Stałam tak i wpatrywałam się w chłopaka o brązowych
włosach. Wyglądał tak niewinnie, tak słodko, że wierzyć się nie chciało, że po
jego głowie chodzą niecne plany.
- Widzisz? I ponownie się spotkamy. Po raz drugi tego dnia- powiedział chłopak
dotykając mojego policzka swoją chłodną dłonią. Przeszył mnie dość nieprzyjemny
dreszcz.
- Co Ty tu robisz? I jak mnie znalazłeś?- wydyszałam ściśniętym głosem. Bałam
się, tak cholernie bałam się o swoje życie. W duszy modliłam się aby nagle
zjawił się ktoś kto mi pomoże.
- Ciii… Za dużo mówisz- rzekł i delikatnie musnął moje usta swoimi. Był taki
delikatny a równocześnie stanowczy. Był taki jak dawniej
- Olivier przestań- warknęłam i wyrwałam się z morderczego uścisku. Poczułam,
że po moich plecach płynął chłodne strużki potu.- Nie mam pojęcia jak mnie
znalazłeś ale wiedz, że to niczego nie zmieni- postawiłam krok w tył
przygotowując się do ucieczki. Byłam w pełnej gotowości.
- Valery ale dlaczego nie? Dlaczego niby nie? To miłość nas połączyła a ona nie
mija ot tak, z dnia na dzień-
- Chciałam Ci przypomnieć, że mnie zmusiłeś do seksu z Tobą- powiedziałam lekko
mu współczując- Gdybyś się nie zmienił wszystko byłoby tak jak powinno-
- Ale ja się zmieniłem, porzuciłem dawne życie- chłopak lekko skrzywił się-
Chcę nadal z Tobą być-
- To pokaż mi, że zasługuje na Ciebie, pokaż mi, że się zmieniłeś- powiedziałam
i odwracając się, pewnym krokiem ruszyłam do przodu
- Posłuchaj- ostre szarpnięcie zwaliło mnie z nóg, wypuściłam smycz z psem- Nie
będziesz mi stawiać warunków jasne?!- chłopak wpadł w szał- jesteś moja i już!
To ja Ci mówię co masz robić a nie Ty mi!- chwycił mój nadgarstek lekko go
wykręcając. Poczułam, że jakaś kostka przestawia się w całkowicie nie należące
do niej miejsce wywołując przy tym niesamowity ból
- Olivier puść!- krzyczałam ze łzami w oczach- Olivier to boli! Krzywdzisz
mnie!- krzyczałam nie mogąc znieść bólu, który przeszywał całe moje ciało
- Nie krzycz!- powiedział podniesionym głosem- Patrz na mnie!- szarpnął mną a
ja zmuszona do spojrzenia w jego twarz uniosłam wzrok do góry- Wstawaj!- ledwo
dźwignęłam się na nogi- A teraz pocałuj mnie tak jak kiedyś gdy byliśmy parą-
rozkazał mi a ja nie miałam najmniejszej ochoty tego robić. Chłopak nie
dostając tego czego chciał szarpnął moją obolałą dłoń i przysunął do siebie.-
Nie chciałaś po dobroci to nie- i wpoił swoje usta w moje.
- Zostaw ją- usłyszałam gdzieś w mroku spokojny i opanowany głos. To Liam, to naprawdę on! Krzyczałam
wewnątrz.- Słyszałeś?!- ton głosu nie zmienił się. Olivier odkleił się ode mnie
rzucając mnie na brudną drogę
- A kim Ty jesteś aby mi rozkazywać?- zapytał Liam’a chłopak, który zmuszał
mnie do pocałunku
- Jestem kimś kto w porównaniu do Ciebie szanuje kobiety- powiedział chłopak i
podszedł do mnie- Jesteś cała?- spytał mnie z czułością w głosie. Kiwnęłam, że
tak i już chciał podać mi rękę gdy dostał mocno w plecy.
- Liam!- wrzasnęła jakaś dziewczyna. Chłopak jednak się nie poddał i wstając
wymierzył Olivierowi mocny prawy sierpowy. Po kilku ciosach wymierzonych przez
Liam’a Olivier z krwawiącą wargą i nosem oddalił się od nas wypowiadając jakieś
groźby pod moim adresem. Wiedziała, że od tej pory moje życie nie będzie
bezpieczne ale nie widziałam, że aż tak.
- Jesteśmy- powiedział chłopak otwierając przede mną duże mahoniowe drzwi.
Uparł się, że muszę iść do nich bo musi się upewnić czy nic mi nie jest.
Zgodziłam się bez żadnego kłócenia się i takim oto sposobem po niecałych trzech
minutach stałam w holu wielkiego domu.
Wszędzie panował niesłychany bałagan i chaos. Krzyki, śmiechy i kłótnie były tu
na porządku dziennym. Bynajmniej tak mi się wydawało.
- Matko Valery co Ci się stało?- podbiegł do mnie chłopak w pasiastej bluzce,
którego imienia nawet nie pamiętałam. Nie powiedziałam nic bo czułam, że słowa
spowodują u mnie potok łez. Nagle, jak na komendę zbiegli się wszyscy domownicy
i przyglądali się mi jak jakiemuś muzealnemu eksponatowi.
- Nie wygląda to najlepiej- powiedział Zayn przeciskając się przez tłum.
Delikatnie ujął moją dłoń i przyjrzał się jej z bliska. Spuściłam wzrok i
zastanawiałam się co tak naprawdę stało się z moim nadgarstkiem. Dopiero po
chwili zaczynałam w pełni przypominać sobie wydarzenia sprzed kilku minut.
- No już, przesuńcie się. Nie będziemy chyba tak stać, prawda? Nogi mnie bolą-
odezwał się ów dziewczęcy głos. Chłopcy zeszli na bok a ja ujrzałam tył, jak
mniemam dziewczyny Liam’a- Daniell. Ubrana była w piękną czerwoną sukienkę
podkreślającą jej atuty oraz czarne szpilki. Jej włosy były bardzo ładne bo
były kręcone.
- Daniell tak?- zapytałam na co dziewczyna stanęła i delikatnie odwróciła się
- Tak- odparła
- Valery- uśmiechnęłam się wyciągając sprawną rękę. Dziewczyna spojrzała na nią
z obrzydzeniem
- No ja w ogóle nie wiem gdzie ona ma maniery- spojrzała po chłopakach a ja
zażenowana schowałam rękę w kieszeni- no z brudnymi łapskami się wita. Szczyt
głupoty!- wykrzyknęła i oburzona zniknęła w pierwszym pomieszczeniu po prawej
stronie. Wszyscy spoglądali za nią a ja zaczynałam odczuwać coraz to dotkliwych
ból.
- Nie chcę nic mówić..- zaczęłam- ale to- wskazałam na rękę- zaczyna mnie
boleć.-
- Nie dziwię się. Masz złamany nadgarstek- stwierdził Zayn i zaczął się
ubierać. Po chwili biorąc mnie za rękę kierował się w kierunku wyjścia
- A wy gdzie?- zapytał ogłupiały Niall
- Jak to gdzie? Do szpitala- warknął lekko zły Zayn. Dlaczego był zły? Czy to
wszystko dlatego, że stało się tak jak się stało? Czy to dlatego, że wybrał
podróż ze mną do szpitala? Czy on się o mnie martwił? Czy mu w jakiś sposób
zależało na mnie? Czasami naprawdę nie rozumiałam tego chłopaka.
- Ale Zayn.- zaparłam się- Ja muszę znaleźć Korney’a!-
- Nie martw się, oni go znajdą- i zatrzasnął za nami drzwi. Drzwi do bezpiecznego
świata.
W samochodzie panowała ponura atmosfera. Ciszę przerywały delikatne pomruki
silnika i deszcz uderzający o przednią szybę. Obserwowałam pracę wycieraczek
wodząc oczami to w tą to z powrotem, to w tą to z powrotem. Chłopak ani razu
nie spojrzał na mnie od momentu w którym wyruszył spod domu. Był zamyślony a na
jego twarzy zdawało się zauważyć pierwsze objawy złości. Kącik jego ust
delikatnie zadrżał.
- Zatrzymaj się.- powiedziałam w pewnym momencie gdy znaleźliśmy się w jednej z
bocznych uliczek
- O czym Ty mówisz?- zapytał nie odrywając wzroku od drogi. Jego głos
przepełniony był gniewem.
- O tym, że masz się zatrzymać- powtórzyłam drżącym głosem. Chłopak spojrzał na
mnie z niedowierzaniem w oczach ale mimo to nie zatrzymał się. Nie mogłam znieść
jego obecności w tym samym aucie. Nie mogłam znieść tego, że dzieli nas
odległość zaledwie paru centymetrów. Nie mogłam znieść jego gniewu na mnie i
tych wszystkich idiotycznych zachowań.
- Zatrzymasz się do jasnej cholery czy nie?!- wrzasnęłam a chłopak gwałtownie
wcisnął hamulec. Moim ciałem wstrząsnęło i poleciałam do przodu. Gdyby nie pas
uderzyłabym się w głowę. Gdy w końcu dopięłam swego, szybkim ruchem rozpięłam
pas i spojrzałam na chłopaka. Zero uczuć. A ja głupia pomyślałam, że może mu na
mnie zależeć. Otworzyłam drzwi i będąc jedną nogą na drodze powiedziałam:
- Naprawdę nie musiałeś tego robić. Dałabym sobie sama świetnie radę- i
trzaskając drzwiami wyszłam wprost na największą ulewę.
- Valery daj spokój! Wracaj do auta, jeszcze się przeziębisz- krzyczał za mną
chłopak, jednak ja nie zwracałam uwagi na jego słowa. Nie chciał mnie tam? to po
jaką cholerę w ogóle podjął się czegoś takiego? Z jego oczu kipiała nienawiść... to po co w ogóle przejął się moim losem? Jak można tak traktować ludzi?
- Valery….- jechał równo ze mną- Proszę Cię wsiądź. Chłopaki nie darują mi jak
coś Ci się stanie- prowadził smętny monolog
- Chłopaki, tak?! A co z Tobą?! – powiedziałam nawet nie patrząc na jego twarz
- Ja…- zawiesił głos.- Ja… Wsiadasz czy nie?- zapytał a ja nie odpowiedziałam
nic.- Wiesz świat nie kręci się tylko wokół Ciebie. Nie zawsze Ty musisz być
najważniejsza. Tak się składa, że niektórzy nie mają takiego kolorowego życia
jak Ty.- zamknął szybę i odjechał z piskiem opon. Nie wierzę, nie wierzę, że on to powiedział.
Nie miałem pojęcia dlaczego to zrobiłem, dlaczego tak w ogóle powiedziałem.
Gdy zobaczyłem ją pierwszego dnia w szkole wydawała się taka niewinna, taka
inna, zagubiona całkowicie w rzeczywistym świecie. Patrząc teraz we wsteczne
lusterko ujrzałem dziewczynę zranioną przez los, potraktowaną okrutnie przez
życie i zrozpaczoną zachowaniem swojego kolegi. Tysiące uczuć kłębiło się we
mnie od samego rana. Najpierw znikł Liam a potem znikła ona. Wiedziałem, że
byli razem i to powodowało u mnie ów złość, którą zdaje się zapałałem do niej.
Wyjechałem na lekko oświetloną ulicę i wyłączyłem silnik. Oparłem głowę o
kierownicę i wsłuchiwałem się w bicie
własnego serca. Okazałem się egoistą, największym egoistą pod słońcem. Jak w
ogóle mogłem ją zostawić w nieznanej jej dzielnicy Londynu, z roztrzaskanym
nadgarstkiem i krwawiącymi kolanami? Jak mogłem zachować się tak okrutnie wobec
dziewczyny, która… Która tak bardzo przypominała mi o Lenie….
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Natychmiast odpaliłem silnik i
ruszyłem tą samą drogą bacznie rozglądając się za skuloną dziewczyną. Ale
wszystko poszło na próżno, nie było po niej ani śladu….
Już miałem wyciągać telefon i zadzwonić do którego z chłopaków gdy coś
poruszyło się w świetle reflektora. Moje serce automatycznie podskoczyło do
góry w nadziei, że to Valery. Wysiadłem z samochodu nie dbając o to, że zmoknę i
ruszyłem przed siebie. Ktoś szedł przede mną lekko powłócząc nogą.
- Valery?- zapytałem na co postać odwróciła się. To ona, to ona, to ona! Krzyczało moje serce Rusz się w końcu i nie pozwól jej ponownie uciec. Weź do auta, włącz
ogrzewanie i wytłumacz jej co się z Tobą dzieje.
Podbiegłem do postaci i ujrzałem ją. Była przemoknięta do suchej nitki i
drżała. Nadgarstek wyglądał gorzej niż uprzednio.
- Proszę Cię chodź ze mną, wytłumaczę Ci wszystko, proszę Valery- błagałem
stojącą dziewczynę
- Po co mam z Tobą iść? Po to abyś znów miał do mnie wyrzuty?!- dziewczyna
spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami. Teraz, w blasku reflektorów mogłem
docenić jej urodę. Była naprawdę bardzo ładna.
- Nie, nie po to. Chcę Ci wytłumaczyć i przeprosić. Chcę Cię zawieść do
szpitala bo martwię się o Ciebie- powiedziałem jej otwarcie. Z jej twarzy udało
mi się wyczytać lekkie zdziwienie
- Dlaczego Zayn? Dlaczego Ty tak mnie traktujesz? – zapytała łamiącym się
głosem
- Chodź- pociągnąłem ją za rękę i tym razem mi uległa. W mgnieniu oka
znaleźliśmy się w ciepłym samochodzie i teraz mogłem jej w końcu wszystko
powiedzieć. Mogłem jej powiedzieć wszystko to co mnie męczyło od kilku dni.
- Przepraszam Cię Valery- zacząłem nieco drżącym głosem- Przepraszam za moje
zachowanie ale musisz wiedzieć, że ono nie jest bezpodstawne. Chodzi mi o
dzisiejszy dzień. Najpierw zniknął Liam a potem dowiedziałem się, że pojechałaś
z nim na drugi koniec Londynu nie mówiąc nic nikomu. On milczy jak głaz i nie
chce nikomu ujawnić gdzie z Tobą był i w jakim celu. To mnie męczy bo….-
spojrzałem na nią. Jej ciemne źrenice wypełniały teraz praktycznie całe gałki
oczne, gdzieniegdzie odznaczał się biały kolor- Bo ja myślałem, że między nami
jest ta więź, ta więź dzięki której możemy powiedzieć sobie wszystko bez obawy,
że któreś z nas coś złego powie. A teraz dowiaduje się, że Liam jest dla Ciebie
tym ważnym… Po prostu zrobiło mi się przykro… Dawno nie spotkałem takiej osoby
jak Ty. To chyba wszystko co mam na swoją obronę.- opuściłem smutno spuszczając głowę w
geście skruchy.
- Zayn…- dziewczyna ujęła moją twarz w jedyną sprawną dłoń- Przepraszam Cię,
nie powinnam była traktować Twojej osoby w taki sposób. Dlaczego Liam? Sama nie
wiem, nie chciałam zawieść się na kimś na kim mi zależy.- powiedziała cicho
jakby wstydząc się przed sobą samą- On po prostu jest w podobnej sytuacji i
wiesz… Myliłeś się co do mojego życia, ono wcale nie jest takie kolorowe.
Dominują w nim praktyczne same szarości…- ciągle spoglądała mi w oczy jakby
chciała mi coś przekazać, udowodnić, że wcale nie jest taka zła jak mi się
wydawało.- Nie chciałam Cię w ten sposób zranić. Ja to wiem, ze między nami
jest ta więź i uwierz mi w końcu powiem Ci co tak naprawdę jest ze mną i z moim
życiem..- delikatny uśmiech przyozdobił jej twarz
- Naprawdę sądzisz, że jest dla nas szansa? Przyjaciele?- zapytałem wysuwając
dłoń do przodu
- Przyjaciele- zdjęła swoja dłoń z mojego policzka i uścisnęła moją. Uśmiechnęła
się od ucha i zapytała czy możemy w końcu jechać do tego szpitala.
Przytaknąłem, że tak i w przyjaznej atmosferze ruszyliśmy.
Szpital św. Heleny był nadzwyczajnym szpitalem. Nie było tu białych ścian, nie
było plastikowych siedzeń i zwiędniętych kwiatów. Dominowały tu kolory, różne
pluszowe misie i dużo kwiatów. Krzesła stojące pod ścianami były naprawdę
miękkie więc nie trzeba było martwić się o własny tyłek.
Przyjęła nas młoda Pani Doktor, która jednym spojrzeniem na moją rękę
stwierdziła, że jest złamana. Dla formalności wysłała mnie do pracowni RTG i po
krótkiej chwili z biało- czarnym zdjęciem kierowałam się w stronę jej gabinetu.
- Tak jak mówiłam, jest złamany. Jak w ogóle to się stało, że złamałaś go pod
takim kontem?- zapytałam kobieta
- Upadłam. Szłam z psem i nagle on chyba coś zobaczył i pognał przed siebie.
Moja reakcja była nieco opóźniona i stąd owe złamanie- kłamałam jak z nut.
- Niech Ci będzie…- wpisała coś do karty swoim niebieskim długopisem z
podobizną Myszki Miki. Nastawiając mi nadgarstek w odpowiednie miejsce zmuszona
byłam wtulić się w pierś towarzyszącego mi chłopaka. Potoku łez nie było widać
końca, ta samo jak i bólu. O dziwo obyło się bez mojego krzyku ( na filmach
nastawianie kości wydawało się być okrutniejsze). Kobieta powiedziała, że przy
takiego typu złamaniach nie zakładają gipsu tylko dają opaskę usztywniającą
całe przedramię. Było to dal mnie o wiele korzystniejsze bo cielisty kolor
opaski sprawiał, że wszystko wyglądało jak druga skóra. Przepisała mi różnego
rodzaju maści oraz środki przeciwbólowe. Zapewniła mnie, że kolejne dni będą
dla mnie próbą przetrwania, podobno ból miał być nie do zniesienia.
Lekko przygnębiona opuściłam wraz z Zayn’em gabinet. Chłopak od razu poprawił
mi humor podstawiając mi pod nos kubek z gorącą czekoladą. Następnie oznajmił
iż chłopcom udało się znaleźć psa co wywołało wielki uśmiech na mojej twarzy
mimo towarzyszącego mi bólu.
Zaparkowaliśmy przed moim równo o godzinie 22. 40. Ulice były spowite mrokiem a
świecąca się w oddali uliczna lampa pomogła mi zinterpretować pogodę: padało.
W domu czekała mnie kolejna niespodzianka, w środku czekali na mnie chłopcy.
Uściskawszy mnie i wypytawszy o to jak się czuję pozwolili mi w końcu usiąść i
zapewnić lekko przerażona babcię, że wszystko jest dobrze, że to wina Korney’a.
Babcia jak to babcia. Oczywiście przejęła się wszystkim i oznajmiła mi, że
koniec z wychodzeniem samej o zmroku. Oczywiście chłopcy zapewnili staruszkę,
że będąc z którymkolwiek z nich nic mi się nie stanie.
Gdy babcia oznajmiła nam, że pójdzie się położyć bo jest zmęczona chłopcy od
razu przeszli do sedna sprawy a mianowicie do tego kim był chłopak, który mnie
zaatakował.
- To nie jest ważne- usiłowałam ich zbyć pierwszą lepszą odpowiedzią
- Valery zrozum, że to chodzi o Ciebie, tu chodzi o Twoje bezpieczeństwo a
nawet życie- powiedział Niall chwytając mnie za ręce. Reszta pokiwała głowami
utożsamiając się ze słowami blondyna.
- Dobrze, powiem wam ale po resztę proszę przyjść jutro, trochę za wiele mam
przeżyć jak na jeden dzień- powiedziałam na co oni ponownie pokiwali głowami.
Wyglądali przy tym przekomicznie.- Ten chłopak, który mnie zaatakował nazywa
się Olivier. Był moim chłopakiem- na sam wydźwięk tych słów chłopak w pasiastej
bluzce wypuścił głośno powietrze. Kiedy w
końcu uda mi się nauczyć ich imion? – Dzisiaj gdy jak sami wiecie zniknęłam
z Liam’em- spojrzałam na Zayn’a, który wpatrywał się we mnie niczym w obrazek-
spotkałam go i tak jak myślałam, nie mogło obyć się bez kłótni. Powiedziałam
kilak słów za dużo a on w akcie złości lub czegokolwiek powiedział, że to, że
nie jestem z nim nie jest równoznaczne z tym, że nie może mnie dotknąć.
Powiedział również, że w końcu mnie znajdzie a wtedy dowiem się co to znaczy
cierpieć.- cicho westchnęłam. Najzwyczajniej brakowało mi powietrza w płucach
- Valery…- odezwał się ponownie niebieskooki-
- To nie wszystko- wzięłam głęboki oddech. Raz
się żyje- Bo on mnie zgwałcił- wypowiedziałam i ukrywszy twarz w dłoniach
rzewnie zapłakałam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ok, mamy 14 :)
Podoba się??
Mam nadzieję, że tak. Być może was nie zaskoczyłam bo praktycznie było to do przewidzenia ale... Jeśli stałoby się tak, że kogoś jednak zaskoczyłam to kolejne rozdziały okażą się na prawdę zaskakujące..:)
Któraś z was pytała mnie kim będzie Meg... Meg będzie....
Ale tego to dowiecie się za kilka, może 7, rozdziałów:D
Założyłam bloga o sobie KLIK
Póki co beznadzieja ale mam nadzieję, że z czasem wszystko będzie miało miejsce i nogi.
Jak się podoba nowy wystrój? Przypadł wam do gustu czy raczej nie??
Koteczki moje... Rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu....
Przepraszam, próbowałam jakoś to wszystko pogodzić ale zawaliłam szkołę :/ Źle się dzieje ale na prawdę próbowałam.
Są też pozytywy tego... Rozdziały będą długie... To w końcu tydzień przerwy jakby nie było.
Mam nadzieję, że nie ubędzie was...
Dlaczego tak słabo komentujecie??? Chyba się pogniewamy ;P
Dużo sił na nowy tydzień, Magda :)
sobota, 29 września 2012
czwartek, 27 września 2012
Rozdział 13 ,, Człowieka poznaje się po 4 sekundach"
Czasem wystarczy tylko się odważyć by przeżyć coś
wyjątkowego? Tak, tak i mocne tak. Nie spodziewałam się ujrzeć w osobie Ben’a
kogoś całkowicie innego. Niedostępny do tej pory chłopak okazał się być
kochającym bratem i czułym chłopakiem. Zapał z jakim opowiadał o swojej miłości
do muzyki sprawił, że miałam ochotę poznać go jeszcze bardziej, jeszcze bliżej.
Nie rozumiałam dlaczego Zayn pałał do tego chłopaka taką nienawiścią. W głowie
od razu rozbrzmiało mi Spadaj Ben wypowiedziane
przez mojego przyjaciela. Jego głos był taki dziwny, zimny, oschły i jakby
przepełniony bólem. Nie chciałam wnikać między ich sprawy ale moja wrodzona
ciekawość nie pozwalała mi przejść obok tego tematu obojętnie.
Clarie i Charlie bardzo się polubili co widać w tym jak się do siebie odzywają lub nawet w ich gestach. Czasem marzę o tym aby wrócić do czasu gdy miałam beztroskie dzieciństwo. Mam na myśli tatę i jego różne odchyły od normalnego zachowania. Był naprawdę idealnym ojcem
- Wiesz chyba źle postąpiłem tego pierwszego dnia odnośnie Twojej osoby. Może zaczniemy na nowo?- zapytał chłopak unosząc puszkę z colą do góry
- Pewnie- uśmiechnęłam się i stukając się chłodnymi napojami zaczęliśmy naszą znajomość na nowo. Chłopak jest naprawdę miły. Nie przypomina mi Oliviera ani trochę, jest jego całkowitym zaprzeczeniem. No i ma siostrę w wieku mojego brata co jest bardzo dobre. Charlie zyskał koleżankę a ja bardzo dobrego kolegę.
Wracając do domu z jakże pożywnego posiłku zapytałam go wprost:
- Dlaczego w szkole udajesz kogoś całkowicie innego? Dlaczego akurat przede mną pokazałeś swoją prawdziwą twarz?-
- Wiesz… To jest o wiele bardziej skomplikowane. Moja rodzina nie należy do najlepszych. Ojciec jest wziętym politykiem i ma nas głęboko gdzieś odkąd jego kariera poszła do przodu. Od zawsze różniłem się od niego. On był perfekcjonistą a ja? Bez planów na przyszłość wpatrzony w klarnet i nuty. On chciał mnie nauczyć jak dobrze się ustawić w życiu a ja go chciałem nauczyć jak dobrze ustawić stojak i nuty. Różnice między nami były tak ogromne, że zacząłem się zastanawiać czy oby na pewno jestem jego synem. I w końcu gdy odszedł od nas zacząłem myśleć, że to przeze mnie i teraz staram się być taki jak on. Staram się być perfekcyjny, doskonały i godny naśladowania. Większość ludzi macha na mnie ręką ale ja tam wiem swoje… Nie będę taki jak on, nigdy nic nie osiągnę- lekko skrzywił się
- Ben posłuchaj, to wcale nie jest tak, że nic nie osiągniesz. A to, że jesteś w tej szkole to nie jest osiągnięcie? Dla mnie jest. Mój tata był dla mnie wzorem ale nie staram się go naśladować bo wiem, że nie będę taka jak on. Jestem sobą, mam zapał do muzyki co uważam za niebywały talent i dar. Ben każdy jest inny, takim Cię stworzono i takim pozostaniesz. Naprawdę wydaje mi się, że masz tak niesamowitą osobowość, że osobowość Twojego taty jest Ci nie potrzebna- uśmiechnęłam się do niego. Był lekko zamyślony, jakby dumał nad tym co powiedziałam
- Nie znasz mnie a już umiesz stwierdzić jaką mam osobowość?-
- Człowieka poznaje się po 4 sekundach. Ja w to wierzę i zawsze się to sprawdza. Więc co? Operacja
,, Bycie sobą” zostanie wcielona w życie?- ten chłopak jest naprawdę niesamowity. Potrafił jednym słowem wywołać uśmiech na mojej twarzy
- Co zaszkodzi mi spróbować? Zgoda- przybiliśmy piątkę- A Ciebie coś łączy z tym Malikiem?- zapytał lekko skołowany
- Mnie?! Mnie?!- zapytałam na co on skinął głową Czy łączy mnie coś z Malikiem? Sama nie wiem… Niby przyjaźnimy się.. chociaż nie… to tylko stosunki koleżeńskie.
- Nie łączy mnie nic z nim. Ledwo co go znam- mówię rozważając swoje słowa
- Bo wiesz… Nie wyglądacie tylko na znajomych więc się pytam. Nie chcę by powtórzyła się sprawa sprzed dwóch lat…-
- Sprawa sprzed dwóch lat?- pytam całkowicie zbita z tropu. To oni znali się dwa lata temu?!- O co chodzi?-
- Nie ważne Valery, stare dzieje. Tutaj mieszkam- biały dom znikąd
wyrasta przede mną- Odprowadzić Cię?- Clarie i Charlie bardzo się polubili co widać w tym jak się do siebie odzywają lub nawet w ich gestach. Czasem marzę o tym aby wrócić do czasu gdy miałam beztroskie dzieciństwo. Mam na myśli tatę i jego różne odchyły od normalnego zachowania. Był naprawdę idealnym ojcem
- Wiesz chyba źle postąpiłem tego pierwszego dnia odnośnie Twojej osoby. Może zaczniemy na nowo?- zapytał chłopak unosząc puszkę z colą do góry
- Pewnie- uśmiechnęłam się i stukając się chłodnymi napojami zaczęliśmy naszą znajomość na nowo. Chłopak jest naprawdę miły. Nie przypomina mi Oliviera ani trochę, jest jego całkowitym zaprzeczeniem. No i ma siostrę w wieku mojego brata co jest bardzo dobre. Charlie zyskał koleżankę a ja bardzo dobrego kolegę.
Wracając do domu z jakże pożywnego posiłku zapytałam go wprost:
- Dlaczego w szkole udajesz kogoś całkowicie innego? Dlaczego akurat przede mną pokazałeś swoją prawdziwą twarz?-
- Wiesz… To jest o wiele bardziej skomplikowane. Moja rodzina nie należy do najlepszych. Ojciec jest wziętym politykiem i ma nas głęboko gdzieś odkąd jego kariera poszła do przodu. Od zawsze różniłem się od niego. On był perfekcjonistą a ja? Bez planów na przyszłość wpatrzony w klarnet i nuty. On chciał mnie nauczyć jak dobrze się ustawić w życiu a ja go chciałem nauczyć jak dobrze ustawić stojak i nuty. Różnice między nami były tak ogromne, że zacząłem się zastanawiać czy oby na pewno jestem jego synem. I w końcu gdy odszedł od nas zacząłem myśleć, że to przeze mnie i teraz staram się być taki jak on. Staram się być perfekcyjny, doskonały i godny naśladowania. Większość ludzi macha na mnie ręką ale ja tam wiem swoje… Nie będę taki jak on, nigdy nic nie osiągnę- lekko skrzywił się
- Ben posłuchaj, to wcale nie jest tak, że nic nie osiągniesz. A to, że jesteś w tej szkole to nie jest osiągnięcie? Dla mnie jest. Mój tata był dla mnie wzorem ale nie staram się go naśladować bo wiem, że nie będę taka jak on. Jestem sobą, mam zapał do muzyki co uważam za niebywały talent i dar. Ben każdy jest inny, takim Cię stworzono i takim pozostaniesz. Naprawdę wydaje mi się, że masz tak niesamowitą osobowość, że osobowość Twojego taty jest Ci nie potrzebna- uśmiechnęłam się do niego. Był lekko zamyślony, jakby dumał nad tym co powiedziałam
- Nie znasz mnie a już umiesz stwierdzić jaką mam osobowość?-
- Człowieka poznaje się po 4 sekundach. Ja w to wierzę i zawsze się to sprawdza. Więc co? Operacja
,, Bycie sobą” zostanie wcielona w życie?- ten chłopak jest naprawdę niesamowity. Potrafił jednym słowem wywołać uśmiech na mojej twarzy
- Co zaszkodzi mi spróbować? Zgoda- przybiliśmy piątkę- A Ciebie coś łączy z tym Malikiem?- zapytał lekko skołowany
- Mnie?! Mnie?!- zapytałam na co on skinął głową Czy łączy mnie coś z Malikiem? Sama nie wiem… Niby przyjaźnimy się.. chociaż nie… to tylko stosunki koleżeńskie.
- Nie łączy mnie nic z nim. Ledwo co go znam- mówię rozważając swoje słowa
- Bo wiesz… Nie wyglądacie tylko na znajomych więc się pytam. Nie chcę by powtórzyła się sprawa sprzed dwóch lat…-
- Sprawa sprzed dwóch lat?- pytam całkowicie zbita z tropu. To oni znali się dwa lata temu?!- O co chodzi?-
- Nie, dziękuję. Do jutra…- lekko przytulam chłopaka i widzę jego sylwetkę znikającą za ścianą żywopłotu. Co oni jeszcze przede mną ukrywają? Na pewno mniej niż ja…
W domu jest ciepło. Babcia zrobiła kolację, którą tylko zjadł Char ja byłam pełna po frytkach. Od razu skierowałam się do pokoju i zabrałam się za pakowanie do szkoły gdy nagle w torebce zauważyłam ów list, który znalazłam na biurku.
Siadając na rogu łóżka delikatnie otworzyłam go i zaczęłam czytać:
Moja Najdroższa Valery
Znam Cię zaledwie kilka dni ale te kilka dni sprawiły, że potwierdziły się słowa Zayn’a na Twój temat. Biedak jest tak zauroczony Twoją osobą, że nie ma takiego dnia w którym nie usłyszę jaka to Ty jesteś wyjątkowa. Teraz mogę spokojnie podzielić jego zdanie bez obawy, że kłamię.
To co dzisiaj zobaczyłem głęboko utkwiło w mojej pamięci. Do tej pory nie mogę znieść myśli, ze mogłaś kiedykolwiek cierpieć, i to aż tak bardzo.
Wiem, że zdarzają się różne sytuacje w życiu, śmierć rodzica lub alkoholizm bliskiej nam osoby ale żeby obydwa naraz? Jak Ty to dziewczyno masz siłę dźwigać?
Cieszę się, że to właśnie ja jestem tą osobą, której zdecydowałaś się powiedzieć o swoim życiu. Teraz wiem, że nie tylko ja jestem w beznadziejnej sytuacji.
Nie musisz się obawiać o to, że któryś z chłopaków dowie się o Tobie bez Twojej zgody. Nie powiem nic bo to byłoby wobec Ciebie niestosowne.
Wiem, że bardzo cierpisz słuchając tego jak niektórzy mówią o swoich rodzinach. Wiem, że cały czas wymyślasz jakąś historię tylko po to aby każdy dał Ci spokój ale teraz nie musisz udawać chociaż przed jedną osobą.
Chcesz wiedzieć co się stało ze mną? Odkąd pamiętam w moim domu zawsze brakowało pieniędzy pod koniec miesiąca. Ojciec niejednokrotnie chodził pracować na czarno aby zapewnić nam jakiś byt, aby zapewnić nam chociaż kromkę chleba do zjedzenia. Pewnego dnia, gdy miałem 10 lat tata wyszedł i już nie wrócił, uznano go za zaginionego. Ciągle łudzę się nadzieją na to, że kiedyś spotkam go na ulicy ale wiem, że to nie nastąpi. Bez taty było jeszcze gorzej. Mama nie zarabiała aż tyle aby móc nas wykarmić więc musiałem jako najstarszy chłopak podjąć jakąś dorywczą pracę. Wszystko co miałem oddawałem jej a ona ze łzami w oczach przepraszała mnie, za to, że jest tak złą matką. W gruncie nigdy nie mogłem zarzucić jej, że była dla nas zła, okrutna lub coś takiego bo poświęcała się dla nas, nie dbała o sobie tylko po to abyśmy my mieli to co lepsze. I teraz gdy trochę już zarabiam raz w miesiącu robię jej paczuszki w których wysyłam jej tony kosmetyków, różnych smakołyków i oczywiście pieniądze. Kocham ją całym sercem chociażby za to, że wychowała mnie na takiego człowieka.
Gdy poznałem chłopaków poznałem również Daniell- uznawaną błędnie za miłość mojego życia. Kocham ją ale wszystko od dobrego miesiąca psuje się, sam nie wiem dlaczego. Staram się, staram się jak mogę podnieść nasz związek do jakiejś wyższej rangi ale wszystko idzie jak krew w piach. Ona wiecznie jest niezadowolona. Wiesz, powoli zaczynam myśleć czy nie zakończyć tego związku ale wtedy muszę wykreślić z mojego życia kila tygodni życia. Nie chcę tego chociażby ze względu na chłopaków i na Ciebie.
Valery może Ty wiesz co mógłbym dla niej zrobić? Coś takiego co byłoby wyrazem tego co czuję, coś co uchroniłoby nasz związek od nieszczęścia. Wiem, że to nieładnie Cię tak wykorzystywać ale ja naprawdę jestem już bezradny a nie chcę aby to wszystko odeszło. Jakby nie patrzeć to właśnie ona nadaje jakiś sens mojemu życiu i cóż… Kocham ją. Może to nie jest jakieś cholernie ogromne uczucie ale jest…
Także teraz sama widzisz obydwoje nie mieliśmy łatwo w życiu i naprawdę jesteś osobą godną naśladowania.
Życzę powrotu do zdrowia, Liam
Czytałam list z drżącymi rękoma. Nie wiedziałam sama co mogę myśleć o nim, o tej całej jego dziewczynie a przede wszystkim o jego sytuacji. Niewątpliwie robi bardzo dobrze dbając o mamę i podziwiam jego postawę ale… dlaczego on nie zaczął szukać ojca?
- Valery!- krzyknęła babcia z dołu a ja odkładając list na biurko pośpiesznie zbiegłam- Weź psa i wyjdź z nim. Biedaczek mało nie zwariuje pod tymi drzwiami.- skinęłam głową i pobiegłam na górę po sweter. Chwyciłam również telefon oraz słuchawki i zakładając psu obrożę ruszyłam przez podwórko zalane księżycowym blaskiem.
Muzyka grająca w słuchawkach przynosiła mojemu ciału niebywałą ulgę. Każda nuta, każdy dźwięk wywołałam u mnie drżenie rąk i przedsionków w sercu. Cieszyłam się jak mało kto słysząc melodyjny głos Lennona, Amy Winehouse lub Tiny Turner. Muzyka była dla mnie formą oderwana się od codziennych problemów, od codziennego zgiełku i mojego zakompleksionego życia. Czasami miałam wrażenie, że pochłania mnie ona bez końca i może nic dla mnie nie istnieć ale w końcu przychodził taki czas w którym musiałam otrząsnąć się z trwającego czaru i wrócić z powrotem na ziemie. Być może te piosenki w jakiś sposób dawały mi do zrozumienia, że nie mogę się poddawać, muszę dalej żyć i walczyć. Być może…
Szłam tak słabo oświetloną uliczką cicho podśpiewując gdy nagle ktoś przytulił mnie od tyłu. Nie powiem, że nie było to dla mnie zaskoczeniem bo było i to ogromnym. Lekko podskoczyłam do góry pod wpływem wzrostu adrenaliny w organizmie ale nie krzyknęłam, wydobyłam z siebie tylko zduszony dźwięk. Odwracając się nie wiedziałam, że moje życie będzie ponownie wystawione na próbę.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
HAJ!
Jak ja się za wami stęskniłam moje drogie Panie!
Mamy już 13 rozdziałów na koncie. Czyż nie cudnie?
Jak wam się podoba? Wiem, że znów jest strasznie krótki ale cóż na to poradzę? teraz piszę o wiele dłuższe także... Już niedługo odpracuję :)
Jak wam mijają dni w szkole? Musze wam powiedzieć, że ten tydzień minął mi tak szybko...
Czy to oby na pewno jutro już piątek? Nie chce mi się wierzyć :)
Jesteście tak kochane... Piszecie mi takie komentarze o jakich mi się w ogóle nie śniło...
Jedna z was pytała się czy jestem z Lublina: TAK :)
Pytanie do was:
1. Jak sądzicie czy Valery połączy coś z Liam'em?
2. Jak sądzicie kto ją tam przytulił od tyłu?
3. Kim będzie dla niej Ben??
4. Będziecie czytać bloga o mnie? Coś tam takiego mące i pytam się was:D
5. Chcieliście bloga miesiąca? Ok. Nie ma problemu. Zgłoszenia wysyłajcie pod: enjoy17@wp.pl do 14 października.
Czekam :)
No i blog warty uwagi: TAADAAA!
Buziaczki, Magda :)
sobota, 22 września 2012
Rozdział 12 ,, Dziesięć róż wystarczy?"
Wsiadłam do samochodu nie mogąc uwierzyć w jego
słowa. To, że już ze mną nie jesteś nie
oznacza, że nie mogę Cię dotknąć. Znajdę Cię na końcu świata a wtedy zobaczysz
co to znaczy cierpieć… Czy on mi groził? Czy on starał się uświadomić mi
gdzie tak naprawdę jest moje miejsce? Czy on naprawdę mógł mnie znaleźć i
zrobić krzywdę? Koszmar sprzed roku zaczynał do mnie powracać.
- Proszę jedźmy już stąd. Zabierz mnie jak najdalej od tego miejsca- poprosiłam chłopaka, który był cholernie wystraszony. Zbyt dużo zobaczył, zbyt dużo usłyszał.
Po chwili znaleźliśmy się w całkowicie innym miejscu. Zdołałam ujrzeć ludzi zadowolonych i spieszących się do pracy. Było zaledwie kilka minut po 12.
Telefon Liama cały czas dzwonił, doprowadzało mnie to powoli do szału ale nic mu nie mówiłam. Chłopak skrupulatnie odrzucał połączenia. Starał się nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt ale nie potrafiłam odezwać się ani słowem- zatem milczałam.
- Może pojedziemy coś zjeść?- zapytał w końcu chłopak a ja nadal milcząc kiwnęłam głową, ze tak. Kiszki już grały mi marsza także teraz posiłek będzie dla mnie zbawieniem. Być może smutki będą lżejsze gdy żołądek będzie pełny. Zdecydowałam się, że jeśli chłopak będzie chciał to powiem mu wszystko. Za dużo już to duszę w sobie i cóż… Powoli zaczyna mnie to przerastać a to z kolei odbijało się na moim zdrowiu.
- O matko Valery!- wrzasnął Liam a ja się przestraszyłam- Twój nos… Krew Ci leci!- chłopak spoglądał to na mnie to na jezdnię. Pośpiesznie wyjęłam chusteczki z torebki i przyłożyłam do nosa. Po chwili kilka z nich było zabarwionych na czerwono. Tak, właśnie tak mój organizm reagował na stres. Pod wpływem zbyt dużego ciśnienia pękały mi naczynka i o… Mina Liama wyrażą więcej niż tysiąc słów.
W końcu gdy udało mi się uporać z szkarłatnym płynem zatrzymaliśmy się w jakimś zajeździe. On poszedł zająć stolik a ja poczłapałam do łazienki. Byłam sobie wdzięczna, że to zrobiłam bo wyglądałam jak tysiąc nieszczęść. Lekko podeschnięta krew zalegała w okolicach ust, makijaż był w kompletnej rozsypce a ja? Ja czułam się gorzej od przejechanego psa. Dosłownie.
W końcu gdy uporałam się ze wszelkiego rodzaju niedoskonałościami ruszyłam szukać chłopaka. W pomieszczeniu panował lekko półmrok co było dziwne jak na tę porę dnia. Było około 13 więc światła powinno być tu bardzo dużo ale cóż.. To decyzja co robi właściciel restauracji. W końcu udało mi się go odnaleźć. Siedział pod ścianą i obserwował otoczenie jakby chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Wyglądał na lekko zakłopotanego i zmartwionego.
Gdy usiadłam naprzeciwko niego on nie spuszczał ze mnie wzroku, jakby bał się, że pod naporem emocji pęknę i rozsypię się w drobny mak. Chyba tak byłoby najlepiej.
- Już lepiej?- zapytał a ja skinęłam głową. Czułam, że to wszystko opada w dół, powoli zmniejsza się napór i ciśnienie wewnętrzne. Starszy Pan przyniósł nam karty a my w wielkim skupieniu wybieraliśmy to co zjemy. Ja wybrałam makaron z serem oraz sok grejpfrutowy a Liam jakieś mięso i frytki.
- Valery…- zaczął i lekko dotknął moich dłoni spokojnie spoczywających na stole. Pierwszą myślą było to aby zabrać swoje ręce jak najdalej od tego chłopaka ale jego dłonie były tak cudowne, że nie mogłam inaczej postąpić niż zostać w takiej pozycji. – To co dzisiaj miało miejsce… Jejku nie wiem co mogę o tym myśleć, mam tyle pytań, tyle niewyjaśnionych rzeczy, że ja… Tak Ci współczuje- patrzył w moje oczy i widać było, że naprawdę przejął się tą całą sytuacją- Możesz mi jakoś to wszystko wyjaśnić? O ile to nie będzie dla Ciebie za trudne?- zapytał chłopak a kelner przyniósł nam nasze dania
- Dobrze- odezwałam się po tak długim milczeniu- Dobrze ale najpierw zjedzmy.- zaproponowałam a chłopak przystanął na moją propozycję. Jedliśmy w milczeniu od czasu do czasu spoglądając a to na siebie a to na okno zasłonięte grubym, aksamitnym materiałem.
Jak ja mu to powiem? Jak ja będę potem mogła spojrzeć mu w oczy i dalej funkcjonować? Jak on się zachowa gdy pozna noszoną we mnie tajemnicę? Jak to wszystko dalej się potoczy no i jak będzie dalej wyglądało moje życie gdy już mu to powiem? Tak naprawdę nie mam pojęcia dlaczego to ma być akurat on a nie całkowicie obcy mi człowiek… Może obcy człowiek nie patrzyłby na mnie takim troskliwym wzrokiem? Może nie dotknąłby mojej dłoni w tak znaczy sposób i niebyły taki… Taki opiekuńczy? Mam nadzieję, że w końcu mi ulży.
- Jak wiesz mieszkam z babcią- zaczęłam swoją smętną opowieść. – Dlaczego? Bo moja babcia stała się moim i Charliego opiekunem prawnym. Moja matka zaczęła pić, stała się alkoholiczką. Gdy tata żył próbowała funkcjonować w jakiś normalny sposób. Próbowała nie przychodzić do domu pijana, próbowała nie wszczynać bezsensownych kłótni a przede wszystkim nie próbowała nas bić. – spojrzałam na chłopaka a jego oczy zrobiły się niczym dwa spodki- Tak, byłam ofiarą przemocy domowej. Nie tylko ja Charlie też, dziecko które nic nie zawiniło- pierwsze łzy spłynęły z kącika moich oczu. Otarłam je pośpiesznie i kontynuowałam- Broniłam go jak najbardziej potrafiłam ale nie zawsze udawało mi się trafić na czas do domu. A później tata umarł. Został potrącony przez samochód. Zbyt dotkliwe rany, ciężko się goiły i tak wyszło. Kilka dni po pogrzebie matka zaczęła ostro pić i znalazła sobie nowego faceta- ojca Charliego. Nie akceptowałam go ale czy mogłam coś powiedzieć na ten temat? Nie. Matka w końcu zapomniała jak to jest wychowywać dziecko i musiałam to zrobić ja. Dobrze, że babcia mieszkała niedaleko, chociaż od niej mogliśmy dostać coś do zjedzenia. Myślałam, że idąc do liceum moje życie jakoś się zmieni. Owszem na początku było dobrze ale kilka niezwykle życzliwych mi osób rozesłało plotki tak, że w liceum też nie miałam łatwo. No i w końcu w dzień urodzin babcia postanowiła mi zafundować nowe życie i oto tu jestem- blado się uśmiechnęłam ale tak naprawdę miałam ochotę wybuchnąć płaczem i wtulić się w chłopaka
- A ten chłopak.. To Twój straszy brat?- zapytał Liam
- Olivier? Och, nie. To chodzący największy błąd mojego życia. Był dla mnie kimś ważnym, był moim chłopakiem, któremu chciałam powierzyć wszystkie moje tajemnice. Był miły, uprzejmy a do tego taki pociągający. Już samo to, że zainteresował się mną- dziewczyną ze złej dzielnicy, powinno mi dać do myślenia. Ale miłość jest ślepa, prawda? W końcu chłopak zaczął się psuć i pewnego wieczoru…- wybuchłam płaczem na co każdy siedzący w restauracji spojrzał w naszą stronę. Dłonie Liam’a zacisnęły się na moich. Głęboki wdech i….- On mnie zgwałcił- wydusiłam w końcu z siebie i poczułam niesamowitą ulgę. Zaczęłam płakać. Chłopak pośpiesznie zapłacił za obiad i trzymając jedną rękę na mojej talii a drugą w mojej ręce opuścił ze mną lokal.
Na dworze nie wytrzymałam i zapytałam:
- Mogę się do Ciebie przytulić?- chłopak nie dał mi odpowiedzi tylko od razu to zrobił. Jego ramiona były silne co dawało mi złudne poczucie bezpieczeństwa. Gładził mnie po głowie od czasu do czasu szepcząc, że wszystko na pewno się ułoży i w końcu będę szczęśliwa. Nie mogłam mu powiedzieć wszystkiego co obejmowało moją przeszłość. Były takie rzeczy o których nie mówi się nikomu, nawet najlepszemu przyjacielowi. Niby poczułam się lepiej ale ta jedna, jedyna rzecz zalegała mi na dnie serca i za nic w świecie nie pozwalała mi o sobie zapomnieć.- Tak strasznie Cię przepraszam. Nie powinieneś był tego oglądać ani słuchać…- wyszeptałam lekko się uspokajając- Mam okropną przeszłość i naprawdę nie warto…-
- Valery o czym Ty mówisz? Jesteś dla mnie wzorem do naśladowania. Ja sobie nie poradziłbym z czymś takim. Jesteś tak cholernie dzielna, w ogóle po Tobie nie widać, że los Cię tak skrzywdził.- wytarł chusteczką łzy na moich policzkach- Naprawdę… To o to chodziło Ci wczoraj gdy powiedziałaś mi, że Ty też masz problemy tak?- kiwnęłam głową.- Czuję się egoistą sądząc, że to ja mam życie do dupy.- rozległ się dźwięk dzwonka telefonu
- Odbierz go w końcu bo Ci oczy wydrapie jak się spotkacie- powiedziałam i udałam się do samochodu. Widziałam, że gdy odbierał połączenie jego mina była nietęga. Bał się tej rozmowy i konsekwencji z tego, że tak długo nie odbierał. Spoglądałam w jego kierunku i nie mogłam nadziwić się jak on to robi, że jest w każdej sytuacji taki opanowany. To chyba on był tym najmądrzejszym i najrozsądniejszym z całej grupy. Po chwili coś tłumaczył, gestykulował rękami i koniec końców machnął ręką na rozmówcę i rozłączył się.
- Stało się coś?- zapytałam gdy chłopak wsiadł do auta. Był lekko roztrzęsiony.
- Nie rozumiem kobiet, ot co. Awantura o byle co. Skoro nie odbierałem telefonu to chyba znaczy, że byłem zajęty a nie, że ją olewałem.-
- A może ona się martwi o Ciebie? Najwyraźniej dużo dla niej znaczysz skoro tak wydzwania. Martwi się Liam, nie miej jej tego za złe.- uśmiechnęłam się pogodnie.
- 10 róż wystarczy?- zapytał
- Stanowczo kup 11- zaśmiałam się i ruszyliśmy do domu.
Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Na zewnątrz padał deszcz a w radiu leciały jakieś smęty. Nie było niczym dziwnym to, że w końcu usnęłam. Obudziłam się dopiero u siebie w pokoju kilka minut po 17.00. Jakież wielkie musiało być moje zdziwienie gdy nigdzie nie odnalazłam Liam’a. Nawet nie miałam mu jak podziękować…
Wstałam i zeszłam na dół. Zjadłam przedwczesną kolacje i obejrzałam jakiś serial w telewizji. Następnie poszłam do siebie i wzięłam prysznic. Byłam sama w domu, babcia musiała gdzieś zabrać malca z czego ogromnie się cieszyłam, miałam w końcu chwilę na to aby móc swobodnie pomyśleć i uzupełnić brakujące wpisy.
Czwartek, 28 kwietnia
Kocham Cię tato.
Tak, to właśnie dzisiaj jest ten dzień w którym mogłam odwiedzić grób ojca i wypłakać się bez obawy o to, że zaraz ktoś będzie mnie pytać o powód moich smutków.
Przesiedziałam nad grobem ponad piętnaście minut i wiesz? Czuję się jak nigdy dotąd. Na pewno przyczynił się do tego Liam. Jaki Liam? Liam… Właściwie jak on ma na nazwisko? Sama nie wiem ale w każdym bądź razie ów Liam poznał moją przeszłość. Praktycznie całą z wyjątkiem małego aspektu o którym nie chce mówić z wiadomych Ci powodów. Widział moją matkę, całkowicie skacowaną i tego jej menela. Nie wiem co on teraz o mnie myśli, nie wiem czy będę potrafiła jutro spojrzeć mu w oczy. Poznał również opowieść o Olivierze i o dziwo.. Nie powiedział ,, O matko” jaki to zwyczaj mają ludzie gdy mówi się o GWAŁCIE.
Liam to porządny chłopak, który wbrew mojemu przekonaniu nie jest BOGATYM GNOJKIEM. Jest strasznie zagubioną osobą i cóż.. Ma podobne życie do mojego. Jego rodzina ledwo wiązała koniec z końcem a teraz jest w tej szkole tylko i wyłącznie dzięki stypendium. Cieszę się, że takie dostał. Jest bardzo uzdolniony.. tak sądzę.
Jak mniemam jego dziewczyna to straszna zołza. Zrobiła mu ogromną awanturę przez to, że nie odebrał od niej kilku telefonów. Dziwne….
Jutro jest piątek a to oznacza naukę śpiewu oraz gry na pianinie. Jutro jest taki fajny dzień. Matematyka, dwie godziny gry, potem praktycznie dwugodzinna przerwa i śpiew. Czyż nie cudnie?
Matka się mnie wyrzekła. Nazwała mnie niepoczciwą szmatą. Czym ja na to zasłużyłam? Tym, że przyszłam na świat? Trzeba było wykonać aborcję a nie mieć teraz problemy do całego świata. I co ja teraz powiem młodemu? Co ja mam mu powiedzieć?!
Wiesz jak się czuję? Czuję się wyśmienicie. Od kiedy dałam upust emocjom jestem jakaś inna. Wiesz co się stało? Liam przytulił mnie. On jest niesamowitą osobą… Taki przyjaciel to skarb. Ale czy ja mogę nazwać go przyjacielem? Byłabym zaszczycona mogąc tak powiedzieć do niego i reszty chłopaków. Czuję, że teraz mogę zamknąć stary dział i iść do przodu. Cieszyć się życiem, chodzić na randki i czego dusza zapragnie. Czyż nie o to chodzi będąc w moim wieku?
Zamykam zeszyt i szczerzę się do siebie. Spoglądam na telefon i widzę, że babcia dzwoniła do mnie. Postanawiam oddzwonić końcu mogło się coś stać.
- Valery? Dobrze, że dzwonisz.- usłyszałam głos babci
- Stało się coś?- zapytałam
- Nie… Proszę Cię tylko abyś poszła po małego do przedszkola. Ja jestem w pracy, mamy urwanie głowy. Nie sprawi Ci to problemu?- jej głos jest zatroskany i zmęczony
- No skąd. Już po niego idę- rozłączam się i nakładam pośpiesznie sweter na ciało. Chwytam torebkę, klucze oraz telefon i już mam wyjść gdy w oczy rzuca mi się prowizorycznie zrobiona koperta. Na jej wierzchu pisze Valery. Pośpiesznie ją otwieram i widzę w niej list. Wkładam go do torebki i po chwili jestem w drodze po brata.
- Valery!- krzyczy chłopiec i biegnie do mnie. Przytula mnie co sił i patrzy bacznie- Późno przyszłaś- jego mina wyraża niezadowolenie
- Przepraszam ale nie mogłam wcześniej. Pójdziemy na frytki dobrze?- pytam a malec cieszy się jak nigdy dotąd.- Leć się ubrać- czochram go po głowie i zmierzam do kobiety z którą ostatnio rozmawiałam.
- Dobry wieczór- uśmiecham się- pamięta mnie Pani? Miałam wypełnić formularz na tę wycieczkę-
- Ach tak! Już przypominam sobie. Dla Ciebie i dla Twojego kolegi tak?- kiwam głową i dostaję dwie kartki. Swoja wypełniam szybko ale z kartką Zayn’a idzie mi znacznie wolniej. Natychmiast piszę wiadomość do Harry’ego z zapytaniem o jego dane. Bardzo szybko dostaję wiadomość i nim mały zdążył się ubrać ja już kończyłam pisać.- Data jest jeszcze nie do końca wiadoma ale sądzę, że będzie to około 6 maja najpóźniej. Przyjemny termin nie ma co- uśmiecha się i odchodzi. Widzę Charliego już ubranego i czekającego na mnie w drzwiach.
- A kto Ci zawiązał sznurówki?- pytam zdziwiona widząc dorodne kokardki
- Brat Clarie- chłopiec uśmiecha się i wskazuje mi chłopaka pochylonego nad małą blondyneczką
- Hej! Dzięki za pomoc!- wołam do nieznajomego. Ten podnosi głowę i widzę… Widze Ben’a.- To Ty?- pytam lekko rozbawiona
- A to Ty?- uśmiecha się do mnie. Jest całkowicie inny niż w szkole- To Twój brat?- pyta gotowy do wyjścia
- Tak i właśnie idziemy na frytki chcecie dołączyć do nas?- pytam nim zdążę ugryźć się w język
- Co Ty na to Clar?- dziewczyna kiwa głową- No to idziemy- chłopak otwiera przede mną drzwi i opuszczamy pomieszczenie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam, witam moje kochane.
Serwuje wam 12 rozdział wydający mi się nieco dłuższy niż jego poprzednik.
Obiecuję wam, że będę pisać dłuższe. Te były napisane w wakacje, więc nie mogłam zmienić ich treści bo musiałabym zmieniać wszystko.
Obiecuję poprawę!
Jak wam się podoba LWWY? Osobiście cieszę się, że ta piosenka należy do Zayn'a. Tak go zawsze mało było a teraz proszę! Boskie!
♣ Payne dostający gumowym młotkiem po głowie
- Proszę jedźmy już stąd. Zabierz mnie jak najdalej od tego miejsca- poprosiłam chłopaka, który był cholernie wystraszony. Zbyt dużo zobaczył, zbyt dużo usłyszał.
Po chwili znaleźliśmy się w całkowicie innym miejscu. Zdołałam ujrzeć ludzi zadowolonych i spieszących się do pracy. Było zaledwie kilka minut po 12.
Telefon Liama cały czas dzwonił, doprowadzało mnie to powoli do szału ale nic mu nie mówiłam. Chłopak skrupulatnie odrzucał połączenia. Starał się nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt ale nie potrafiłam odezwać się ani słowem- zatem milczałam.
- Może pojedziemy coś zjeść?- zapytał w końcu chłopak a ja nadal milcząc kiwnęłam głową, ze tak. Kiszki już grały mi marsza także teraz posiłek będzie dla mnie zbawieniem. Być może smutki będą lżejsze gdy żołądek będzie pełny. Zdecydowałam się, że jeśli chłopak będzie chciał to powiem mu wszystko. Za dużo już to duszę w sobie i cóż… Powoli zaczyna mnie to przerastać a to z kolei odbijało się na moim zdrowiu.
- O matko Valery!- wrzasnął Liam a ja się przestraszyłam- Twój nos… Krew Ci leci!- chłopak spoglądał to na mnie to na jezdnię. Pośpiesznie wyjęłam chusteczki z torebki i przyłożyłam do nosa. Po chwili kilka z nich było zabarwionych na czerwono. Tak, właśnie tak mój organizm reagował na stres. Pod wpływem zbyt dużego ciśnienia pękały mi naczynka i o… Mina Liama wyrażą więcej niż tysiąc słów.
W końcu gdy udało mi się uporać z szkarłatnym płynem zatrzymaliśmy się w jakimś zajeździe. On poszedł zająć stolik a ja poczłapałam do łazienki. Byłam sobie wdzięczna, że to zrobiłam bo wyglądałam jak tysiąc nieszczęść. Lekko podeschnięta krew zalegała w okolicach ust, makijaż był w kompletnej rozsypce a ja? Ja czułam się gorzej od przejechanego psa. Dosłownie.
W końcu gdy uporałam się ze wszelkiego rodzaju niedoskonałościami ruszyłam szukać chłopaka. W pomieszczeniu panował lekko półmrok co było dziwne jak na tę porę dnia. Było około 13 więc światła powinno być tu bardzo dużo ale cóż.. To decyzja co robi właściciel restauracji. W końcu udało mi się go odnaleźć. Siedział pod ścianą i obserwował otoczenie jakby chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Wyglądał na lekko zakłopotanego i zmartwionego.
Gdy usiadłam naprzeciwko niego on nie spuszczał ze mnie wzroku, jakby bał się, że pod naporem emocji pęknę i rozsypię się w drobny mak. Chyba tak byłoby najlepiej.
- Już lepiej?- zapytał a ja skinęłam głową. Czułam, że to wszystko opada w dół, powoli zmniejsza się napór i ciśnienie wewnętrzne. Starszy Pan przyniósł nam karty a my w wielkim skupieniu wybieraliśmy to co zjemy. Ja wybrałam makaron z serem oraz sok grejpfrutowy a Liam jakieś mięso i frytki.
- Valery…- zaczął i lekko dotknął moich dłoni spokojnie spoczywających na stole. Pierwszą myślą było to aby zabrać swoje ręce jak najdalej od tego chłopaka ale jego dłonie były tak cudowne, że nie mogłam inaczej postąpić niż zostać w takiej pozycji. – To co dzisiaj miało miejsce… Jejku nie wiem co mogę o tym myśleć, mam tyle pytań, tyle niewyjaśnionych rzeczy, że ja… Tak Ci współczuje- patrzył w moje oczy i widać było, że naprawdę przejął się tą całą sytuacją- Możesz mi jakoś to wszystko wyjaśnić? O ile to nie będzie dla Ciebie za trudne?- zapytał chłopak a kelner przyniósł nam nasze dania
- Dobrze- odezwałam się po tak długim milczeniu- Dobrze ale najpierw zjedzmy.- zaproponowałam a chłopak przystanął na moją propozycję. Jedliśmy w milczeniu od czasu do czasu spoglądając a to na siebie a to na okno zasłonięte grubym, aksamitnym materiałem.
Jak ja mu to powiem? Jak ja będę potem mogła spojrzeć mu w oczy i dalej funkcjonować? Jak on się zachowa gdy pozna noszoną we mnie tajemnicę? Jak to wszystko dalej się potoczy no i jak będzie dalej wyglądało moje życie gdy już mu to powiem? Tak naprawdę nie mam pojęcia dlaczego to ma być akurat on a nie całkowicie obcy mi człowiek… Może obcy człowiek nie patrzyłby na mnie takim troskliwym wzrokiem? Może nie dotknąłby mojej dłoni w tak znaczy sposób i niebyły taki… Taki opiekuńczy? Mam nadzieję, że w końcu mi ulży.
- Jak wiesz mieszkam z babcią- zaczęłam swoją smętną opowieść. – Dlaczego? Bo moja babcia stała się moim i Charliego opiekunem prawnym. Moja matka zaczęła pić, stała się alkoholiczką. Gdy tata żył próbowała funkcjonować w jakiś normalny sposób. Próbowała nie przychodzić do domu pijana, próbowała nie wszczynać bezsensownych kłótni a przede wszystkim nie próbowała nas bić. – spojrzałam na chłopaka a jego oczy zrobiły się niczym dwa spodki- Tak, byłam ofiarą przemocy domowej. Nie tylko ja Charlie też, dziecko które nic nie zawiniło- pierwsze łzy spłynęły z kącika moich oczu. Otarłam je pośpiesznie i kontynuowałam- Broniłam go jak najbardziej potrafiłam ale nie zawsze udawało mi się trafić na czas do domu. A później tata umarł. Został potrącony przez samochód. Zbyt dotkliwe rany, ciężko się goiły i tak wyszło. Kilka dni po pogrzebie matka zaczęła ostro pić i znalazła sobie nowego faceta- ojca Charliego. Nie akceptowałam go ale czy mogłam coś powiedzieć na ten temat? Nie. Matka w końcu zapomniała jak to jest wychowywać dziecko i musiałam to zrobić ja. Dobrze, że babcia mieszkała niedaleko, chociaż od niej mogliśmy dostać coś do zjedzenia. Myślałam, że idąc do liceum moje życie jakoś się zmieni. Owszem na początku było dobrze ale kilka niezwykle życzliwych mi osób rozesłało plotki tak, że w liceum też nie miałam łatwo. No i w końcu w dzień urodzin babcia postanowiła mi zafundować nowe życie i oto tu jestem- blado się uśmiechnęłam ale tak naprawdę miałam ochotę wybuchnąć płaczem i wtulić się w chłopaka
- A ten chłopak.. To Twój straszy brat?- zapytał Liam
- Olivier? Och, nie. To chodzący największy błąd mojego życia. Był dla mnie kimś ważnym, był moim chłopakiem, któremu chciałam powierzyć wszystkie moje tajemnice. Był miły, uprzejmy a do tego taki pociągający. Już samo to, że zainteresował się mną- dziewczyną ze złej dzielnicy, powinno mi dać do myślenia. Ale miłość jest ślepa, prawda? W końcu chłopak zaczął się psuć i pewnego wieczoru…- wybuchłam płaczem na co każdy siedzący w restauracji spojrzał w naszą stronę. Dłonie Liam’a zacisnęły się na moich. Głęboki wdech i….- On mnie zgwałcił- wydusiłam w końcu z siebie i poczułam niesamowitą ulgę. Zaczęłam płakać. Chłopak pośpiesznie zapłacił za obiad i trzymając jedną rękę na mojej talii a drugą w mojej ręce opuścił ze mną lokal.
Na dworze nie wytrzymałam i zapytałam:
- Mogę się do Ciebie przytulić?- chłopak nie dał mi odpowiedzi tylko od razu to zrobił. Jego ramiona były silne co dawało mi złudne poczucie bezpieczeństwa. Gładził mnie po głowie od czasu do czasu szepcząc, że wszystko na pewno się ułoży i w końcu będę szczęśliwa. Nie mogłam mu powiedzieć wszystkiego co obejmowało moją przeszłość. Były takie rzeczy o których nie mówi się nikomu, nawet najlepszemu przyjacielowi. Niby poczułam się lepiej ale ta jedna, jedyna rzecz zalegała mi na dnie serca i za nic w świecie nie pozwalała mi o sobie zapomnieć.- Tak strasznie Cię przepraszam. Nie powinieneś był tego oglądać ani słuchać…- wyszeptałam lekko się uspokajając- Mam okropną przeszłość i naprawdę nie warto…-
- Valery o czym Ty mówisz? Jesteś dla mnie wzorem do naśladowania. Ja sobie nie poradziłbym z czymś takim. Jesteś tak cholernie dzielna, w ogóle po Tobie nie widać, że los Cię tak skrzywdził.- wytarł chusteczką łzy na moich policzkach- Naprawdę… To o to chodziło Ci wczoraj gdy powiedziałaś mi, że Ty też masz problemy tak?- kiwnęłam głową.- Czuję się egoistą sądząc, że to ja mam życie do dupy.- rozległ się dźwięk dzwonka telefonu
- Odbierz go w końcu bo Ci oczy wydrapie jak się spotkacie- powiedziałam i udałam się do samochodu. Widziałam, że gdy odbierał połączenie jego mina była nietęga. Bał się tej rozmowy i konsekwencji z tego, że tak długo nie odbierał. Spoglądałam w jego kierunku i nie mogłam nadziwić się jak on to robi, że jest w każdej sytuacji taki opanowany. To chyba on był tym najmądrzejszym i najrozsądniejszym z całej grupy. Po chwili coś tłumaczył, gestykulował rękami i koniec końców machnął ręką na rozmówcę i rozłączył się.
- Stało się coś?- zapytałam gdy chłopak wsiadł do auta. Był lekko roztrzęsiony.
- Nie rozumiem kobiet, ot co. Awantura o byle co. Skoro nie odbierałem telefonu to chyba znaczy, że byłem zajęty a nie, że ją olewałem.-
- A może ona się martwi o Ciebie? Najwyraźniej dużo dla niej znaczysz skoro tak wydzwania. Martwi się Liam, nie miej jej tego za złe.- uśmiechnęłam się pogodnie.
- 10 róż wystarczy?- zapytał
- Stanowczo kup 11- zaśmiałam się i ruszyliśmy do domu.
Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Na zewnątrz padał deszcz a w radiu leciały jakieś smęty. Nie było niczym dziwnym to, że w końcu usnęłam. Obudziłam się dopiero u siebie w pokoju kilka minut po 17.00. Jakież wielkie musiało być moje zdziwienie gdy nigdzie nie odnalazłam Liam’a. Nawet nie miałam mu jak podziękować…
Wstałam i zeszłam na dół. Zjadłam przedwczesną kolacje i obejrzałam jakiś serial w telewizji. Następnie poszłam do siebie i wzięłam prysznic. Byłam sama w domu, babcia musiała gdzieś zabrać malca z czego ogromnie się cieszyłam, miałam w końcu chwilę na to aby móc swobodnie pomyśleć i uzupełnić brakujące wpisy.
Czwartek, 28 kwietnia
Kocham Cię tato.
Tak, to właśnie dzisiaj jest ten dzień w którym mogłam odwiedzić grób ojca i wypłakać się bez obawy o to, że zaraz ktoś będzie mnie pytać o powód moich smutków.
Przesiedziałam nad grobem ponad piętnaście minut i wiesz? Czuję się jak nigdy dotąd. Na pewno przyczynił się do tego Liam. Jaki Liam? Liam… Właściwie jak on ma na nazwisko? Sama nie wiem ale w każdym bądź razie ów Liam poznał moją przeszłość. Praktycznie całą z wyjątkiem małego aspektu o którym nie chce mówić z wiadomych Ci powodów. Widział moją matkę, całkowicie skacowaną i tego jej menela. Nie wiem co on teraz o mnie myśli, nie wiem czy będę potrafiła jutro spojrzeć mu w oczy. Poznał również opowieść o Olivierze i o dziwo.. Nie powiedział ,, O matko” jaki to zwyczaj mają ludzie gdy mówi się o GWAŁCIE.
Liam to porządny chłopak, który wbrew mojemu przekonaniu nie jest BOGATYM GNOJKIEM. Jest strasznie zagubioną osobą i cóż.. Ma podobne życie do mojego. Jego rodzina ledwo wiązała koniec z końcem a teraz jest w tej szkole tylko i wyłącznie dzięki stypendium. Cieszę się, że takie dostał. Jest bardzo uzdolniony.. tak sądzę.
Jak mniemam jego dziewczyna to straszna zołza. Zrobiła mu ogromną awanturę przez to, że nie odebrał od niej kilku telefonów. Dziwne….
Jutro jest piątek a to oznacza naukę śpiewu oraz gry na pianinie. Jutro jest taki fajny dzień. Matematyka, dwie godziny gry, potem praktycznie dwugodzinna przerwa i śpiew. Czyż nie cudnie?
Matka się mnie wyrzekła. Nazwała mnie niepoczciwą szmatą. Czym ja na to zasłużyłam? Tym, że przyszłam na świat? Trzeba było wykonać aborcję a nie mieć teraz problemy do całego świata. I co ja teraz powiem młodemu? Co ja mam mu powiedzieć?!
Wiesz jak się czuję? Czuję się wyśmienicie. Od kiedy dałam upust emocjom jestem jakaś inna. Wiesz co się stało? Liam przytulił mnie. On jest niesamowitą osobą… Taki przyjaciel to skarb. Ale czy ja mogę nazwać go przyjacielem? Byłabym zaszczycona mogąc tak powiedzieć do niego i reszty chłopaków. Czuję, że teraz mogę zamknąć stary dział i iść do przodu. Cieszyć się życiem, chodzić na randki i czego dusza zapragnie. Czyż nie o to chodzi będąc w moim wieku?
Zamykam zeszyt i szczerzę się do siebie. Spoglądam na telefon i widzę, że babcia dzwoniła do mnie. Postanawiam oddzwonić końcu mogło się coś stać.
- Valery? Dobrze, że dzwonisz.- usłyszałam głos babci
- Stało się coś?- zapytałam
- Nie… Proszę Cię tylko abyś poszła po małego do przedszkola. Ja jestem w pracy, mamy urwanie głowy. Nie sprawi Ci to problemu?- jej głos jest zatroskany i zmęczony
- No skąd. Już po niego idę- rozłączam się i nakładam pośpiesznie sweter na ciało. Chwytam torebkę, klucze oraz telefon i już mam wyjść gdy w oczy rzuca mi się prowizorycznie zrobiona koperta. Na jej wierzchu pisze Valery. Pośpiesznie ją otwieram i widzę w niej list. Wkładam go do torebki i po chwili jestem w drodze po brata.
- Valery!- krzyczy chłopiec i biegnie do mnie. Przytula mnie co sił i patrzy bacznie- Późno przyszłaś- jego mina wyraża niezadowolenie
- Przepraszam ale nie mogłam wcześniej. Pójdziemy na frytki dobrze?- pytam a malec cieszy się jak nigdy dotąd.- Leć się ubrać- czochram go po głowie i zmierzam do kobiety z którą ostatnio rozmawiałam.
- Dobry wieczór- uśmiecham się- pamięta mnie Pani? Miałam wypełnić formularz na tę wycieczkę-
- Ach tak! Już przypominam sobie. Dla Ciebie i dla Twojego kolegi tak?- kiwam głową i dostaję dwie kartki. Swoja wypełniam szybko ale z kartką Zayn’a idzie mi znacznie wolniej. Natychmiast piszę wiadomość do Harry’ego z zapytaniem o jego dane. Bardzo szybko dostaję wiadomość i nim mały zdążył się ubrać ja już kończyłam pisać.- Data jest jeszcze nie do końca wiadoma ale sądzę, że będzie to około 6 maja najpóźniej. Przyjemny termin nie ma co- uśmiecha się i odchodzi. Widzę Charliego już ubranego i czekającego na mnie w drzwiach.
- A kto Ci zawiązał sznurówki?- pytam zdziwiona widząc dorodne kokardki
- Brat Clarie- chłopiec uśmiecha się i wskazuje mi chłopaka pochylonego nad małą blondyneczką
- Hej! Dzięki za pomoc!- wołam do nieznajomego. Ten podnosi głowę i widzę… Widze Ben’a.- To Ty?- pytam lekko rozbawiona
- A to Ty?- uśmiecha się do mnie. Jest całkowicie inny niż w szkole- To Twój brat?- pyta gotowy do wyjścia
- Tak i właśnie idziemy na frytki chcecie dołączyć do nas?- pytam nim zdążę ugryźć się w język
- Co Ty na to Clar?- dziewczyna kiwa głową- No to idziemy- chłopak otwiera przede mną drzwi i opuszczamy pomieszczenie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam, witam moje kochane.
Serwuje wam 12 rozdział wydający mi się nieco dłuższy niż jego poprzednik.
Obiecuję wam, że będę pisać dłuższe. Te były napisane w wakacje, więc nie mogłam zmienić ich treści bo musiałabym zmieniać wszystko.
Obiecuję poprawę!
Jak wam się podoba LWWY? Osobiście cieszę się, że ta piosenka należy do Zayn'a. Tak go zawsze mało było a teraz proszę! Boskie!
♣ te miny Malika
♣ Horan bez koszulki
♣ Styles z bananem
♣ Tomilson zapierdzielający autem jakby Horanowi mieli zamknąć Nados
♣ Payne dostający gumowym młotkiem po głowie
no i te ich ruchy! I flaga Polski! Maskara! ( Mam nadzieję Moniko, że nie gniewasz się za użycie Twoich tekstów)
Hmmm... Przydałoby sie coś zorganizować.
Może blog miesiąca?? Jeśli chcecie to piszcie w komentarzach :)
Pozdrawiam, Magda
czwartek, 20 września 2012
Rozdział 11 ,, Znajdę Cię na końcu świata a wtedy zobaczysz co to znaczy cierpieć"
– Dokąd teraz?- zapytał odpalając na nowo silnik
- Jedź prosto i na najbliższym skrzyżowaniu skręć w lewo- powiedziałam widząc drogę oczyma wyobraźni. Chłopak zrobił tak jak mu powiedziałam. Najpierw pojechał prosto a następnie na skrzyżowaniu skręcił w lewo. Stąd już było widać wzgórze na którym znajdował się cmentarz. Z każdym dniem przybywało coraz to więcej zielonego koloru. Zieleniły się trawniki, rabaty oraz drzewa. Już za niedługo przyjdzie prawdziwa wiosna a wtedy każdy poranek będzie należał do najprzyjemniejszej rzeczy w całym dniu. Wyobraź sobie. Otwierasz oczy i widzisz pokój zalany słońcem. Z podwórka dobiega Cię zapach kwiatów a w oddali śpiewają ptaki… Niesamowite. I ten zapach koszonej trawy…
- Valery to ślepa uliczka. Jesteś pewna, że dobrze pojechaliśmy? Tutaj jest tylko cmentarz- spojrzał na mnie z dezaprobatą w oczach
- Tak dobrze trafiłeś. Przyszłam odwiedzić tatę.- powiedziałam i wysiadłam z auta. Przez przednią szybę pokazałam mu na palcach aby dał mi 10 minut i wrócę. Zmieszanie miał wymalowane na twarzy.
Przyszłam odwiedzić tatę. Przyszła odwiedzić tatę?! Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie. Jakim cudem? Co ona ma zamiar jeszcze ukrywać? Zadawałem sobie pytania i najzwyczajniej w świecie nie mogłem na nie odpowiedzieć. A dlaczego? Bo ta dziewczyna to chodząca tajemnica.
Zrobiło mi się jej żal, najzwyczajniej z świecie żal. To wczoraj mówiła o tym? To ta tajemnica i ten problem z którym nie może sobie poradzić? I za to miałem a właściwie mieliśmy ją znienawidzić? Przecież to nie jej wina, że jeden z jej rodziców już nie żyje… To mogło się przydarzyć każdemu z nas… To jest naturalne, że w pewnym wieku ludzie muszą odejść na tę lepszą stronę.
Nie wiedziałem jak się mam zachować. Iść za nią czy dać jej kilka minut na swobodną rozmowę z tatą? A jak ona będzie potrzebowała wsparcia a mnie tam nie będzie? Co robić.. Co ja mam robić? Myśli kłębiły mi się w głowie. W końcu postanowiłem wyjść na świeże powietrze z nadzieją na to, że ono jakoś pozwoli mi racjonalnie myśleć.
Chodziłem to w jedną to w drugą stronę. Próbowałem skupić się na wydarzeniach które miały miejsce wczoraj ale nie potrafiłem. Ciągle słyszałem jej słowa Przyszłam odwiedzić tatę
Nie chcąc stać tak bezczynnie ruszyłem na owy cmentarz aby odnaleźć dziewczynę. Przemierzałem drogę pomiędzy mogiłami po chrzęszczącej żwirowej drodze. Rozglądałem się za jej sylwetką ale takowej nie dojrzałem. W końcu gdy praktycznie straciłem nadzieje na to, że ją odnajdę ujrzałem ją siedzące na białej ławeczce. Pochylała się na granitowym pomnikiem i… płakała. Poczułem ukłucie w sercu, nie mogłem znieść tej myśli, że ona płacze. Oparłem się o drzewo i patrzyłem na nią. Wiejący wiatr niósł ze sobą strzępy jej słów także od czasu słyszałem takie słowa jak : ból, cierpienie, strach, żal, mama, Char, Meg, i znów ból. Zastanawiałem się nad tym kim była Meg. Może to była jej siostra lub przyjaciółka? Czekałem i czekałem aż w końcu uznałem, że ta rozmowa ma zbyt intymny charakter i odszedłem tam skąd przyszedłem.
Nie mogłam powstrzymać łez. Z każdą chwilą nasilały się coraz bardziej a ja nie chciałam ich powstrzymywać. W końcu siedzenie tu i płakanie było czymś naturalnym- ciągle nie mogłam pogodzić się z tym, że tata nie żyje.
Zadawałam sobie pytanie dlaczego akurat mnie Bóg wystawił na taką próbę. Dlaczego to akurat mnie pokarała matką alkoholiczką, chłopakiem gwałcicielem i przyjaciółmi- nie przyjaciółmi. Zastanawiałam się również nad tym jak ja mam sobie z tym wszystkim poradzić? W końcu nie każda siedemnastolatka ma na koncie tyle przeżyć co ja.
Pobyt tutaj przyniósł mi ulgę, mogłam swobodnie opowiedzieć co czuję i
czego się obawiam. Mogłam swobodnie powiedzieć co myślę o tym wszystkim bez
większego zmartwienia, że ktoś mnie skrytykuje i wyśmieje. - Jedź prosto i na najbliższym skrzyżowaniu skręć w lewo- powiedziałam widząc drogę oczyma wyobraźni. Chłopak zrobił tak jak mu powiedziałam. Najpierw pojechał prosto a następnie na skrzyżowaniu skręcił w lewo. Stąd już było widać wzgórze na którym znajdował się cmentarz. Z każdym dniem przybywało coraz to więcej zielonego koloru. Zieleniły się trawniki, rabaty oraz drzewa. Już za niedługo przyjdzie prawdziwa wiosna a wtedy każdy poranek będzie należał do najprzyjemniejszej rzeczy w całym dniu. Wyobraź sobie. Otwierasz oczy i widzisz pokój zalany słońcem. Z podwórka dobiega Cię zapach kwiatów a w oddali śpiewają ptaki… Niesamowite. I ten zapach koszonej trawy…
- Valery to ślepa uliczka. Jesteś pewna, że dobrze pojechaliśmy? Tutaj jest tylko cmentarz- spojrzał na mnie z dezaprobatą w oczach
- Tak dobrze trafiłeś. Przyszłam odwiedzić tatę.- powiedziałam i wysiadłam z auta. Przez przednią szybę pokazałam mu na palcach aby dał mi 10 minut i wrócę. Zmieszanie miał wymalowane na twarzy.
Przyszłam odwiedzić tatę. Przyszła odwiedzić tatę?! Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie. Jakim cudem? Co ona ma zamiar jeszcze ukrywać? Zadawałem sobie pytania i najzwyczajniej w świecie nie mogłem na nie odpowiedzieć. A dlaczego? Bo ta dziewczyna to chodząca tajemnica.
Zrobiło mi się jej żal, najzwyczajniej z świecie żal. To wczoraj mówiła o tym? To ta tajemnica i ten problem z którym nie może sobie poradzić? I za to miałem a właściwie mieliśmy ją znienawidzić? Przecież to nie jej wina, że jeden z jej rodziców już nie żyje… To mogło się przydarzyć każdemu z nas… To jest naturalne, że w pewnym wieku ludzie muszą odejść na tę lepszą stronę.
Nie wiedziałem jak się mam zachować. Iść za nią czy dać jej kilka minut na swobodną rozmowę z tatą? A jak ona będzie potrzebowała wsparcia a mnie tam nie będzie? Co robić.. Co ja mam robić? Myśli kłębiły mi się w głowie. W końcu postanowiłem wyjść na świeże powietrze z nadzieją na to, że ono jakoś pozwoli mi racjonalnie myśleć.
Chodziłem to w jedną to w drugą stronę. Próbowałem skupić się na wydarzeniach które miały miejsce wczoraj ale nie potrafiłem. Ciągle słyszałem jej słowa Przyszłam odwiedzić tatę
Nie chcąc stać tak bezczynnie ruszyłem na owy cmentarz aby odnaleźć dziewczynę. Przemierzałem drogę pomiędzy mogiłami po chrzęszczącej żwirowej drodze. Rozglądałem się za jej sylwetką ale takowej nie dojrzałem. W końcu gdy praktycznie straciłem nadzieje na to, że ją odnajdę ujrzałem ją siedzące na białej ławeczce. Pochylała się na granitowym pomnikiem i… płakała. Poczułem ukłucie w sercu, nie mogłem znieść tej myśli, że ona płacze. Oparłem się o drzewo i patrzyłem na nią. Wiejący wiatr niósł ze sobą strzępy jej słów także od czasu słyszałem takie słowa jak : ból, cierpienie, strach, żal, mama, Char, Meg, i znów ból. Zastanawiałem się nad tym kim była Meg. Może to była jej siostra lub przyjaciółka? Czekałem i czekałem aż w końcu uznałem, że ta rozmowa ma zbyt intymny charakter i odszedłem tam skąd przyszedłem.
Nie mogłam powstrzymać łez. Z każdą chwilą nasilały się coraz bardziej a ja nie chciałam ich powstrzymywać. W końcu siedzenie tu i płakanie było czymś naturalnym- ciągle nie mogłam pogodzić się z tym, że tata nie żyje.
Zadawałam sobie pytanie dlaczego akurat mnie Bóg wystawił na taką próbę. Dlaczego to akurat mnie pokarała matką alkoholiczką, chłopakiem gwałcicielem i przyjaciółmi- nie przyjaciółmi. Zastanawiałam się również nad tym jak ja mam sobie z tym wszystkim poradzić? W końcu nie każda siedemnastolatka ma na koncie tyle przeżyć co ja.
- Żegnaj tato. Kocham Cię- Po około 15 minutach pocałowałam różę i ciągle płacząc odeszłam od grobu. Przypominał mi się dzień pogrzebu ojca. Dzień w którym moja matka raz na zawsze zerwała z przeszłością.
Dziewczynka w wieku 12 lat stoi i płacze nad karmelową trumną ojca. Wszyscy zebrani tutaj przyglądają się jej i z niedowierzaniem kręcą głową. Nie potrafią uwierzyć w to, że tak szybko musiała się pożegnać z kimś tak ważnym dla niej.
Blondynka z kręconymi włosami przygarnia kruchą postać do siebie i szepce do ucha, że wszystko będzie dobrze. ,, Tatuś na pewno jest teraz z aniołkami i patrzy na nas z góry i prosi abyś nie płakała” mówi kobieta przekonującym aczkolwiek łamiącym się głosem. Jej córeczka kiwa głową i dzielnie spogląda na ojca, który wygląda jakby spał.
- Mamusiu on się uśmiecha do nas- mówi dziewczyna i również uśmiecha się do ojca. I nagle panowie w czerni zamykają trumnę i znika uśmiech z twarzy dziecka. Zaczyna panikować, łkać, prosić aby poczekali jeszcze chwilę bo chce dobrze zapamiętać jego twarz. Nieopodal babcia dziewczynki wypłakuje oczy i wyciera nos bawełnianą chusteczką. Matka nadal stoi niewzruszona i przyciska dziecko do piersi. Chyba rozumie, że takie widoki nie są odpowiednie dla osób w jej wieku.
(..) Akt gdzie wszyscy podchodzą i rzucają garstkę piachu na trumnę mała znosi dzielnie. Sama robi to z niebywałą gracją i całując białą różę mówi ,, Żegnaj tato. Kocham Cię”.
(..) Tuż po ceremonii ludzie znikają równie szybko jak przybyli. Nim zdążyła się zorientować została sama, sama jak palec…
Idąc tak próbowałam uspokoić wtrząchający mną szloch. Nie mogłam zapanować nad emocjami. Nie chciałam aby Liam widział mnie w takim stanie ale nie mogłam też powiedzieć mu, że wszystko jest dobrze, że nic się nie dzieje. Nie mogłam go okłamać. Potrzebowałam móc komuś powiedzieć, że jest mi źle, chciałam się komuś wypłakać na ramieniu i usłyszeć beznadziejne ,, Nie płacz, będzie dobrze”. Ocierałam łzy, które wydobywały się z moich oczu i szybko płynęły po zapewne zaczerwienionych policzkach. Powoli zbliżałam się do wyjścia więc wzięłam głęboki wdech i udając, że nic się nie dzieje wyszłam i zobaczyłam go opartego o maskę samochodu.
Jest, w końcu wyszła. Jej policzki były czerwone tak samo jak oczy. Widać było, że płakała, zdradziły ją oczy i policzki. Zrobiło mi się jej strasznie przykro, nie widziałem jeszcze kogoś tak dobrze maskującego w sobie uczucia. Podszedłem do niej i zapytałem:
- Wszystko dobrze?- dziewczyna kiwnęła głową, unikała kontaktu wzrokowego co wcale nie było dziwne. Wsiadła pośpiesznie do auta i drżącymi rękoma zapięła pasy.
- Zawieziesz mnie jeszcze w jedno miejsce?- zapytała a ja nie mogłem powiedzieć nie. Powiedziała mi abym pojechał tą samą drogą. Ruszyliśmy.
Była nieobecna. Spoglądała w szybę od czasu do czasu wycierając łzy, które gdzieś się zgubiły i wypełzły dopiero teraz. Chciałem aby mi powiedziała co tak naprawdę się stało, skąd aż tyle łez i czy to oby na pewno prawda, że jej ojciec nie żyje. Rozumiałem ją… Sam nie miałem najlepszej sytuacji w domu i nigdy o niej nikomu nie mówiłem.. Wspomnienia bolą.
Gdy dojechaliśmy do owej obskurnej dzielnicy zatrzymałem się w tym samym miejscu. Dziewczyna wzięła głęboki wdech
- Chcesz poznać moją historię?- kiwnąłem głową- To chodź ze mną- i wysiadła z auta. Kierowała się do bloku pomalowanego na beżowy kolor. W wejściu stało kilku mężczyzn, którzy prosili ją o kilka groszy na wino. Dziewczyna spiorunowała ich wzrokiem i szła dalej. Ja podążałem za nią. Dlaczego ona tam szła? Czy ona… czy ona kiedyś tam mieszkała? Na samą myśl o mieszkaniu w takim miejscu przeszedł mnie dreszcz.
Stanęliśmy przed mieszkaniem nr. 11. Dziewczyna wyjęła klucz i przekręciła go. Pchnęła drzwi i usłyszeliśmy dźwięk przewracającego się szkła. W pomieszczeniu panował okropny bałagan. Wszędzie było pełno butelek, śmieci i różnych niepotrzebnych rzeczy.
- Kto tam?- odezwał się ktoś. Był to pijany mężczyzna, który leżał na ziemi. Spoglądał na nas jakby nie wierzył, że widzi nas.
- Elizabeth, patrz kto nas zaszczycił swoją obecnością- powiedziała z sarkazmem. Jakaś kobieta wyszła z pomieszczenia przypominającego łazienkę.
- Co Ty tu robisz?- zapytała kobieta. Była bardzo podobna do mojej towarzyszki
- Jak to co? W końcu tu mieszkałam. Nie pamiętasz? Jestem Twoją córką- dziewczyna była bliska płaczu. Zaraz… Jestem Twoją córką? To ta kobieta jest jej matką?! Nie wierzę, nie wierzę. Przecież to alkoholiczka!
- Byłaś moją córką. Ta stara małpa zabrała mi Ciebie i Charliego. A właśnie gdzie on jest?- zaczęła się rozglądać
- Nie ma go tu i więcej go nie ujrzysz. Wolę żeby wychowywał się ze świadomością, że jego matka nie żyje niźli miałby wiedzieć, że jego matka to skończona alkoholiczka- powiedziała przez zęby Valery. Starsza kobiet chwyciła dziewczynę za jej bluzę i potrząsnęła. Następnie wymierzyła jej policzek.- Żałuje, że w ogóle tu przyjechałam. Już więcej mnie nie zobaczysz- powiedziała i łapiąc mnie za rękę opuściła pomieszczenie.
- Ty mała….- ciąg przekleństw i różnych obraźliwych zwrotów został zaadresowany do Valery. Trzasnęła drzwiami w momencie gdy jakaś butelka w nie uderzyła. Co to za miejsce?!
Szybko opuściliśmy ten blok i znaleźliśmy się obok auta. Odetchnąłem z ulgą, że to już koniec. Wsiedliśmy do auta gdy Valery powiedziała, że zaraz wróci. Nawet nie chciałem wiedzieć kogo tam zobaczyła.
Gdy wsiedliśmy do auta nie mogłam uwierzyć, że moja własna matka potraktowała mnie w taki sposób. Potraktowała mnie niczym największą szmatę, największą zdzirę. Odwróciłam się w momencie gdy obok nas przechodził znajomy mi chłopak. Niewiele myśląc wysiadłam z auta i zaczepiłam go. Nic a nic się nie pomyliłam- to był Olivier
- Valery?- zapytał jakby zobaczył ducha- Nie wierzę, że Cię widzę-
- Ja tak samo. Nic się nie zmieniłeś- powiedziałam- Nadal jesteś takim chamem?- zapytałam nie mogąc się pohamować.
- Wiesz… Ja naprawdę Cię kochałem ale złotko nie mogliśmy być razem. Ja jestem z wyższych klas a Ty? Przepraszam za tamtą noc.. Jakoś tak wyszło- chciał mnie przytulić. Ja nadal coś do niego czułam ale wiedziałam, że nie mogę dać sobą pomiatać w taki sposób.
- Jesteś największym błędem mojego życia wiesz o tym?- spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem. Nie no. On najzwyczajniej w świecie sobie z tego kpił
- Teraz tak się wozisz? Niezłe autko- dotknął samochodu a mnie przeszły ciarki.
- Nienawidzę Cię- i wymierzyłam mu najsilniejszy policzek. Chłopakiem nieźle wstrząsnęło bo jego twarz wykrzywił grymas niezadowolenia.
- Posłuchaj- chwycił moje nadgarstki, które natychmiast zaczęły pulsować- To, że już ze mną nie jesteś nie oznacza, że nie mogę Cię dotknąć. Znajdę Cię na końcu świata a wtedy zobaczysz co to znaczy cierpieć.- puścił mnie i śląc mi słodki uśmiech pomachał mi i odszedł. Nie… Ja w to najzwyczajniej nie wierzę. No po prostu nie wierzę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i 11 za nami!
Coraz więcej was tu, coraz ładniej w komentarzach :)
Kocham was za to, że kilkoma słowami umiecie sprawić, że mam siłę do tego aby żyć.
Nie umiem wam podziękować bo słowa.. słowa to tylko słowa.
Wszystkie bym was wyściskała teraz! W tym momencie!
Jaram sie nowym teledyskiem naszych chłopców! KLIK
Zayn! Awww.. Wszędzie go pełno! Jak ja go kocham! :) Nie mogę przestać tego słuchać a co dopiero oglądać :)
Dziękuję wam! Jesteście najlepsze! :)
sobota, 15 września 2012
Rozdział 10 ,, Próbuję się dokopać do piekła gdzie moje miejsce..."
- Korney Fe! Korney Fe! Niall uważaj!- pies pociągnął
obrus. Wszystko niebezpiecznie się zachwiało.
Jedna ze szklanek przewróciła się a sok
w niej zawarty poplamił Liam’owi spodnie. Taki sam los czekałby i klopsy gdyby
nie Niall i jego heroiczny czyn jakim była akcja,, Ratuj klopsa”.
Podbiegłam do psa i chwyciłam go za obrożę.
- Zły pies, zły pies!- skarciłam sierściucha i wyprowadziłam na dwór- to za karę- powiedziałam i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
W jadali panował lekki chaos. Wszystko zostało na nowo ustawione w swoje miejsce, obrus został zmieniony na inny a Liam z żalem spoglądał na swoje spodnie.
- Chodź- dotknęłam jego ramienia i wskazałam na schody. Sądzę, że nikt nie zauważył tego, że znikliśmy bo każdego interesowały bardziej klopsy i opowieść Niall’a o tym jak to je łapał bo nie mógł dać im zginąć.
Podbiegłam do psa i chwyciłam go za obrożę.
- Zły pies, zły pies!- skarciłam sierściucha i wyprowadziłam na dwór- to za karę- powiedziałam i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
W jadali panował lekki chaos. Wszystko zostało na nowo ustawione w swoje miejsce, obrus został zmieniony na inny a Liam z żalem spoglądał na swoje spodnie.
- Chodź- dotknęłam jego ramienia i wskazałam na schody. Sądzę, że nikt nie zauważył tego, że znikliśmy bo każdego interesowały bardziej klopsy i opowieść Niall’a o tym jak to je łapał bo nie mógł dać im zginąć.
- Usiądź- wskazałam mu na moje łóżko i zaczęłam przeszukiwać
szafę. Wiedziałam, że mam dresy w które na pewno on wejdzie i jak się okazało
chwilę później pasowały idealnie.- Przepiorę je i możemy iść- spojrzałam na
niego a on kiwnął głową. Stałam tak nad tym zlewem i pocierałam spodnie gdy z
kieszeni wypadł jego telefon. Nie za bardzo zainteresowało mnie to więc
podniosłam go i położyłam na półce. Gdy spodnie były jako tako wyczyszczone powiesiłam
je na lekko ciepłym grzejniku i ruszyłam do kolegi.- Twój telefon- podałam mu
znalezisko. Jego twarz wykrzywił lekko grymas- Stało się coś?- zapytałam
siadając obok chłopaka. Ten znienacka mnie przytulił a ja będąc oszołomiona
jego gestem siedziałam jak sparaliżowana.
- Nie potrafię sobie poradzić. Mam tyle problemów a nie chcę nimi nikogo martwić. Czuję się tak cholernie bezsilny i to mnie doprowadza do szału.- podniosłam rękę i odwzajemniłam uścisk. W końcu nie tylko ja miałam przed nimi tajemnice
- Rozumiem Cię. Ja też mam dużo problemów i nie umiem sobie z nimi poradzić.- powiedziałam sama nie wiem dlaczego. Może aby mu uzmysłowić, że nie jest sam? Może po to aby pokazać mu, że ja też potrzebuję pomocy? Sama nie wiem.
- Może chcesz się tym podzielić? Może jakoś mógłbym Ci pomóc?- zapytał chłopak z czułością w głosie. Kompletnie mnie zaskoczył. I co ja mu teraz miałam powiedzieć? Moja matka to alkoholiczka, mój ojciec nie żyje a no i nie zapominajmy o Olivierze, który mnie zgwałcił. To miałam mu powiedzieć? W gruncie chciałam w końcu komuś o tym powiedzieć ale chciałam mieć pewność, że jest to osoba godna zaufania. Liam na taką wygląda ale… Raz się żyje.
- Nie Liam… To chyba za wcześnie jak dla mnie. Przepraszam ale naprawdę nie jestem gotowa na taką rozmowę. Może jakoś uda mi się samej z tym poradzić.- powiedziałam biorąc duży oddech. Poczułam jak płuca wypełniają mi się tlenem a następnie ze stoickim spokojem wypuściłam je rozkoszując się ciszą.
- Dobrze, rozumiem. W sumie Ci się nie dziwie- powiedział praktycznie bezgłośnie chłopak a ja odsunęłam się od niego
- Liam… - dziwne, że zapamiętałam jego imię. Zazwyczaj miałam z czymś takim problem.- W końcu przyjdzie taki czas w którym poznacie całą prawdę a wtedy znienawidzicie mnie wiesz o tym? A teraz może wracajmy do reszty bo mogą się niecierpliwić- powiedziałam i wstałam. On natychmiast chwycił moją dłoń i powiedział
- Cokolwiek by to nie było, uwierz mi nie zrobię nic takiego i nadal będę obecny w Twoim życiu- wstał i wyszedł z pokoju. W głowie zadźwięczały mi jego słowa Nadal będę obecny w Twoim życiu…
W jadalni panowała całkiem miła atmosfera. Chłopcy zajadali się już ciastem a Charlie biegał dookoła stołu i zaczepiał każdego z chłopaków. Widać ich polubił.
- Siadajcie. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, ze zabrałam wam talerze, prawda Liam?- babcia zwróciła się do chłopaka z nietęgą miną.
- Tak. Nie gniewamy się.- zajął swoje miejsce i wzrok utkwił w talerzu. Ja również zajęłam swoje miejsce ale nie zdołałam zjeść ciasta, nie potrafiłam nic przełknąć.
- Dlaczego nie jesz Valery?- zapytał mnie Harry- Ciasto jest bardzo dobre- wszyscy wpatrywali się we mnie
- Źle się czuję, chyba się przeziębiłam.- powiedziałam a babcia podeszła do mnie i dotknęła czoła.
- Faktycznie jakaś rozpalona jesteś.- poszła do kuchni i wróciła z talerzykiem leków. Połknęłam tabletki jedna za drugą.
- Nie będziecie mieć za złe, że pójdę się położyć?- zapytałam osoby siedzące przy stole na co każdy powiedział, że oczywiście, że nie. Także wstałam od stołu dziękując za kolację i miłe towarzystwo i udałam się do siebie. Ciągle w głowie miałam słowa Liam’a Nadal będę obecny w Twoim życiu…
Ciągle 27.
Chyba nie potrafię normalnie funkcjonować. Wspomnienia o Meg nie opuszczają mnie nawet na chwilę. Charlie uruchomił to co udało mi się przez rok zatrzymać- uruchomił wyrzuty sumienia.
Nie mogłam już tam wytrzymać na dole. Musiałam okłamać ich wszystkim tym, że źle się czuję. Musiałam to zrobić bo widok ich cieszących się mordek daje mi zbyt wiele bólu.
Zgubiłam się w parku i kto przyszedł mi z pomocą? Nikt inny jak Zayn. Podarował mi swoją kurtkę i ogrzał dłonie własnym oddechem. Ze mną jest jak z dzieckiem… W ramach podziękowania a raczej strachu przed tym aby nie pomyślał jaka to ja jestem nieodpowiedzialna zaprosiłam jego oraz jego kolegów na kolację. Wszystko było pięknie, ślicznie do momentu w którym Korney nie pociągnął za obrus i nie wylał soku na spodnie Liam’a. Wtedy wszystko jakoś dziwnie się potoczyło i on mnie nagle przytulił a ja poczułam się jakby robił to Olivier. Wiem, że wszystko co z nim związane powinno być dla mnie niemiłym przeżyciem ale wtedy… Poczułam się kochana, ważna, poczułam się inaczej.
I nagle wszystko prysło niczym bańka mydlana. Uświadomiłam sobie, że to tylko przeszłość a przede mną jest chłopka, którego tak naprawdę nie znam. Poczułam zapach jego perfum i poczułam żal, żal i rozczarowanie, że to nie on.
Meg… Meg… Meg… Meg… Meg… Gdzie Ty teraz do cholery jesteś?
Czuję palące łzy w oczach ale nie chcę płakać. To była moja i tylko moja decyzja aby się z nią rozstać. Stało się, nie ma jej. Wspomnienia bolą i dlatego nie mogę cofać się w tył. KONIEC.
Dzień w szkole nie był najgorszy. A teraz.. A teraz wybacz ale jestem bezsilna. Muszę się uspokoić.
Schowałam czerwony notes pod poduszkę. Zgasiłam świtało i usiadłam na parapecie. Wpatrywałam się w okno i liczyłam na to, że zobaczę tatę idącego wprost do domu, machającego do mnie i uśmiechającego się z daleka. Nic takiego się nie wydarzyło.
Oparłam się o szybę i mimowolnie wypuściłam kilka łez.
Światła w ogrodzie zapaliły się a ja ujrzałam sylwetkę mężczyzny tuż pod moim oknem. Lekki dreszcz przebiegł przez moje ciało. Tata.. pomyślałam i uśmiechnęłam się. Wariatko, on nie żyje. Umarli ot tak nie przychodzą pod okna. Skarciłam swój entuzjazm.
Jak się okazało był to Zayn palący papierosa. Widać było, że intensywnie nad czymś myśli bo jego brwi były mocno ściągnięte do środka a usta tworzyły cienką linię. Niedługo potem ujrzał mnie i schował się w głębi budynku. Co się ze mną dzieje?
- Nie potrafię sobie poradzić. Mam tyle problemów a nie chcę nimi nikogo martwić. Czuję się tak cholernie bezsilny i to mnie doprowadza do szału.- podniosłam rękę i odwzajemniłam uścisk. W końcu nie tylko ja miałam przed nimi tajemnice
- Rozumiem Cię. Ja też mam dużo problemów i nie umiem sobie z nimi poradzić.- powiedziałam sama nie wiem dlaczego. Może aby mu uzmysłowić, że nie jest sam? Może po to aby pokazać mu, że ja też potrzebuję pomocy? Sama nie wiem.
- Może chcesz się tym podzielić? Może jakoś mógłbym Ci pomóc?- zapytał chłopak z czułością w głosie. Kompletnie mnie zaskoczył. I co ja mu teraz miałam powiedzieć? Moja matka to alkoholiczka, mój ojciec nie żyje a no i nie zapominajmy o Olivierze, który mnie zgwałcił. To miałam mu powiedzieć? W gruncie chciałam w końcu komuś o tym powiedzieć ale chciałam mieć pewność, że jest to osoba godna zaufania. Liam na taką wygląda ale… Raz się żyje.
- Nie Liam… To chyba za wcześnie jak dla mnie. Przepraszam ale naprawdę nie jestem gotowa na taką rozmowę. Może jakoś uda mi się samej z tym poradzić.- powiedziałam biorąc duży oddech. Poczułam jak płuca wypełniają mi się tlenem a następnie ze stoickim spokojem wypuściłam je rozkoszując się ciszą.
- Dobrze, rozumiem. W sumie Ci się nie dziwie- powiedział praktycznie bezgłośnie chłopak a ja odsunęłam się od niego
- Liam… - dziwne, że zapamiętałam jego imię. Zazwyczaj miałam z czymś takim problem.- W końcu przyjdzie taki czas w którym poznacie całą prawdę a wtedy znienawidzicie mnie wiesz o tym? A teraz może wracajmy do reszty bo mogą się niecierpliwić- powiedziałam i wstałam. On natychmiast chwycił moją dłoń i powiedział
- Cokolwiek by to nie było, uwierz mi nie zrobię nic takiego i nadal będę obecny w Twoim życiu- wstał i wyszedł z pokoju. W głowie zadźwięczały mi jego słowa Nadal będę obecny w Twoim życiu…
W jadalni panowała całkiem miła atmosfera. Chłopcy zajadali się już ciastem a Charlie biegał dookoła stołu i zaczepiał każdego z chłopaków. Widać ich polubił.
- Siadajcie. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, ze zabrałam wam talerze, prawda Liam?- babcia zwróciła się do chłopaka z nietęgą miną.
- Tak. Nie gniewamy się.- zajął swoje miejsce i wzrok utkwił w talerzu. Ja również zajęłam swoje miejsce ale nie zdołałam zjeść ciasta, nie potrafiłam nic przełknąć.
- Dlaczego nie jesz Valery?- zapytał mnie Harry- Ciasto jest bardzo dobre- wszyscy wpatrywali się we mnie
- Źle się czuję, chyba się przeziębiłam.- powiedziałam a babcia podeszła do mnie i dotknęła czoła.
- Faktycznie jakaś rozpalona jesteś.- poszła do kuchni i wróciła z talerzykiem leków. Połknęłam tabletki jedna za drugą.
- Nie będziecie mieć za złe, że pójdę się położyć?- zapytałam osoby siedzące przy stole na co każdy powiedział, że oczywiście, że nie. Także wstałam od stołu dziękując za kolację i miłe towarzystwo i udałam się do siebie. Ciągle w głowie miałam słowa Liam’a Nadal będę obecny w Twoim życiu…
Ciągle 27.
Chyba nie potrafię normalnie funkcjonować. Wspomnienia o Meg nie opuszczają mnie nawet na chwilę. Charlie uruchomił to co udało mi się przez rok zatrzymać- uruchomił wyrzuty sumienia.
Nie mogłam już tam wytrzymać na dole. Musiałam okłamać ich wszystkim tym, że źle się czuję. Musiałam to zrobić bo widok ich cieszących się mordek daje mi zbyt wiele bólu.
Zgubiłam się w parku i kto przyszedł mi z pomocą? Nikt inny jak Zayn. Podarował mi swoją kurtkę i ogrzał dłonie własnym oddechem. Ze mną jest jak z dzieckiem… W ramach podziękowania a raczej strachu przed tym aby nie pomyślał jaka to ja jestem nieodpowiedzialna zaprosiłam jego oraz jego kolegów na kolację. Wszystko było pięknie, ślicznie do momentu w którym Korney nie pociągnął za obrus i nie wylał soku na spodnie Liam’a. Wtedy wszystko jakoś dziwnie się potoczyło i on mnie nagle przytulił a ja poczułam się jakby robił to Olivier. Wiem, że wszystko co z nim związane powinno być dla mnie niemiłym przeżyciem ale wtedy… Poczułam się kochana, ważna, poczułam się inaczej.
I nagle wszystko prysło niczym bańka mydlana. Uświadomiłam sobie, że to tylko przeszłość a przede mną jest chłopka, którego tak naprawdę nie znam. Poczułam zapach jego perfum i poczułam żal, żal i rozczarowanie, że to nie on.
Meg… Meg… Meg… Meg… Meg… Gdzie Ty teraz do cholery jesteś?
Czuję palące łzy w oczach ale nie chcę płakać. To była moja i tylko moja decyzja aby się z nią rozstać. Stało się, nie ma jej. Wspomnienia bolą i dlatego nie mogę cofać się w tył. KONIEC.
Dzień w szkole nie był najgorszy. A teraz.. A teraz wybacz ale jestem bezsilna. Muszę się uspokoić.
Schowałam czerwony notes pod poduszkę. Zgasiłam świtało i usiadłam na parapecie. Wpatrywałam się w okno i liczyłam na to, że zobaczę tatę idącego wprost do domu, machającego do mnie i uśmiechającego się z daleka. Nic takiego się nie wydarzyło.
Oparłam się o szybę i mimowolnie wypuściłam kilka łez.
Światła w ogrodzie zapaliły się a ja ujrzałam sylwetkę mężczyzny tuż pod moim oknem. Lekki dreszcz przebiegł przez moje ciało. Tata.. pomyślałam i uśmiechnęłam się. Wariatko, on nie żyje. Umarli ot tak nie przychodzą pod okna. Skarciłam swój entuzjazm.
Jak się okazało był to Zayn palący papierosa. Widać było, że intensywnie nad czymś myśli bo jego brwi były mocno ściągnięte do środka a usta tworzyły cienką linię. Niedługo potem ujrzał mnie i schował się w głębi budynku. Co się ze mną dzieje?
Usłyszałam ciche pukanie. Nie miałam ochoty z nikim
rozmawiać więc zeskoczyłam z parapetu i położyłam się na podłodze tak aby nikt
mnie nie zobaczył. Po chwili światło z korytarza lekko oświetliło mój pokój a
następnie znów zapanowała ciemność.
- Valery? Jesteś tu?- ciepły głos zapytał puste
pomieszczenie.
- Nie- odpowiedziałam i zwróciłam się twarzą w stronę dywanu
- Co robisz?- zapytał ów ktoś i siadł obok mnie
- A nie widać? Próbuje się dokopać do piekła gdzie moje miejsce- powiedziałam i kątem oka spojrzałam w stronę mojego rozmówcy. W oczy rzucił mi się tylko jego uśmiech. Śnieżnobiały uśmiech.
- Przede mną nie musisz udawać, że źle się czujesz. Przecież widać, że coś leży Ci na sercu- kto to do jasnej cholery jest, że ma czelność wypowiadać się o moim sercu?
- Źle się czuję, to fakt.- powiedziałam pewna siebie
- To dlaczego nie leżysz na łóżku tylko tutaj? Proponuję Ci się położyć bo za chwilę wpadną tu chłopaki aby się pożegnać także….- w ciągu kilku sekund znalazłam się na łóżku a ktosiek przykrył mnie kołdrą
- Dobra dziewczynka- pocałował moje czoło a mnie przeszedł dreszcz. Lekko się uśmiechnęłam bo chłopaka usta były takie delikatne, takie ciepłe. Całkowicie jak… W każdym bądź razie były przyjemne.
- Możesz zapalić lampkę? Tę w rogu- zapytałam i po chwili pokój rozjaśniła stróżka światła. Zrobiło się całkiem przyjemnie. Owym tajemniczym chłopakiem okazał się Niall. Niall żarłok.
- Tak myślałam, że to Ty ale nie mogłam Cię poznać- uśmiechnęłam się i położyłam na boku. Właśnie tak najczęściej zasypiałam. Dlaczego tak? Bo zazwyczaj moje plecy były poobijane za sprawą matki i stąd przyzwyczajenie do tej pozycji.
Zgodnie z tym co powiedział Niall chłopcy przyszli się ze mną pożegnać i oświadczyli, że jak jutro będę się wybierać do szkoły mam dać im znać a oni przyjadą po mnie i pojedziemy razem. Wymieniliśmy się numerami i każdy z nich przytulił mnie na pożegnanie. Tak naprawdę to nie chciałam aby odchodzili, przy nich odrywałam się na chwilę od ponurych myśli i mogłam chociaż na chwilę poczuć zew radości. Po chwili pomieszczenie zalała głucha cisza, odeszli. I znów zostałam skazana na odwieczną walkę z własnym sumieniem.
Obudziłam się przed wschodem słońca. Pokój zalewała szarość a jedynym źródłem światła była mała lampka, którą wczoraj zapalił Niall na moje polecenie. Usiadłam na łóżku i przeczesałam włosy palcami, które niedawno Zayn trzymał w swojej dłoni.
Byłam cała zalana potem co wcale nie było dziwne -zasnęłam w ubraniach, które miałam wczoraj na sobie. Zegar wskazywał 4. 15. Nie byłam zmęczona ani też zaspana co zwykle wynika z tak wczesnego wstawania. Byłam wypoczęta i gotowa na walkę z tymi potworami.
Wstałam i ruszyłam do łazienki, która już nie chowała się przede mną. Stanowczo nie.
Ciepłe strumienie wody pieściły moje ciało. Stałam tak najwyraźniej zbyt bo po chwili zaczęły do mnie dobijać się wspomnienia wczorajszego dnia. Pośpiesznie więc wyszłam z kabiny i osuszyłam ciało ręcznikiem. Następnie niedbale wklepałam balsam do ciała i wybrałam ubrania. Niby nie zanosiło się na deszcz ale pogodna w Londynie jest tak niezdecydowana więc ubrałam się nieco cieplej, zawsze przecież można sweterek lub bluzę zdjąć.
Gdy było koło 6.00 babcia zaczęła się krzątać na dole. Wiedziałam co chciałam dzisiaj zrobić. Chciałam pojechać i odwiedzić tatę, bardzo tego potrzebowałam.
Schodząc na dół uważnie spoglądałam gdzie staję, nie chciałam ponownie mieć uszkodzonej stopy przez jedną zabawek brata.
- Jak się czujesz? Coś tak wcześnie wstała?- powitała mnie babcia całując w policzek
- Jakoś nie mogłam spać. Babciu…. Czy ja mogę dzisiaj pojechać do taty?- zapytałam gryząc jabłko. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem jakby nie wierzyła w to co mówię
- A szkoła? Przecież dzisiaj czwartek- powiedziała
- Nic nie szkodzi. Mam dzisiaj mało lekcji i żadna z nich nie jest ważna. Proszę, babciu ja tego potrzebuję- zrobiłam minę zbitego, smutnego pieska i spojrzałam na kobietę. Podpierała swój bok jedną ręką i uśmiechała się kręcąc głową
- Skoro tego potrzebujesz to jedź… Wiesz…- zaczęła- mogłabyś wziąć któregoś z tych chłopców? Byłabym spokojniejsza- spojrzałam na nią nie wierząc, że to powiedziała. Ja nie chcę aby oni traktowali mnie z góry! Gdy któryś z nich pozna jaka ja naprawdę jestem powie reszcie i marzenie o normalnym obcowaniu z rówieśnikami trafi szlag.
- A muszę? Babciu ja… ja wstydzę się mojej przeszłości… Dobrze wiesz jaka była..- usiadłam i wpatrywałam się w ugryzione jabłko.
- Valery ale nie możesz całe życie uciekać od tego. Jeśli im na Tobie zależy to oni zaakceptują Cię taką jaką jesteś. Widać, że Cię lubią. Jak Ciebie można nie lubić?- uśmiech babci dodał mi otuchy. W końcu i tak przyszedłby czas na to aby wyznać prawdę.
- Dobrze, zadzwonię Liam’a i zapytam się czy nie zechce pojechać ze mną- powiedziałam wyciągając z torby telefon
- Liam? A co z tym mulatem?- zapytała babcia ja machnęłam na to ręką i wsłuchiwałam się w sygnał połączenia.
Gdy chłopak w końcu odebrał słabo go słyszałam. Jakieś wrzaski, krzyki i śmiechy zakłócały nam naszą rozmowę. W końcu kazałam mi poczekać chwile i jak mniemam udał się w miejsce do którego nie docierały poranne kłótnie chłopaków.
- Przepraszam Cię za tamto.. Strasznie jest z nimi mieszkać- tłumaczył się chłopak.- Stało się coś? Mam po Ciebie przyjechać?- troska dosłownie wylewała się z jego głosu
- Nie… To znaczy tak. Chciałam Cię prosić o małą przysługę- i wyjaśniłam mu grubsza o co chodzi. Powiedziałam, że muszę się dostać na drugą stronę Londynu i odwiedzić kogoś. Chłopak słuchał w milczeniu a gdy skończyłam mówić powiedział abym dała mu 15 minut i będzie pod moim domem.
Przekazałam babci dobrą wiadomość, że nie będę sama a jej pytanie o Zayn’a pozostawiłam bez odpowiedzi. Nie wiem dlaczego ale chciałam aby to właśnie Liam pierwszy poznał prawdę. Było tak być może dlatego, że to właśnie jego uważałam za najbardziej rozsądnego w tej grupie… Kolejnym z powodów było to, że on też coś ukrywał przed kolegami i to w pewnym stopniu nas łączyło.
Babcia jak zwykle panikowała i upominała mnie, że mam nie rozmawiać z nieznajomymi, przechodzić tylko i wyłącznie na zielonym świetle a w mojej dzielnicy nie udzielać informacji o moim obecnym miejscu zamieszkania. Tak, chciałam odwiedzić matkę i zobaczyć jak sobie radzi. Chciałam zobaczyć czy w ogóle zauważyła, że nas nie ma.
Moje zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, że jestem osobą odpowiedzialną przerwał dzwonek do drzwi. Korney zerwał się i zaczął merdać wesoło ogonem a babcia poszła otworzyć. Zapakowałam drugie śniadanie, które nam przyrządziła i powitawszy się z Liam’em niepewnym uściskiem ruszyliśmy w drogę.
- Myślałam, że pojedziemy autobusem- powiedziałam widząc czarne auto na podjeździe
- Coś Ty… To trwałoby niesamowicie długo i byłoby niekomfortowo.- otworzył drzwi auta przede mną- Zapraszam- posłał mi uśmiech a ja wsiadłam i zapięłam się pasami. Po chwili chłopak również znalazł się w samochodzie i ruszyliśmy w stanowczo zbyt długą podróż.
Z godziny siódmej leniwie zrobiła się ósma. Następnie z ósmej dziewiąta a nie potrafiłam wydobyć z siebie dźwięku. Wsłuchiwałam się w wiadomości, wyglądałam przez okno i robiłam wszystko co pozwalało mi uniknąć niezręcznych pytań. W końcu sama nie mogąc wytrzymać ciszy zaczęłam pytać go o rodzinę, plany na przyszłość i o to jakim cudem udało mu się zamieszkać wraz z czterema kolegami w takiej dzielnicy. On odpowiadał na pytania zręcznie unikając tematu rodziny. Podobnie jak ja.
- Jak mniemam z chłopakami znasz się od małego tak?- zapytałam wyglądając przez okno i ku mojemu nieszczęściu zaczynałam poznawać okolicę
- Nie- odpowiedziałam i zwróciłam się twarzą w stronę dywanu
- Co robisz?- zapytał ów ktoś i siadł obok mnie
- A nie widać? Próbuje się dokopać do piekła gdzie moje miejsce- powiedziałam i kątem oka spojrzałam w stronę mojego rozmówcy. W oczy rzucił mi się tylko jego uśmiech. Śnieżnobiały uśmiech.
- Przede mną nie musisz udawać, że źle się czujesz. Przecież widać, że coś leży Ci na sercu- kto to do jasnej cholery jest, że ma czelność wypowiadać się o moim sercu?
- Źle się czuję, to fakt.- powiedziałam pewna siebie
- To dlaczego nie leżysz na łóżku tylko tutaj? Proponuję Ci się położyć bo za chwilę wpadną tu chłopaki aby się pożegnać także….- w ciągu kilku sekund znalazłam się na łóżku a ktosiek przykrył mnie kołdrą
- Dobra dziewczynka- pocałował moje czoło a mnie przeszedł dreszcz. Lekko się uśmiechnęłam bo chłopaka usta były takie delikatne, takie ciepłe. Całkowicie jak… W każdym bądź razie były przyjemne.
- Możesz zapalić lampkę? Tę w rogu- zapytałam i po chwili pokój rozjaśniła stróżka światła. Zrobiło się całkiem przyjemnie. Owym tajemniczym chłopakiem okazał się Niall. Niall żarłok.
- Tak myślałam, że to Ty ale nie mogłam Cię poznać- uśmiechnęłam się i położyłam na boku. Właśnie tak najczęściej zasypiałam. Dlaczego tak? Bo zazwyczaj moje plecy były poobijane za sprawą matki i stąd przyzwyczajenie do tej pozycji.
Zgodnie z tym co powiedział Niall chłopcy przyszli się ze mną pożegnać i oświadczyli, że jak jutro będę się wybierać do szkoły mam dać im znać a oni przyjadą po mnie i pojedziemy razem. Wymieniliśmy się numerami i każdy z nich przytulił mnie na pożegnanie. Tak naprawdę to nie chciałam aby odchodzili, przy nich odrywałam się na chwilę od ponurych myśli i mogłam chociaż na chwilę poczuć zew radości. Po chwili pomieszczenie zalała głucha cisza, odeszli. I znów zostałam skazana na odwieczną walkę z własnym sumieniem.
Obudziłam się przed wschodem słońca. Pokój zalewała szarość a jedynym źródłem światła była mała lampka, którą wczoraj zapalił Niall na moje polecenie. Usiadłam na łóżku i przeczesałam włosy palcami, które niedawno Zayn trzymał w swojej dłoni.
Byłam cała zalana potem co wcale nie było dziwne -zasnęłam w ubraniach, które miałam wczoraj na sobie. Zegar wskazywał 4. 15. Nie byłam zmęczona ani też zaspana co zwykle wynika z tak wczesnego wstawania. Byłam wypoczęta i gotowa na walkę z tymi potworami.
Wstałam i ruszyłam do łazienki, która już nie chowała się przede mną. Stanowczo nie.
Ciepłe strumienie wody pieściły moje ciało. Stałam tak najwyraźniej zbyt bo po chwili zaczęły do mnie dobijać się wspomnienia wczorajszego dnia. Pośpiesznie więc wyszłam z kabiny i osuszyłam ciało ręcznikiem. Następnie niedbale wklepałam balsam do ciała i wybrałam ubrania. Niby nie zanosiło się na deszcz ale pogodna w Londynie jest tak niezdecydowana więc ubrałam się nieco cieplej, zawsze przecież można sweterek lub bluzę zdjąć.
Gdy było koło 6.00 babcia zaczęła się krzątać na dole. Wiedziałam co chciałam dzisiaj zrobić. Chciałam pojechać i odwiedzić tatę, bardzo tego potrzebowałam.
Schodząc na dół uważnie spoglądałam gdzie staję, nie chciałam ponownie mieć uszkodzonej stopy przez jedną zabawek brata.
- Jak się czujesz? Coś tak wcześnie wstała?- powitała mnie babcia całując w policzek
- Jakoś nie mogłam spać. Babciu…. Czy ja mogę dzisiaj pojechać do taty?- zapytałam gryząc jabłko. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem jakby nie wierzyła w to co mówię
- A szkoła? Przecież dzisiaj czwartek- powiedziała
- Nic nie szkodzi. Mam dzisiaj mało lekcji i żadna z nich nie jest ważna. Proszę, babciu ja tego potrzebuję- zrobiłam minę zbitego, smutnego pieska i spojrzałam na kobietę. Podpierała swój bok jedną ręką i uśmiechała się kręcąc głową
- Skoro tego potrzebujesz to jedź… Wiesz…- zaczęła- mogłabyś wziąć któregoś z tych chłopców? Byłabym spokojniejsza- spojrzałam na nią nie wierząc, że to powiedziała. Ja nie chcę aby oni traktowali mnie z góry! Gdy któryś z nich pozna jaka ja naprawdę jestem powie reszcie i marzenie o normalnym obcowaniu z rówieśnikami trafi szlag.
- A muszę? Babciu ja… ja wstydzę się mojej przeszłości… Dobrze wiesz jaka była..- usiadłam i wpatrywałam się w ugryzione jabłko.
- Valery ale nie możesz całe życie uciekać od tego. Jeśli im na Tobie zależy to oni zaakceptują Cię taką jaką jesteś. Widać, że Cię lubią. Jak Ciebie można nie lubić?- uśmiech babci dodał mi otuchy. W końcu i tak przyszedłby czas na to aby wyznać prawdę.
- Dobrze, zadzwonię Liam’a i zapytam się czy nie zechce pojechać ze mną- powiedziałam wyciągając z torby telefon
- Liam? A co z tym mulatem?- zapytała babcia ja machnęłam na to ręką i wsłuchiwałam się w sygnał połączenia.
Gdy chłopak w końcu odebrał słabo go słyszałam. Jakieś wrzaski, krzyki i śmiechy zakłócały nam naszą rozmowę. W końcu kazałam mi poczekać chwile i jak mniemam udał się w miejsce do którego nie docierały poranne kłótnie chłopaków.
- Przepraszam Cię za tamto.. Strasznie jest z nimi mieszkać- tłumaczył się chłopak.- Stało się coś? Mam po Ciebie przyjechać?- troska dosłownie wylewała się z jego głosu
- Nie… To znaczy tak. Chciałam Cię prosić o małą przysługę- i wyjaśniłam mu grubsza o co chodzi. Powiedziałam, że muszę się dostać na drugą stronę Londynu i odwiedzić kogoś. Chłopak słuchał w milczeniu a gdy skończyłam mówić powiedział abym dała mu 15 minut i będzie pod moim domem.
Przekazałam babci dobrą wiadomość, że nie będę sama a jej pytanie o Zayn’a pozostawiłam bez odpowiedzi. Nie wiem dlaczego ale chciałam aby to właśnie Liam pierwszy poznał prawdę. Było tak być może dlatego, że to właśnie jego uważałam za najbardziej rozsądnego w tej grupie… Kolejnym z powodów było to, że on też coś ukrywał przed kolegami i to w pewnym stopniu nas łączyło.
Babcia jak zwykle panikowała i upominała mnie, że mam nie rozmawiać z nieznajomymi, przechodzić tylko i wyłącznie na zielonym świetle a w mojej dzielnicy nie udzielać informacji o moim obecnym miejscu zamieszkania. Tak, chciałam odwiedzić matkę i zobaczyć jak sobie radzi. Chciałam zobaczyć czy w ogóle zauważyła, że nas nie ma.
Moje zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, że jestem osobą odpowiedzialną przerwał dzwonek do drzwi. Korney zerwał się i zaczął merdać wesoło ogonem a babcia poszła otworzyć. Zapakowałam drugie śniadanie, które nam przyrządziła i powitawszy się z Liam’em niepewnym uściskiem ruszyliśmy w drogę.
- Myślałam, że pojedziemy autobusem- powiedziałam widząc czarne auto na podjeździe
- Coś Ty… To trwałoby niesamowicie długo i byłoby niekomfortowo.- otworzył drzwi auta przede mną- Zapraszam- posłał mi uśmiech a ja wsiadłam i zapięłam się pasami. Po chwili chłopak również znalazł się w samochodzie i ruszyliśmy w stanowczo zbyt długą podróż.
Z godziny siódmej leniwie zrobiła się ósma. Następnie z ósmej dziewiąta a nie potrafiłam wydobyć z siebie dźwięku. Wsłuchiwałam się w wiadomości, wyglądałam przez okno i robiłam wszystko co pozwalało mi uniknąć niezręcznych pytań. W końcu sama nie mogąc wytrzymać ciszy zaczęłam pytać go o rodzinę, plany na przyszłość i o to jakim cudem udało mu się zamieszkać wraz z czterema kolegami w takiej dzielnicy. On odpowiadał na pytania zręcznie unikając tematu rodziny. Podobnie jak ja.
- Jak mniemam z chłopakami znasz się od małego tak?- zapytałam wyglądając przez okno i ku mojemu nieszczęściu zaczynałam poznawać okolicę
- Nie… Znamy się zaledwie od dwóch lat. Byliśmy dla siebie
całkowicie obcy a teraz jesteśmy jak bracia- uśmiechnął się. Widać było, że to
co mówi jest prawdą. Zazdrościłam mu przyjaciół… Zazdrościłam mu tego, że ma aż
tak wiele.
- Rozumiem. Zawsze mnie to zadziwiało jak całkowicie obcy dla siebie ludzie stają się nagle nieodzownym elementem życia drugiej osoby. Zazdroszczę wam takiej więzi, takiego całkowitego zaangażowania..- spojrzałam nieśmiało na niego zdając sobie sprawę z tego, że za wiele powiedziałam.
- Ty nigdy nie miałaś prawdziwego przyjaciela zgadza się?- zapytał a ja byłam zdziwiona. Czy on potrafi czytać w moich myślach? Kiwnęłam lekko głową a on dotknął mojego ramienia. Pod wpływem jego dotyku przeszły mnie delikatne dreszcze.
- Wiem coś o tym. W szkole nikt Cię nie akceptuje bo każdy uważa, że skoro jesteś inny to jesteś gorszy. Ludzie na ulicy patrzą na Ciebie niepewnym wzrokiem jakby bojąc się o własne życie… Dlaczego tak jest? Czy oni nie widzą, że w ten sposób ranią daną osobę?-
- Ciebie też coś takiego spotkało?- zapytałam nie wierząc w jego słowa
- Tak. Nie byłem akceptowany bo pisałem wiersze, piosenki. Nosiłem inne ubrania a moja rodzina nie należała do najbogatszych. Matka ledwo wiązała koniec z końcem a ja starałem się jej pomóc jak najlepiej umiałem. Ludzie nie rozumieli jak to jest gdy się żyje tak jak ja. Dlatego nikt mnie nie lubił. Wiedziałem, że wszystko zmieni się gdy przeprowadzę się. W końcu nadarzyła się odpowiednia sytuacja- dostałem stypendium z naszej szkoły. Nie wahałem się ani chwili- od razu je przyjąłem.. I jestem teraz tu, poznałem ludzi bez których nie wyobrażam sobie życia, poznałem również Ciebie i za żadne skarby nie mogę Cię zrozumieć. Jesteś zamknięta w sobie, jesteś owiana tajemnicą i nic nie chcesz powiedzieć o sobie. Aż tyle masz sobie do zarzucenia?- spojrzał na mnie a ja odwróciłam wzrok nie mogąc znieść widoku tych brązowych oczu.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie- rzekłam przepełniona obawami
odnośnie tego czy dobrze zrobiłam zabierając ze sobą tego chłopaka- Rozumiem. Zawsze mnie to zadziwiało jak całkowicie obcy dla siebie ludzie stają się nagle nieodzownym elementem życia drugiej osoby. Zazdroszczę wam takiej więzi, takiego całkowitego zaangażowania..- spojrzałam nieśmiało na niego zdając sobie sprawę z tego, że za wiele powiedziałam.
- Ty nigdy nie miałaś prawdziwego przyjaciela zgadza się?- zapytał a ja byłam zdziwiona. Czy on potrafi czytać w moich myślach? Kiwnęłam lekko głową a on dotknął mojego ramienia. Pod wpływem jego dotyku przeszły mnie delikatne dreszcze.
- Wiem coś o tym. W szkole nikt Cię nie akceptuje bo każdy uważa, że skoro jesteś inny to jesteś gorszy. Ludzie na ulicy patrzą na Ciebie niepewnym wzrokiem jakby bojąc się o własne życie… Dlaczego tak jest? Czy oni nie widzą, że w ten sposób ranią daną osobę?-
- Ciebie też coś takiego spotkało?- zapytałam nie wierząc w jego słowa
- Tak. Nie byłem akceptowany bo pisałem wiersze, piosenki. Nosiłem inne ubrania a moja rodzina nie należała do najbogatszych. Matka ledwo wiązała koniec z końcem a ja starałem się jej pomóc jak najlepiej umiałem. Ludzie nie rozumieli jak to jest gdy się żyje tak jak ja. Dlatego nikt mnie nie lubił. Wiedziałem, że wszystko zmieni się gdy przeprowadzę się. W końcu nadarzyła się odpowiednia sytuacja- dostałem stypendium z naszej szkoły. Nie wahałem się ani chwili- od razu je przyjąłem.. I jestem teraz tu, poznałem ludzi bez których nie wyobrażam sobie życia, poznałem również Ciebie i za żadne skarby nie mogę Cię zrozumieć. Jesteś zamknięta w sobie, jesteś owiana tajemnicą i nic nie chcesz powiedzieć o sobie. Aż tyle masz sobie do zarzucenia?- spojrzał na mnie a ja odwróciłam wzrok nie mogąc znieść widoku tych brązowych oczu.
- I widzisz? I znów to robisz- powiedział zmieniając bieg i wyprzedzając jedno z aut
- Po prostu uważam, że moje życie nie jest warte Twojej uwagi. Twojej i Twoich kolegów. Nie jestem osobą szczególnie wylewną np. na swój temat.-
- Jesteśmy w tej dzielnicy o której mi mówiłaś. Dokąd teraz?- oznajmia chłopak a moje serce zaczyna bić ze zdwojoną siłą.
- Poczekaj chwilę- mówię i wysiadam. Kieruję się do kwiaciarni, którą znałam od małego. Sprzedawałam w nim Pani Pola- staruszka z którą niegdyś przyjaźnił się mój ojciec.
Wewnątrz budynku od razu uderzył mnie zapach kwiatów i nawozu. Uwielbiałam to miejsce tak samo jak przesiadywanie przy tacie. Gdy przywitałam się z kobietą ta od razu mnie przytuliła i zalała milionem pytań. Odpowiedziałam jej na kila pytań i wyjaśniłam, że jadę do taty. Kupiłam białą różę i wróciłam ponownie do auta.
- Okropna dzielnica- stwierdził chłopak. Cóż się dziwić. Na podwórku zrobiło się niezłe zamieszanie. Toż to wróciła Valery i to jakim autem! Takiego w życiu tutaj nie było. Zrobiło mi się smutno i przykro. On tak naprawdę nie wiedział, że dwa bloki za nami mieszkałam ja- Valery Smith.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i mamy 10! Jejku.. Jak to wszystko mknie do przodu.. Serio...
Weekend zapowiada się z książką i zeszytem od biologi... Sprawdzian z tamtego roku sobie wymyśliła... -.-
Rozumiecie to? Maskara. A to był najdłuższy dział z całego cyklu nauki...
Maskara jednym słowem. Mam nadzieję, ze wy chodź trochę sobie odpoczniecie...
No i zmienił mi się plan.. Oczywiście na gorsze. W domu będę dopiero po 16 lub 17.... -.-
Fuck yeah.. Czujecie ten entuzjazm?
czwartek, 13 września 2012
Rozdział 9,, Nie cierpię Cię! Rozumiesz to?"
Kilka minut po 15 opuściliśmy lokal i kierowaliśmy się do
domu znajomą mi już trasą. Charlie trzymał się ręki Zayna niczym syn ojca. Poczułam
gdzieś w głębi duszy lekkie ukłucie i przypomniałam sobie o tym co tak skrycie
noszę w tajemnicy. Oblał mnie zimny pot i ruszyliśmy.
Szliśmy tak milcząc i co chwilę mimowolnie spoglądając na
siebie. Twarz Zayn’a nie wyrażała żadnych emocji, była pusta, beznamiętna.
Towarzyszący mu do tej pory uśmiech znikł lub schował się w cieniu mrocznych
emocji. Nie znam go ale zauważyłam, że przy swoich przyjaciołach milknie i
tylko obserwuje, nic więcej.
Charlie biegał dookoła nas uwolniwszy się z uścisku dłoni Zayn’a. Co prawda spoglądałam na niego ale wystarczyła chwila nieuwagi i….
- Charlie nie!- krzyknęłam rzucając się w stronę chłopca. Rozległ się przeraźliwy dźwięk, stanowczo nie przyjemny dla ucha a następnie płacz chłopca. Długi, przeraźliwy, wyrażający ból i strach płacz chłopca.
- Charlie!- ujęłam chłopca w ramiona odrzucając torbę w bok- Boli Cię coś?- chłopiec płakał, był przerażony. Dłonie powoli zaczynały mi drżeć co nie uszło uwadze mulata.
- Valery.. Twoje dłonie- spojrzał na mnie- Och…- jego wzrok skierowany był teraz nieco niżej- Jego kolano, ono krwawi- dopiero teraz zauważyłam, że materiał spodni brata zabarwił się na czerwono.
- Proszę pójdziesz do apteki? Po plastry i wodę utlenioną?- zapytałam Zayna a ten skinął głową- Tylko te z Kubusiem Puchatkiem!- krzyknęłam i już go nie było.
Gdy Zayn zajmował się uzupełnianiem apteczki ja musiałam uporać się ze łzami młodszego brata. Próbowałam różnych sposobów począwszy od zaproponowania kupna waty cukrowej skończywszy na żartach i wygłupach.
- To może lody z podwójną polewą?- zapytałam zrezygnowana
- Cztery gałki- powiedział powoli uspakajając się
- Dobrze, niech Ci będzie ale następnym razem masz uważać bo chyba nie chcesz zostawić ząbków na chodniku co?- zapytałam wycierając mu zarówno nosek jak i oczka. Chłopiec skinął główką a ja wziąwszy go na ręce skierowałam się do budki z lodami
- Poproszę cztery gałki: malinową, bakaliową, cytrynową i….
- Toffi!- dodał Zayn
- No i toffi- uśmiechnęłam się- sos truskawkowy i jabłkowy a posypka…
- Owocowa ma się rozumieć- wtrącił Zayn
- Chcesz coś?- zapytałam chłopaka podając loda małemu co wywołało u niego uśmiech na twarzy
- Nie, nie. Dbam o linię- puścił oczko a ja śmiejąc się zapłaciłam za loda i ruszyliśmy do domu.
W końcu znaleźliśmy się przed bramą naszej posiadłości. Musiałam małemu wyperswadować, że Zayn dzisiaj nie ma czasu i musi wracać do domu a nie przesiadywać z nami całe dnie.
- Ale Valery…- próbował coś powiedzieć aby przekonać zarówno mnie jak i mulata
- Nie ma mowy. Zayn też na obowiązki a ja musze się uczyć zresztą on też więc koniec tematu. Pożegnaj się- powiedziałam zbyt poważnie na co chłopak się zaśmiał. Zayn szeptał coś maluchowi do ucha a ja usiłowałam co nieco usłyszeć. Jednak nie przyniosło to żadnych skutków.
- To cóż…- zaczął mulat- do zobaczenia jutro rano tak?
- Tak, na to wygląda, że tak.- podałam mu dłoń a on jednym ruchem sprawił, że znalazłam się przy nim blisko. Delikatnie mnie przytulił i szepnął:
- Nie bądź na niego zła, to tylko dziecko- podał mi reklamówkę z medycznymi specyfikami i odszedł w swoją stronę.
- Valery to piecze!- płakał chłopiec a ja dzielnie znosiłam widok krwi.- Valery!!!
- Cii…. Jeszcze chwilka Charlie, jeszcze chwilka- zaczęłam dmuchać na ranę co przyniosło ulgę młodemu- I zobacz! Będziesz miał Kubusia Puchatka na ranie! Hurra!- zawołałam co wywołało uśmiech na twarzy dziecka- No już, leć się bawić- powiedziałam a chłopiec zeskoczył i pobiegł na górę. Nalałam sobie szklankę soku i zrobiłam to samo.
Po chwili byłam już w swoim pokoju i zabierałam się za matematykę. Miałam zaledwie do zrobienia 12 przykładów więc po 15 minutach miałam matmę z głowy. Fizyka poszła w odstawkę a nauczyciel przegrał walkowerem. Jutro miałam mieć zajęcia śpiewu i gry na pianinie więc zapowiadał się na prawdę dobry dzień. Włączyłam radio i zaczęłam śpiewać Beautiful- Christiny Aguilery była ona moją ulubioną wokalistką zaraz po Beatlesach. Mój głos roznosił się po całym domu i było nieuniknione, że zaraz przyleci mały aby mnie uciszać i tak też się stało
- Valery ucisz się! Nie piszcz tak!- przekrzykiwał mnie mały a ja jak na złość śpiewałam coraz głośniej.- Głupia krowa!- krzyknął i wyszedł z pokoju.
- Co?!- wrzasnęłam ściszając radio.- Coś Ty powiedział?!-
- To co słyszałaś!- krzyknął biegnąc po schodach.- Głupia, tłusta krowa!- pokazał mi język
- Ty gówniarzu Ty jeden! To ja się Tobą zajmuję a Ty co?!- wiedziałem, że jest jeszcze mały ale jego słowa mimo wszystko mnie raniły
- Dobrze, że Meg od Ciebie poszła, kto by z Tobą wytrzymał! Ciesz się, że brzuch Ci już znikł bo by Cię Zayn nie chciał!- podbiegłam do niego i złapałam. Wymierzyłam mu ostrego klapsa w pupę
- Nigdy więcej nie wspominaj o Meg! Nie masz prawa!- chłopak zaniósł się płaczem. Ja płakałam, on płakał, wszyscy płakaliśmy. Na zegarze dochodziła 17. a babci jak nie było tak nie ma.
- Nie cierpię Cię! Rozumiesz to?- wykrzyknęłam i zobaczyłam stojącego w drzwiach salonu Zayn’a- A Ty co tu robisz?- zapytałam go wycierając łzy
Charlie biegał dookoła nas uwolniwszy się z uścisku dłoni Zayn’a. Co prawda spoglądałam na niego ale wystarczyła chwila nieuwagi i….
- Charlie nie!- krzyknęłam rzucając się w stronę chłopca. Rozległ się przeraźliwy dźwięk, stanowczo nie przyjemny dla ucha a następnie płacz chłopca. Długi, przeraźliwy, wyrażający ból i strach płacz chłopca.
- Charlie!- ujęłam chłopca w ramiona odrzucając torbę w bok- Boli Cię coś?- chłopiec płakał, był przerażony. Dłonie powoli zaczynały mi drżeć co nie uszło uwadze mulata.
- Valery.. Twoje dłonie- spojrzał na mnie- Och…- jego wzrok skierowany był teraz nieco niżej- Jego kolano, ono krwawi- dopiero teraz zauważyłam, że materiał spodni brata zabarwił się na czerwono.
- Proszę pójdziesz do apteki? Po plastry i wodę utlenioną?- zapytałam Zayna a ten skinął głową- Tylko te z Kubusiem Puchatkiem!- krzyknęłam i już go nie było.
Gdy Zayn zajmował się uzupełnianiem apteczki ja musiałam uporać się ze łzami młodszego brata. Próbowałam różnych sposobów począwszy od zaproponowania kupna waty cukrowej skończywszy na żartach i wygłupach.
- To może lody z podwójną polewą?- zapytałam zrezygnowana
- Cztery gałki- powiedział powoli uspakajając się
- Dobrze, niech Ci będzie ale następnym razem masz uważać bo chyba nie chcesz zostawić ząbków na chodniku co?- zapytałam wycierając mu zarówno nosek jak i oczka. Chłopiec skinął główką a ja wziąwszy go na ręce skierowałam się do budki z lodami
- Poproszę cztery gałki: malinową, bakaliową, cytrynową i….
- Toffi!- dodał Zayn
- No i toffi- uśmiechnęłam się- sos truskawkowy i jabłkowy a posypka…
- Owocowa ma się rozumieć- wtrącił Zayn
- Chcesz coś?- zapytałam chłopaka podając loda małemu co wywołało u niego uśmiech na twarzy
- Nie, nie. Dbam o linię- puścił oczko a ja śmiejąc się zapłaciłam za loda i ruszyliśmy do domu.
W końcu znaleźliśmy się przed bramą naszej posiadłości. Musiałam małemu wyperswadować, że Zayn dzisiaj nie ma czasu i musi wracać do domu a nie przesiadywać z nami całe dnie.
- Ale Valery…- próbował coś powiedzieć aby przekonać zarówno mnie jak i mulata
- Nie ma mowy. Zayn też na obowiązki a ja musze się uczyć zresztą on też więc koniec tematu. Pożegnaj się- powiedziałam zbyt poważnie na co chłopak się zaśmiał. Zayn szeptał coś maluchowi do ucha a ja usiłowałam co nieco usłyszeć. Jednak nie przyniosło to żadnych skutków.
- To cóż…- zaczął mulat- do zobaczenia jutro rano tak?
- Tak, na to wygląda, że tak.- podałam mu dłoń a on jednym ruchem sprawił, że znalazłam się przy nim blisko. Delikatnie mnie przytulił i szepnął:
- Nie bądź na niego zła, to tylko dziecko- podał mi reklamówkę z medycznymi specyfikami i odszedł w swoją stronę.
- Valery to piecze!- płakał chłopiec a ja dzielnie znosiłam widok krwi.- Valery!!!
- Cii…. Jeszcze chwilka Charlie, jeszcze chwilka- zaczęłam dmuchać na ranę co przyniosło ulgę młodemu- I zobacz! Będziesz miał Kubusia Puchatka na ranie! Hurra!- zawołałam co wywołało uśmiech na twarzy dziecka- No już, leć się bawić- powiedziałam a chłopiec zeskoczył i pobiegł na górę. Nalałam sobie szklankę soku i zrobiłam to samo.
Po chwili byłam już w swoim pokoju i zabierałam się za matematykę. Miałam zaledwie do zrobienia 12 przykładów więc po 15 minutach miałam matmę z głowy. Fizyka poszła w odstawkę a nauczyciel przegrał walkowerem. Jutro miałam mieć zajęcia śpiewu i gry na pianinie więc zapowiadał się na prawdę dobry dzień. Włączyłam radio i zaczęłam śpiewać Beautiful- Christiny Aguilery była ona moją ulubioną wokalistką zaraz po Beatlesach. Mój głos roznosił się po całym domu i było nieuniknione, że zaraz przyleci mały aby mnie uciszać i tak też się stało
- Valery ucisz się! Nie piszcz tak!- przekrzykiwał mnie mały a ja jak na złość śpiewałam coraz głośniej.- Głupia krowa!- krzyknął i wyszedł z pokoju.
- Co?!- wrzasnęłam ściszając radio.- Coś Ty powiedział?!-
- To co słyszałaś!- krzyknął biegnąc po schodach.- Głupia, tłusta krowa!- pokazał mi język
- Ty gówniarzu Ty jeden! To ja się Tobą zajmuję a Ty co?!- wiedziałem, że jest jeszcze mały ale jego słowa mimo wszystko mnie raniły
- Dobrze, że Meg od Ciebie poszła, kto by z Tobą wytrzymał! Ciesz się, że brzuch Ci już znikł bo by Cię Zayn nie chciał!- podbiegłam do niego i złapałam. Wymierzyłam mu ostrego klapsa w pupę
- Nigdy więcej nie wspominaj o Meg! Nie masz prawa!- chłopak zaniósł się płaczem. Ja płakałam, on płakał, wszyscy płakaliśmy. Na zegarze dochodziła 17. a babci jak nie było tak nie ma.
- Nie cierpię Cię! Rozumiesz to?- wykrzyknęłam i zobaczyłam stojącego w drzwiach salonu Zayn’a- A Ty co tu robisz?- zapytałam go wycierając łzy
- Twoja babcia mnie wpuściła- wskazał na drzwi wejściowe w
których zauważyłam starszą kobietę z zakupami.
- Babcia! Babcia! Valery mnie bije!- chłopiec przylgnął do kobiety a ja pognałam na górę zalewając się łzami. Ten świat nie ma dla mnie litości.
Środa, 27 kwietnia
Dlaczego? Jakim cudem? Jak w ogóle mogłam wyhodować taką żmiję na własnej piersi? Jak, w ogóle jak on mógł wspominać o Meg i mówić, że dobrze, że ode mnie odeszła? Jak?!
Uderzyłam go, uderzyłam mojego brata. On ma dopiero 4 lata i sam nie wie co mówi a ja dałam się ponieść, dałam się sprowokować i uderzyłam go…
Siedzę i płaczę w poduszkę więc z góry Cię przepraszam za to, że będziesz w łatki. Czasami mam dość tego wszystkiego, tego całego pieprzonego życia i tych wszystkich zakłamanych osób. W szkole o mało co mnie nie zabiła ta suka Becky… Może było by tak lepiej?
Siedzę tu na górze, ze świadomością, że na dole siedzi jedyna osoba, której jestem w stanie zaufać. Na dole siedzi Zayn i słyszał jak wrzeszczę na malca, że go nienawidzę. Widział moje łzy….
Przerywam pisanie i chowam głęboko zeszyt pod poduszkę gdy słyszę ciche pukanie. To babcia
- Valery proszę zejdź na dół. Zayn poszedł mówiąc, że przyjdzie później muszę z Tobą porozmawiać.- i wyszła jak gdyby nigdy nic.
Wstałam i spojrzałam w lustro stojące w rogu pokoju. Naprawdę jestem brzydka. On ma rację. Pomyślałam i przeczesując włosy palcami wyszłam z pokoju. Skierowałam się bezpośrednio na dół i usiadłam tuż obok babci pochylonej nad kubkiem herbaty w jadalni.
- Valery…- zaczęła a ja wiedziałam, że to będzie jedna z tych trudnych rozmów gdzie matka stara się wyjaśnić coś córce- Nie możesz tak postępować z bratem. Nie masz prawa go uderzyć rozumiesz? To jest tylko dziecko, on nie wie co mówi-
- Ale on…- zaczęłam ale nie dane było mi dokończyć
- Wiem co on powiedział i już więcej nie wspomni o sama wiesz kim- Bawimy się w Harry’ego Pottera czy jak? Sama- wiesz- kim? Ona ma imię, Meg. Nazywaj rzeczy po imieniu a nie się ich boisz. – Powiedziałam mu, że boli Cię to co on mówi i jako tako zrozumiał. -
- Przepraszam- powiedziałam- Coś jeszcze?- zapytałam najnormalniej jak potrafiłam. Czułam jak stres przejmuje kontrolę na moim ciałem. Nie chciałam pokazać jaka to ja jestem słaba.
- Nie to wszystko- babcia wstała od stołu- Za 2 godziny kolacja.- wyszła bez słowa a ja chwyciłam smycz psa i czym prędzej wybiegłam z nim na podwórko zalane zachodzącym słońcem.
Biegłam czym prędzej przed siebie zanosząc się płaczem. Potrącałam przechodniów, którzy krzyczeli za mną mnóstwo różnych obelg. Niektóre z nich trafiły prosto do mojego serca a niektóre z nich puszczałam w niepamięć.
Park powoli pogrążał się w ciemności jednak dla mnie nie było to przeszkodą aby nie biec, wręcz przeciwnie nie będę musiała znosić na sobie tych wszystkich spojrzeń. Starałam się nie myśleć o tym co miało dzisiaj miejsce, starałam skupić się na własnym oddechu i biegu. Tak jak uczył nas nauczyciel wdech nosem, wydech buzią, wdech nosem, wydech buzią. W końcu gdy przebiegłam około 3 km stwierdziłam, że starczy na dzisiaj i już chciałam wrócić gdy… Boże, kompletnie nie wiem gdzie jestem. Idiotka wybrała się na bieganie po parku, którego nie zna. Skarciłam siebie w duchu i wyjęłam telefon wybierając numer do Zayn’a.
- A są tam jakieś szczególne nie wiem miejsca, znaki, posągi?- zapytał chłopak
- Tak, jest tu taka duża szachownica- powiedziałam lekko przemarznięta
- Ok., to już wiem. Czekaj tam na mnie, zaraz tam będę- i rozłączył się.
Przestępowałam z nogi na nogę. Dreptałam wokół własnej osi nie wiedząc jak mogę się rozgrzać. Chyba złym pomysłem było wybieganie na dwór w tym w czym stałam. Pies chyba też powoli się niecierpliwił bo ciągnął mnie przed siebie a ja ledwo co mogłam go utrzymać.
Po 15 minutach zjawił się Zayn. W świetle ulicznych latarni był tak cholernie przystojny… Och… Naprawdę. Poczułam ciepło w całym ciele.
- Mądra jesteś?- zapytał ściągając swoją kurtkę i zakładając ją na mnie. Od razu poczułam zapach jego perfum i przyjemne ciepło.
- Dzię- Dziękuję- wyszczekałam. Palce, które miałam zaciśnięte na smyczy dawno już straciły czucie i teraz przypominały sztywne drążki. Próbowałam je zgiąć, w jakiś sposób pobudzić do pracy ale nic z tego.- Moje palce, nie czuję ich- powiedziałam półszeptem aby nie tracić energii. Chłopak bez namysłu chwycił moje dłonie i zamknął w swoich. Zaczął dmuchać na nie swoim ciepły i słodkim oddechem patrząc przy tym w moje oczy. Delikatnie się uśmiechał a ja stałam jak ten baranek i ani mee ani bee…. Jego oczy…. Mogłabym przysiąc, że ujrzałam w nich iskierki.
Nie chcę się zakochać, nie chce czuć, że angażuje się, nie chce być ważna dla kogoś, nie chce być dla kogoś całym światem, nie chce aby ktoś mówił mi jaka to ja jestem cudowna. Nie ktoś taki jak ZAYN.
- Już lepiej?- zapytał
- Tak, znacznie lepiej. Dziękuję- powiedziałam- Możemy wracać? Mimo wszystko zgłodniałam i zmarzłam- przygryzłam jedną wargę i spojrzałam na niego
- Tak, chodźmy- podał mi rękę a ja chwyciłam ją. Poczułam się jak gwiazda kina niemego. Nocna sceneria, dwójka ludzi, chłopak trzyma dziewczynę pod rękę, obok nich pies a na niebie wielki księżyc. Żadne z nich nic nie mówi bo wstydzi się tego co może się stać.
Dlaczego nie chcę się zakochać? Bo boję się, że każdy chłopak potraktuje mnie tak jak Olivier. Ja się zakocham bez pamięci a on co? Rzuci jak laleczkę w kąt i weźmie nową.
O co chodzi z Olivierem?
Otóż był sobie bardzo przystojny chłopak, marzenie każdej dziewczyny ze szkoły. Był jak kot, zawsze chodził własnymi dróżkami, skrupulatnie unikał problemów i złego towarzystwa. Miał wszystko czego zapragnął, miał kochającą rodzinę, siostrę, która była oczkiem w głowie tatusia no i był przede wszystkim uzdolniony, cholernie uzdolniony. Grał na skrzypcach. Boże on nie grał on wyczyniał z nimi cuda. Byłam w nim zakochana po uszy a nawet więcej. Każdą wolną chwile poświęcałam na słuchanie tego jak on gra, chciałam poznać każdą jego twarz a tych miał nieskończenie dużo. Zawsze kryłam się w auli na ostatnich miejscach gdzie blask reflektorów nie mógł mnie dosięgnąć. Pewnego dnia gdy wtargnęłam do owej auli i zajęłam swoje miejsce zorientowałam się, że nie jestem. Był tam on, siedział i patrzył na mnie z rozbawieniem.
- Dlaczego się ukrywasz?- zapytał mnie przybliżając się. Nie powiedziałam nic- Wiem, że przychodzisz na każdą moją próbę i siadasz na miejscu 16. Jesteś niemal świadkiem tego jak naradza się moja nowa miłość- skrzypce. Valery powiedz mi dlaczego się ukrywasz?-
- A dlaczego mam tego nie robić? Nie jestem warta Twojej uwagi, zapewne moje zdanie Cię nie interesuje a co dopiero mówić o takiej dziewczynie jak ja- odparłam przeklinając w duszy, ze tu przyszłam. Już chciałam wyjść gdy on zatrzymał mnie i pocałował. Oślepiał nas blask reflektorów ale to nam nie przeszkadzało, mieliśmy w końcu zamknięte oczy. Był przy tym taki delikatny, czuły i słodki. Oświadczył, że mnie kocha i nie interesuje go zdanie innych o mnie. On nie kocha mnie za to gdzie mieszkam tylko za to jaka jestem. I takim oto sposobem powstał team Valery & Olivier. Byliśmy niemal nierozłączni. Do zeszłej wiosny. Wtedy on zaczął pić, bić, ćpać i traktować mnie jako swoją własność. Musiałam być na każde jego skinienie. Posunął się za daleko. Uderzył mnie mocno a potem… potem najzwyczajniej w świecie mnie zgwałcił. Zgwałcił mnie z wielką brutalnością. Zostawił mnie na pastwę losu mówiąc, że nic dla niego nie znaczyłam, że byłam dla niego zwykłą szmatą tak jak i moja matka. W szkole na długo stałam się obiektem drwin ale to już za mną, nie chcę do tego wracać…..
- Hej wszystko dobrze?- zapytał Zayn potrząsając moją dłonią”
- Babcia! Babcia! Valery mnie bije!- chłopiec przylgnął do kobiety a ja pognałam na górę zalewając się łzami. Ten świat nie ma dla mnie litości.
Środa, 27 kwietnia
Dlaczego? Jakim cudem? Jak w ogóle mogłam wyhodować taką żmiję na własnej piersi? Jak, w ogóle jak on mógł wspominać o Meg i mówić, że dobrze, że ode mnie odeszła? Jak?!
Uderzyłam go, uderzyłam mojego brata. On ma dopiero 4 lata i sam nie wie co mówi a ja dałam się ponieść, dałam się sprowokować i uderzyłam go…
Siedzę i płaczę w poduszkę więc z góry Cię przepraszam za to, że będziesz w łatki. Czasami mam dość tego wszystkiego, tego całego pieprzonego życia i tych wszystkich zakłamanych osób. W szkole o mało co mnie nie zabiła ta suka Becky… Może było by tak lepiej?
Siedzę tu na górze, ze świadomością, że na dole siedzi jedyna osoba, której jestem w stanie zaufać. Na dole siedzi Zayn i słyszał jak wrzeszczę na malca, że go nienawidzę. Widział moje łzy….
Przerywam pisanie i chowam głęboko zeszyt pod poduszkę gdy słyszę ciche pukanie. To babcia
- Valery proszę zejdź na dół. Zayn poszedł mówiąc, że przyjdzie później muszę z Tobą porozmawiać.- i wyszła jak gdyby nigdy nic.
Wstałam i spojrzałam w lustro stojące w rogu pokoju. Naprawdę jestem brzydka. On ma rację. Pomyślałam i przeczesując włosy palcami wyszłam z pokoju. Skierowałam się bezpośrednio na dół i usiadłam tuż obok babci pochylonej nad kubkiem herbaty w jadalni.
- Valery…- zaczęła a ja wiedziałam, że to będzie jedna z tych trudnych rozmów gdzie matka stara się wyjaśnić coś córce- Nie możesz tak postępować z bratem. Nie masz prawa go uderzyć rozumiesz? To jest tylko dziecko, on nie wie co mówi-
- Ale on…- zaczęłam ale nie dane było mi dokończyć
- Wiem co on powiedział i już więcej nie wspomni o sama wiesz kim- Bawimy się w Harry’ego Pottera czy jak? Sama- wiesz- kim? Ona ma imię, Meg. Nazywaj rzeczy po imieniu a nie się ich boisz. – Powiedziałam mu, że boli Cię to co on mówi i jako tako zrozumiał. -
- Przepraszam- powiedziałam- Coś jeszcze?- zapytałam najnormalniej jak potrafiłam. Czułam jak stres przejmuje kontrolę na moim ciałem. Nie chciałam pokazać jaka to ja jestem słaba.
- Nie to wszystko- babcia wstała od stołu- Za 2 godziny kolacja.- wyszła bez słowa a ja chwyciłam smycz psa i czym prędzej wybiegłam z nim na podwórko zalane zachodzącym słońcem.
Biegłam czym prędzej przed siebie zanosząc się płaczem. Potrącałam przechodniów, którzy krzyczeli za mną mnóstwo różnych obelg. Niektóre z nich trafiły prosto do mojego serca a niektóre z nich puszczałam w niepamięć.
Park powoli pogrążał się w ciemności jednak dla mnie nie było to przeszkodą aby nie biec, wręcz przeciwnie nie będę musiała znosić na sobie tych wszystkich spojrzeń. Starałam się nie myśleć o tym co miało dzisiaj miejsce, starałam skupić się na własnym oddechu i biegu. Tak jak uczył nas nauczyciel wdech nosem, wydech buzią, wdech nosem, wydech buzią. W końcu gdy przebiegłam około 3 km stwierdziłam, że starczy na dzisiaj i już chciałam wrócić gdy… Boże, kompletnie nie wiem gdzie jestem. Idiotka wybrała się na bieganie po parku, którego nie zna. Skarciłam siebie w duchu i wyjęłam telefon wybierając numer do Zayn’a.
- A są tam jakieś szczególne nie wiem miejsca, znaki, posągi?- zapytał chłopak
- Tak, jest tu taka duża szachownica- powiedziałam lekko przemarznięta
- Ok., to już wiem. Czekaj tam na mnie, zaraz tam będę- i rozłączył się.
Przestępowałam z nogi na nogę. Dreptałam wokół własnej osi nie wiedząc jak mogę się rozgrzać. Chyba złym pomysłem było wybieganie na dwór w tym w czym stałam. Pies chyba też powoli się niecierpliwił bo ciągnął mnie przed siebie a ja ledwo co mogłam go utrzymać.
Po 15 minutach zjawił się Zayn. W świetle ulicznych latarni był tak cholernie przystojny… Och… Naprawdę. Poczułam ciepło w całym ciele.
- Mądra jesteś?- zapytał ściągając swoją kurtkę i zakładając ją na mnie. Od razu poczułam zapach jego perfum i przyjemne ciepło.
- Dzię- Dziękuję- wyszczekałam. Palce, które miałam zaciśnięte na smyczy dawno już straciły czucie i teraz przypominały sztywne drążki. Próbowałam je zgiąć, w jakiś sposób pobudzić do pracy ale nic z tego.- Moje palce, nie czuję ich- powiedziałam półszeptem aby nie tracić energii. Chłopak bez namysłu chwycił moje dłonie i zamknął w swoich. Zaczął dmuchać na nie swoim ciepły i słodkim oddechem patrząc przy tym w moje oczy. Delikatnie się uśmiechał a ja stałam jak ten baranek i ani mee ani bee…. Jego oczy…. Mogłabym przysiąc, że ujrzałam w nich iskierki.
Nie chcę się zakochać, nie chce czuć, że angażuje się, nie chce być ważna dla kogoś, nie chce być dla kogoś całym światem, nie chce aby ktoś mówił mi jaka to ja jestem cudowna. Nie ktoś taki jak ZAYN.
- Już lepiej?- zapytał
- Tak, znacznie lepiej. Dziękuję- powiedziałam- Możemy wracać? Mimo wszystko zgłodniałam i zmarzłam- przygryzłam jedną wargę i spojrzałam na niego
- Tak, chodźmy- podał mi rękę a ja chwyciłam ją. Poczułam się jak gwiazda kina niemego. Nocna sceneria, dwójka ludzi, chłopak trzyma dziewczynę pod rękę, obok nich pies a na niebie wielki księżyc. Żadne z nich nic nie mówi bo wstydzi się tego co może się stać.
Dlaczego nie chcę się zakochać? Bo boję się, że każdy chłopak potraktuje mnie tak jak Olivier. Ja się zakocham bez pamięci a on co? Rzuci jak laleczkę w kąt i weźmie nową.
O co chodzi z Olivierem?
Otóż był sobie bardzo przystojny chłopak, marzenie każdej dziewczyny ze szkoły. Był jak kot, zawsze chodził własnymi dróżkami, skrupulatnie unikał problemów i złego towarzystwa. Miał wszystko czego zapragnął, miał kochającą rodzinę, siostrę, która była oczkiem w głowie tatusia no i był przede wszystkim uzdolniony, cholernie uzdolniony. Grał na skrzypcach. Boże on nie grał on wyczyniał z nimi cuda. Byłam w nim zakochana po uszy a nawet więcej. Każdą wolną chwile poświęcałam na słuchanie tego jak on gra, chciałam poznać każdą jego twarz a tych miał nieskończenie dużo. Zawsze kryłam się w auli na ostatnich miejscach gdzie blask reflektorów nie mógł mnie dosięgnąć. Pewnego dnia gdy wtargnęłam do owej auli i zajęłam swoje miejsce zorientowałam się, że nie jestem. Był tam on, siedział i patrzył na mnie z rozbawieniem.
- Dlaczego się ukrywasz?- zapytał mnie przybliżając się. Nie powiedziałam nic- Wiem, że przychodzisz na każdą moją próbę i siadasz na miejscu 16. Jesteś niemal świadkiem tego jak naradza się moja nowa miłość- skrzypce. Valery powiedz mi dlaczego się ukrywasz?-
- A dlaczego mam tego nie robić? Nie jestem warta Twojej uwagi, zapewne moje zdanie Cię nie interesuje a co dopiero mówić o takiej dziewczynie jak ja- odparłam przeklinając w duszy, ze tu przyszłam. Już chciałam wyjść gdy on zatrzymał mnie i pocałował. Oślepiał nas blask reflektorów ale to nam nie przeszkadzało, mieliśmy w końcu zamknięte oczy. Był przy tym taki delikatny, czuły i słodki. Oświadczył, że mnie kocha i nie interesuje go zdanie innych o mnie. On nie kocha mnie za to gdzie mieszkam tylko za to jaka jestem. I takim oto sposobem powstał team Valery & Olivier. Byliśmy niemal nierozłączni. Do zeszłej wiosny. Wtedy on zaczął pić, bić, ćpać i traktować mnie jako swoją własność. Musiałam być na każde jego skinienie. Posunął się za daleko. Uderzył mnie mocno a potem… potem najzwyczajniej w świecie mnie zgwałcił. Zgwałcił mnie z wielką brutalnością. Zostawił mnie na pastwę losu mówiąc, że nic dla niego nie znaczyłam, że byłam dla niego zwykłą szmatą tak jak i moja matka. W szkole na długo stałam się obiektem drwin ale to już za mną, nie chcę do tego wracać…..
- Hej wszystko dobrze?- zapytał Zayn potrząsając moją dłonią”
- Tak, po prostu złe wspomnienia powróciły….- wzdrygnęłam
się- Może wejdziesz na kolację? Babcia na pewno się ucieszy- zapytałam
orientując się, że jesteśmy już pod domem
- Z chęcią ale moi przyjaciele… oni będą na mnie źli-
- To zadzwoń po nich, niech oni też przyjdą- powiedziałam nie wiedząc
sama co mówię- Z chęcią ale moi przyjaciele… oni będą na mnie źli-
- Jesteś pewna? Na pewno tego chcesz? Wiesz co to oznacza mieć pięć potworów przy stole?-
- Nie z takimi potworami jak wy miałam do czynienia- powiedziałam myśląc o Olivierze- no już dzwoń- ponagliłam go. Chłopak wykręcił numer do jednego z nich i chwilkę negocjował coś sama nawet nie wiem co.
- Uff… Było ciężko ale przyjdą. Wiedzą, który dom więc chodźmy do środka bo zamarzniesz mi tu na śmierć.- popchnął mnie w kierunku domu a ja rozmarzyłam się o jego dłoniach…
- Babciu! Będziemy mieć gości na kolacji!- krzyknęłam kompletnie zapomniawszy o wcześniejszej kłótni
- Tak? To dobrze, bardzo dobrze- powiedziała wesołym głosem. Weszliśmy do jadalni w której panował istny zamęt. Charlie biegał dookoła stołu z Panem Biedronką w ręce a za nim pies. Babcia chowała zabawki do pudełka, które co chwilę zostawało przewracane przez chłopczyka a całość wręczył zapach z kuchni.
- Coś się przypala?- Zayn pociągnął nosem
- O nie! Moje klopsy!- krzyknęła babcia i rzuciła pudełko. Tysiące zabawek rozsypało się po podłodze. To wszystko doprowadzało mnie do szału. Włożyłam dwa palce do ust i z całej siły zagwizdałam. Zarówno pies jak i Charlie stanęli w miejscu.
- Charlie usiądź na tyłku i siedź! Pies na łóżko!- wskazałam na Korney’a a ten podkuliwszy ogon pod siebie poszedł na kanapę
- Czasami to ja się Ciebie normalnie boję- powiedział lekko wystraszony Zayn i usiadł obok mojego brata a ten od razu wskoczył mu na kolana. Pozbierałam szybko zabawki i ukryłam je w szafie. W mgnieniu oka nakryłam do stołu i usłyszałam dzwonek do drzwi. Pies zaczął szczekać a Charlie wariować. Z kim ja żyję…
- Valery!- wykrzyknęło czterech chłopaków od progu a ja aż złapałam się za uszy
- Mi też miło was widzieć- uśmiechnęłam się i wpuściłam ich. Miałam co do tego wątpliwości czy dobrze zrobiłam….Każdy z nich lekko mnie przytulił i przeszli do jadalni. Tam powitał ich Korney a zdaje się Harry wrzasnął gdy pies skoczył na niego. Z tego wszystkiego biedny chłopak się przewrócił i został cały obśliniony. Po pokoju przebiegła fala śmiechu.
- Dobra starczy Ci Harry- odsunęłam psa a chłopak wstał- To moja babcia Penelopa a to mój potwór Charlie- wskazałam ręką. Chłopcy okazali się być bardzo dobrze wychowani, każdy z nich pocałował babcię w rękę i wręczył po róży każda innego koloru. Dostała również butelkę bardzo dobrego wina.
- Siadajcie- wskazałam na miejsca przy stole a ja poszłam pomóc babci przy kolacji.
- Skąd Ty ich wzięłaś? Tacy mili? Aż do mężczyzn nie podobne- babcia uśmiechała się od ucha do ucha- Ale ten w blond włosach jest najsłodszy, powiedział mi, że smakuje jak klops- zaśmiałam się. Niall to Niall, on ma swoje prawa. Na kolację babcia przyrządziła owego klopsa z ziemniaczkami, do tego surówka a na deserem malinowe ciasto. Dla mnie były naleśniki z brokułami więc wszystko było dobrze.
Przypadło mi miejsce między Zayn’em a Niall’em z czego byłam bardzo zadowolona. No i w końcu przyszedł czas na kolację, miałam nadzieję, że wszystko będzie tak powinno być. Jednak i tu los postanowił mnie zaskoczyć, nie minęła godzina a w salonie zrobiło się niezłe zamieszanie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taaa daaaa! Mamy kolejny, tym razem 9. już rozdział. A całkiem niedawno dodawałam pierwszy... Masakra jak ten czas leci. w ogóle ten tydzień to minął mi tak szybko, że nim zdążyłam obczaić to jutro już piątek. Czujecie to?? Weekend:)
No i mamy spotkanie z chłopakami... Na prawdę nie wiedziałam jak je zaaranżować, wiec wyszło jak wyszło. To wam pozostawiam ocenę powyższego rozdziału.
No i jak myślicie kim jest Meg dla Valery? No i na koniec- Olivier
Olivier Boo. Jest rok starszy od Valery.
Ma młodszą siostrę. Jest bardzo uzdolniony- gra na skrzypcach.
Los tak sprawił, że zszedł na ścieżkę zła tym samym raniąc Valery.
Ciągle ją kocha ale mino to nie chce się zmienić.
Wkrótce narobi nie małego zamieszana w życiu głównej bohaterki.
Ma młodszą siostrę. Jest bardzo uzdolniony- gra na skrzypcach.
Los tak sprawił, że zszedł na ścieżkę zła tym samym raniąc Valery.
Ciągle ją kocha ale mino to nie chce się zmienić.
Wkrótce narobi nie małego zamieszana w życiu głównej bohaterki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)