikatnie odsuwając nas od siebie. Jej oczy błyszczały niczym gwiazdy na dzisiejszym niebie a ja nadal nie mogłem pojąć, że na własne życzenie chciałem zostawić taki skarb.
- Kochaj się ze mną Niall- szepnęła mi do ucha a mnie dosłownie sparaliżowało. Spojrzałem na nią nie wiedząc jak mam się zachować i czy jej propozycja oby na pewno nie jest swego rodzaju podpuchą.- Chcę się z Tobą kochać Niall. Jestem na to gotowa.- widziałem jak jej klatka piersiowa unosi się z coraz większą częstotliwością do góry. Czyli jednak nie kłamała… ONA CHCIAŁA SIĘ ZE MNĄ KOCHAĆ.
Brunetka ruszyła do łazienki zostawiając za sobą raz po raz pewne części garderoby. Utrwaliło mnie to w przekonaniu, że ona tego chce. Chce zrobić to ze mną tu i teraz.
Ucieszony z jej decyzji ruszyłem za nią. Gdy dostałem ją w swoje ręce zacząłem całować jej szyję, obojczyki, twarz aż w końcu dziewczyna zaciągnęła mnie pod prysznic i odkręciła wodę. Ubrania, które mieliśmy na sobie od razu nabrały ciężkości. Spoglądałem na nią i jej drżące ręce, które rozpinały małe guziki koszuli w kwiaty.
- Pomogę Ci- powiedziałem i dotknąłem jej skóry, która przenikała chłodem wody.
- Niall- spojrzała na mnie- Czy Ty również tego chcesz?
- Nie marzę o niczym innym kochanie.- zrzuciłem z niej koszulę i moim oczom ukazał się biust, który był tym o czym marzy każdy mężczyzna.
Dziewczyna jakby nie mają żadnych oporów rozebrała mnie do samej bielizny.
Nasze usta spotkały się w chłodnym pocałunku, który zapoczątkował cudowny wieczór.
- Zimno Ci, prawda?- zapytałem czując jak jej ciało drży. Pokiwała głową szczekając przy tym zębami więc wziąłem ją na ręce i zaniosłem na łóżko, które stało się w niedługim czasie wilgotne. Zamknąłem drzwi pokoju na klucz, zgasiłem światło i położyłem się tuż obok niej.
- Kocham Cię, wiesz? Chcę byś wiedział, że jesteś miłością mojego życia.- powiedziała brunetka siadając na mnie okrakiem.
- Ja Ciebie również kocham Vally.- szepnąłem i rozpiąłem jej biustonosz. W przeciągu kilku chwil byliśmy całkowicie nadzy co potęgowało uczucie miłości do niej. Czując tak blisko jej nagie ciało dopiero teraz umiałem zrozumieć jak bardzo ją kocham, jak silnie przywiązany jestem do niej. Wiedziałem, że dziewczyna boi się więc starałem się być mężczyzną bardzo delikatnym. Nasze ciała idealnie współgrały ze sobą tworząc jakby idealną całość. Każdy nasz ruch, każde słowo było jakby dopełnieniem samego aktu, który był czymś wyjątkowym.
I nie było w tym ani odrobiny wstydu, pogardy lub zażenowania ponieważ robiliśmy to z miłości a miłość jest jedną z najsilniejszych emocji.

Była godzina 5.50 na zegarku gdy przebudziłam się wtulona w nagie ciało Niall’a. Wspomnienie nocnych wydarzeń sprawiło, że olbrzymi rumieniec okrył moją twarz. Spoglądałam na jego ciało skąpane wśród pierwszych słonecznych promieni i serce pękało mi z bólu. Mimo wszystkiego co wczoraj powiedziałam, nie potrafiłam mu wybaczyć.
Moja decyzja była jednoznaczna i nie do odwołania. Nie mógł jej zmienić nawet sam Niall a co dopiero ktoś z mojej nędznej rodziny.
Podźwignęłam się na łokciach i najciszej jak potrafiłam wymknęłam się do łazienki by tam ubrać się w szeroką koszulę Niall’a oraz jego spodnie.
- Tak wygląda twarz egoisty- pomyślałam spoglądając w lustro i związując splątane włosy w kucyka. Z każdym stawianym przeze mnie krokiem nachodziły mnie coraz większe wątpliwości, serce bolało coraz bardziej a roztargnione myśli gnały w każdą stronę. Znalazłam kawałek kartki na nocnym stoliku i zaczęłam pisać.
Spojrzałam po raz ostatni w swoim życiu na twarz blondyna, złożyłam pocałunek na jego ustach i zostawiając wszystkie rzeczy odeszłam w swoją stronę. Ból rozdzierający moje serce był nieznośny, ale tak będzie najlepiej. Tak będzie lepiej dla Niego.

Obudził mnie głośno dzwoniący telefon. Przetarłem zaspane oczy i próbowałem dojrzeć, którą godzinę wskazuje wiszący zegar na ścianie. 11.55
Uśmiechnąłem się do siebie i dotknąłem miejsca obok. Było puste. Zwlokłem się z łóżka i chciałem znaleźć dziewczynę by podziękować jej za wszystko, ale nie mogłem jej znaleźć.
Wróciłem do pokoju i wtedy rzuciła mi się w oczy mała biała karteczka.
Poczułem jakby moje nogi ważyły tonę. Coś musiało się stać.

Niall.
Chcę zacząć nowe życie.
Nowe życie bez Ciebie i doczesnych problemów.
Nie szukaj mnie,
Valery.

Osunąłem się na ziemię. Nie wiedziałem co to wszystko znaczy. Każdy zaciągany przeze mnie chust powietrza powodował ogromny ból. Ból rozsadzający klatkę piersiową.
Zacząłem płakać.
Czy ona mogła odejść na zawsze?

                                                           KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ. 


Hello girls!
Witam was w ten jakże cudownie wesoły piątek, który zapoczątkowuje dwa miesiące istnego szaleństwa i laaaby!
Czy tylko ja jestem tak podekscytowana tymi wakacjami? Czy tylko ja mam to cholerne przeczucie, że będą one niezapomniane?
Jak już same zauważyłyście pod rozdziałem widnieje napis koniec części pierwszej. Tak, to właśnie oznacza dwumiesięczną przerwę w publikacji rozdziałów na blogu, ale nie martwcie się zawita wrzesień i blog rusza pełną parą z DRUGĄ częścią. Co z tego wyjdzie? Mam nadzieję, że coś co posiada ręce i nogi. 
Była to trudna decyzja dla mnie ale chciałabym aby to co robię dla was było systematyczne, uporządkowane i totalne zero chaosu. Jako, że nie będzie mnie praktycznie cały lipiec w domu, sierpień to dokończenie kuru prawa jazdy, egzamin ( mam nadzieję, że zdam! ), trochę nauki i sporo powtórek no i co najważniejsze moje ukochane 18. urodziny więc będzie trochę motłochu i braku czasu... Jesteście dla mnie ważne więc nie chcę was zaniedbywać miśki!
Mam nadzieję, że zrozumiecie moją decyzję i przyjmiecie ją niezbyt krytycznie. 
A teraz proszę by każda z was, która dotarła do tego znaczącego momentu podpisała się chociaż swoim imieniem w komentarzu.
Pingwinki!
Bezpiecznych wakacji, szalonych, pełnych słońca i radości, dużo przygód, które dodadzą wam wigoru 
i wszystkiego co najlepsze! :*
Do zobaczenie we wrześniu! :*
Kocham całym serduszkiem, Magda :*

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 68 ,, Prawdziwi mężczyźni jedzą tylko czekoladę ''





* 5 tygodni później *
Kochany Pamiętniku

I w końcu nastał październik. . Spoglądając za okno nie chce mi się wierzyć, że deszcz, silny wiatr i to co ma miejsce za naszymi szybami  można nazwać jesienią.
Wieczna plucha nawiedziła zapłakane miasto…
***
Czy coś się zmieniło w moim pogmatwanym życiu?
Stanowczo nie.
Nie ma Niall’a, nie ma Zayn’a, nie ma nikogo kto by mógł uderzyć mnie w twarz i krzyknąć:
,, Valery co ty do cholery wyprawiasz?!’’
 Żaden z nich nie odzywa się do mnie. Minęły już trzy miesiące a oni przepadli jak kamień w wodę. Co prawda Niall usiłował dotrzeć do mnie wszelkimi możliwymi sposobami, ale ja..
Ja potrzebuję czasu by to poukładać.
Potrzebuję go, ale nie potrafię wybaczyć tego co ze sobą zrobił.
Oczywiście, jako jego dziewczyna ( czy można nadal użyć tego określenia?) powinnam być teraz przy nim, trzymać go za dłoń, zapewniać, że nadal go kocham i będę z nim do końca życia, ale… Uwierz mi, że chcę ale nie mogę.
Jest gdzieś we mnie blokada, która nie pozwala mi ruszyć do przodu.
Jestem niczym auto bez paliwa. Niezbędna do życia ale bezużyteczna.
Innowacją w moim życiu była decyzja o rozstaniu się ze szkołą.
Muzyka…
Coś pięknego co przekształciło moje życie nie do poznania, ale stanowczo już nie dla mnie.
Za bardzo przypomina mi Niall’a, za bardzo tęsknię za nim… Za bardzo to wszystko mnie BOLI.
Tego dnia, gdy przyszłam do szkolnej stołówki i spojrzałam na stolik przy którym zawsze siedzieliśmy przypomniały mi się te dni, gdy wszystko było dobrze. Nie martwiłam się o to co ma być, co będzie…
Wszyscy darzyliśmy się wzajemnym szacunkiem a teraz?
KAŻDY Z NAS DORASTA.
Każdy z nas się zmienia.
I tak też stało się z naszą paczka. Każdy z nas dorósł, zmienił kąt patrzenia na świat i stał się inny. Bardziej dorosły, bardziej sceptyczny, bardziej poważny.
Stanowczo nie mogę powiedzieć, że życie niemalże osiemnastoletniej dziewczyny jest wieczną zabawą.
Nie w moim przypadku.
***
Wyjazd do Irlandii nie powiódł się.
Wolny czas poświęciłam bratu, mamie oraz babci z którą jest coraz gorzej…
I nie ma w tym ani odrobiny przesady.
Ona pije. Pije non stop, byle co, z byle przyczyny…
Kobieta dosłownie stacza się na samo dno ( o ile już go nie dotknęła )
I nie pomagają rozmowy ze mną, z mamą…
Ona robi to co uważa za słuszne.
Być może to było powodem większego zainteresowania mamy nami.
Coraz częściej zabiera Charliego do siebie, coraz rzadziej chłopiec widuje babcię…
Może to i lepiej? Po co ma mu się utrwalać w pamięci taki obraz?
Ostatnimi czasy spotykam się coraz częściej z Will’em.
Nie myśl, że zakochuje się w nim lub w jakiś sposób jestem nim zauroczona, ale jest on jedyną osobą, która poświęca mi czas, potrafi podnieść mnie na duchu a co najważniejsze- rozumie mnie. Teraz jego zrozumienie jest dla mnie na miarę złota…
Wiesz, że przy nim czuję się sobą? On akceptuje mnie taką jaką jestem. I nawet nie przeszkadza mu tu, że mówię coś i nagle w połowie zdania milknę na kilka minut.
On cierpliwie czeka, nie przerywa mi i ROZUMIE.
I jest mi z tym dobrze…
Czasami kilka godzin spędzonych w pracy to dla nas za mało więc zaprasza mnie do siebie, wspólnie przygotowujemy obiadokolację i spożywamy ją na ogromnym tarsie, który idealnie oddaje piękno Londynu. Spokojna Tamiza, London Eye i budynek Parlamentu…
Do tego dochodziły bajeczne zachody słońca i nie potrzebowałam nic innego do szczęścia.
Jest on dla mnie niczym starszy brat.
Poucza mnie, gdy się przewrócę najpierw się śmieje a potem mi pomaga…
Sprzeczamy się niczym stare, dobre małżeństwo a dogadujemy się tak dobrze, jakbyśmy znali się niemalże od urodzenia.
Niedawno dowiedziałam się, że pochodzi z południa Niemiec. Było to dla mnie ogromne zaskoczenia chociaż ( zauważyłam to stosunkowo niedawno ) jego uroda jest typowo słowiańska.
Jak w pracy? Jak najlepiej. Ze stażystki stałam się sekretarką samego szefa. Było to dla mnie ogromne zaskoczenie, ale oczywiście przyjemne! Dzięki temu mam mniej pracy, więcej zarabiam a co za tym idzie mam więcej czasu.

***
Z tego co udało mi się dowiedzieć od Eleonor chłopcy za kilka dni mają wolne.
Przerwa w występach i zaczynają koncertować po Europie.
Czy te dni przyniosą jakieś zmiany? Czy zobaczę się z Niall’em?
 Czy wyjaśnimy sobie to i owo?
Chciałabym, cholernie bym chciała ale najzwyczajniej w świecie brak mi odwagi.
Wiem, że gdy tylko go zobaczę wszystko co do tej pory czułam, cała nienawiści, złość i ból odejdzie w zapomnienie…
 W końcu go kocham.
Co do tego nie mam wątpliwości bo zmienił mnie, moje życie… Wniósł do niego mnóstwo szczęścia, radości oraz nadziei na lepsze jutro…
Ale czy… Czy będę potrafiła zapomnieć o tym wszystkim?
Czy będę umiała wyprzeć wszystkie przykre wydarzenia z pamięci i nie wracać do nich już nigdy więcej?
Chciałabym… I gdybym nie znała siebie uwierzyłabym, że jestem do tego zdolna.


Spojrzałam na kartki w kolorze białym… Zaczęłam zastanawiać się czy to wszystko co zostało przeze mnie opisane jest odpowiedzią na wszelkie zmartwienia? Czy to naprawdę pomaga?
Czy to oby nie jest wymysł mojej wyobraźni? Może tak naprawdę to, że zapisze trzy, cztery strony nie zmieni nic we mnie? Może to wcale nie przynosi ulgi a uczucie, które towarzyszy mi za każdym razem gdy sięgam po długopis jest zwykłym podnieceniem, strachem… a może nadzieją, która umiera z każdym napisanym słowem?
Zamknęłam zeszyt i ukryłam go pomiędzy nieużywanymi książkami.

Kolejnego dnia obudziły mnie promienie słoneczne przedzierające się przez delikatne zasłony. Uśmiechnęłam się do siebie czując ciepło na skórze dłoni. Przesunęłam się w lewą stronę by poczuć, jak każda cząstka mnie rozgrzewa się i daje uczucie błogiego stanu.
Leżąc tak zaczęłam całkowicie nie wiedząc dlaczego myśleć o przyszłości. Zastanawiałam się dlaczego porzuciłam marzenia o studiach, dzieciach, małym domku z dużym ogrodem i życiu u boku kochającego mnie mężczyzny. W tym momencie wydawało mi się to absurdalne bo poniekąd to wszystko otrzymałam. Ale czy to było tym, do czego dąży połowa ludzkiej populacji? Czy to była ta stabilizacja o której mówi każda mama?
Pokręciłam przecząco głową opuszczając ciepłe łóżko. Zarzuciłam na siebie ogromny wełniany sweter, na nogi wciągnęłam czarne legginsy i ruszyłam na dół by zjeść coś pożywnego.
W salonie siedział brat, który bawił się z Blue.
- Nie ma babci?- zapytałam całując go w policzek
- Przed chwilą wyszła. Zostawiła Ci kartkę w kuchni.- powiedział nie odrywając wzroku od telewizora.- Zrobisz coś na śniadanie?
- A babcia nic Ci nie zrobiła?- byłam zdziwiona bo zawsze robiła chłopcu coś do zjedzenia
- Nie. Powiedziała, że Ty mi zrobisz.-
Pokręciłam po raz drugi tego dnia przecząco głową i udałam się do kuchni. Jak brat powiedział na wysepce leżała ogromna biała kartka a na niej widniało pochyłe pismo babci.
,, Droga Valery.
Zapewne jesteś wciekła, ze wyszłam bez słowa, ale muszę chwilę odetchnąć. Nie bądź na mnie zła.
Pieniądze zostawiłam wam w górnej szufladzie. Wrócę późno, nie czekajcie na mnie.
Kocham, babcia. X’’

Czytałam te same zdania wiele razy ale nie mogłam zrozumieć przesłania tych słów. Mam nie być na nią zła?! A jaka dorosła osoba zachowuje się w taki sposób?! Wychodzi, nie mówi gdzie, po co… Wychodzi bez słów pożegnania tak, jakbyśmy nie znaczyli dla niej nic.
Wściekła zrobiłam nam śniadanie złożone z paru pełnoziarnistych tostów z twarożkiem po czym chwyciłam telefon i zadzwoniłam do mamy by zapytać ją co ma robić.
Kobieta uspokoiła mnie, powiedziała, że wszystko będzie dobrze i gdy tylko skończy pracę przyjedzie do nas i wspólnie ugotujemy obiad.
Było mi okropnie przykro, że po raz kolejny mama musi ingerować w nasze życie i nasze problemu. Doskonale wiem o tym, że ona nie ma lekko… Ale co zrobić gdy serce pęka, głowa nie ta a myśli mkną jak szalone?

Dochodziło południe gdy usłyszałam dźwięk dzwonka, który przeszył mnie do szpiku kości. Leniwie wstałam z fotela, odłożyłam książkę, która pachniała perfumami Niall’a i ruszyłam ku drzwiom.
Jakie było moje zdziwienie, gdy za drzwiami nie ujrzałam nikogo. Na wycieraczce stał ogromny bukiet żółtych tulipanów, które niezmiernie uwielbiałam. Zaskoczona podniosłam go i mocno zaciągnęłam się ich zapachem. Obudziły się we mnie te emocje, które ostatnimi czasy zapadły w zimowy sen.
Już miałam cofnąć się do wnętrza mieszkania, zamknąć drzwi gdy usłyszałam ten głos. Gęsia skórka obsypała moje ciało i nagle ujrzałam jego. Stał przede mną, uśmiechał się najpiękniejszym uśmiechem i… On tu naprawdę był.
Nie mówiąc nic rzuciłam bukiet i znalazłam się w jego ramionach. Tak cholernie za nim tęskniłam….
Nie potrafiłam uwierzyć, że on tu jest…

- Już dobrze.- mówiłem poprzez łzy.- Już wszystko dobrze Valery… Ciii….- uspakajałem dziewczynę, która łkała w moich ramionach. Spojrzała na mnie zapłakanymi oczami i ponownie wtuliła się w moje ramię.
- Zayn… Ja… Co Ty tu robisz?- zapytała mnie powoli uspakajając się.- Jak to się stało, że jesteś w Londynie?- pytała a ja ocierałem jej łzy. Dziewczyna wyglądała tak niewinnie, tak uroczo i tak… inaczej niż ją zapamiętałem. Uśmiechała się do mnie tak, jakby widziała mnie po raz pierwszy na własne oczy.
- Wejdziemy? Mimo wszystko jestem odrobinę zmęczony tym długim lotem…-powiedziałem lekko skrępowany.
- Jasne. Zapraszam.- powiedziała i wskazała mi ręką wnętrze domu.- Kawy, herbaty? A może coś do zjedzenia?- zapytała mnie nim zdążyłem zdjąć obuwie i kurtkę
- Powolutku kochanie.- uśmiechnąłem się do niej i ponownie ją uścisnąłem.- Jeżeli możesz to herbatę i coś zjadliwego. Dasz wiarę, że amerykańskie jedzenie jest okropne?- zapytałem w momencie gdy jej brat skoczył mi na ręce.
- Aleś urósł! Bracie!- przytuliłem go do siebie po czym pociągnął mnie w kierunku salonu-  A to kto?- zapytałem gdy wskazał mi małą kuleczkę siedzącą na podłodze
- To Blue! Prezent od mojej kochanej siostry!- powiedział i objął nogi dziewczyny gdy ta dołączyła do nas.
- Teraz to kochana siostra…- zamruczała dziewczyna drocząc się z Charliem.- Idź z nim do ogrodu pobiegajcie trochę.- powiedziała brunetka a młody tylko skinął głową i znikł za ogromnymi balkonowymi drzwiami.
- Chodź- chwyciła mnie za rękę i poczułem to coś, czego od dawna nie było mi dane poczuć. Przyjemny prąd rozpełzną się po moim ciele z prędkością światła- Twój herbata oraz tosty.- uśmiechnęła się do mnie. On dosłownie promieniała!
- No, a teraz opowiadaj- usiadła naprzeciwko mnie i patrząc prosto w moje oczy słuchała niczym zaczarowana. Opowiedziałem jej dokładnie wszystko, z najmniejszym szczegółem opisałem każdy dzień za domem podkreślając jak bardzo za nią tęsknili wszyscy.
Tak naprawdę każdy koncert był wielkim odliczaniem czasu do powrotu. Niall nawet narysował na ogromnym kartonie rozpiskę naszych wszystkich koncertów i wykreślał po każdym gdy tylko zeszliśmy ze sceny. A potem zaczął szaleć, zapomniał o planach, zapomniał o nas, zapomniał o kochanej brunetce… Czasami odnosiłem wrażenie, że zapomniał kim tak naprawdę jest i co robi… 
Ameryka była cudownym krajem. Jedyną rzeczą jaka mi się w niej nie podobała to to, że występują w niej takie skrajności. Ludzie biedni mieszkali tuż obok ludzi bogatych z czego Ci ludzie nie robili sobie nic. Kraj piękny ale nie dla mnie….
- No i właśnie tak przebiegł nasz cały pobyt w Ameryce. Nie mogliśmy się doczekać powrotu do domu- uśmiechnąłem się do niej. Dziewczyna wyciągnęła rękę w moim kierunku i delikatnym ruchem odgarnęła włosy spadające mi na czoło. Niby niewielki gest ale wykonywała go z naprawdę ogromną czułością, która sprawiała, że obudziły się motylki w moim żołądku. Jej oczy błyszczały od łez a usta już dawno wykrzywiły się w cudownym uśmiechu. Niewiele myśląc ująłem jej dłoń w swoją i mocno ścisnąłem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo za Tobą tęskniłem.- powiedziałem i złożyłem na jej dłoni delikatny pocałunek.- Niech Niall żałuje tego, że tak postąpił.-
- A czy on…- wzięła głęboki oddech próbując ułożyć zgrabne zdanie- Czy on…
- Chodzi Ci o to czy jest w Londynie?- wyręczyłem ją a ona potulnie skinęła głową- Nie, nie ma go ale jutro ma do nas przylecieć. Wiesz… Poleciał zobaczyć się z mamą i… Mam nadzieję, że to doprowadzi go do porządku….
- A co z resztą chłopaków?
- Są w domu.- wyjaśniłem- Wiesz… W końcu stęsknili się za swoimi dziewczynami więc wolałem zatrzymać się u Ciebie i im nie przeszkadzać.- dziewczyna cicho zachichotała rumieniąc się.
- Zmężniałeś.- powiedziała wstając i zmierzając do lodówki- Czekolady?
- Prawdziwi mężczyźni jedzą tylko czekoladę- uśmiechnąłem się- Ale czy przedtem mógłbym chociaż wziąć taki szybki prysznic?
- Jasne! Dlaczego głupolu wcześniej nic nie powiedziałeś? Chodź szybciutko.- ruszyła pierwsza na piętro. Zapędziła mnie do swojego pokoju po czym zostawiając mnie wróciła po kilku minutach z czystym ręcznikiem, szeroką koszulką i obszernymi dresami.- Ale bieliznę sobie musisz sam skołować- posłała mi olśniewający uśmiech i zostawiając mnie samego na górze ruszyła na dół.
Z dołu dobiegały mnie wesołe okrzyki Charliego co świadczyło o tym, że dziewczyna postanowiła nim się zająć. Tak naprawdę nie potrzebowałem tego prysznica… Potrzebowałem chwili by dać sobie po buzi i uspokoić pędzące z zawrotną siłą serce. Co mi strzeliło do głowy? Co ja Hazza jestem by podrywać dziewczynę przyjaciela? I dlaczego ona musi być taka… Taka idealna? Taka cudowna, kochana, piękna i pociągająca?
Oparłem się o chłodne kafelki licząc z wolna do dziesięciu. Nie mogę tak postępować. Nie mogę. Kocham ją, to nieuniknione, ale nie mogę jej zawieść. Nie teraz gdy mnie naprawdę potrzebuje.
Oblałem twarz chłodną wodą i wtarłem w ciało żel o zapachu czereśni. Zapach co nieco ukoił moje zmysły pozostawiając ogromną pustkę rosnącą w okolicy mojego serca…
A co jeśli ona sobie nie zdoła wytłumaczyć tego wszystkiego z Niall’em? Co my wtedy zrobimy? Czy stracimy zarówno kochanego przyjaciela jak i jedyny autorytet w naszym towarzystwie?

Podczas gdy Zayn kąpał się na górze postanowiłam nieco zmęczyć brata by móc wcześniej położyć go spać a co za tym idzie porozmawiać dłużej sam na sam z mulatem. Usiłowałam być spokojna, nie okazywać mu zanadto uczuć ale nie było takiej możliwości. Nie wiedziałam się z nim od trzech miesięcy a to mówi samo przez się. Cholernie tęskniłam za nim…
Wcale by mnie nie zdziwiło to gdybym to właśnie za nim tęskniła bardziej niż za Niall’em…
Kończyłam liczyć do trzydziestu gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Charlie chwilka, ktoś przyszedł.- oznajmiałam malcowi i zawieszając jego ulubioną zabawę ruszyłam do drzwi. Sama nie wiedziałam kogo mogę się spodziewać. Gdzieś w głębi duszy pragnęłam by to nie był Niall.
Zdziwienie musiałam mieć wymalowane na twarzy gdy tuż za drzwiami ujrzałam uśmiechniętą twarz Willa.
- Zaskoczyłem Cię co?- powiedział wręczając mi bukiet czerwonych tulipanów
- Tak, odrobinę tak.- powiedziałam dając mu buziaka w policzek
- Mogę wejść?- zapytał i nie czekając na zgodę przekroczył próg domu.
- Bo wiesz, ja…- zaczęłam ale nie mogłam skończyć.  I jakby na złość cały świat zaczął mi się sprzeciwiać. Nim zdołałam się obejrzeć na dole był Zayn. Był cały mokry, nagi tors przyozdabiały mu opadające wraz z siłą grawitacji krople wody a ręcznik zasłaniał mu wiadome okolice.
- Zapomniałem bielizny- zaśmiał się nie wiedząc Willa.
- Zayn.- warknęłam na niego będąc jednocześnie zażenowana jak i rozbawiona tą sytuacją. Chłopak wyprostował się i ujrzawszy Willa dosłownie zbaraniał.
- Mówiłaś, że Twój chłopak jest blondynem…- wyszeptał Will czując się niczym Sherlock Holmes, który rozwiązał podwójną intrygę
- Will to Zayn zarówno mój jak i Niall’a przyjaciel.- powiedziałam dusząc w sobie śmiech- Właśnie wrócił do Londynu po trzech miesiącach nieobecności a jako, że jest niezdarą i zgubił klucze do domu pozwoliłam mu skorzystać z naszego prysznica.- powiedziałam patrząc na zmieszanego bruneta.- Z kolei Zayn to Will. Mój kolega z pracy a poza tym jest w domu dziecko wiec na Boga ubierz się.- i nie mogąc wytrzymać napięcia wybuchłam śmiechem. Aksamitna twarz chłopaka zarumieniła się. Potulnie skinął głową i czym prędzej wrócił na górę.
- Bo tak naprawdę…- zaczął Will odciągając mnie od widoków jakie pozostawiał za sobą Zayn- HALO! Słyszysz mnie?!- gwałtownie się odwróciłam spoglądając na bruneta stanowczo zbyt bardzo rozpromieniona
- Tak?
- Chciałem Ci tylko przekazać, ze jutrzejsze zdjęcia są odwołane. Kochana modelka skręciła kostkę i nici z naszej pracy w plenerze
- A nie mogłeś zadzwonić? Szedłeś taki szmat drogi by powiedzieć mi tylko tyle?- zdziwiłam się jego determinacją
- Wstyd się przyznać ale zgubiłem telefon- zaśmiał się- A poza tym kółeczka już nie mają szlabanu. Fakt faktem… Mandaty trzeba płacić
- Może najwyższa pora nauczyć się jeździć?- zaczęłam się śmiać. Poniekąd śmiech to zdrowie bo od razu po tak dużej ilości endorfin w moim organizmie zrobiło mi się przyjemnie- Zostaniesz?- zapytałam w końcu się uspakajając
- Z miłą chęcią ale muszę niestety uciekać. Pojutrze rano lecę do mamy i muszę co nieco kupić rodzeństwu, jej a poza tym trzeba się jeszcze spakować. Masz zresztą gościa więc nie będę wam przeszkadzał- uśmiechnął się do mnie i zaczął kierować do wyjścia.
- Kiedy wracasz?
- No nie wiem… Jeszcze się zobaczy…- jego mina nie była zbyt wesoła
- stało się coś? Przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć…..
- Vally… Zobaczymy się wkrótce- powiedział i pocałował mnie w czoło.
Czy naprawdę wszyscy na których mi zależy muszą odchodzić?

Około 16 z pracy wróciła mama. Jeszcze nigdy nie widziałam by malec cieszył się na jej widok tak jak dzisiaj. Oczywiście nie było to bezinteresowne bo chłopiec od razu dostał olbrzymią paczkę kukurydzianych chrupek i uciekł oglądać telewizję.
Przywitałam się czule z rodzicielką tłumacząc jej, jak bardzo ją przepraszam ale była jedyną osobą, która mogła mi pomóc. Ona uśmiechając się troskliwie skinęła głową i szepnęła
- Nic się nie stało córeczko. Razem wszystko naprawimy- uścisnęła mnie czule i zaczęła rozpakowywać produkty.
- Bo mamo…. Będzie jedna osoba więcej na kolacji.- wyjaśniłam pomagając jej rozpakować olbrzymie reklamówki
- A kto mianowicie?-
- Dzień Dobry.- usłyszałam za plecami jego wesoły głos
- O wilku mowa.- uśmiechnęłam się i pociągnęłam go a rękę w naszą stronę
- Jak mniemam Zayn, tak?- chłopak grzecznie skinął głową
- To może pomożemy Pani? Co robimy na kolację?-
- Dzisiaj zrobimy racuszki mannowe z malinami- mama uśmiechnęła się od ucha do ucha i zagoniła nas do roboty.

Dom wypełnił zapach babcinej kuchni oraz cukru waniliowego. Spoglądając w garnuszek i widząc gotującą się kasze manną przypominałam sobie wczesne lata dzieciństwa gdy to właśnie babcia robiła mi ów kaszę z pysznym czekoladowym sosem. Zatęskniłam za staruszką myśląc gdzie może teraz być i co robi. Było mi cholernie przykro, że rodzina niemalże rozpadała się na moich oczach. Czułam się odpowiedzialna za to wszystko co do tej pory wydarzyło się w naszej rodzinie do tego stopnia, że nie mogłam powstrzymać żalu, który mną wewnętrznie rzucał.  
Oparłam dłonie o blat i mocno je zacisnęłam. Zacisnęłam powieki na tyle mocno, że natychmiast zobaczyłam wędrujące dookoła mnie jasne, kolorowe punkciki.
Nie chciałam się tak wszystkim przejmować, nie chciałam być do tego stopnia być wrażliwą osobą, nie chciałam by każda błahostka mnie przerażała. A tymczasem co? Natura obdarzyła mnie super nadzwyczajną wrażliwością.
- Hej wszystko dobrze?- usłyszałam za sobą Zayn’a i ciepło zaczęło rozchodzić się po moim ciele. Chłopak złapał mnie za rękę jak gdyby nigdy nic.
- Nie Zayn!- krzyknęłam zwracając na siebie uwagę mamy i brata. Machnęłam mocno ręką zrzucając z blatu kilka szklanek. Tysiące brylantów rozsypało się po podłodze.- Nie jest dobrze Zayn. Jak ma być dobrze, no jak?! Nie widzisz co się tutaj dzieje? Z każdym dniem, z każdą godziną jest coraz gorzej! Babcia pije, nie zajmuje się domem, nie pracuje i opada na dno ja robię za dwóch, utrzymuję ten cholerny dom i co z tego mam?! Chłopka alkoholika i ćpuna który nie raczy nawet zadzwonić! I wiesz co?!- wzięłam głęboki chust powietrza- Nienawidze mojego życia. Chciałabym stąd wyjechać, zostawić to wszystko i mieć to w dupie!- krzyknęłam i ocierając łzy krańcem bluzki pognałam na górę zatrzaskując z ogromną siłą drzwi.
Łzy obficie sączyły się z moich oczu co było oznaką słabości i niemożności ogarnięcia wszystkich spraw razem. Ciałem raz po raz wstrząsały spazmatyczne drgawki. O dziwo nie chciałam się uspokoić. Chciałam wykrzyczeć całemu światu jakie to moje życie jest niesprawiedliwe. Z każdą chwila byłam coraz bliżej dolnej granicy wytrzymałości psychicznej co objawiało się ogromnym bólem głowy.
Musiałam coś zrobić.
Za chwilę zwariuję!
Raz, dwa, siedem, dziesięć, piętnaście… Cholerna jasna! Jak to szło?!
- Nienawidzę tego pojebanego życia!- krzyknęłam dusząc w sobie ostatki złości. Zerwałam się z łóżka, którego pościel była napiętnowana moimi łzami i podeszłam do szafy. Zaczęłam ją kopać z całych sił byleby rozładować złość, która przyszła z bezsilności. Zachowywałam się niczym osoba pobawiona racjonalnego myślenia. Miotałam się po pokoju roznosząc wszystko w drobny mak.
W końcu każdemu zdarzają się wzloty i upadki, tak?

Mama dziewczyny siedziała z dłonią przyciśniętą do ust tłumiąc zdziwienie, które dziewczyna wymalowała na jej twarzy grubym pędzlem. Z góry dochodziły nas dźwięki tłuczonego szkła, zrzucanych na podłoge przedmiotów ale co mogliśmy zrobić? Dziewczyna zachowywała się jak w amoku więc zagrożeniem dla życia mogłoby być zbliżenie się do niej.
Charlie skrył się w moich ramionach zakrywając uszy rękoma.
- Ona zwariowała, tak? Już nas nie kocha?- pytał malec zanosząc się płaczem
- Oczywiście, że nas kocha tylko dzisiaj ma gorszy dzień. Wiesz kochanie, kobiety tak czasem mają.- wyjaśniła Pani Smith biorąc chłopca na ręce i zaczynając nucić spokojną melodię.
Bałem się o dziewczynę. W głowie miałem same czarne scenariusze. Wszystko co dotychczas powiedziała brunetka zaczęło dźwięczeć w mojej głowie.
I nagle niczym grom z jasnego nieba usłyszałem mocne uderzenie. Dźwięk tłuczonej szyby odbił się echem w mojej głowie. Od razu pobiegłem na górę by zobaczyć co ona tam zrobiła.
To co zostałem było dla mnie nie małym szokiem.
Dziewczyna leżała na podłodze, dookoła niej było mnóstwo odłamków szkła a z reki obficie sączyła się krew. Idiotka rozbiła ręką szybę w drzwiach….
Od razu chwyciłem ją na ręce i czym prędzej zawiozłem do szpitala.
To nie miało tak wyglądać.


Robaczki!
Jeszcze tydzień i wakacje!
Nie wiem jak wy ale ja już powoli zaczynam odpoczywać ;)
Przepraszam za taki długi i w sumie nudny rozdział ale niestety... Nie mogę go zmienić bo uciekam na festiwal tańca :)
Kocham was wszystkie!
Dziękuję za komenatrze:*
Trzymajcie się ;*

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 67 ,, Nie rozumiesz, że to za nami?''




Nie potrafiłam wykrzesać z siebie żadnego słowa. Wszystko zlewało się w jedną całość a jedyną rzeczą na jakiej byłam w stanie się  skupić była zakrwawiona twarz Niall’a oraz ten cały ambaras. Dlaczego nikt mnie nie poinformował o jego zachowaniu? Dlaczego? Od razu wsiadałabym w ten cholerny samolot i mogłoby być dobrze. A teraz? Teraz już wszystko skończone…
- Nie martw się o niego.- usłyszałam ciepły głos Liam’a, który wyrwał mnie z zamyślenia. Chłopak był również tak samo jak i ja lekko zdenerwowany i zaskoczony. Kto by spodziewał się takiego zachowania po słodkim blondynie?
- Jak Liam, jak?! Wiesz jak się czuję?- spojrzałam na jego zatroskaną minę- Czuję się gorzej niżby zdradził mnie z całym tuzinem gorących amerykanek. Nie codziennie dowiadujesz się, że Twój chłopak to ćpun i alkoholik. Czuję się źle Liam. Czuję się bardzo źle.- spuściłam głowę w dół wstydząc się za to co sobą reprezentuje Niebieskooki.
- Mogę sobie tylko wyobrazić co czujesz…- rzekł cały czas patrząc w moją stronę- Spróbuj nie przejmować się tym wszystkim. Postaramy się mu pomóc najlepiej jak będziemy potrafili.- mówił uspokajając mnie swoim spokojnym, melodyjnym głosem.
Nagle cały mój świat legł w gruzach. Może i Harry miał rację? Może nie znałam swojego chłopaka aż tak dobrze? Może nasz związek był jedną wielką pomyłką, która zaczynała dawać o sobie znać? Czułam, że ten jego wyjazd, ta cała trasa koncertowa zaczęła odbijać się zarówno na mojej psychice jak i na jego? Może to wszystko było wynikiem tęsknoty za mną, za domem…. Martwienia się o zdrowie mamy a może po prostu on miał dosyć swojego życia? Może potrzebował zmian i swego rodzaju rozrywki?
- Yhym…- usłyszałam ciche chrząknięcie. Spojrzałam na ekran i ujrzałam cztery twarzyczki patrzące na mnie.
- Mała… Nie martw się. Damy radę,  w końcu jesteśmy przyjaciółmi.- powiedział Hazza jak gdyby między nami nie było żadnego spięcia
- Uwierz, że my też chcielibyśmy być teraz blisko Ciebie a nie tu gdzie nie możemy zdziałać nic.- powiedział Lou dziwnie się poruszając. Po chwili wyjął z kieszeni telefon i po krótkiej wymianie zdań oznajmił iż muszą iść do studia. Musiałam pożegnać ich z wielkim bólem serca, ale swoistym pocieszeniem była czekolada leżąca nieopodal mnie.

I nastał kolejny dzień. Obudziłam się z ogromnym bólem w okolicy serca, który rósł za każdym razem gdy myślałam o wydarzeniach poprzedniego wieczora. Nie potrafiłam zdefiniować bólu, szczęścia a nawet rozpaczy. Wszystko było mi dosyć obojętne i nie dbałabym o swoje zachowanie, wygląd a nawet o to czy wszystko będzie miało szczęśliwe zakończenie gdyby nie Charlie i moje zamartwienia o niego.
Wstałam ściągając z siebie wczorajsze, przepocone ubranie. Wzięłam szybki, chłodny prysznic, który postawił mnie na nogi. Wtarłam w ciało masło kokosowe i związując wilgotne jeszcze włosy w kitkę powiedziałam kilka miłych słów, w które tak naprawdę sama nie wierzyłam.
Za oknem nie było śladu po wczorajszej burzy. Świeciło słońce rozsiewając dookoła siebie cząsteczki pozytywnego podejścia do świata. Ciepłe sierpniowe powietrze omiotło moją twarz i nagle zdałam sobie sprawę, że do szczęścia nie jest potrzebne mi nic innego jak uśmiech barta. Zebrawszy myśli w jeden spójny ciąg ruszyłam na dół by przygotować śniadanie.

Domownicy byli jeszcze pogrążeni we śnie gdy opuściłam dom. Napisałam babci małą karteczkę w której napisałam, że idę pobiegać. Oczywiście było to kłamstwem…
Mijałam wiele osób, które były zamknięte we własnym świecie. Pracoholizm wypisany był na ich twarzy a stres powodował iż działali jak dobrze zaprogramowane maszyny. Rozumiem, strach przed szefem, ważne spotkanie i tak dalej ale żeby aż tak poświęcać się pracy?  Są rzeczy o wiele ważniejsze niż praca chociaż ona też jest ważna. Dla mnie wartością nadrzędna i najświętszą będzie rodzina. W końcu to ona daje nam szczęście i agituje do wielu rzeczy, których Ci ludzie nie są w stanie pojąć….
Zatrzymałam się przy budce gdzie podawali kawę. Chwila rozmowy z człowiekiem, który doskonale mnie rozumiała sprawiała, że nabrałam jakiegoś dystansu, pewności w swoich działaniach. W jednej chwili zrozumiałam co robiłam do tej pory źle.
Co było w moim życiu nie tak?
Nie pokazałam Niall’owi jak bardzo go kocham…

Weszłam do schroniska dla zwierząt położonego nieopodal Hyde Park. Zapach karmy oraz psiej karmy unosił się w powietrzu. Ciche łkania, donośne szczekanie oraz gdzieniegdzie rozmowy ludzi wypełniały to pomieszczenie, które swoim wyglądem przypominało więzienie. Te karty, smutne psie miny i ta nieokreślona radość gdy pochylałam się nad jakąś klatką by pogłaskać jednego ze zwierzaków powodowała, że czułam się niczym bohaterka jakiegoś taniego komiksu. Momentalnie pojawiał się we mnie smutek ponieważ nie mogłam pomóc tym wszystkim zwierzakom. Warunki w jakich żyły były bardzo dobre, ale brak miłości, zainteresowania i ta wieczna nadzieja, która nie miała odwzorowania w rzeczywistości wypełniała to pomieszczenie bólem i smutkiem.
Podeszłam do chłopaka, który stał za ogromnym kontuarem i wypełniał papiery.
- Dzień Dobry- powitałam go niepewnym uśmiechem- Chciałabym zaadoptować szczeniaka. Istnieje taka możliwość?- zapytałam spoglądając na jego dłonie pokryte ranami.
- Tak, oczywiście, że tak- uśmiechnął się zamykając teczkę.- Zapraszam.- wskazał ręką wąski korytarz po lewej stronie.- Proszę wybrać pieska, którego chciałaby Pani zaadoptować. Będę w tym samym miejscu co poprzednio.- rzekł i zaczął się oddalać. Kilkanaście a właściwie kilkadziesiąt par oczu wpatrywało się we mnie z nadzieją. Niepewnym krokiem zaczęłam podążać do przodu uważnie przyglądając się pieskom. Nie miały więcej niż kilka miesięcy życia za sobą. Większość z nich była mieszanką kilku ras a właściwie to wszystkie z nich. Pochodząc do klatki maluchy zaczynały merdać ogonkami i łasić się do moich rąk. Niektóre z nich bały się dotyku co świadczyło tylko o jednym- były bite.
Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy kupują psa, biją go a następnie porzucają nie dbając o nic. Czy naprawdę tak trudno jest oddać zwierzaka do schroniska? Może właśnie tu odnajdzie lepszy dom, lepsze życie niż na ulicy bądź w lesie gdzie będzie skazany na śmierć. Tacy ludzie to bestie i nic ich nie usprawiedliwia…
Podeszłam do jednej z ostatnich klatek i wtedy go ujrzałam. Siedział ze spuszczoną głową, smutne oczy unikały kontaktu ze mną a reakcja na mój dotyk była niespodziewana- drżał ale dał się dotknąć. Spojrzałam na niego i niemalże się zakochałam- wiedziała, że muszę się nim zaopiekować.

- Valery? Co Ty tu robisz?- zapytała mnie rodzicielka wskazując mi wnętrze mieszkania. Kobieta od razu przytuliła mnie i wyszeptała jak to dobrze mnie widzieć.- Herbaty?
- Tak, poproszę.- powiedziałam zdając sobie sprawę, że ostatni raz byłam tu z Niall’em. Fala smutku, rozpaczy i żalu zalała moje ciało. Próbowałam zrobić dobrą minę do złej gry, ale mama od razu zobaczyła, że coś się dzieje.
Gdy kobieta tylko znikła w kuchni pośpiesznie wyjęłam malucha z malutkiej, puchowej klatki i puściłam go wolno. Oczywiście jak na psa przystało najpierw obszedł wszystko dookoła, obwąchał a następnie zaczął badać mnie. Jego wilgotny noc przesuwał się po moich bosych stopach wywołując uśmiech na mojej twarzy.
- A to kto?- uśmiechnięta jak nigdy dotąd mama weszła do salonu niosąc dwa kubki z parującym napojem.
- A to mamo jest jeszcze bezimienny nowy przyjaciel Twojego syna- wzięłam szczeniaka na ręce i zaczęłam go głaskać- Nawet nie wiesz jak Char przeżył śmierć Korney’a. Gdybym mogła wymienić najbardziej bezradne dni w moim życiu to właśnie ten okres po śmierci psa byłby na pierwszym miejscu.- powiedziałam czując jej wzrok na sobie.
- Powiesz mi co się dzieje?- zapytała po chwili milczenia. Fala gorąca oblała moją twarz. W jednym momencie charakterystyczne plamy przyozdobiły skórę moich rąk.
- Nic mamo.- kamień wielkości ogromnej cysterny osiadł na dnie mojego żołądka- Wszystko jest dobrze.
- Nic się nie zmieniłaś. Jak nie umiałaś kłamać- tak nie umiesz. Jak nigdy nie dbałaś o siebie tak i teraz tego nie robisz.- spojrzałam na nią. Jej zatroskana twarz mówiła znacznie więcej niżbym chciała. Pytanie czego tak właściwie chciałam….
- Mamo….
- Nie Vally. Nie, rozumiesz? Spójrz na siebie i na to jak wyglądasz. Schudłaś, zmizerniałaś i w ogóle nikniesz w oczach! Inni poradzą sobie bez Ciebie wiesz?- jej chłodna i koścista dłoń chwyciła moją rękę- Pozwól sobie pomóc.
- Niall się zmienił.- zaczęłam cicho nie będąc pewna czy chcę cokolwiek powiedzieć. Przez ostatnie trzy miesiące spędziliśmy razem całe dwa dni to jednak o wiele za mało… Mamo ja go nie poznaję, rozumiesz?- poczułam ostre pieczenie pod powiekami- On.. On..- jąkałam się- On zaczął pić, brać narkotyki i Bóg jeden wie co jeszcze. Martwię się o niego ale co mogę zrobić wiedząc, że dzieli nas cały Ocean?
- Przede wszystkim uspokój się kochanie.- jej spokojny głos zarazem irytował mnie jak i uspakajał.- Zdarzają się różne sytuacje zresztą sama o tym wiesz. Może on ma jakieś problemy, którymi nie chce Cię obarczać? Może w ten sposób przeżywa wasze rozstanie? Tego nie wiesz skarbie i nie możesz wyciągać zbyt pochopnych wniosków.- spojrzała na mnie i przez chwilę byłam w stanie jej uwierzyć- A tak w ogóle to skąd o tym wiesz? O tym nałogowym piciu i zażywaniu narkotyków?
- Od chłopaków. Oni też są naprawdę dziwni bo zapewne nie wiedziałabym nic o tym gdyby nie Zayn…- pokręciłam smutno głową nie wierząc, że przyjaciele nic mi nie mówili
- Czekaj, czekaj. Ten Zayn?- zapytała kładąc nacisk na słowo ,, Ten’’
- Tak mamo, TEN Zayn.- odpowiedziałam nie wiedząc do czego zmierza
- A zastanawiałaś się kiedyś nad kwestią jego uczuć względem Ciebie? Może on próbuje oczernić w Twoich oczach Niall’a, zniechęcić Cię do niego by ponownie rozkochać Cię w sobie…Nie myślałaś nad tym?
- Mamo… Nie rozumiesz, że to już za nami?
- A może tylko za Tobą?
- Mamo! Wiem co mówię a poza tym widziałam Niall’a w nienajlepszej sytuacji. Był pijany, miał rozkwaszony nos a do tego był chamski. To już nie jest ten sam chłopak, który mnie w sobie rozkochał. On się zagubił w tym całym świecie, tej cholernej rzeczywistości, która ostatnio stała się dla niego rodem z horroru. Tłumaczę to sobie na wszelaki sposób ale czy to właśnie o to chodzi?- ucichłam na chwilę wsłuchując się w ciche bicie serca mamy- Kocham go najmocniej na świecie, ale nie wyobrażam sobie życie z KIMŚ takim. On wróci mamo, spędzimy więcej czasu ze sobą i zobaczymy… Gorzej będzie jeśli nie zechce się ze mną spotkać…
- Hej złotko- zaczęła mama- Spójrz na mnie.- spojrzałam w jej ciemne oczy- On Cię kocha. Wiedziałam was, widziałam jak na Ciebie patrzył. Każdemu z nas zdarza się dosięgnąć dna a Ty jesteś po to, by mu pomóc wzbić się ponad chmury.- uśmiechnęła się do mnie a ja tuląc się do jej piersi zaczęłam ponownie wierzyć w lepsze jutro.

Weszłam do domu kilka minut po 11. Wszędzie panował okropny bałagan więc łatwo można było wywnioskować, że brat wstał. Najciszej jak mogłam zamknęłam za sobą drzwi i przemknęłam niezauważalnie do salonu. Stanęłam za malcem oglądającym kreskówki i znienacka przytuliłam jego kruche ciałko.
- A mam Cię łobuzie!- krzyknęłam zaczynając łaskotać go. Malec śmiał się donośnie próbując uciec przed swoistego rodzaju torturami.
- Powiedz, że mnie kochasz!- mówiłam do malca- Powiedz jak bardzo kochasz swoją siostrę!
- O tak ją kocham!- krzyknął i rzucił się na moją szyję obdarowując moją uśmiechniętą twarz drobnymi buziakami- Jesteś najcudowniejszą siostrą na świecie!- przytulił mnie mocno na co odwzajemniłam jego uścisk.
- Charlie…- zaczęłam odkładając brata na małą sofę- Kocham Cię bardzo mocno i musisz wiedzieć, że Koreny był bardzo stary dlatego od nas odszedł. Oczywiście cały czas istnieje w naszych sercach i patrzy na nas z góry, ale…- chłopiec patrzył na mnie i na moje ruchy. Opuściłam szybko pokój i udałam się po pieska, który stał za drzwiami. Wzięłam maluszka na ręce i wróciłam do brata- Ale pomyślałam, że czas przyjąć kogoś do naszej rodziny.- spomiędzy moich rąk wyłoniła się malutka kuleczka
Mina chłopca? Bezcenna!
Zaczął skakać, biegać, mówić jaką to najlepszą siostrą jestem pod słońcem po czym chwycił psa i mocno go przytulił. W tym momencie zrozumiałam jak bardzo ważna jest dla niego, dla nas więź z przyjacielem. Człowiek bez osoby, której może powierzyć swoje tajemnice, zmartwienia oraz opisy najszczęśliwszych dni w swoim życiu staje się niczym kwiat bez wody. Z każdym dniem staje się coraz słabszy, nieszczęśliwy a na samym końcu usycha bezpowrotnie. Tak też działo się z moim bratem przez ostatnie tygodnie. Powoli usychał by w końcu na nowo odżyć. Patrząc na jego uśmiechnięta od ucha do ucha twarz nie potrafiłam sobie przypomnieć kiedy ostatni raz był taki radosny. To prawda, że nie ma nic cudowniejszego niż uśmiech dziecka!
- Jak go nazwałaś?- zapytał mnie chłopczyk i puścił małą kulkę po salonie
- To Twój piesek więc nazwij go jak tylko chcesz- uśmiechnęłam się do niego
- To może…..Blue?- zapytał a ja ochoczo skinęłam głową
- To bardzo ładne imię no i widać, że pokochał niebieski- zaśmiałam się widząc Blue kładącego się na stosie niebieskich poduch- Zajmiesz się nim? Możecie iść do ogrodu jeśli chcesz.- powiedziałam a malec zaczął szaleć. W końcu poczułam się kochana. W końcu ot tak bardzo dawna miałam ochotę żyć.

Kilka minut po 17.00 rozległ się dźwięk mojego telefonu. Rzecz jasna ktoś musiał dzwonić do mnie dwa razy bym mogła odnaleźć sprzęt grający i rozmówić się z niecierpliwą osobą. Kim była ta tajemnicza postać? Nikt inny jak Will. A tak w ogóle to skąd on ma mój numer?

- Halo?
- Cześć Valery.- przywitał się- Wiem, że ostatnio nasza rozmowa nie zakończyła się najlepiej więc postanowiłem to naprawiać.
- Czekaj. Co?- zapytałam jakbym była wyłączona lub też zszokowana.
- Chcę się z Tobą spotkać.- sprostował
- Skąd masz mój numer?- chwila milczenia. – Alex?
- No nie bądź na niego zła bo to ja nalegałem. Bardzo Cie proszę daj mi szansę na dokładniejsze poznanie mnie.
- A niby dlaczego?
- A może dlatego, że jest Ci źle i potrzebujesz kogoś kto Cię wysłucha?
- Kiedy i gdzie?- westchnęłam zastanawiając się co ja tak naprawdę robię i do czego dążę.
- Spotkajmy się w tym samym miejscu co ostatnio.- powiedział chłopak. W jego głosie wyraźnie słychać było radość i entuzjazm, który dosłownie rozlewał się dookoła mnie- Dasz radę za jakąś godzinę?
- Ale że dzisiaj?!- byłam zdziwiona i wcale tego nie ukrywałam
- Tak, dzisiaj. To co? Za godzinę?
- Tak, jasne.- powiedziałam pośpiesznie się rozłączając. No to mam tylko godzinę na to by wyglądać niczym człowiek a właściwie dziewczyna.

Już dawno nie czułam tak ogromnej chęci wyglądania ładnie, schludnie i atrakcyjnie. W końcu od kilku dni chciałam być niczym dziewczyny z okładek kolorowych pism, w końcu chciałam wyglądać jak kobieta.
 Przebywając z Niall’em nie dbałam o wygląd, nie dbałam o to jak zachowanie bo on był przyzwyczajony do oglądania mnie bez makijażu, w za dużych koszulkach oraz do tego, że włosy na mojej głowie przypominają wronie gniazdo. On rozumiał moje gesty, słowa oraz to, że moje maniery były naganne. Nie przeszkadzało mu to, że jem palcami sałatki, podjadam mu jedzenie z talerza oraz to, że od czasu do czasu beknę przy stole. Jego to śmieszyło a co dopiero mówić o przeszkadzaniu…
W gruncie rzeczy brakowało mi tego uczucia gdy idę ulicą i słyszę komplementy od mężczyzn, ciche pogwizdywanie a czasem czuję na sobie ich wzrok wyrażający pożądanie. Kiedy ostatni raz czulam się pełna wdzięki i seksapilu jak Angelina Jolie? Chyba nigdy…
I znów nawiedziły mnie myśli dotyczące blondyna. Pojawiły się wyrzuty sumienia, coś w rodzaju ,, co ja robię’’ i ogromna, ale to ogromna chęć znalezienia się w jego ramionach.
Dziewczyno, co się z Tobą dzieje?
Niall’a nie ma. On bawi się lepiej beze mnie więc w czym problem?
Idę na pseudo randkę z Will’em.


Kilka słów od autora.
Cóż mogę powiedzieć? Statystyki idą w dół, nie ma was, nie ma komentarzy...
To trochę przykre ale cóż. Zycie
Zostało mi ostatnie zaliczenie w szkole i można zacząć wakacje!!!! 

piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 66 ,, Martwię się o was ''





Drogi Pamiętniku.
Wakacje niemalże dobiegają końca a moja miłość jest wystawiona na próbę czasu. Wytrzymałam miesiąc bez jego śmiechu, jego słów, bez jego ciepłych i silnych ramion, ale jak miną kolejne cztery tego nie wie nikt. Zapewne poddam się w połowie tego czasu, załamię się, zrobię Niall’owi awanturę i taki będzie finał naszej historii.
Tłumaczę sobie to na wszelaki możliwy sposób. To jego praca, musi to robić by przeżyć, ma podpisaną umowę i dzięki niej istnieje, ale to…. To przynosi ulgę na chwilę. A co z resztą dni?!
Wiem, że jestem silna. Wiem, że moja siła tkwi w uczuciu i bogatej przeszłości, która niejednokrotnie pokazała mi jak brutalne może być życie. Wiem, że moja siła to moja potęga, która pozwoli mi przetrwać te wszystkie dni.

Coraz częściej zastanawiam się czy wrócić do szkoły. Coraz częściej myślę, że mam ochotę zostawić to wszystko, wyjechać z tego okrutnego miasta a nawet państwa i zacząć wszystko od nowa, od śnieżnobiałej strony. Czy tak nie byłoby łatwiej? Można wykreować siebie na nowo, można sprawić, że ludzie nie dowiedzą się kim byłam. Nie oszukuję się- nic nie będę miała po tej szkole. Muzyka to tylko zabawa a każda zabawa się kiedyś kończy. Chciałabym zrobić coś, co nada mojemu życiu sens, co sprawi, że będę czuła się potrzebna i ważna. Być może ten kurs na który uczęszczam pozwoli mi odnaleźć się w pracy tłumacza? A może wyemigruję do Niemiec? Kto wie co przydarzy się mi za kilka dni, za kila lat?

Wiesz co zauważyłam? Ostatnimi czasy zaczęłam brutalnie wypierać z umysły przeszłość. Wszystkie wspomnienia, wszystko co tak naprawdę było dla mnie najcenniejsze porzuciłam, by tylko móc na chwilę odetchnąć. Czy tak może być? Czy tak powinno być? To jest właściwe pytanie. Bo wspomnienia o Meg, tacie, chłopakach i o Olivierze tworzyły moją historię, tworzyły wszystko to co miałam.
Z perspektywy czasy widziałam rozpadającą się rodzinę, złośliwych rodziców a teraz wcale nie było lepiej. Odkąd babcia straciła pracę coraz częściej widzę ją zalaną łzami, sączącą gorzkie wino i cóż tu dużo mówić… Wydaje mi się, że jej pracoholizm sprawił iż popada w depresję. Jak inaczej to wytłumaczyć? ONA SIĘ ZANIEDBUJE. Czy kobieta w sile wieku chodzi po domu w dresie, z lepiącymi się włosami podczas gdy na dworze nie widać ani jeden chmury a temperatura sięga niemalże trzydziestu stopni? To nie jest normalne i właściwe. Czasami wydaje mi się, że gdyby dziadek żył ona… Ona byłaby inna. I nawet praca nie potrafiłaby jej zmienić.

Nie myśl sobie, że nie mam czasu dla rodziny. Okropnie martwię się o brata. Od kiedy zabrakło wśród nas Korney’a stał się on nieco smutniejszy, schudł, stracił radość życia              a uśmiech? Czy coś takiego u niego istnieje? To przykre widząc iż tak młoda osoba przestaje nagle żyć, jej świat się wali a najbliżsi nie potrafią pomóc.
A może kupno nowego towarzysza byłoby czymś dobrym? Może to wcale nie głupi pomysł?
W schronisku jest pełno zwierzaków czekających na adopcję więc czemu nie? Malec  na pewno się ucieszy a ja? Ja będę mieć świadomość tego, że zwróciłam mu przyjaciela.
Sama również potrzebuję mieć się do kogo przytulić, mieć komu powierzyć moje tajemnice
a taki kundelek… On jest idealny. Ty również też! Nie zrezygnuję z tej formy wyżalania się jaką jest prowadzenie pamiętnika. Co to, to nie!
Martwię się też o Niall’a…  Pokłóciliśmy się kilka dni temu, on się nie odzywa, chłopcy też naprawdę rzadko do mnie piszą a jak robi to któryś z nich to jest tą osobą Zayn. Właśnie w takich chwilach jak te, które są już za mną a wiele jeszcze przede mną widzę, że mogę liczyć tylko na niego. To przykre, ale prawdziwe. Jak głosiła jedno z zagranicznych powiedzeń: Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.

Od tej sprawy z Hazzą Niall naprawdę stał się… Dziwny? Szczerze przyznam, że świadomość tego iż najlepszy przyjaciel leci na moją dziewczynę nie jest niczym przyjemnym. Ale co ja no to poradzę? Wyraźnie mówiłam HAZZIE, że moja i jego miłość to równanie sprzeczne. Kocham tylko i wyłącznie Irlandczyka….
Choroba mamy na pewno miała na nasze relacje wpływ. Obiecałam mu,  że ją odwiedzę i tak też będzie… Idealnie się składa bo studio ma być zamknięte na okres dwóch tygodni z powodu koniecznego remontu. Plany? Irlandia i Mullingar czekają na mnie!
Zamknęłam zeszyt i spojrzałam na słońce chowające się za linię horyzontu. Niebo o tej porze było piękne. Kolory igrały ze sobą przechodząc w coraz to ciemniejsze barwy- począwszy od jasnożółtego a skończywszy na intensywnym bordowym, który miejscami przeradzał się w kolor czarny. W takie samotne i puste wieczory jak ten, tęskniłam za Niebieskookim oraz każdą chwilą, którą spędziliśmy razem. Nie pomagała tu już muzyka, zbyt wesołe komedie oraz tony czekolady, które sprawiały, że moja sylwetka zamieniała się w formę podłużnej pianki.
Chwyciłam ogromną białą kartkę, rozłożyłam ją na podłodze i czerwonym flamastrem zaczęłam pisać ogromnymi literami:

Co zrobić by być szczęśliwym?
  1. Każdego ranka, tuż po przebudzeniu pomyśl o czymś miłym. Włącz ulubioną piosenkę, która doda Ci energii na cały dzień
  2. Kilka przysiadów oraz lekka gimnastyka poprawi krążenie, co zwiększy poziom endorfiny w Twojej krwi
  3. Stań przed lustrem i powiedz: Jestem piękna. Czuję się cudownie
  4. Ubieraj się w te ubrania, które pozwolą Ci czuć się swobodnie. Odstaw ponure kolory a postaw na coś bardziej wesołego
  5. Zrób każdego dnia coś dla siebie- kup książkę, zjedz kostkę czekolady, spotkaj się z przyjacielem. Obojętnie co, ale zrób to dla siebie
  6. Uśmiech to połowa sukcesu. Także uśmiechaj się każdego dnia do wszystkich a poczujesz się znacznie lepiej
  7. Rodzina najważniejsza. Spędź z nią każdego dnia godzinę na wspólnej rozmowie, oglądaniu filmów lub tez na spacerze- to spaja więzy rodzinne
  8. W zdrowym ciele zdrowy duch! Dbaj o siebie. 20 przysiadów, 20 brzuszków i ćwiczenia na talię to jest to czego potrzebujesz.
  9. Porozmawiaj z kimś kto pomoże Ci uwolnić umysł od przykrych wspomnień
  10. TAK NIEWIELE POTRZEBA BY BYĆ SZCZĘSLIWYM!

Podniosłam się do góry by móc ocenić moje dzieło i musiała  stwierdzić, że aż tak tragicznie to nie wyglądało. Chwyciłam taśmę i czym prędzej zamontowałam kawałek papieru w miejscu gdzie mój wzrok pada od razu po przebudzeniu- powiesiłam kartkę na lustrze. Przyglądając się temu tak naprawdę prostemu sposobowi na chwilę radości gdy usłyszałam stukanie o parapet. Podniosłam się, podeszłam do okna i nie mogłam uwierzyć własnym oczom- Londyn tonął w łzach. Wystawiłam dłoń poza chroniony dachem obszar i poczułam chłodne krople muskające moją skórę. Chłód rozchodził się po moim ciele nie dbając o nic. Radość z powodu tego uczucia nie miałam końca. W końcu przerażona ogromnym błyskiem a następnie potężnym grzmotem zamknęłam okno, zgasiłam światło i spoglądałam na krople niedbale spływające po chłodnej szybie.
Raz po raz niebo przeszywała istna biel tylko po to, by po chwili mogła pochłonąć je bezkresna czerń. Nieznośny watr tarmosił liście, które wirowały dookoła mnie. Kamień, który ulokował się gdzieś w okolicy żołądka coraz bardziej na niego ciążył. Miałam dziwne przeczucie, że cos się stanie, że wydarzy się coś złego co nie pozwoli mi żyć. Czułam ogromny strach, który rósł gdzieś w okolicy serca. Czy coś stało się Niallerowi? Czy oby na pewno każdy z chłopaków był bezpieczny?
Spojrzałam  na zegarek- 21.20.  + 4 godziny więc u nich jest 1.20. Nie mam wyboru, muszę zadzwonić.
Pierwszy sygnał i nic. Drugi sygnał i nic. Moje serce zaczyna bić jak szalone. Trzeci sygnał i nic. Odchodzę od zmysłów ale zaraz uzmysławiam sobie, że może śpią lub są w trakcie after party. Czwarty sygnał i słyszę jego dziwny, zmodyfikowany głos.
- Halo?- mówi czkając.
- Niall? Ty jesteś pijany?!- pytam zdziwiona jego głosem.
- Ja? Nie…- mówił chłopak kłamiąc- Hej Lisa! Poczekaj!- krzyknął
- Jaka Lisa?! Niall gdzie Ty jesteś?!- próbowała się dogadać z nim ale nie umiałam. Nagle usłyszałam szum w telefonie, kilka niemiłych słów i ktoś inny odezwał się po drugiej stronie
- Niall oddzwoni później- serce podskoczyło mi do góry. Ten seksowny i ochrypły głos mógł należeć tylko do Hazzy
- Harry?! Co się dzieje? Wszystko jest ok.?- zalewałam go tysiącami pytań bojąc się przerwania połączenia przez chłopaka.
- Poczekaj chwilę.- rzucił niedbale. Próbowałam wsłuchać się w strzępki rozmów, ale niewiele dane mi było usłyszeć. Krzyki, pisk i obelgi Niall’a nie pozwalały mi skupić się na rozmowie. Co ten chłopak ze sobą robił?!
- Valery?- po chwili usłyszałam w słuchawce
- Harry proszę powiedz mi co się z wami dzieje- błagałam go niemalże
- Spokojnie słodka. Złość piękności szkodzi. Niall ma problem z sobą. Nie wiem o co wam poszło, ale po ostatniej rozmowie on zaczął…- urwał jakby bojąc się mojej reakcji- No zaczął ostro pić i balować…. Żaden z nas nie potrafi doprowadzić go do porządku. Nie minie koncert on zaszywa się w swojej garderobie i pije. Jesteś jedyną osobą, która może mu pomóc, wiesz?- mówił chłopak a ja z każdym wypowiadanym prze niego słowem upadałam na dno. Niall i alkohol? Czy to oby na pewno nie jest kolejny wymysł tych idiotów?
- Harry czy Ty oby się nie pomyliłeś? Niall? Niall i alkohol? To niedorzeczne!
- Prawda jest taka, że najwyraźniej nie znasz swojego chłopaka i jego możliwości- zaśmiał się gorzko słysząc moje niedowierzanie w głosie. A może to właśnie była prawda? Może tak naprawdę nie znałam chłopaka? Może i Harry miał racje lub przemawiała przez niego czysta zazdrość? Może tak naprawdę chciał by Niall w moich oczach stał się kimś, komu nie warto poświęcać czasu a tym bardziej życia?
Tysiące myśli przelatywały przez mój umysł z prędkością światła. Co robić? Co robić? Co robić?
- Harry to wcale nie jest śmieszne.- warknęłam czując narastającą złość do chłopaka
- Wiesz, w gruncie rzeczy jest. Niall mówi różne dziwne rzeczy jak jest pijany…- mówił spokojnie jakby chciał by jego słowa sprawiały mi więcej bólu. To była swego rodzaju tortura, która miała na celu sprawienie jak największego bólu.
- Zamknij się ok.? Myślisz, że jak jesteś chamem to każda będzie Twoja? Harry oprzytomniej! Nie dość że ranisz swoich przyjaciół to także i mnie! Naprawdę Ci o to chodziło?! Tak cholernie tego chcesz by każdy miał Cię za chama i prostaka?!- wykrzyczałam nie myśląc nad swoimi słowami ani siłą ich przebicia
- Dzięki Valery….- powiedział niemalże Szpetem.
- Harry, ja… Ja… Przepraszam- powiedziała, ale było za późno. Chłopak rozłączył się pozostawiając mnie z głową pełną pytań.
Co mam teraz zrobić?!

Poniedziałkowy ranek okazał się nieco lepszy niż pogoda za oknem. Nieustanny wiatr dął w okna, które drżały z zimna. Chłodne krople deszczu spływały po szybie powodując odpłynięcie wszystkich witalnych sił. Tuż przed wyjściem do pracy dostałam telefon od Alex’a, który poinformował mnie iż właśnie od dzisiaj zaczyna się nasz dwutygodniowy wypoczynek.
Ucieszona z tego faktu zaparzyłam kawę, zrobiłam tosty z masłem orzechowym i usiadłam przed telewizorem przeskakując z kanału na kanał. Mnóstwo programów śniadaniowych, bajek dla dzieci i serwisów informacyjnych zlewało się w całość. Znudzona trzymaniem pilota w dłoni zostawiłam na programie w którym mówili o otwierającym się rynku pracy na zachodzie Europy. Słuchając nudnych wypowiedzi ludzi w podeszłym wieku wpatrywałam się tempo w ekran. Nagle całość wypowiedzi przybrała inny wymiar. Na ekranie pojawiły się roześmiane twarze chłopaków. Któryś z prowadzących zaczął mówić o odwołanym koncercie w LA z powodu złego samopoczucia jednego z członków zespołu. Przerażona nie na żarty zerwałam się z kanapy i pobiegłam na górę po swój telefon. Od razu wykręciłam numer do Zayn’a. On jako jedyny mógł przekazać mi rzetelne informacje na temat tego co miało miejsce wczorajszego wieczora u nich.

Telefon dzwonił gdzieś w oddali. Pojedyncze dźwięki, które do mnie docierały odbijały się echem w mojej głowie. Ktoś nie dawał za wygraną więc postanowiłem przetrzeć zaspane oczy i odebrać grający sprzęt. W końcu mogło stać się coś złego.
- Na miłość Boską Zayn co się z Tobą dzieje!- usłyszałem po drugiej stronie sparaliżowany głos Vally- Ile można dzwonić?!- była wściekła a zarazem przerażona
- Tak się składa, że po koncercie nie można mnie dobudzić.- powiedziałem ziewając najdyskretniej jak mogłem
- Obudziłam Cię. Wiedziałam….- jęknęła- Przepraszam Zayn…
- Daj spokój. Stało się coś? Jesteś jakaś niespokojna….powiedziałem siadając na łóżku i zmierzwiłem stojące w każdą stronę włosy
- Możesz mi powiedzieć co miało miejsce wczoraj? Dlaczego odwołaliście koncert do LA? Kto się źle poczuł?- dziewczyna zasypywała mnie gradem pytań
- Spokojnie kochanie…- próbowałem ją uspokoić- Wszystko jest już dobrze.- starałem się mówić spokojnie, miarowo i tak by brunetka nie przejmowała się całym szumem dookoła nas- Wczoraj tuż po koncercie jeden z nas zasłabł…
- Co?! Jak to?! Zayn proszę powiedz mi wszystko.. Martwię się o was!- mówiła błagalnym głosem. Serce łamało się słuchając tego zrozpaczonego głosu. Więcej miała problemów z naszym wyjazdem niż my. Dopiero teraz udało mi się zauważyć jak bardzo dziewczyna cierpiała przez to wszystko.
- Niall poczuł się źle i upadł na podłogę. Zabrali go lekarze na kilka podstawowych badań…- wyjaśniłem jej pośpiesznie
- Jak to? Dlaczego nic mi nie powiedzieliście?! Dlaczego dowiaduje się ostatnia o tym, że MÓJ chłopak zasłabł?! Czy ja naprawdę powinnam oglądać więcej telewizji?!- niemalże wykrzyczała. Czyli Niall okłamał nas mówiąc iż zadzwonił do niej?
- To on do Ciebie nie dzwonił?- zapytałem zdziwiony
- A miał? Nie rozmawiałam z nim od kilku tygodni.- czy mi się wydawało czy ona płakała?
- Wiesz to dosyć dziwne bo nam mówił, że o wszystkim Cię poinformował…
- Nie Zayn. On nie dzwonił do mnie. Boże co się z nim dzieje? Zayn powiedz mi wszystko absolutnie wszystko!
- Wiesz… Możemy porozmawiać przez skypa? Wolałbym Cię widzieć…- zaproponowałem
- Jasne. Zaraz wejdę i porozmawiamy.- odparła przerywając rozmowę.
Zacząłem zastanawiać się nad tym jak ona to wszystko zniesie…

Kilka minut później widziałem na ekranie komputerowego monitora zapłakaną brunetkę.
- Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że nie mogę być przy Tobie- powiedziałem widząc jej zapłakane piwne oczy
- Powiesz mi co się dzieje?- jej głos drżał. Oparła się o krzesło i zaczęła słuchać
- To wszystko zaczęło się w Irlandii. Jak dobrze wiesz Maura była w szpitalu i Niall jak to Niall. Olał na początku wszystko ale gdy usłyszał, że jego matka może być poważnie chora załamał się. No i wiesz dokładnie jak to bywa przy tego typu rzeczach- nie interesuje Cię nic prócz Twojego wewnętrznego świata. Zaczął pić i to ostro. Niejednokrotnie dzwonił do nas po pijaku i prosił byśmy odwołali to wszystko. Chwała mu za to, że zrozumiał, że w ten sposób rani Ciebie.- dziewczyna intensywnie oddychała. Jej pierś falowała z gniewu a być może z frustracji, która właśnie nadciągała. Nie zważając na nic kontynuowałem zgodnie z obietnicą- Przyjechaliśmy tu. Wszystko było dobrze do momentu w którym nie nastąpiła wasza kłótnia. Nie chcę Cię w żaden sposób obarczać jego zachowaniem moja droga! Absolutnie nie! Ale musisz wiedzieć, że jeżeli tak dalej pójdzie to wszystko się rozpadnie. Dzień w dzień pije i nigdy nie trzeźwieje jakby tego było mało zaczął palić jakieś zielsko, które całkowicie go zmienia. Staramy się mu pomóc, staramy się by miał wszystko co jest mu potrzebne do życia ale on odtrąca nas. Nie wiem czy uda nam się skłonić go do wyjścia z tej sytuacji.- powiedziałem kończąc bolesny monolog. Dziewczyna chwilę milczała tylko po to by po chwili wybuchnąć donośnym płaczem, który wypełnił przestrzeń dookoła mnie. Całe szczęście, radość i nadzieja wyparowały w tym momencie. Gdybym tylko było obok niej ująłbym ją w ramiona i trzymał w nich tak długo aż brunetka się uspokoi.
- Zayn… Co ja mam teraz zrobić? Wszystko się wali a ja? Ja stoje w miejscu bo nie wiem co mam robić. Babcia popadła w depresje i coraz więcej pije, Charlie przeżywa depresję po utracie psa a teraz jeszcze Niall i jego narkotyczne uzależnienia. Czym ja, do cholery jasnej zawiniłam bym teraz miała takie życie?!
- Proszę uspokój się. Powinienem być teraz przy Tobie… Może mam przylecieć? -
- Nie Zayn, to nie ma sensu.- załkała- Nie możesz marnować swojego życia na moje problemy
- Nie zapominaj, że też jesteś częścią mojego życia- rzuciłem zbyt późno gryząc się w język. Zapanowała między nami niezręczna cisza, która została przerwana donośnym pukaniem do moich drzwi. Po chwili do pokoju wpadł Niall z rozkwaszonym nosem. Upadł na podłogę pociągając za sobą obrus a wraz z nim wiele szklanek i talerzy.
- Cholera jasna- zakląłem pod nosem. Usłyszałem zduszony krzyk dziewczyny, która w żaden sposób nie mogła mi pomóc
- Harry! Lou!- krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem. Próbowałem podźwignąć chłopaka jednak moje siły tu nie wystarczały. Po chwili zjawiła się dwójka przyjaciół, która pomogła mi usadowić chłopaka na łóżku. Natychmiast pognałem po apteczkę by móc opatrzyć nos kolegi. Ślady krwi w holu nie wyglądały najlepiej… Gdyby ktoś nie wiedział co tak naprawdę się wydarzyło miałby przed oczami mordercę z ociekającym krwią nożem w ręku. Dobiegłem do kuchni w momencie gdy do apartamentu wszedł Liam. Nie miał najlepszej miny, był zmęczony, rozgoryczony i może lekko smutny. Widząc apteczkę w mojej dłoni od razu zapytał się co miało miejsce podczas jego nieobecności. Wzruszyłem ramionami sam tak naprawdę nie potrafią dokładnie tego wyjaśnić. Niall potrafił nas zaskoczyć tym bardziej w ostatnich dniach.
- Człowieku spójrz co Ty robisz ze swoim życiem.- rzucił Lou w momencie naszego wejścia do pokoju
- Co ja robię?- wybełkotał blondyn- Spójrz lepiej na siebie i tę dziunię. Każdy z nas wie, że lubisz znaczne bardziej od niej Hazze….- spojrzał na Louis’a. Chłopak ściągnął usta w jedną, prostą linię na tyle mocno by odpłynęła z nich krew.
- Jesteś skończonym kretynem.- uderzył nogą o łóżko i opuścił pokój
- Stary wyluzuj- powiedziałem rozkładając się przed nim.- Liam zabierz stąd laptopa.- poruszyłem głową w stronę sprzętu stojącego nieopodal.
- Valery?- zdziwienie w jego głosie sprawiło, że blondyn na dźwięk imienia dziewczyny poruszył się niespokojnie
- Ale co z nim?- usłyszałem jej cichy głos, który zaczął się oddalać. Było mi jej tak cholernie szkoda. Kolejne dni będą dla mnie próbą czasu…..