Obudziłem się kilka minut po ósmej. Dziewczyna spała tuż
obok mnie zwinięta w kulkę. Pogładziłem ją po plecach a ona niczym kot leniwie
się przeciągnęła. Spojrzała w moją stronę malutkimi, zaspanymi oczkami i
uśmiechnęła się
- Jak się spało?- zapytałem podnosząc się do góry
- Byłoby o wiele lepiej gdybyś się tak nie rozpychał i nie
zabierał mi kołdry- zaśmiała się
- Wiesz, że wracamy dzisiaj do Londynu?- zapytałem ją
poprawiając pościel
- Niestety wiem….- siadła w fotelu- Zabierzesz mnie tu
jeszcze?-
- A chciałabyś?-
- Oczywiście- uśmiechnęła się- A teraz idę się doprowadzić
do porządku bo wyglądam jak potwór…- potarła oczy rozmazując przy tym resztki
tuszu znajdujące się na nich
- A to Ty nie wiesz, że kobieta jest najpiękniejsza z samego
rana, bez makijażu i w męskiej koszuli?- zaśmiałem się wyjmując ubrania z torby
- Wiesz… Co To jest wyglądać niczym potwór tak?? Dziwne, że
jeszcze nie uciekłeś- dziewczyna od samego rana miała bardzo dobry humor co
było niczym deszcz na pustyni. Bałem się wracać do Londynu, bałem się reakcji
chłopaków i tego, że nasze relacje ulegną rozluźnieniu. Fikcja, którą tu
stworzyliśmy nie zmieniała się w rzeczywistość… Teraz wszystko pryśnie i każde
z nas pójdzie swoja drogą….
Mama przygotowała nam syte śniadanie podczas którego
śmialiśmy się, żartowaliśmy i żałowaliśmy swojego wyjazdu. Mama obiecywała, że
w końcu przyjedzie do nas bo musi poznać rodzinę Valery… Cieszyłem się, że
stosunki pomiędzy moją rodziną a dziewczyną siedzącą obok mnie były tak dobre.
Mama bardzo polubiła ją co było odwzajemnione.
- O której macie samolot?- zapytał mnie Greg
- O 13- odparłem ze smutkiem, że znów musze rozstać się ze
swoim domem na tak długo.
- Jak dolecicie do Londynu koniecznie zadzwońcie!- mówiła
Maura- tuląc do siebie syna.- Tak dobrze, ze Cię poznałam słoneczko!- zwróciła
się do mnie i to ja po chwili byłam w jej ramionach- Pilnuj mi Niall’a i
wiesz…. Kochajcie się- pocałowała mój policzek i ze łzami w oczach machała nam
dopóki nie zniknęliśmy za bramką. Musiałam pożegnać z tak bardzo przyjazną mi
Irlandię i przygotować się na stracie z wiecznie pochmurnym Londynem.
Kilka godzin później widzieliśmy wiecznie szare i
przepełnione smutkiem budynki otaczające centrum Londynu. Miejsce drobnego
kapuśniaczku zajęło delikatne słońce, które wydawało się być dosyć niepewne w
swoich czynach jakimi było dawanie ludziom radości z jego promieni. Pierwsza
powitała nas szara płyta lotniska. Poczułam się, że zostawiałam w Irlandii coś
bardzo ważnego. I nagle pojawił się żal i rozgoryczenie. Czułam się tak jak
wtedy gdy zmarł tata… Serce wypełniał smutek połączony z bólem straty kogoś mi
bliskiego. Dla mnie Meg umarła. Odeszła z tego świata… Być może, któregoś
pięknego dnia za siedemnaście bądź też szesnaście lat stanie na progu mojego
domu i wybaczy mi to, że ją oddałam. Nigdy sobie tego nie wybaczę, ale to była
słuszna decyzja. Dziewczynka dostała miłość i prawdziwy dom. Sądzę, że dobrze
zrobiłam jadąc tam i trzymając ją w dłoniach. Ten impuls był stanowczo zbyt
silny a może dopiero teraz we mnie zaczął budzić się instynkt macierzyński?
Czułam się dumna, że to zrobiłam i pod żadnym pozorem nie
żałowałam decyzji o urodzeniu Meg i oddaniu jej do rodziny zastępczej. Chociaż
tyle powinnam jej ofiarować…
- Nie martw się… Jej tam jest dobrze- powiedział chłopak i
ścisnął moją dłoń
- Wiesz, że teraz wszystko się zmieni, prawda?- zapytałam a
on skinął głową
- Gdybym mógł Ci podarować szczęście to bym to zrobił… Taka
osoba jak Ty nie zasługuje na cierpienie wiesz?- pocałował moją dłoń i samolot
zaczął lądować.
Na lotnisku przywitała nas babcia z bratem oraz Lou i Liam.
Nie było Hazzy, nie było Zayn’a… Właściwie czego ja się spodziewałam? Gorącego
powitania, całego sztabu przyjaciół czekającego na nas z otwartymi ramionami?
Niestety, ale nie zasłużyłam sobie na coś takiego. Nie po tym co przyniosła nam
wiecznie zielona kraina.
- Są!- krzyknął Charlie i zaczął biec w naszą stronę. Już
wystawiałam ręce by móc uścisnąć małego gdy ten skręcił i wpadł w ramiona
blondynowi. Lekko zmieszana jego zachowaniem machnęłam na nich ręką i podeszłam
do babci a następnie chłopaków, którzy szczerzyli się do mnie niczym do kogoś,
kto ma podarować im nieśmiertelność.
- Tak dobrze Cię widzieć- powiedział Lou przytulił mnie
jednocześnie całując mnie w policzek
- Widać, ze Maura w końcu doprowadziła Cię do porządku-
podkreślił Liam- Cudownie wyglądasz- zrobił to samo co Lou. W końcu dorwałam
brata i całując jego słodką buźkę nie pozwalałam odejść.
- Jesteś okropna!- krzyknął a my wybuchliśmy śmiechem
- Powinieneś się cieszyć, że taka dziewczyna Cię całuje-
powiedział Lou a on pokręcił przecząco głową
- To moja siostra. Nie lubię od niej buziaków…- skrzywił się
i ruszyliśmy ku wyjściu. Ku mojej radości nie było na zewnątrz tłumu
reporterów, którzy tylko czekają na takie okazje jak ta. Musiałam podejść do
blondyna i pożegnać się z nim co nie było wcale łatwym zadaniem. Podeszłam,
przytuliłam go i powiedziałam, że dziękuję za wszystko co dla mnie zrobił. On
uśmiechnął się blado i życząc mi miłego dnia wsiadł do auta chłopaków i
odjechał.
Widok domu sprawił mi ogromną przyjemność. Z daleka żółte
ściany dawały mi do zrozumienia, że to wszystko jest moje, że właśnie tu jest
mój kawałek miejsca na ziemi. Irlandia była jedyna i niepowtarzalna, ale ten
kawałek działki w centrum Londynu odmienił moje życie.
Wysiadłam z auta i przełożyłam torbę przez ramię. Pchnęłam
zimną, metalową furtkę i weszłam na żwirek, który wesoło zachrzęścił pod stopami.
- Jesteś głodna?- zapytała mnie babcia gdy weszliśmy do
domu. Kobieta automatycznie skierowała się do swojego królestwa czyli kuchni.
- Nie babciu, dziękuje. Nie jestem głodna- odparłam- A co
masz?- zapytałam z ciekawością
- A wiesz… Pierożki no ale skoro nie jesteś głodna….
- Pierożki?! A można poprosić o trzy tylko lekko
podpieczone?- zapytałam pełna entuzjazmu
- Dla Ciebie wszystko- odparła kobieta a ja pobiegłam na
górę by się przebrać. Założyłam stare, starte ogrodniczki i fioletową koszulkę.
Na nogi wcisnęłam trampki i zbiegłam na do kuchni w której roznosił się cudowny
zapach
- Właśnie tego mi brakowało wiesz? Twojej kuchni i tego
cudownego jedzenia- powiedziałam i zajadałam się cudownymi pierożkami.
Tuż po kończonym posiłku wzięłam psa i brata do ogrodu i tam
spędziliśmy większą część popołudnia. Kopaliśmy piłkę, bawiliśmy się
pistoletami na wodę a gdy byliśmy zmęczeni padaliśmy na trawę, która była
niesamowicie wysoka. Tuż po 18 gdy zjedliśmy kolację wzięłam kosiarkę i
zaczęłam kosić trawę. Charlie zbierał patyki, które następnie Korney roznosił
po całym podwórku. Brakowało mi takich popołudni w których mogłabym pobyć z
bratem, pobawić się z nim a co w tym wszystkim najlepsze w ten sposób
regenerowałam swoje siły. Po godzinnym zmaganiu się z ciężkim sprzętem
chwyciłam za grabki i zgrabywałam trawę na małe kupki. Charlie jak to Charlie.
Latał dookoła mnie i rzucał w psa zgrabioną przeze mnie trawą. Pies miał
zielony pysk i pluł zieloną mazią a brat miał zielone ręce i całe spodnie.
Śmiałam się widząc ten widok. Każda normalna osoba odczuwałaby złość bo praca
szła na marne, ale ja cieszyłam się z tego, że mój brat ma chociaż tyle radości
w życiu. W końcu tuż po zachodzie babcia zabrała malca do kąpieli a ja mogłam
dokończyć swoją pracę.
- No widzę, że nie marnujesz czasu- usłyszałam za sobą gdy
zgrabywałam zieleninę przy płocie. Odwróciłam się i ujrzałam Harry’ego. Stał i
uśmiechał się do mnie jak niegdyś. Złość, którą mogłam usłyszeć wczoraj w jego
głosie znikła a jej miejsce zastąpiła radość.
- Harry- krzyknęłam rzucając narzędzia i biegnąc do
chłopaka. Po chwili byłam już w jego
ramionach i krzyczałam na niego dlaczego nie dał znaku życia o sobie.
- Tak jakoś wyszło.. Naprawdę przepraszam- powiedział ze
skruchą a ja byłabym nawet w stanie wybaczyć mu ten błąd gdyby nie to co po
chwili dodał- Z Tobą też jakoś tak wyszło, że zarzekałaś się, że nie chcesz
związku i nagle dowiaduje się, że jesteś z Horanem i to skąd? Z plotkarskich
stron. Nie ma co Valery… Klasa- jego twarz wykręcił grymas bólu
- Gdybyś nie był taki narwany to byś wiedział, że nie jestem
z Niall’em- powiedziałam wracając do swojej pracy. Odwracając się uderzyłam
Hazzę włosami na co on cichą zaklął pod nosem.
- Jak to nie jesteś z Niall’em?- zapytał przez płotek
- No normalnie! Przecież mówiłam Ci, że nie jestem gotowa na
związek ale po co słuchać? Jego mama myślała, że jesteśmy razem i powiedziała
tak dziennikarzom. Niall nie chciał robić jej przykrości więc nie mówiliśmy
jej, że nie jesteśmy razem, rozumiesz?- nie zwracając uwagi na nic
kontynuowałam grabienie trawy
- Wiesz… Z naszej rozmowy chyba nic nie będzie. Nie wiem
dlaczego jesteś zła. Może okres masz lub coś takiego?- zaśmiał się chłopak a ja
gotując się ze złości pokazałam mu środkowy palec
- Żebyś Ty zaraz nie miał wiesz?- warknęłam pod nosem
- Jeśli Ci przejdzie przyjdź w sobotę na imprezę. Na razie-
powiedział chłopak. Po chwili gdy odwróciłam się ujrzałam tylko jego sylwetkę,
która stawała się coraz mniejsza z każdym jego krokiem.
Nie wiem co w nim było, ale chłopak nie zachowywał się tak,
jak przed wyjazdem. A może mi się tylko wydawało? Myślałam o tym co przed
chwilą pomiędzy nami zaszło. Skąd się wzięła ta ostra wymiana zdań? Może z
tego, że Harry zachował się jak rozkapryszony gówniarz myślący, że wszystko co
powie zwali mnie z nóg?
Z przekonaniem, że Harry minął się ze swoim celem odłożyłam
metalowe grabie do schowka i udałam się do domu gdzie po długim prysznicu
chwyciłam swój pamiętnik i zaczęłam pisać.
Czwartek, 3 lipca
Dzisiaj wróciłam do
domu i wielbiłam łazienkę przez dobre półtorej godziny. Gdzie mnie poniosły
nogi? Do samej Irlandii a ściślej ujmując do Balliny gdzie… Gdzie mieszka Meg.
Tak, udało mi się ją odnaleźć. Właściwie nie mi a babci. Nawet jej za to nie
podziękowałam, ale to tylko ja…
Wiesz… Ona jest już taka
duża. Wykapany Olivier. Oczy po nim, nos po nim moje usta… Jest piękna. To
najpiękniejsza istotą jaką nosiła matka ziemia.
Jej rodzina
powiedziała, że nie mogę jej odwiedzać dlatego uznałam, ze…. Że będę o niej
myślała jako o dziecku, które umarło, które straciłam, które nie wróci… Pomogło
to w pewien sposób, ale nie wiem czy na długo. Bardzo wiele zrobił dla mnie
Niall. Samo poczucie jego obecności tuż obok mnie napawało mnie poczuciem
bezpieczeństwa, którego mi było potrzeba.
Dziwnie się stało.
Jego mama wzięła nas za parę i przez te kilka dni, które spędziłam w jego
rodzinnym domu czułam się jego i tylko jego. Moje uczucia rosły tak szybko jak
drożdżowe ciasto, że zupełnie teraz nie wiem co mam robić. Nasze relacje
rozjadą się w kompletnie inne strony a ja… Ja zdążyłam się zaangażować i go…
Boże chyba go pokochałam. Nie chciałam tego! Nie! Oczekiwałam zrozumienia a co
dostałam? Miłość, zakazane uczucie i cholernie dużo nadziei na to, że może być
dobrze. Przez ten czas Niall był dla mnie oparciem bez którego teraz runęłam w
dół.
Boję się… Boję się o
to co przyniosą kolejne dni. Boję się, że chłopaki nie zrozumieją sytuacji w
której się znaleźliśmy i znienawidzą mnie.
Chciałabym w takim
momencie jak teraz przytulić się do Zayn’a. Wiem, zranił mnie ale martwię się o
niego, jestem ciekawa co u niego słychać a przede wszystkim… Nie, nie byłabym
jeszcze w stanie mu wybaczyć.
Irlandia jest cudownym
krajem. Chcę tam wrócić. Ale póki co muszę się porządnie wyspać bym mogła
myśleć i żyć.
sama już
nie wiem co gorsze... intensywność emocji czy ich kompletny
brak...
Zamknęłam czerwony zeszyt i wcisnęłam go pomiędzy książki
leżące na półce. Po chwili leżałam w swoim łóżku i wdychałam zapach świeżo
upranej pościeli. Przypominałam sobie ostatnią noc spędzoną w Mullingar. To ona
zmieniła moje nastawienie do życia i do miłości. Pragnęłam miłości Niall’a
bardziej niż czegokolwiek innego na tej ziemi. Pragnęłam poczuć się kochana.
Budzę się gdy nad moją głową John Lenon zaczyna śpiewać
Yesterday. Powoli, ale to naprawdę powoli przecieram zaspane oczy i otwieram
je. Wyciągam spod poduszki grający sprzęt i próbuje odczytać, kto dobija się do
mnie o tak wczesnej porze. Litery
rozmazują mi się przed oczami i widzę ogromną kolorową plamę. Pozbawiona
nadziei na to, że odczytam komunikat zakrywam twarz kołdrą i czekam aż jego
melodyjny głos umilknie. W końcu następuje błoga cisza a ja ponownie zasypiam.
Nie wiem ile mija lat, ale mój organizm wystarczająco
wypoczął i budzę się pełna energii do życia.
Na zewnątrz słońce jest stanowczo za wysoko jak na poranek.
Spoglądam na zegar wiszący nieopodal drzwi i z przerażeniem odczytuję godzinę
13.00.
- Dlaczego nikt mnie nie obudził?!- pytam zbiegając na dół
zapinając guziki koszuli.
- Też miło Cię widzieć kochanie. Soku?- wita mnie babcia z
uśmiechem na twarzy. Jest spokojna jak nigdy dotąd a uśmiech nie schodzi jej z
twarzy.
- Tak poproszę, ale babciu… Dlaczego mnie nie obudziłaś?-
- Dzieciątko…- zdjęła okulary z nosa- masz wakacje, długi
lot za sobą więc powinnaś wypocząć. Jak nie teraz to kiedy?- zapytała
uśmiechając się do mnie
- Chyba masz rację…- odwzajemniłam uśmiech i zajęłam miejsce
obok niej. Po chwili dostałam chłodny pomarańczowy sok i cudownie pachnące
tosty z serem.
- Mówiłam Ci już, że jesteś niezastąpiona i kocham Cię całym
sercem?- staruszka zaśmiała się i spakowała leżące papiery na stole do teczki.
- Dzwoniła mama- rzuciła z przedpokoju gdzie zakładała buty.
Jej obcasy zastukały na terakocie i po chwili była przy mnie.
- Co chciała?
- Zaprosiła was na kolację.
- To miło z jej strony. Wychodzisz?- zapytałam opróżniając
szklankę. Kobieta poprawiła włosy i złapała za swoją teczkę, z którą była
związana bardziej niźli z nami
- Tak, niestety nie mam wakacji- uśmiechnęła się blado-
wrócę późno. Zaopiekuj się bratem-przesłała mi buziaka i znikła za drzwiami
- Pa- powiedziałam a mój głos odbił się od ścian. Pozmywałam
naczynia po samotnym śniadaniu i wyszłam z psem do ogrodu. Zapowiadałam się
naprawdę piękny dzień! Na niebie nie było żadnej skazy w postaci chmur. Kilka
minut na słońcu wystarczyło bym zamieniła czarne długie jeansy i koszulę na
zieloną sukienkę. Obudziłam brata, który nie był z tego faktu ucieszony, ale w
końcu go przekonałam obiecując mu dużą porcję lodów.
- Idziemy dzisiaj do mamy wiesz?- zapytałam ubierając go w
kolorowe spodenki i białą bluzeczkę
- Fajnie. Ale Valery- zapięłam mu szelki- Nie krzycz na nią.
Nie lubię tego.
- Dlaczego?- zapytałam zdziwiona jego stwierdzeniem
- Bo boję się, że ona znowu zachoruje…- wyjaśnił ze smutną
miną.
- Obiecuję Ci, że nie będę na nią krzyczała- pocałowałam go
w czoło i opuściliśmy dom.
Miłe uczucie iść ulicą gdzie mija Cię setki a nawet tysiące
ludzi, których w żaden sposób nie kojarzysz, ale masz tę świadomość, że gdzieś
pośród nich jest Twoja matka. Matka która czeka na Ciebie z pyszną kolacją.
Brakowało mi tego uczucia przynależności do kogoś. W końcu po tylu dniach
oczekiwania na jakikolwiek znak od matki mogłam swobodnie do niej pójść i
cieszyć się jej obecnością.
Nie znałam dokładnie tej strony Londynu więc chwilę
błądziliśmy nim odnaleźliśmy właściwą ulice i konkretne mieszkanie. Było ono
położone w jednym z ogromnych wieżowców na drugim piętrze. Nacisnęłam guzik i
usłyszałam kroki wewnątrz mieszkania.
- Dzieci!- krzyknęła rozentuzjazmowana kobieta tuląc nas do
siebie- Chodźcie, jedzenie czeka- wskazała na wnętrze budynku a my posłusznie
weszliśmy. Mieszkanie to było dostosowane do potrzeb samotnej osoby. Kuchnia,
łazienka, mały salon i sypialnia. Było idealne dla niej.
- Dopiero się urządzam więc póki co nie ma co podziwiać-
wyjaśniła. Na podłodze nadal leżały szare, kartonowe pudła z różnymi napisami.
Nie przeszkadzało mi to w żaden sposób. To dziwne, że niemalże cały dorobek
naszego życia można zamknąć w kilku pudłach…
W końcu zasiedliśmy do stołu i zajadaliśmy się specjałem
mamy- kotlety sojowe i piure z selera. Tak dawno tego nie jadłam, że niemalże
zapomniałam o smaku z dzieciństwa. Pochwaliłam mamę a ona podziękowała lekko
się czerwieniąc. W końcu nie ma to jak kuchnia matki, prawda?
Po posiłku usiadłyśmy na małej kanapie i opowiedziałam jej o
sytuacji z Naill’erem ale nie miałam odwagi opowiedzieć jej o Meg. Być może nie
pamiętała tego epizodu z mojego życia, zaraz padłyby stresujące mnie pytania i
znów fala dosyć nieprzyjemnych wspomnień zalałby mnie o nic się nie pytając.
Tak też skrzętnie ominęłam temat wnuczki i opowiedziałam całą resztę
- Valery- mam położyła dłoń na mojej dłoni- Pomyśl tylko.
Gdyby on nic do Ciebie nie czuł zachowywałby się w taki sposób? Sądzę, ze nie.
Od razu powiedziałby mamie, że NIE jesteś jego dziewczyną. Kochanie on Cię
kocha rozumiesz? Pytanie czy Ty kochasz jego?- zapytała patrząc na mnie
troskliwym wzrokiem
- Ja… Ja…- zaczęłam się jąkać. Gdy chciałam coś z siebie
wyrzucić pomiędzy nas wpadł Char krzycząc: Na lody! Na kaczki! Nie mogłyśmy
postapić inaczej tylko zgodziłyśmy się.
Kilka minut po 18. siedziałyśmy w jednej z lodziarni
zajadając się bajecznie pysznymi lodami.
- Dziękuję Ci mamo- powiedziałam tuląc się do niej
- Za co?-
- Za to, że jesteś- pocałowałam jej miękki policzek i
poczułam, że teraz mogę wszystko.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tum dum dum!!!
Heloł moje dziewuszki! Chciałyście? To proszę bardzo macie!
Powrót do brutalnej rzeczywistości boli.... Sądzicie, że teraz relacje Valery i Niall'a ulegną rozluźnieniu?
Jaka u was pogoda myszki? U mnie zimno ale mamy słoneczko! Ojej.... Odrzuciłam dziś naukę i relaksuję się oglądając Władcę Pierścieni:D Tak, jestem psychopatyczną fanką całej serii tych filmów xD
Czy to będzie dla was zdziwieniem gdy napiszę, że piekę ciasto?? :D
Chyba nie, prawda??
Kochane! Małe pytanko do was. Może chciałybyście abym nagrała filmik, w którym odpowiadam na wasze pytania?? Dlatego też założyłam aska w tej sprawie. Macie pytania? Piszcie! Chcecie filmik z odpowiedziami? Piszcie!
Ask jest poświęcony w całości temu blogowi! ASK
Kocham bardzo bardzo mocno! Magda :)